Skocz do zawartości

Top 5 dekady


RappaR

Rekomendowane odpowiedzi

@ artlan napisał, że "wiele osób ma obsesję na punkcie tytułów" - nie wiem, ja nie mam, ale wygrana jest sensem tej gry, więc to, że ktoś ma fisia na punkcie sensowności koszykówki aż takim przestępstwem chyba nie jest. to ze strony przeciwników takiej postawy pojawiają się argumenty najmniej powazne - wystrarczy bowiem niewinnie i trzeźwo zauważyć, że ktoś wygrał, ktoś inny nie i przynajmniej na starcie dyskusji ma to znaczenie, i nie wolno od tego abstrahować

Tak, należy "niewinnie i trzeźwo zauważyć" że Fisher, Gasol, Bowen i Manu wygrywali a Kidd, Nowitzki, Malone i Baylor nie wygrywali ale nie należy wyciągac z tego aż tak daleko idących wniosków, jakie wyciągają ludzie na tym forum.

 

Sam fakt posiadania czegoś nie musi świadczyć o nadzwyczajnych zdolnościach w jakiejś dziedzinie. Million dolarów może posiadać osoba bardzo przedsiębiorcza i utalentowana ale może mieć też zwykły nieudacznik, który dostał ten milion od ojca albo od wujka. Tak samo tytuł NBA może mieć zwykły przeciętniak, który miał to szczęście, że był w zespole mistrzowskim. No ale niektórzy zwyczajnie tego nie kapują. Tytuł to tytuł, w tej lidze liczy się tylko wygrywanie - lepszy jest więc role player w zespole mistrzowskim niż zawodnik z MVP, ot wasza logika.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@ artlan

nie chwal dnia przed zachodem słońca... ;] ja tu chciałem dobrym słowem koledze służyć, bo napisałeś logicznie, że Kidda z Fisherem nie sposób porównywać w kwestii wygrywalności, bo lider i roles, to jednak dwie rózne bajki i dwie rózne płaszczyzny i zakresy wpływów, a tutaj taki numer...

"tytuł to tytuł,w tej lidze liczy się tylko wygrywanie, więc lepszy role player w mistrzowskim niż zawodnik z MVP, taka wasza logika" - i cały rozsądek, którym mnie ująłeś kopnął mnie w dupę.

 

btw, gasol-dirk kompletnie nie trybi z fish-kidd. sprowadzanie gasola do roli jakiejś paprotki jest tyleż brawurowe, co niesprawiedliwe i, wg mnie, nierealne. btw 2, ja nie napisałem, że gasol jest lepszy od dirka :] - powtarzałem to parę razy, ale mogę częściej, z czasem może nawet ta monotonia tłumaczenia się ciągle od nowa, że się wielbłąda z nikogo nie zrobiło stanie się czymś wesołym.

 

@ rappa

ciesze się, że cię nie interesują moje wywody, bo nigdy nie dotyczyły one "gasol > dirk", NIGDY nie napisałem, że "gasol > dirk". jesli tak to odczytałeś, to mi przykro niezmiernie, ale kwestią "który lepszy, dirk czy gasol" w ogóle sobie głowy ani dupy nie zaprzątam, bo mnie to całkowicie nie interesuje.

 

i analogicznie do powyższego : nie obchodzi mnie, ani nie mam do takich filozoficznych zagadnień głowy, "kto lepszy Rasheed czy Dirk". pocieszam się, ze zadałeś to pytanie na tyle sugerująco, żeby odpowiedzi nie otrzymać, bo cię ona wcale nie obchodzi. zatem, możemy sobie przekazać, mam nadzieję, znak pokoju i nie kontynuować czegoś, co obu nas nie interesuje.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobra vasques odpowiedz mi tylko na jedno pytanie.

 

Co się stało w życiu Bryanta, że po '02 przestał być 'winnerem', przez kilka lat był 'looserem' a w '09 znów się stał 'winnerem'. Albo Shaq - w Magic 'looser', w Lakers winner ale tylko od '00 do '02 potem chwile looser a następniew '05 już prawie winner ale jednak looser i w końcu w '06 jednak znów cudowna przemiana w winnera. Potem kilka lat looserstwa a teraz jak wygra to znów dostąpi cudownej metafizyczno-mentalnej przemiany z loosera w winnera?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a ja mam pytanko do forumowych specow statystykowych (nie potrafie sie tym kompletnie poslugiwac a jestem niezmiernie ciekawy)

 

jak w tych magicznych cyferkach wypada Carter?

 

Widzialem wiele meczy VC i mam jakis swoj obraz jego gry ale jestem ciekaw jak by to skonfrontowac z liczbami.

juz Wy chyba wiecie (Bast? Lorak?) ktore liczby byly by istotne przy jakiejs ogolnej ocenie zawodnika. powiedzmy na przestrzeni jego najlepszych lat czyli 2000-2007 , a jak to wyglada w ostatnich 2-3 latach?

 

moze by tez jakos to porownac do Allena i Iversona? szczerze powiem ze bardzo mnie zdziwil brak Cartera w niemal kazdym zestawieniu w tym temacie (chyba tylko jeszcze jedna osoba go umiescila)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli porównujemy indywidualności to ciężko za jedyne kryterium ich oceny brać ilość pierścionków na palcach. To nonsens. Jeśli ten przykładowy Dirk nie daje dupy w PO przez lata, a wręcz ciągnie swoich Mavs za uszy to ciężko nazywać go urodzonym przegranym. Każda sytuacja jest inna. Billups będąc liderem Pistons zdobył mistrzostwo, a taki CP3 ze swoimi Hornets do tej pory gówno osiągnął. Ale w życiu bym nie powiedział, że ten pierwszy jest czy był lepszym koszykarzem. Gdyby ich zamienić miejscami to zapewne i właściciele pierścieni by się zmienili.

 

Ciężko porównać np. CP3 do Kobego. Hornets to nigdy nie był bogaty klub. Nie wydawali, nie wydają i zapewne nigdy nie będą wydawali 90 baniek na kontrakty, a Nowy Orlean to też nie tak atrakcyjna miejscówka jak Miami czy LA. Nie stawiajmy wszystkich pod jedną krechą, bo to wciąż gra zespołowa, każdy ma inną sytuację i mówienie, że jeden jest fajny bo ugrał mistrzostwo, a ten który tego nie zrobił jest do dupy jest zdecydowanie zbyt proste.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@ luki

 

znów dziabnę dłuższy post, bo w 2 słowach nie umiem, taki kaleka ze mnie niestety, więc cierpliwości.

 

to nie mój, a wyłącznie twój sposób klasyfikowania graczy winner-looser-znów winner-ponownie looser itd. Imo - błędny. przemiany mentalne istnieją w realu, gracze się zmieniają, dojrzewają, utwardzają się, szlachetnieją albo dziwaczeją, dziadzieją, c***owacieją, a czasami ni grzyba się nie zmieniają - dlaczego nie zauważać tego ? lorak chciał mnie zażyć podnosząc sprawę breakout season Mj'a, równie dobrze ty możesz mi dopieprzyć sezonami Jordana w Wizards - czemu taki winner nie wygrał niczego w Wizards ? - ale resztki racjonalnego myślenia pewnie cię hamują, bo gołym okiem dostrzegasz jak to byłoby niepowazne, prawda ? ;] - dlatego takie klasyfikowanie jakie proponujesz, czy odczytujesz, jest niehalo; przychodzą sezony z lepszym zespołem [dopasowanie, maksymalizowanie potencjałów, ogólna kondycja indywidualna/zespołowa] i z gorszym; czasami gracz jest na swoim miejscu i w perfekcyjnie go realizującej konstrukcji [gasol w La, garnett w Celtics], a czasami nie [gasol w memphis, kevin w Minny]. to są już fakty do oceny i intepretacji, a jak czytam niekiedy rózne wypowiedzi, to wydaje mi się, że niektórzy są na etapie dochodzenia w sobie do akceptacji ich materialnego zaistnienia - zmienia się otoczenie, warunki, okoliczności w jakich się grajek porusza, to chyba oczywiste, w jednych ma szansę odpowiedniej realizacji w innych nie - i to nie jest tak proste i wygodne jak mówi bastillon. Bo nie zawsze nawet najlepsze otoczenie i warunki dają zwycięstwo, dochodzi bowiem cała sfera indywidualna, w której gracz może zawieść i swój loseryzm ostatecznie potwierdzić. istnieje też coś takiego, jak momentum dla danego gracza, ważne, czy umie je wykorzystać, kiedy przychodzi jego kolej - jedni napierdalają gros kariery na topie, co roku niemal wysoko, inni mają okienka zaledwie - też warto do tego przyłożyć odpowiednią miarę. jakby stockalone wygrali drugie finały z Bulls, a mieli na to papier i okoliczności, to byliby proven winnerami w znacznie większym stopniu niż np wade ze swoim tytułem. : tu jeden tytuł, tam drugi, ale okoliczności inne, nie można byłoby tego tak prostacko zrównywać statystycznie, jakby niektórzy chcieli, albo próbowali żeby zdyskredytować pewien sposób podejścia do sprawy.

ERGO ; jest cała sfera zmiennych, które rotują się przez całą karierę grajka, w większym lub mniejszym stopniu, grunt, to je trzeźwo ocenić i wyciągnąć jakąś ocenę, wypadkową, która zakwalifikuje go jako W albo L.

 

rzecz jeszcze jest w tym, że w przypadku kobe czy shaqa masz całą kariere do oceny, iks sezonów - jeśli by grali po 20 lat i mieli na koncie same porażki, a będąc przynajmniej raz o krok od jednego chociażby tytułu - okazali się za głupi albo za słabi, to byliby loserami, jeśli jednak masz ich osiągi, jak na tacy, to po co je rozkminiasz na kawałki ? nie co roku się zwycięża, nie co roku jest się top of the world, nie co roku nawet przegrywa się z honorem, tutaj się wyciąga jakąś ogólną wypadkową ocenę ich dokonań : albo w życiu coś wygrałeś, albo ponosiłeś same porażki - przecież to oczywiste rózróżnienie. kobe i shaq spełnili, wg mnie, wszystkie warunki [ pisałem parę razy co za takie uwazam, więc daruj, ale już nie będę powtarzał po sobie ], żeby uznać ich za proven winnerów. a co mam na potwierdzenie np winneryzmu Ewinga,webbera, Barkleya czy moncriefa ?

 

dlaczego nie ma prostego i przytomnego oddzielenia sacrum od profanum, czemu nie można powiedziec : indywidualnie, pod wzg wyszkolenia, talentu, atletyzmu, pan kowalski był wspaniałym grajkiem, ale zwycięzcą za c*** nie był, bo... i tu np można powiedzieć, że tworzenie winner-team wokół tak specyficznego gracza jak 6-6 PF barkley było utopią, jednosezonowym snem wariata, a nie podstawą długofalowej polityki klubu, a jako dorzucony do układanki klocek jakoś nie powiększał brawurowo możliwości całego zespołu, zresztą stał się nim dopiero po swoim prime; webber funckjonował w idealnym otoczeniu - spoko, ktoś powie : stary, iks lat na topie, cZego ty chcesz, to winneryzm pełną gębą ! - a ja uważam, że byłby winnerem, jak i cały sacto-team, gdyby choć raz w ciągu tych kilku lat, mając tak perfekcyjnie złożony zespół, wskoczył/wskoczyli do finałów i może nawet zdobyli mistrzostwo. dlaczego mam winnerem ogłaszać kogoś, kto miał realne widoki na mistrzostwo, a ich nie spełnił ? ten loseryzm nie równa się loseryzmowi słynnego loseryzmu t-maca ;] - chciałbym, żeby to znów było podkreślone, to są loseryzmy z innych bajek, półek, ale, shit, tak jak w szkole dostajesz 5 a drugi dostaje 3 , to nadal obaj nie dostajecie szóstki, mimo że wiadomo, że jesteś lepszy od tamtego; można tu sobie doszukiwać się róznych cech loserycznych : bo TYLKO takich warto się w podobnej sytuacji dopatrywać. rozmowa zwykle jednak skręca w maliny, bo ty napiszesz, ze wwbber nie miał jaj i nie był dość twardy psychicznie, był słynnym clutch-chokerem, a ktoś się zaraz obruszy i napisze, że przeciez zakurwiście podawał no looki. Tyle, że w kontekście oceny kariery i statusu przysłowiowego webbera ważniejsze jest, wg mnie, dlaczego nie wygrał mistrzostwa i gdzie była przyczyna jego porażki, a nie - czy jego słabości się matc***ą z przewagami i w jakich proporcjach, bo co mnie to obchodzi, kiedy sensem gry jest mistrzostwo ? - wygrana i analiza dotyczyc powinna, wg mnie : albo tego dlaczego ktoś wygrał albo dlaczego ktoś przegrał, a te dotyczące tego dlaczego ktoś, kto wygrał mógł przegrać, a ktoś kto przegrał moralnie wygrał są bez związku z istotą tematu.

 

jasne, jestem przeciw zrównywaniu porażek np. jazzmanów stockalone z przegranymi zespołów z liderem/co-liderem tracym mc gradym etc, bo wiadomo bez tłumaczenia krowie na rowie, ze to nie to samo, i zrównanie ich byłoby tak samo niepowazne, jak próba przeskakiwania z sezonu na sezon i nazywania tego loseryzmem-winneryzmem-znów loseryzmem-itd do usranej śmierci, albo jak zrównywania fishera pierścionków z brakiem pierścionków Kidda. są jakies stopnie klasy sportowej, które wypada honorować.

 

p.S @ maro

 

podziwiam szczerze twoje urocze przekonanie, że - odnosząc się do przykładu jaki zapodałeś - urodzony ballhandler, drybler, kiwajło i penetrator, gracz, który bez kozła nie istnieje na boisku Chris paul pasowałby do pistons'02-08 i ich stylu ofensywnego, promującego ball movement, reversal passy, cuts, jumpshooting kreowany z wymiany podań, ścięć i zasłon, lepiej niż rozsądny, mało kiwający i grający piłką i zawsze groźny na standstill jumperach Billups. cóż, wiara czyni cuda :] ja jestem niedowiarkiem i stawiam tezę, ze gdyby pistons mieli Paula zamiast billupsa i dali mu piłkę do ręki, to by nic nie wygrali, a jakby wzięli Paula, ale nie pozwolili mu grać tego, co on umie najlepiej, a przemocą wpieprzyli w system, w którym musiałby się męczyć i "billupsować", to też by nic nie wygrali. i gdzie byłaby przyczyna porażek ? prosto - w osobie chrisa paula, w jego stylu gry nie pasującym do pozostałych zawodników, i nie mającym połączenia z zespołową filozofią koszykówki realizowaną przez tę grupę graczy. czasami nawet największa indywidualność i najfajniejszy dżony może po prostu nie pasować do danego zespołu i będzie mu kulą u nogi. poza tym, jest dość zabawne, i dla mnie mało zrozumiałe, dlaczego wybrałeś akurat pistons billupsa, czyli skończenie niemal idealną [przynajmniej w ich prime] konstrukcję zespołową, z której wyjęcie nawet nie puzzla, ale wiórka kokosowego z zęba pracującego przy niej fachury, byłoby patologicznym absurdem ? a ty to robisz i jeszcze przekonujesz, ze układnka by tak samo pasowała jakbyś wyjął z niej trójkątny element, wpieprzył kwadratowy i by ci się spięło. przecież logika podpowiada, że jak jest perfekt, to sie nie rozwala, a jak się już rozwala, to się w zamian za wyjęty trojkącik/trapezik/prostokącik się wkłada puzzla o takim samym kształcie, żeby dalej układanka miała swój właściwy kształt :]

 

to samo dotyczy size i pewnych instynktów, kiedy idzie o grę w defensywie. czy Cp współpracowałby tak samo harmonijnie z wysokimi, jak Billups ? czy mając 3-4 cale mniej i zasięg mniejszy mógłby nie robić za mismatch dla wyższych rozgrywajków, coverować tyle samo przestrzeni co chauncey ? właśnie, hehe :] paul może kraśc więcej piłek, ale w obronie pozycyjnej, czytaniu gry jest IMO słabszym indywidualnie graczem od past-Billlupsa, mniejszym, słabszym fizycznie, i po prostu do Pistons by się nie nadawał, wg mnie - byłby dla nich nieprzeskakiwalnie problematyczny na obu końcach parkietu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

vasquez nie tylko elastyczna ideologie zaczerpnal od komunistow, nawet jego posty zachowuja sie jak armia czerwona - zasypywanie przeciwnika malo wartosciowym gownem.

 

wrocmy jednak do naszej strony zelaznej kurtyny, na zachod od Szczecina i Triestu, gdzie ktos sie pyta czy Rasheed jest lepszy od Dirka. hm, nie wiem. moze u komunistow takie porownanie by przeszlo. u nas na zachodzie Dirk jest zdecydowanie lepszy.

 

Dirk is one of the most underrated players of all-time. I'm one of the biggest KG supporters on this site and Dirk is definitely in the same ballpark although I prefer Garnett. there are some huge misconception about Dirk and lots of people get fooled by them (myself included, in the past at least). I hoped great mysticbb posts in RPOY project put these foolish misconceptions to bed, but from what I'm seeing they still exist.

 

some arguments against Dirk:

 

-he's a poor defender - this rep's been following him since Don Nelson days, but guess what, in his ridiculous system nobody is considered a good defender. his defensive rebounding and size are helping his team and he's above average as evidenced by multiyear +/-

 

-Dirk choker. Dirk only had 2 bad series: in the finals 2006 and PO 2007. both times there were some circumstances screwing his performances and most importantly, his teammates were epic-fail in both of those series. in 2006 refs were obviously making controversial calls and then Avery screwed up with paying too much attention to Shaq. Nowitzki had some down games, but his teammates were even worse. in 2007 not only his father died right before the playoffs, but also coaching was once again screwing his team. Avery changed entire line-up to match-up with GSW. Dirk had a great +/- in that series and Mavs had very good offense. the problem, meanwhile, was that Mavs had no defense. part of this can be attributable to Dirk not being able to anchor team defense. the other "could be" that his C was sitting on the bench while Mavs were using small ball. Avery himself commented it was a mistake.

 

the rest of Dirk's playoff career is better than Kobe's, for instance. Nowitzki in the playoffs is pretty much 27/11 on insane efficiency. if that's a playoff choker then everyone is a playoff choker.

 

-Dirk's support is insanely overrated too. Stackhouse, Finley, Walker etc were just cancerous chuckers. Terry and Josh Howard are nice extras but won't get it done as 2nd best player. no center is worth mentioning. the only legit all-NBA caliber player in his career was Nash, but he was misused in Nelson's dumb system, because they thought it would've been better to let Finley and Stackhouse chuck from downtown.

 

-coaching was key though. 00s Don Nelson is one of the worst coaches ever. wasting Nash, playing dumb ass 3P shooting system with no defense are two main mistakes. I'm not even touching Warriors episode but he was even worse there. Maggette played center - that's enough for you to know. consider that Mavs basically went from being a ~50W team to legit title contender (60+W) once Avery replaced him. AJ was great, though he made two great mistakes, twice switching his defensive schemes inexplicably: in 06 finals too much focus on Shaq and in 07 small ball against Warriors. that kind of screws his entire legacy as a coach. two most important series, his coaching was epic fail.

 

overall I believe Dirk is definitely right up there with Duncan and Garnett. I rank these two ahead of Nowitzki, but he's not that far behind. Mysticbb really made me respect the crap out of the German :)

a ja mam pytanko do forumowych specow statystykowych (nie potrafie sie tym kompletnie poslugiwac a jestem niezmiernie ciekawy)

 

jak w tych magicznych cyferkach wypada Carter?

 

Widzialem wiele meczy VC i mam jakis swoj obraz jego gry ale jestem ciekaw jak by to skonfrontowac z liczbami.

juz Wy chyba wiecie (Bast? Lorak?) ktore liczby byly by istotne przy jakiejs ogolnej ocenie zawodnika. powiedzmy na przestrzeni jego najlepszych lat czyli 2000-2007 , a jak to wyglada w ostatnich 2-3 latach?

 

moze by tez jakos to porownac do Allena i Iversona? szczerze powiem ze bardzo mnie zdziwil brak Cartera w niemal kazdym zestawieniu w tym temacie (chyba tylko jeszcze jedna osoba go umiescila)

Carter ogolnie ma dwa problemy: jako scorer nie jest superefektywny wiec ma pod tym wzgledem troche ograniczona wartosc; jego defensywa jest tragiczna. dla SG to drugie nie jest jakos wielce istotne (choc bardziej niz dla PG) ale w porownaniu do czolowki jakos go tam dotyka.

 

ja bym powiedzial, ze Allen byl najlepszy, Carter drugi, a Iverson to wiadomo co o nim mysle - cancer. Carter IMO bylby lepszy od Raya jako lider druzyny, ale i tak by raczej nigdzie jej nie doprowadzil. Ray za to swietnie nadaje sie na secondary playera w jakims contenderze, jak np. w Celtics. prime Ray to rzeznia ofensywna.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

tak, bastilon, twoje gówno jest znacznie bardziej wartościowe ;]

 

np takie na nim kwiatki wyrastają, jak w tym poście : bierzesz po kolei nazwiska z dirka supportu i je oceniasz, że to c***oza. tak - nazwiska bierzesz, a nie graczy, łącznie z ich przypasowaniem do dirka. z góry jest założenie, że dirk jest w pyte, a reszta to badziew i dlatego dirk i jego skład padają w 1 rundzie. łatwo, prosto, skutecznie, wszystko wiadomo. idealnie gładkie półkule mózgowe i żadnego zająknięcia się, że może jednak wspaniałośc dirka nie jest taka wspaniała, bo przy nim jakoś nic nie kiełkuje. a bo staty mówią tak i już. dlaczego w playoffs wali się to, co w Rs działa ? co mówią staty, jak to interpretują ? czy moze dają jedną,. kanoniczną interpretację ? co mówią o konstrukcji zespołu i efektywności tejże w meczach decydujących, w tzw praniu ? jak odpowiadają na wątpliwości, czy wokół 7-ft jumpshootera da się zbudować regularną ofensywę, która nie zemrze w decydujących meczach playoffs, fakt !, rozgryzana przez kolejnych trenerów i zatrzymywana przez kolejne, niespokrewione ze sobą składy, której mają parę szarych komórek i tydzień czasu na naukę tej ofensywy skoncenrtowanej wokół postaci dirka ? dirk nie ma swojego 2nd option ? - no fajnie, tylko to teoria, że istnieje dla niego idealny skład, idealny 2nd option, idealna żona i idealny piecyk kaflowy. TEORIA, bo pewnie jakaś tam idealna obudowa jest, rzecz w tym, że teoria ma w twojej taktyce być z zasady pozytwynie weryfikowalna dzięki samemu faktowi swojego istnienia - "jakby Dirk miał to, to i tamto, to... sami wiecie, rozpierdol jak na wiejskim weselu" - czyżby ? taki webber też miał swoją idealną obudowe i nawet z nią nie umiał przeskoczyć na ostatni schodek. a może właśnie dirk ma taki skład, tylko po prostu z gruntu jest on niewygrywalny, nawet w swojej idealnej formule ? odrzucasz taką opcję ? nie zdziwiłbym się, znany z ciebie bowiem analityk i teoretyk ;]]

 

na podstawie fajnych teorii budowanie przekonania o faktycznej wartości funkcjonalnej gracza pozostaje papierową dywagacją i traktowanie tego jako rzeczowego argumentu w dyskusji jest właśnie gównem polemicznym, z którego bastillon jesteś znany, bo niestety gros twoich idoli musisz w ten sposób bronić po kolejnych porażkach na tym, czy siamtym poziomie wtajemniczenia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Vasquez, nie widzę sensu z Tobą dyskutować bo cokolwiek CI się nie napisze to pierdykasz tekst na 10 stron, mam też obowiązki oprócz czytania forum a to co piszesz w tych 10 stronach zmieściłoby się w dwóch-trzech zdaniach.

 

Podważasz wszelkie koszykarskie prawidła, ba, zdaje mi się, że zapominasz, że kosz to sport zespołowy i nie wystarczy żeby jedna osoba dobrze grała aby drużyna wygrała mecz. Żyjesz w jakimś poronionym świecie gdzie

gracze się zmieniają, dojrzewają, utwardzają się, szlachetnieją albo dziwaczeją, dziadzieją, c***owacieją, a czasami ni grzyba się nie zmieniają

ergo są jakimiś zjebami z nieukształtowaną osobowością i problemami na strychu.

 

Reszta to jak mówię - kupa głupot, której nawet mi sie nie chce cytować bo pewnie w odpwiedzi dostane 2x tyle szitu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

hehehe

w '90 niepokonywalni pistons wygrali cale 4-3 ze scorerem i atleta (i looserem), ktorego support dopiero za rok zaczal cos grac (poki co w '90 miewal bole glowy na wazniejszych meczach), prowadzonego przez PIERWSZOROCZNEGO (czyli w 91 drugorocznego, a nie trzeciorocznego vasq) trenera (co jest o tyle wazne ze ofensywa dopiero sie rodzila, a defensywe ch... szczelil).

jesli w 90 kogos uwazano za loosera, to pipa i granta.

pamiec zawodna jest, niech zyje bball ref!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ponieważ ligi są różne.

o ile z roku na rok te różnice zwykle nie są wielkie (np. średnia ligowa ortg/drtg w 2010 to 107.6, natomiast 108.3 w 2009), to w większych odcinkach czasu (a właśnie dla porównań historycznych Oliver wymyślił tą metodę) mogą być już ogromne. na przykład zobacz, rok temu najlepszą defensywę mieli bobcats ze 102.8 drtg. natomiast w pierwszym sezonie po połączeniu z ABA najgorsza obrona ligi miała niemal taki sam (102.9) drtg jak charlotte '10. dopiero spojrzenie na średnią ligową pokaże nam prawdziwą wartość tych defensyw: bobcats w 2010 byli -4.8 pod średnią ligową, a bucks w 1977 +3.4 nad średnią.

 

Szczerze mówiąc, nadal nie rozumiem, dlaczego mamy brać średnią ligową. Nie porównujemy przecież zespołów z dwóch odległych epok. A niższy ortg/drtg w danym sezonie nie musi od razu oznaczać lepszego poziomu defensywy.

 

 

ps

LAL 2008

bez Gasola 111.9 ortg, 106.6 drtg (w odniesieniu do średniej ligowej to odpowiednio +4.4 oraz -0.9)

 

z Gasolem 117.1 ortg, 104.9 drtg (+9.6, -2.4)

 

czyli LAL 2008 i bez Gasola mieli znacznie lepszą ofensywę niż w 2007 (trzeba by się dokładnie przyjrzeć dlaczego, ale na pewno więcej meczów Odoma ma z tym wiele wspólnego, tak samo jak pozbycie się Smuha oraz być może kontuzja Bynuma - choć w sumie dziwne by było, aby bez niego mieli lepszy atak), ale z nim wznieśli się na poziom najlepszych ofensyw all time (obronę też z nim poprawili, ale już nie aż tak bardzo). oczywiście należy pamiętać, że to tylko 27 meczów.

 

Fajnie, że chciało ci się to policzyć. Jeśli chodzi o sezon 06/07, to tu znowu trzeba by się przyjrzeć dwóm okresom - Lakers od początku rozgrywek mieli problemy z kontuzjami, ale mniej więcej w drugiej połowie sezonu dotknęła ich prawdziwa plaga. Stąd z 26-15 z pierwszych 41 meczów skończyło się na 42-40 i gładkiej porażce z Phoenix. Rok później bardzo duży postęp Bynuma, życiowa forma Fishera, et voila.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Vasquez, nie widzę sensu z Tobą dyskutować bo cokolwiek CI się nie napisze to pierdykasz tekst na 10 stron, mam też obowiązki oprócz czytania forum a to co piszesz w tych 10 stronach zmieściłoby się w dwóch-trzech zdaniach.

 

Podważasz wszelkie koszykarskie prawidła, ba, zdaje mi się, że zapominasz, że kosz to sport zespołowy i nie wystarczy żeby jedna osoba dobrze grała aby drużyna wygrała mecz. Żyjesz w jakimś poronionym świecie gdzie

gracze się zmieniają, dojrzewają, utwardzają się, szlachetnieją albo dziwaczeją, dziadzieją, c***owacieją, a czasami ni grzyba się nie zmieniają

ergo są jakimiś zjebami z nieukształtowaną osobowością i problemami na strychu.

 

Reszta to jak mówię - kupa głupot, której nawet mi sie nie chce cytować bo pewnie w odpwiedzi dostane 2x tyle szitu.

@vasquez

 

that's it right there. podejrzewam ze twoja kariera na forum nie zaczela sie dawno temu. my sie tutaj staramy byc konkretni. poza tym mozesz mi nie odpisywac, czytam jakies 20% z twoich postow, bo juz z doswiadczenia wiem ze to strata czasu.

 

ogolnie to mozesz mnie uwazac za idiote, cytujac Garnetta w odp do Villanuevy "I don't care about nobodies anymore". poczytaj sobie Loraka, Chytruza, Jendrasa. szybko, konkretnie, rzeczowo - wartosciowo.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

hehehe

w '90 niepokonywalni pistons wygrali cale 4-3 ze scorerem i atleta (i looserem), ktorego support dopiero za rok zaczal cos grac (poki co w '90 miewal bole glowy na wazniejszych meczach), prowadzonego przez PIERWSZOROCZNEGO (czyli w 91 drugorocznego, a nie trzeciorocznego vasq) trenera (co jest o tyle wazne ze ofensywa dopiero sie rodzila, a defensywe ch... szczelil).

jesli w 90 kogos uwazano za loosera, to pipa i granta.

pamiec zawodna jest, niech zyje bball ref!

dokladnie. jak ktos kto dostaje MVP moze byc uwazany za losera ? winning to chyba najwazniejsze kryterium wszelkich nagrod.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@ luki

 

zadajesz pytania z cyklu "wyjaśnij mi dokładnie na czym polegają przyczyny kryzysu ekonomicznego w świecie ?" i oczekujesz szybkich trzech zdań odpowiedzi. fakt, zadanie takiego pytania zajmuje 20 sekund, odpowiedź, jeśli ktoś chce być poważny i ciebie powaznie potraktować - już znacznie więcej. więc, jesli zadajesz pytania, to miej czas na dyskusję, bo na szybko to sobie można konia zwalić, a na seks warto trochę czasu poświęcić, jesli ma być udany.

 

wyciągasz jedno zdanie z kontekstu, bez PRÓBY zrozumienia całości i formułujesz opinię że wszystko to "kupa szitu" - fajna metoda dyskusji, pogratulować.

 

"zapominasz, że kosz to sport zespołowy i nie wystarczy, żeby jedna osoba grała dobrze, żeby wygrać mecz" - w którym miejscu tak napisałem i jak doszedłeś do takiego wniosku ?

 

poza tym, jak oceniają graczy Amerykanie ? właśnie po wygranych - każdy, kto nie pierwszy jest przegrany i im zwisa, czy zajął 2 miejsce czy 22, Przegrany to Przegrany. ja tak samo oceniam. pośrodkuję, staram się na ile mogę dostrzegać niuanse i ważyć okoliczności, ale kiedy słyszę jak ktoś się żali, że się przegranych nie docenia kosztem zwycięzców, to pytam - co to k**** ma być ?

 

, zespół jak zespół, ale rozlicza się każdego z osobna, a już liderów, wielkie gwiazdy na duże miliony - rozbiera się na czynniki pierwsze ich grę i to, czy się spisali, czy nie. a ty proponujesz jakąś oczywistośc, której nikt nie podważa, zwłaszcza ja, na zasadzie konforontacji przeciw równej oczywistości, ze w grze zespołowej są indywidualności i nie obarczając ich całą winą, szanując i rozumiejąc zespołowość, można pisać o nich samych, nie pomijając ich umieszczenia w tym zespołowym kontekście. jakbym był tobą, to bym napisał, ze "głupoty"... [pierdolisz czy majaczysz, jak ty byś napisał ?]. w twoim świecie, takie traktowanie rozmówcy ma zapewne wzięcie, mam nadzieję, że umiesz przyjąć, a nie tylko rozdawać... więc - głupoty pierdolisz, waćpan.

 

"są nieukształtowanymi zjebami z problemami" - no, to se pogadaliśmy; wykoślawiłeś co było do wykoślawienia i zadowolony z siebie, że mi dojebałeś, poszedłeś do swoich obowiązków. coś trzeba było odpisać, nadmiar literek przeraził, więc sięgnąłeś do najprostszych metod. koledzy na pewno docenią twoją błyskotliwość. O, jeden już docenił :]

 

@ bastillon

 

"my się staramy tutaj być konkretni" - no patrz, to tak jak ja, tylko u mnie konkret domaga się wyjaśnienia, a nie jakiegoś na chybcika odjebania pańszczyzny dwoma słowami, żeby sobie zaliczyć łatwo i przyjemnie posta i awansować na all stara.

 

nie chcę ci zaglądać pod kiecę, ale od długich, czasami bardzo długich, postów i ty nie stronisz. może więc nie wytykaj mnie tego, co sam uprawiasz. rzecz w tym, ze ja pewnie nigdy nawet do 200 nie dociągnę, a ty masz pewnie z 20 tys, więc pewnie róznimy się tylko procentowo.

 

"strata czasu" ? - twoja opinia, nic mi do niej; szkoda, ze tym samym zwalniasz siebie z ustosunkowania się do paru, imo, waznych kwestii [np. co mówią rentgenty i inne wyciągi liczbowe, na których podobno się znasz, o 4 kolejnych klęskach Mavs we wczesnej fazie playoffs i jak te narzędzia odpowiadają na pytania o system wokół dirka skoncentrowany w kontekście jego wygrywalności i efektywności w tychże playoffs, w najwazniejszych meczach sezonu - ale rozumiem, że jak się szurnie tekstem o "kupie szitu, co jest stratą czasu", to sobie oszczędza człowiek i konieczności myslenia i konieczności odpowiadania, to racjonalne, dlatego się nie obrażam, a przeciwnie - podziwiam]

 

poza tym, taka uwaga personalna, jesli pozwolisz - a raczej pytanie : jaki wpływ na twoją zaciekłą, i wg mnie - irracjonalną - obronę dirka i kreowanie go na gracza co najmniej wybitnego ma fakt, ze to najbliższy przyjaciel S.Nasha ?

 

"jak MVP można nazwać loserem" - ja pierdolę, to jakas prowokacja czy Kevin Smith tu kręci ?

 

@ xamel

nie dorabiaj mi gęby, z łaski swojej - NIE napisałem, że Mj był "loserem", ale że w tamtym czasie na takiego się zapowiadał - tak był postrzegany, "scorer i atleta, 40 pts z rękawa" - znakomity, ale nie ktoś pokroju i niedawnej/lub wciąz jeszcze klasy Magica czy Birda, czyli lider pełną gębą i spec od wygrywania big games, wątpliwości też budził jego wpływ na zespół i zdolność do jego mobilizacji.

 

porażka może i 3-4, ale to nadal nie był zespół, a wybitny scorer i atleta Jordan i 11 koszulek,; g7 był żałosnym blowoutem, w którym kompletnie się posypali wszyscy naraz, kwestionowano zarówno psychikę zespołu, Pippena i Granta - ofk masz rację [pippenowi zarzucano wręcz sabotaż], ale istniały też wątpliwości, czy w ogóle z tego coś będzie - znaczy się : czy przeskoczą wyżej niż finały konfy, i - a'propos samego jordana : czy Mj wywiera na zespół odpowiedni wpływ, czy nie jest zbyt przytłaczający, zbyt opresyjny, czy w ogole tak naprawdę interesuje się kolegami, czy po prostu od kolegów tylko wymaga i czy to nie jest problemem w ich rozwoju, za duże ciśnienie także z jego strony, słowem - czy jest liderszip jest dla zespołu skuteczny. nie wiem, ty - czy inni - możecie mieć inne informacje, czytaliście inne źródła, ja mam takie.

 

amerykanie, i jest mi to bliskie, nie abstrahowali i zdaje się nadal tak robią, od komunikacji na linii lider/liderzy zespołu - grupa. team ma twarz i osobowość lidera w b. dużym stopniu. jeśli ktoś chce od tego uciekac, nie brać pod uwagę, bagatelizować - to jest niepoważny i prowadzić chce dyskusję na poziomie chłopca, albo dziewczynki, a mnie to w ogole nie interesuje wtedy. a już obrona takiego stanowiska za pomocą wyssanego z palca zarzutu, że ktoś automatycznie "pomija zespół" skoro mówi o liderrze i gwieździe jest śmieszny i histeryczny [vide Luki]

 

dla wielu, to moga być herezje, mogą mi szczać do mleka, samemu wiedząc, jak Luki again, jakieś banalne oczywistości, które zwilżyć mogą najwyżej samicę kakadu, ale przeryłem dostatecznie dużo papierów, żeby swoje zdanie sobie wyrobić.

 

i tyle ode mnie - mogłem to rozbić na 6 postów i szybciej bym się dorobił statusu superstara, nie pisząc ani jednej oryginalnej i ciekawej myśli, ale jakoś ambitny chyba nie jestem ;] - a jak ktoś znów chce rzucić pomidorem, bo "za dużo słów", to śmiało, czekam z zapartym stolcem i jak poprosicie ładnie, to może nawet udam, ze mi to sprawiło przykrość,żebyście się mogli ucieszyć :].

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z twoich wypowiedzi wynika, że jak miałbyś budowac nowy zespół i miałbyś do wyboru Dirk/Gasol to wziąłbyś Gasola bo jest winable tak i Dirka ciężko obudowac? Czy ja czegoś nie zrozumiałem...?

a ja stosunkowo szybko

 

w ocenie Gasol vs Dirk bardzo czesto mylicie chyba obecna forme i przydatnosc w budowaniu ekipy ( na teraz) od calosciowych osiagniec ww Panow.

 

Jezeli mamy jako calosc oceniac ich postawe i w RS i w PO ( z akcentem na liderszip) to Gasolina jest stosunkowo daleko od osiagniec Dirka i momo ze run Niemca nigdy nie skonczyl sie sukcesem koncowym, jego dokonania stawiam duzo wyzej niz calosciowe osiagniecia Hiszpana nawet te z tytulem.

 

kolejne lata wzmacniaja natomiast pozycje Pau w rankingu ever bo gra teraz lepiej niz kiedys co o dirku duzo trudniej stwierdzic

 

dodatkowo historycznie za 10 lat jezeli Dirk tytulu nie zdobedzie to zostani w roznych zestawieniach spychany coraz bardziej w dol, bo ulotna jest chociazny pamiec o okolicznosciach nie zdobycia tytuly ( kontuzje, cancerowatosc parnerow itp.)

 

wiec o pozycje Pau w panteonie NBA nie ma sie co martwic ale dyskutujac w bardziej rozgarnietym gronie na naszym forum ( nie wiem czy to dobry adres?) powinno sie Niemca bardziej docenic....

 

to tak jak z wieloma rewelacyjnymi graczami bez tytulu.....historycznie traca...ale nie przesadzajmy

 

moj top na PF to oczywiscie

 

TD (wiem wiem gdzie gra obecnie) Dirk Pau KG i nie wiem wcale czy Sheed.....moze Bosh? coraz fajniej wyglada niedoceniany Odom

 

ale na dzis trejd robilbym siegajac po Pau

 

ciekawe ilu dysputentow ogladalo Dirka w najlepszych seriach.....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

zgadzam się ze wszystkim w poście powyżej tylko temat brzmi top 5 dekady więc jakkolwiek byśmy dekady nie liczyli

 

00-09 czy 01-10 czy 00-10 to w kontekście dziesięciu lat gry nie można porównywac Dirka czy KG czy TD do Gasola bo to po prostu jest obraza tych zawodników i o to się głównie rozchodzi i nikt klasy Gasolowi nie odbiera.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.