Skocz do zawartości

Golden State Warriors 2015/2016 - back to back ?


Tasma

Rekomendowane odpowiedzi

@microlab

 

Ale Ty tak na poważnie czy po prostu trzeba wstawiać gwiazdki z napisem sarkazm....

 

Poza tym na tym forum pół wakacji była dyskusja że Golden to najsłabszy mistrz od lat że w ogóle mieli tytuł na farcie ( od razu zaznaczam że nie byłem w tym gronie) a teraz już mówimy o elitarnym zespole....

 

To nie tylko kilka pierdołowatych gwiazd które jak Barkley oderwały się od rzeczywistości i nie rozumie że liga ewoluuje i jest inaczej niż było i kiedyś hasło żyjesz za 3 i umierasz za 3 miało sens a teraz brzmi ono bez 3 umierasz

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Shit happens. O ile jeszcze jakieś "gwiazdkowanie" misia (z dużym, bo z dużym, ale...) z przymknięciem oka mogę tak jakby zrozumieć. Golden robi 75-7, w PO jadą do finału 12-0 (po drodze sweep na SAS którzy skończyli z 65-70W) ostrząc zęby na rekord Lakersów, James z kupą w gaciach już przed 2-5. A tu na treningu dzień przed G1 Steph zderza się z Greenem/Klayem i obaj wypadają z Finals. Cleveland 55W wygrywa 4-2. Ok, i got it.

 

No ale w przypadku 82 gier w regularze, no to już nie ma miejsca na żaden przypadek. Lecą po historyczny wynik w historyczny sposób. Jeśli to złapią, trzymam kciuki - nikomu źle nie życzę - to będzie w 101% zasłużone. Koniec, żadnych, faken, gwiazdek. Tylko wielka KROPKA

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"bedzie rekord to znaczy ze zdominowali lige najbardziej w historii koniec kropka."

Bzdury. Bez mistrzostwa to nie będzie żadna dominacja. Play off tylko się liczy.
Zauważ, że w zasadniczym parę meczy fuksiarsko Warriors wygrali, a mogli przegrać.
Bulls 1995/1996 72-10 przegrali jedyny mecz u siebie w tamtym sezonie 1 punktem w bardzo dziwnym okolicznościach.
Poza tym Rodman pauzował w kilkunastu meczach i wtedy przegrywali. Możliwe było nawet 77-5.
Ale liczyła się dominacja w playoff, gdzie w meczach w których nawet pudłowali mocno potrafili je wygrywać, bo w pozostałych aspektach dominowali. Jordan w playoff jeszcze bardziej dominował niż w sezonie regularnym i to go wyróżnia.
Bulls 1996/1997 jeszcze lepiej weszło w sezon. Po 30 meczach grali lepiej niż w 1995/1996, ale przyszła kontuzja kostki Pippena. Pauzował, a gdy wrócił grał jak połowa siebie. Do tego znów kilkanaście meczy bez Rodmana. Skończyło się na 69-13, a mógł być wynik lepszy niż w sezonie 1995/1996. Pippen przez całe playoff grał z kontuzją kostki. Wygrywali łatwo aż do finału. W finale trochę się męczyli z Utah, która napsuła im wiele krwi. Pippen po sezonie miał operacje kostki i dopiero wrócił w połowie sezonu 1997/1998.
Miarą dominacji Golden state warriors będą Playoff i tylko one. Regular to nie granie na maxa. Zdobędą łatwo tytuł są jednym z najlepszych obok Bulls 1995/1996 w historii lub najlepsi. Będą się męczyć w playoff to nie ma mowy o byciu najlepszą drużyną. Nie zdobędą tytułu to wyjdzie ile znaczy regularny sezon - tyle co nic. Oczywiście mowa, gdy będą zdrowi i nie połamie się Curry, Thompson lub Green. Ja stawiam, że rekord pobiją i to o dwa winy więcej 74-8.  Curry gra świetny sezon i będzie po raz drugi bezapelacyjnie MVP sezonu, ale pora coś udowodnić i zdominować playoff i finały. Zdobyć puchar i MVP finałów.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bulls 1996/1997 jeszcze lepiej weszło w sezon. Po 30 meczach grali lepiej niż w 1995/1996, ale przyszła kontuzja kostki Pippena.

bulls ani nie grali lepiej w pierwszych 30 meczach w '97 ('czy '98), ani Pippen nie opuścił spotkań (pomyliło ci się z '98 - swoją drogą skoro tak podstawowe fakty źle pamiętasz, to co dopiero musi być z bardziej złożonymi jak np. poziom defensywy na przestrzeni całej dekady), bo zagrał w 82.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"bedzie rekord to znaczy ze zdominowali lige najbardziej w historii koniec kropka."

 

Bzdury. Bez mistrzostwa to nie będzie żadna dominacja. Play off tylko się liczy.

Zauważ, że w zasadniczym parę meczy fuksiarsko Warriors wygrali, a mogli przegrać.

Bulls 1995/1996 72-10 przegrali jedyny mecz u siebie w tamtym sezonie 1 punktem w bardzo dziwnym okolicznościach.

 

A ile meczów u siebie przegrali Warriors w tym sezonie?

 

Tylko play-offs się liczy? Rozumiem, że Bullsi z lat 90-tych mogą Celtics 57-69 lizać po piętach :nevreness: Bill Russel i Bob Cousy w bezpośrednim meczu zjedliby Jordana i Pippena na śniadanie :nevreness:

Edytowane przez fluber
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Aha, czyli jak zrobią rekord, a potem wygrają pierścienie, ale pomęczą się ze Spurs w finałach konferencji, no i z Cavs w finale także to już nie będą dominatorami, bo się męczyli z takimi rywalami? Niektórzy tak są zakochani w Jordanie i tamtych Bykach, że nie pamiętają, że na ogół serie wygrywał, ale rzadko rozwalał rywali, a częściej to było z wysiłkiem i też z wieloma wpadkami czy wstydliwymi występami Jordana. Często wypomina się jakieś mecze współczesnym graczom i że zawalili coś, a Jordan to zawsze bohaterskie powroty czy same game winnery. Otóż nie. Każdy gracz zawala i Jordan nie był nigdy wyjątkiem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

bulls ani nie grali lepiej w pierwszych 30 meczach w '97 ('czy '98), ani Pippen nie opuścił spotkań (pomyliło ci się z '98 - swoją drogą skoro tak podstawowe fakty źle pamiętasz, to co dopiero musi być z bardziej złożonymi jak np. poziom defensywy na przestrzeni całej dekady), bo zagrał w 82.

Widzisz Lorak. Zostałeś złapany na gorącym uczynku. Masz słabiutką pamięć. Pippen nie grał przez pierwszą połowę sezonu 1997/1998 dlatego, że miał operacje kostki po skończonym sezonie 1996/1997. Grał całą drugą połowę sezonu 1996/1997 i całe playoff 1996/1997 z kontuzjowaną kostką. Jak mówiłem doznał kontuzji kostki w tamtym sezonie, opuścił tylko kilka spotkań, ale gdy wrócił grał dużo słabiej niż przed kontuzją. Wiesz dobrze czemu nie operował, bo by stracił sezon i by nie było mistrza w 1997.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widzisz Lorak. Zostałeś złapany na gorącym uczynku. Masz słabiutką pamięć. Pippen nie grał przez pierwszą połowę sezonu 1997/1998

 

to ty już nawet nie pamiętasz co sam napisałeś:

 

Bulls 1996/1997 jeszcze lepiej weszło w sezon. Po 30 meczach grali lepiej niż w 1995/1996, ale przyszła kontuzja kostki Pippena. Pauzował, a gdy wrócił grał jak połowa siebie.

tymczasem Pippen w '97 nie opuścił ani jednego meczu, tak więc nie ma mowy o pauzowaniu.

Edytowane przez lorak
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I tak nikt nie wierzy ze piszecie to z pamieci ;) nie sprzeczajcie sie o to co bylo 20 lat temu. WHO CARES?

budziet rekord to budziet najlepszy regular seson ever najwieksza.dominacja w RS i juz :) kogo obchodzi czy Pipen gral na maxa w listopadzie 97 roku albo czy MJ myslal o golfie w styczniu 98 roku i przez to jakis mecz tam przegrali hehhe

Edytowane przez Montello
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Grał całą drugą połowę sezonu 1996/1997 i całe playoff 1996/1997 z kontuzjowaną kostką. Jak mówiłem doznał kontuzji kostki w tamtym sezonie, opuścił tylko kilka spotkań, ale gdy wrócił grał dużo słabiej niż przed kontuzją. Wiesz dobrze czemu nie operował, bo by stracił sezon i by nie było mistrza w 1997.

 to co piszesz odnosi się do sezonu wcześniejszego, czyli 1995/96. Wtedy miał kontuzję i opuścił kilka meczów, a po powrocie grał wyraźnie gorzej.

W sezonie 96/97, jak już wspomniał Lorak, zagrał komplet spotkań, i pierwsze dwie rundy playoff.

Kontuzja odnowiła mu się w starciu z Heat bodajże w 5 meczu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 to co piszesz odnosi się do sezonu wcześniejszego, czyli 1995/96. Wtedy miał kontuzję i opuścił kilka meczów, a po powrocie grał wyraźnie gorzej.

W sezonie 96/97, jak już wspomniał Lorak, zagrał komplet spotkań, i pierwsze dwie rundy playoff.

Kontuzja odnowiła mu się w starciu z Heat bodajże w 5 meczu.

Jeśli chodzi o Rodmana to w sezonie 1995/1996 nie grał przez miesiąc z powodu kontuzji. A później dostał zawieszenie na 6 meczy za ruch głową w kierunku sędziego. Dowód:

"3 listopada 1995 roku, Bulls zainaugurowali sezon wygraną 13 punktową nad Charlotte. Wygrali pierwsze 5 meczy, aż przyszła porażka z zeszłorocznymi pogromcami – Orlando Magic. Gorzej, że po 3 meczach, Rodman nabawił się urazu łydki i nie grał przez miesiąc. Powrócił na mecz z New York Knicks, gdy jego drużyna miała bilans spotkań 14-2. W następnych 11 meczach, Byki wygrały 10 z 11 spotkań (porażka w 2 dzień świąt z Indianą) i mieli bilans już 24-3. Potem mamy serial zwycięstw 18-0 i bilans 42-3. Podczas tego imponującego „run’u”, Bulls mieli dwie serie po trzy wygrane mecze, różnicą ponad 20 punktów. Z resztą o tych różnicach punktowych będzie osobny wątek. Po tej imponującej serii prawdziwy szok! Oto i Chicago na wyjeździe przegrywa dwa mecze z rzędu, z Denver i z Phoenix. Bilans 42-5 robi się już gorszy, mówiąc żartem. Do 16 marca 1996 roku, gracze Phila Jacksona mieli kolejną serię, tym razem 16-2. Podsumujmy znowu bilans: 58-7. Czemu wybrałem tę datę akurat? Pewnie dlatego, że tego dnia gracze z wietrznego miasta co prawda wygrali z New Jersey, ale w 10 minucie zniknął z parkietu Rodman, za „ruszenie głową” w sposób niewłaściwy. Dokładnie to ruszył głową w kierunku sędziego. Czy go trafił? Faktem jednak jest to, że Robak został zawieszony na 6 meczy i powrócił dopiero 2 kwietnia na starcie z Miami. Bilans meczy bez Rodmana? 5-1 i mamy już ładne 63-8. Daruję już sobie liczenie zwycięstw i porażek do końca, bo tutaj każdego matematyka wesprze, wiec przejdźmy do historycznej chwili. Brzydkie zwycięstwo, jeszcze nigdy nie było tak piękne”. Tak to można przetłumaczyć. Faktem bowiem jest, że Bulls grając na wyjeździe z Kozłami z Milwaukee (16 kwietnia), wygrali 6 punktami, lecz zagrali na niespełna 39% skuteczności. Z drugiej strony, czy raczej przede wszystkim: CZY TO WAŻNE? Chicago Bulls stali się pierwszym w historii NBA zespołem, który wygrał 70 spotkań w sezonie zasadniczym i jedynym jak do tej pory. Ostatecznie sezon zakończyli ze sławetnym już bilansem 72 zwycięstwa i TYLKO 10 porażek. Ostatnio Steve Kerr wspominał, że ten wspaniały bilans Byków to życzenie Michaela Jordana. W momencie, w którym Chicago byli blisko pobicia rekordu i bycia pierwszym zespołem w historii NBA, który wygrał 70 spotkań, MJ powiedział, że on chce tego rekordu. Po tej deklaracji cała drużyna zaczęła traktować każdy następny mecz jakby to był playoff. Z kolei Randy Brown mówił, że przygotowania do tego sezonu nie zaczynały się na obozie przygotowawczym, czy też chwilę wcześniej. W momencie, kiedy Bulls odpadli z playoffs w finale konferencji z Orlando, Jordan powiedział, że daje sobie i kolegom 2 tygodnie wolnego, a potem zaczynają od razu trenować. Te przykłady tylko pokazują w jak ogromnym stopniu gracze Chicago podeszli do tamtego sezonu.

Dwie kwestie: Czy nie przesadzam aby trochę, no i jakie mam kompetencje w ocenianiu tego jak wyglądały same mecze, poza patrzeniem na box score. Zacznę od odpowiedzi na drugie pytanie. Jako fan Dennisa Rodmana, obejrzałem grubo ponad połowę meczy z tamtego sezonu, z różnych kaset czy innych multimedialnych nośników audio-video. Zaś co do pierwszego pytania. Zacznę od swobodnego cytatu z pamięci, ale uwierzcie, sprawdziłem to potem czy dobrze pamiętam po latach. Komentujący mecze Bulls, Johnny „Red” Kerr, mniej więcej tak komentował mecze Byków -Michael do Scottiego, Dennis stawia zasłonę, dwa punkty. Byki wyglądają dzisiaj świetnie, a atmosfera jest mocno piknikowa.Toni, świetne podanie i Ron Harper za trzy. Ronnie się świetnie bawi. Pippen chyba też, celebrując zagrania kolegi na ławce. Będzie setka czy nie? Jak będzie to dostajemy darmowe Taco! Dennis, traf te rzuty wolne. Tak! Mamy Taco! Warto nie iść jeszcze do domu…Wybrałem te cytaty, które najlepiej oddają atmosferę panującą głównie w United center (druga średnia liczby widzów w sezonie). „Rywale za rzadko byli zbyt blisko”. To cytat z prasy amerykańskiej i świetnie oddaje to, co się wtedy działo z przeciwnikami, PRÓBUJĄCYMI ugrać cokolwiek. To wyglądało tak, jakby Chicago wychodziło na mecze z ogromnym przekonaniem o swojej wyższości. Ich obrona i kontry były zabójcze, a suma indywidualnych talentów była nie do przecenienia. Wszelkie ew. błędy w ataku czy w obronie były kwitowane śmiechem, jakby to był komediowy przerywnik. Nikt nie traktował tego, że „coś się nie udało”. Nie, Bykom coś czasem wypadło, a udawało się wszystko. Spójrzcie, na w tym wypadku, miażdżące liczby. Byki wygrały 72 spotkania, z czego 46 razy różnicą 10 punktów i większą, a sezon wcześniej wygrali w ogóle 47 spotkań. Wiele zespołów by wzięło te 46 zwycięstw w ciemno, nawet jednym punktem, a Chicago miało te zwycięstwa ponad 10 punktami. Z tych 46 zwycięstw, 27 było różnicą ponad 20 punktów, z czego pięć razy różnicą 30 punktów i większą. KOSMOS. Dodajmy do tego, że 90% wygranych meczy, kończyli czwarte kwarty zupełnymi rezerwami, a zespoły nierzadko starały się ujść z twarzą, walcząc w prawie podstawowym składzie i nic z tego nie wychodziło. To pokazuje, że te statystyki mogły być jeszcze bardziej imponujące, choć „mogłyby” to śmieszne w obliczu tego, co Byki dokonały w tamtym sezonie.

Mało może odkrywczy, ale cytat z Zen Mastera. Szukając fenomenu tamtych Bulls, musimy koniecznie o tym pamiętać. Wiele osób o tym zapominało i dla nich tamta drużyna to Jordan, Pippen, Rodman, Kukoc, Kerr, acha i na rozgrywaniu był Harper i mieli jeszcze dwóch takich słabych centrów. Nie, to jest zbyt daleko idące uproszczenie, a ja bym to nazwał nawet nieprawdą. Ci „nieszczęśni” centrzy to w Chicago nie mieli łatwo. Luc Longley był mocno niedoceniany w czasach trylogii Byków. Był bardzo ważnym punktem ofensywy w trójkątach i nie tylko. Najlepiej szybkie kontry po zbiórkach, obok Rodmana, rozpoczynał właśnie Longley. Był solidną zaporą o wzroście 218 cm i wadze ponad 120 kg. Przede wszystkim jednak był inteligentny. To on często posyłał piłki za plecami obrońców w korytarz podkoszowy do Jordana czy też posyłał wspomniane piłki przez pół boiska na kontrę.

Wennington to osobna bajka. Wiecznie wygłupiający się facet, którego fizjonomia sprawiała, że mając lat 30 wyglądał na ponad 40. To tylko taki zabawny przytyk, ale Bill robił swoje. Miał 49% skuteczności gry w tamtym sezonie, i ktoś powie, że słabo jak na centra o wzroście 213 cm, ale on rzucał z daleka. Rzucał i trafiał. Jordan nie bał mu się piłki podawać przy zagraniach pick % pop. 6-8 punktów solidnych z ławki. Ktoś pogardzi? W ogóle siła Bulls polegała też na tym, że tam prawie każdy poza Simpkinsem i Haley’em miał zagrywki dla siebie. Gdy wtedy, 40 letni James Edwards wchodził na boisko, to ustawiając się pod koszem dostawał piłkę, na swoje rzuty z odchylenia a’la Sheed czy Aldridge. Skoro trzymamy w zespole człowieka w tym wieku i wpuszczamy go na parkiet, to niech gra. I to była filozofia Jaxa. Randy Brown i Buechler nie grali za wiele, ale ich zadania były nie do przecenienia. Jeden i drugi miał bronić i ew. rzucać z czystej pozycji. Sam widziałem mecze, gdy Jud nie trafiał trzech z rzędu czystych trójek, a i tak grał dalej. Bo miał rzucać, bo na tym polegała siła Chicago. Tam grał każdy i miał ogromny wpływ na to, jak wyglądał ten zespół. Przecież te zwycięstwa po ponad 10, 20 czy w końcu 30 punktów to całe czwarte kwarty ciągnęła właśnie ławka.

Nie można jeszcze zapomnieć o jednej bardzo ważnej kwestii. Jest nią Ron Harper. Harp, jak na rozgrywającego był bardzo wysoko bo miał prawie 198 cm wzrostu. Przy kryciu rotacja była czymś bardzo ważnym w Chicago. Jax mógł zdecydować, że Pippen danego dnia „usiądzie” w obronie na jakimś graczu z pozycji numer jeden, a skrzydła niskiego pilnował Harper, który jak już wspominałem miał prawie 2 metry wzrostu. Był też świetnym obrońcą. Potrafił pilnować nawet Paytona, wybitnego rozgrywającego w tamtych czasach (i w ogóle). Idźmy dalej. Trzech graczy w Chicago mogło rozgrywać, a gdy na boisku był Kukoc to mieli wtedy czterech graczy mogących spokojnie przeprowadzić piłkę na drugą stronę boiska. Przeprowadzić, a nie przebiec w strachu. Ile zespołów mogło się poszczycić takim polem manewru?

Zmienność gry w końcu. Gdy Jordan i Pippen schodzili i głównym rzucającym miał być Kukoc to taki Brown czy Buechler, może i nie zdobywali punktów czasem, ale w obronie dalej przeciwnik miał problemy, bo Byki dalej broniły świetnie. Jeśli dodamy genialną atmosferę, z pominięciem ew. uwag słownych o intensywności znacznej, w stronę Kukoca (wiodło prim trio Jax-Pip-MJ), to był to wzorcowy zespół. Ile to historii było o śniadaniach Harpera, Jordana i Pippena.

Na koniec, nie mniej ważny Ojciec sukcesu, a dla niektórych ojciec dosłownie. Phil Jackson. To on przekonał wszystkich graczy, że są najważniejsi w swojej skali. Gdy Jordan twierdził, że nawet bez Rodmana by zdobyli tytuł, to Jax wiedział, że nie musiało tak wcale być. Wspomnianą atmosferę tworzył właśnie on. Widać z urywków celebracji tytułów jak Jax gratuluje każdemu. Tego w Lakers nie było widać (gdy prowadził ich Jackson). Czasem nawet z wyższością patrzył na wielu graczy, a w czasach Byków? Ojcowskie stosunki i stoicki spokój wymieszany z uśmiechem, który zwykł znaczyć „Mówiłem, że się uda, jesteś ważny dla tego zespołu. Świetna robota”.Jedna porażka na 10, które Byki poniosły w tamtym sezonie, była w pełni niepodważalna i zasłużona. 10 marca 1996 roku, Chicago ulegli w Madison Square Garden, Knicks AŻ 32 punktami. Powód? Jordan dobrze, Kerr dobrze, reszta źle i na fatalnym procencie. Za to gracze Nowego Jorku w tamtym spotkaniu mieli skuteczność prawie 54% z gry i to przeciwko nie byle jakiej obronie! Najlepszej obronie ligi! Przy kilku transmisjach pod koniec sezonu, komentatorzy w Stanach zastanawiali się, czy, uwaga, to śmieszne w sumie, „pewnych porażek nie dało się uniknąć?”. Jakby śmiesznie to nie było, to z pozostałych 9 porażek, trzy na przykład były tylko różnicą jednego punktu. 75-7? Brzmi już, nie wiem jak to nazwać. Jak wynik kogoś, kto w NBA Live czy 2K, wymiata i kończy sezon z takim wynikiem. Pokusiłem się, bo nie ma tego za wiele, o drobne podsumowanie porażek Chicago i ich potencjalnych powodów i Wam pozostawiam wnioski, „co by było gdyby”. Porażki wspomniane wyżej pominę, wymieniając TOP 6 porażek Byków:

  1. Orlando vs Chicago – spotkanie nr 6 sezonu dla gości. Kolejny mecz bez Rodmana (kontuzja) i słaba skuteczność graczy pierwszej piątki. 35 punktów Hardaway’a przy 66% za dwa i 57% za trzy. Porażka 6 punktami.
  1. Seattle vs Chicago – Dosyć średni mecz Jordana i Pippena i poza Kerrem, zerowe wsparcie z ławki. W Supersonics Kemp i Payton w sumie 51 punktów na odpowiednio 62 i 77 procentowej skuteczności. Kolejny mecz bez Robaka. Porażka 5 punktami.
  1. Indiana vs Chicago – Pierwsza piątka Pacers rzuciła 71 punktów przy 56% na 103 drużyny. Słaby mecz Jordana i zerowe wsparcie z ławki Byków. Porażka 6 punktami.
  1. Denver vs Chicago – Tym razem mecz zawalił Pippen, rzucając 4 z 15. Do tego skuteczność byków to 38%, a Denver ponad 50%. Porażka 6 punktami.
  1. Phoenix vs Chicago – Wyjątkowo zacięty mecz. Świetny Barkley i ławka Suns, która wygrała z tą Byków 32-22. Skuteczność podobna, więc końcowa przewaga łatwo pokazuje, gdzie tkwił problem tamtego dnia. Porażka 10 punktami (druga z rzędu).
  1. Miami vs Chicago – Znowu fatalny Pip, przy dobrej postawie Jordana i reszty Chicago na niewiele się zdała. 39 punktów Zo i trzech graczy, którzy rzucili po 19 oczek, to było tego dnia za wiele. Porażka 9 punktami.

Dodajmy do tego wspomnianą porażkę z Knicks 32 i trzy porażki jedno-punktowe i mamy obraz „przegranych Byków” z tamtego sezonu. Bilans przegranych na zasChicago Bulls mieli w tamtym sezonie pierwszą obronę oraz pierwszy atak ligi. To według tzw. rankingów. Jeśli chodzi o liczby bardziej przyziemne, to zdobywali 105,2 punktu na mecz, co było rezultatem numer jeden w lidze, oraz pozwalali rywalom rzucać 92,9 punktu, co z kolei było trzecim rezultatem. Byki miały 7 skuteczność ligi w rzutach z gry, z czego trzecią w rzutach za 3. Byli na 3 miejscu w zbiórkach ofensywnych i na czwartym ogólnie w zebranych piłkach. Piąte miejsce w kategorii asyst i trzecie w przechwytach. Przy tym wszystkim byli na wysokiej czwartej pozycji w liczbie popełnianych strat. Te wszystkie dane po zsumowaniu też pokazują dobitnie, z jakiego kalibru zespołem mieliśmy do czynienia.adzie wyjazd-dom? 8-2.

Nagrody indywidualne i osiągnięcia w lidze. Jednostka tworzy kolektyw, a gracze tworzą zespół. Było kim tworzyć Chicago w tamtym sezonie. Michael Jordan zdobył koronę króla strzelców ze średnią ponad 30 punktów na mecz i był piąty w średniej przechwytów. Do tego zgarnął wszystkie MVP jakie były w tamtym sezonie do wygrania. Za sezon zasadniczy , za mecz gwiazd i oczywiście za finały. Rodman przewodził lidze po raz piąty z rzędu w zbiórkach (zrobił to jeszcze potem dwa razy). Toni Kukoc został uznany najlepszym szóstym graczem w lidze. Steve Kerr zajmował drugie miejsce pod względem celności rzutów za trzy ze skutecznością na poziomie 51,5%. Jordan z Pippenem trafili do pierwszej piątki sezonu, a dodatkowo z Rodmanem, do pierwszej piątki obrońców ligi. Phil Jackson został trenerem roku. To wszystko było imponujące, jak gra Chicago w tamtym sezonie.

 

Jeśli chodzi o Rodmana to w sezonie 1995/1996 nie grał przez miesiąc z powodu kontuzji. A później dostał zawieszenie na 6 meczy za ruch głową w kierunku sędziego. Dowód:

"3 listopada 1995 roku, Bulls zainaugurowali sezon wygraną 13 punktową nad Charlotte. Wygrali pierwsze 5 meczy, aż przyszła porażka z zeszłorocznymi pogromcami – Orlando Magic. Gorzej, że po 3 meczach, Rodman nabawił się urazu łydki i nie grał przez miesiąc. Powrócił na mecz z New York Knicks, gdy jego drużyna miała bilans spotkań 14-2. W następnych 11 meczach, Byki wygrały 10 z 11 spotkań (porażka w 2 dzień świąt z Indianą) i mieli bilans już 24-3. Potem mamy serial zwycięstw 18-0 i bilans 42-3. Podczas tego imponującego „run’u”, Bulls mieli dwie serie po trzy wygrane mecze, różnicą ponad 20 punktów. Z resztą o tych różnicach punktowych będzie osobny wątek. Po tej imponującej serii prawdziwy szok! Oto i Chicago na wyjeździe przegrywa dwa mecze z rzędu, z Denver i z Phoenix. Bilans 42-5 robi się już gorszy, mówiąc żartem. Do 16 marca 1996 roku, gracze Phila Jacksona mieli kolejną serię, tym razem 16-2. Podsumujmy znowu bilans: 58-7. Czemu wybrałem tę datę akurat? Pewnie dlatego, że tego dnia gracze z wietrznego miasta co prawda wygrali z New Jersey, ale w 10 minucie zniknął z parkietu Rodman, za „ruszenie głową” w sposób niewłaściwy. Dokładnie to ruszył głową w kierunku sędziego. Czy go trafił? Faktem jednak jest to, że Robak został zawieszony na 6 meczy i powrócił dopiero 2 kwietnia na starcie z Miami. Bilans meczy bez Rodmana? 5-1 i mamy już ładne 63-8. Daruję już sobie liczenie zwycięstw i porażek do końca, bo tutaj każdego matematyka wesprze, wiec przejdźmy do historycznej chwili. Brzydkie zwycięstwo, jeszcze nigdy nie było tak piękne”. Tak to można przetłumaczyć. Faktem bowiem jest, że Bulls grając na wyjeździe z Kozłami z Milwaukee (16 kwietnia), wygrali 6 punktami, lecz zagrali na niespełna 39% skuteczności. Z drugiej strony, czy raczej przede wszystkim: CZY TO WAŻNE? Chicago Bulls stali się pierwszym w historii NBA zespołem, który wygrał 70 spotkań w sezonie zasadniczym i jedynym jak do tej pory. Ostatecznie sezon zakończyli ze sławetnym już bilansem 72 zwycięstwa i TYLKO 10 porażek. Ostatnio Steve Kerr wspominał, że ten wspaniały bilans Byków to życzenie Michaela Jordana. W momencie, w którym Chicago byli blisko pobicia rekordu i bycia pierwszym zespołem w historii NBA, który wygrał 70 spotkań, MJ powiedział, że on chce tego rekordu. Po tej deklaracji cała drużyna zaczęła traktować każdy następny mecz jakby to był playoff. Z kolei Randy Brown mówił, że przygotowania do tego sezonu nie zaczynały się na obozie przygotowawczym, czy też chwilę wcześniej. W momencie, kiedy Bulls odpadli z playoffs w finale konferencji z Orlando, Jordan powiedział, że daje sobie i kolegom 2 tygodnie wolnego, a potem zaczynają od razu trenować. Te przykłady tylko pokazują w jak ogromnym stopniu gracze Chicago podeszli do tamtego sezonu.

Dwie kwestie: Czy nie przesadzam aby trochę, no i jakie mam kompetencje w ocenianiu tego jak wyglądały same mecze, poza patrzeniem na box score. Zacznę od odpowiedzi na drugie pytanie. Jako fan Dennisa Rodmana, obejrzałem grubo ponad połowę meczy z tamtego sezonu, z różnych kaset czy innych multimedialnych nośników audio-video. Zaś co do pierwszego pytania. Zacznę od swobodnego cytatu z pamięci, ale uwierzcie, sprawdziłem to potem czy dobrze pamiętam po latach. Komentujący mecze Bulls, Johnny „Red” Kerr, mniej więcej tak komentował mecze Byków -Michael do Scottiego, Dennis stawia zasłonę, dwa punkty. Byki wyglądają dzisiaj świetnie, a atmosfera jest mocno piknikowa.Toni, świetne podanie i Ron Harper za trzy. Ronnie się świetnie bawi. Pippen chyba też, celebrując zagrania kolegi na ławce. Będzie setka czy nie? Jak będzie to dostajemy darmowe Taco! Dennis, traf te rzuty wolne. Tak! Mamy Taco! Warto nie iść jeszcze do domu…Wybrałem te cytaty, które najlepiej oddają atmosferę panującą głównie w United center (druga średnia liczby widzów w sezonie). „Rywale za rzadko byli zbyt blisko”. To cytat z prasy amerykańskiej i świetnie oddaje to, co się wtedy działo z przeciwnikami, PRÓBUJĄCYMI ugrać cokolwiek. To wyglądało tak, jakby Chicago wychodziło na mecze z ogromnym przekonaniem o swojej wyższości. Ich obrona i kontry były zabójcze, a suma indywidualnych talentów była nie do przecenienia. Wszelkie ew. błędy w ataku czy w obronie były kwitowane śmiechem, jakby to był komediowy przerywnik. Nikt nie traktował tego, że „coś się nie udało”. Nie, Bykom coś czasem wypadło, a udawało się wszystko. Spójrzcie, na w tym wypadku, miażdżące liczby. Byki wygrały 72 spotkania, z czego 46 razy różnicą 10 punktów i większą, a sezon wcześniej wygrali w ogóle 47 spotkań. Wiele zespołów by wzięło te 46 zwycięstw w ciemno, nawet jednym punktem, a Chicago miało te zwycięstwa ponad 10 punktami. Z tych 46 zwycięstw, 27 było różnicą ponad 20 punktów, z czego pięć razy różnicą 30 punktów i większą. KOSMOS. Dodajmy do tego, że 90% wygranych meczy, kończyli czwarte kwarty zupełnymi rezerwami, a zespoły nierzadko starały się ujść z twarzą, walcząc w prawie podstawowym składzie i nic z tego nie wychodziło. To pokazuje, że te statystyki mogły być jeszcze bardziej imponujące, choć „mogłyby” to śmieszne w obliczu tego, co Byki dokonały w tamtym sezonie.

Mało może odkrywczy, ale cytat z Zen Mastera. Szukając fenomenu tamtych Bulls, musimy koniecznie o tym pamiętać. Wiele osób o tym zapominało i dla nich tamta drużyna to Jordan, Pippen, Rodman, Kukoc, Kerr, acha i na rozgrywaniu był Harper i mieli jeszcze dwóch takich słabych centrów. Nie, to jest zbyt daleko idące uproszczenie, a ja bym to nazwał nawet nieprawdą. Ci „nieszczęśni” centrzy to w Chicago nie mieli łatwo. Luc Longley był mocno niedoceniany w czasach trylogii Byków. Był bardzo ważnym punktem ofensywy w trójkątach i nie tylko. Najlepiej szybkie kontry po zbiórkach, obok Rodmana, rozpoczynał właśnie Longley. Był solidną zaporą o wzroście 218 cm i wadze ponad 120 kg. Przede wszystkim jednak był inteligentny. To on często posyłał piłki za plecami obrońców w korytarz podkoszowy do Jordana czy też posyłał wspomniane piłki przez pół boiska na kontrę.

Wennington to osobna bajka. Wiecznie wygłupiający się facet, którego fizjonomia sprawiała, że mając lat 30 wyglądał na ponad 40. To tylko taki zabawny przytyk, ale Bill robił swoje. Miał 49% skuteczności gry w tamtym sezonie, i ktoś powie, że słabo jak na centra o wzroście 213 cm, ale on rzucał z daleka. Rzucał i trafiał. Jordan nie bał mu się piłki podawać przy zagraniach pick % pop. 6-8 punktów solidnych z ławki. Ktoś pogardzi? W ogóle siła Bulls polegała też na tym, że tam prawie każdy poza Simpkinsem i Haley’em miał zagrywki dla siebie. Gdy wtedy, 40 letni James Edwards wchodził na boisko, to ustawiając się pod koszem dostawał piłkę, na swoje rzuty z odchylenia a’la Sheed czy Aldridge. Skoro trzymamy w zespole człowieka w tym wieku i wpuszczamy go na parkiet, to niech gra. I to była filozofia Jaxa. Randy Brown i Buechler nie grali za wiele, ale ich zadania były nie do przecenienia. Jeden i drugi miał bronić i ew. rzucać z czystej pozycji. Sam widziałem mecze, gdy Jud nie trafiał trzech z rzędu czystych trójek, a i tak grał dalej. Bo miał rzucać, bo na tym polegała siła Chicago. Tam grał każdy i miał ogromny wpływ na to, jak wyglądał ten zespół. Przecież te zwycięstwa po ponad 10, 20 czy w końcu 30 punktów to całe czwarte kwarty ciągnęła właśnie ławka.

Nie można jeszcze zapomnieć o jednej bardzo ważnej kwestii. Jest nią Ron Harper. Harp, jak na rozgrywającego był bardzo wysoko bo miał prawie 198 cm wzrostu. Przy kryciu rotacja była czymś bardzo ważnym w Chicago. Jax mógł zdecydować, że Pippen danego dnia „usiądzie” w obronie na jakimś graczu z pozycji numer jeden, a skrzydła niskiego pilnował Harper, który jak już wspominałem miał prawie 2 metry wzrostu. Był też świetnym obrońcą. Potrafił pilnować nawet Paytona, wybitnego rozgrywającego w tamtych czasach (i w ogóle). Idźmy dalej. Trzech graczy w Chicago mogło rozgrywać, a gdy na boisku był Kukoc to mieli wtedy czterech graczy mogących spokojnie przeprowadzić piłkę na drugą stronę boiska. Przeprowadzić, a nie przebiec w strachu. Ile zespołów mogło się poszczycić takim polem manewru?

Zmienność gry w końcu. Gdy Jordan i Pippen schodzili i głównym rzucającym miał być Kukoc to taki Brown czy Buechler, może i nie zdobywali punktów czasem, ale w obronie dalej przeciwnik miał problemy, bo Byki dalej broniły świetnie. Jeśli dodamy genialną atmosferę, z pominięciem ew. uwag słownych o intensywności znacznej, w stronę Kukoca (wiodło prim trio Jax-Pip-MJ), to był to wzorcowy zespół. Ile to historii było o śniadaniach Harpera, Jordana i Pippena.

Na koniec, nie mniej ważny Ojciec sukcesu, a dla niektórych ojciec dosłownie. Phil Jackson. To on przekonał wszystkich graczy, że są najważniejsi w swojej skali. Gdy Jordan twierdził, że nawet bez Rodmana by zdobyli tytuł, to Jax wiedział, że nie musiało tak wcale być. Wspomnianą atmosferę tworzył właśnie on. Widać z urywków celebracji tytułów jak Jax gratuluje każdemu. Tego w Lakers nie było widać (gdy prowadził ich Jackson). Czasem nawet z wyższością patrzył na wielu graczy, a w czasach Byków? Ojcowskie stosunki i stoicki spokój wymieszany z uśmiechem, który zwykł znaczyć „Mówiłem, że się uda, jesteś ważny dla tego zespołu. Świetna robota”.Jedna porażka na 10, które Byki poniosły w tamtym sezonie, była w pełni niepodważalna i zasłużona. 10 marca 1996 roku, Chicago ulegli w Madison Square Garden, Knicks AŻ 32 punktami. Powód? Jordan dobrze, Kerr dobrze, reszta źle i na fatalnym procencie. Za to gracze Nowego Jorku w tamtym spotkaniu mieli skuteczność prawie 54% z gry i to przeciwko nie byle jakiej obronie! Najlepszej obronie ligi! Przy kilku transmisjach pod koniec sezonu, komentatorzy w Stanach zastanawiali się, czy, uwaga, to śmieszne w sumie, „pewnych porażek nie dało się uniknąć?”. Jakby śmiesznie to nie było, to z pozostałych 9 porażek, trzy na przykład były tylko różnicą jednego punktu. 75-7? Brzmi już, nie wiem jak to nazwać. Jak wynik kogoś, kto w NBA Live czy 2K, wymiata i kończy sezon z takim wynikiem. Pokusiłem się, bo nie ma tego za wiele, o drobne podsumowanie porażek Chicago i ich potencjalnych powodów i Wam pozostawiam wnioski, „co by było gdyby”. Porażki wspomniane wyżej pominę, wymieniając TOP 6 porażek Byków:

  1. Orlando vs Chicago – spotkanie nr 6 sezonu dla gości. Kolejny mecz bez Rodmana (kontuzja) i słaba skuteczność graczy pierwszej piątki. 35 punktów Hardaway’a przy 66% za dwa i 57% za trzy. Porażka 6 punktami.
  1. Seattle vs Chicago – Dosyć średni mecz Jordana i Pippena i poza Kerrem, zerowe wsparcie z ławki. W Supersonics Kemp i Payton w sumie 51 punktów na odpowiednio 62 i 77 procentowej skuteczności. Kolejny mecz bez Robaka. Porażka 5 punktami.
  1. Indiana vs Chicago – Pierwsza piątka Pacers rzuciła 71 punktów przy 56% na 103 drużyny. Słaby mecz Jordana i zerowe wsparcie z ławki Byków. Porażka 6 punktami.
  1. Denver vs Chicago – Tym razem mecz zawalił Pippen, rzucając 4 z 15. Do tego skuteczność byków to 38%, a Denver ponad 50%. Porażka 6 punktami.
  1. Phoenix vs Chicago – Wyjątkowo zacięty mecz. Świetny Barkley i ławka Suns, która wygrała z tą Byków 32-22. Skuteczność podobna, więc końcowa przewaga łatwo pokazuje, gdzie tkwił problem tamtego dnia. Porażka 10 punktami (druga z rzędu).
  1. Miami vs Chicago – Znowu fatalny Pip, przy dobrej postawie Jordana i reszty Chicago na niewiele się zdała. 39 punktów Zo i trzech graczy, którzy rzucili po 19 oczek, to było tego dnia za wiele. Porażka 9 punktami.

Dodajmy do tego wspomnianą porażkę z Knicks 32 i trzy porażki jedno-punktowe i mamy obraz „przegranych Byków” z tamtego sezonu. Bilans przegranych na zasChicago Bulls mieli w tamtym sezonie pierwszą obronę oraz pierwszy atak ligi. To według tzw. rankingów. Jeśli chodzi o liczby bardziej przyziemne, to zdobywali 105,2 punktu na mecz, co było rezultatem numer jeden w lidze, oraz pozwalali rywalom rzucać 92,9 punktu, co z kolei było trzecim rezultatem. Byki miały 7 skuteczność ligi w rzutach z gry, z czego trzecią w rzutach za 3. Byli na 3 miejscu w zbiórkach ofensywnych i na czwartym ogólnie w zebranych piłkach. Piąte miejsce w kategorii asyst i trzecie w przechwytach. Przy tym wszystkim byli na wysokiej czwartej pozycji w liczbie popełnianych strat. Te wszystkie dane po zsumowaniu też pokazują dobitnie, z jakiego kalibru zespołem mieliśmy do czynienia.adzie wyjazd-dom? 8-2.

Nagrody indywidualne i osiągnięcia w lidze. Jednostka tworzy kolektyw, a gracze tworzą zespół. Było kim tworzyć Chicago w tamtym sezonie. Michael Jordan zdobył koronę króla strzelców ze średnią ponad 30 punktów na mecz i był piąty w średniej przechwytów. Do tego zgarnął wszystkie MVP jakie były w tamtym sezonie do wygrania. Za sezon zasadniczy , za mecz gwiazd i oczywiście za finały. Rodman przewodził lidze po raz piąty z rzędu w zbiórkach (zrobił to jeszcze potem dwa razy). Toni Kukoc został uznany najlepszym szóstym graczem w lidze. Steve Kerr zajmował drugie miejsce pod względem celności rzutów za trzy ze skutecznością na poziomie 51,5%. Jordan z Pippenem trafili do pierwszej piątki sezonu, a dodatkowo z Rodmanem, do pierwszej piątki obrońców ligi. Phil Jackson został trenerem roku. To wszystko było imponujące, jak gra Chicago w tamtym sezonie.

 

Co wyróżnia Chicago z sezonu 1995-1996 na tle, UWAGA, wszystkich 50 ekip branych pod uwagę w ogólnym zestawieniu najlepszych drużyn, nie tylko tych z bilansem zwycięstw 60 i więcej? RZUTY ZA TRZY. Chicago ma odsetek trafień 40,3% i jest w tym względzie najlepszym zespołem. Playoffs to była w zasadzie formalność i tak to wyglądało. Na pierwszy ogień poszła drużyna Miami, która przegrała 0-3. Potem była seria z Knicks i wygrana Byków 4-1. W końcu finał konferencji to słodka zemsta na Orlando Magic, bo Byki zmiotły rywali 4-0. Finał NBA, to też była formalność i wynik 4-2 tego nie obrazuje. Temperatura dwóch pierwszych wygranych spotkań w United center była taka jak w czasie większości spotkań sezonu zasadniczego. Chicago nie może przegrać. Nawet jak Sonics grali wspaniałe akcje i gonili czy wychodzili na niewielka przewagę punktową, to Jackson brał przerwę na żądanie i wszystko wracało do normy. Trzeci mecz to był po prostu cyrk. Nawet bez kontuzjowanego Harpera, goście roznieśli psychicznie Seattle i przy prowadzeniu 0-3 było już pozamiatane. Czy gracze Chicago potem odpuścili, czy jak wielu mówiło, te dwie przegrane były wkalkulowane by celebrować tytuł na własnym parkiecie? Nie ma to znaczenia. Bilans w Playoffs, razem z finałami wynosił ostatecznie 15-3.

Na 100 meczów jakie Chicago Bulls rozegrali w całej „kampanii” 1995-1996, przegrali tylko 13, a wygrali 87. To są liczby, które nie będą jeszcze długo notowane, a może nawet nigdy? Przy okazji powracania pamięcią do tamtego sezonu, zawsze pozostaje pytanie, czy Byki z tamtego roku to najlepsza drużyna w historii NBA? Jak to porównać, da się w ogóle zrobić jakieś realne porównanie tego? W końcu spójrzmy na Celtów. 8 tytułów mistrzowskich z rzędu, czy imponująca seria 33 zwycięstw Lakers, z sezonu 1971-1972. Może w końcu to styl w jakim Chicago wygrywali wszystkie mecze? Dla mnie osobiście i podkreślam, to jest tylko moja opinia, Chicago Bulls z sezonu 1995-1996 to najlepsza drużyna jaka do tej pory grała na parkietach NBA. Mieli w swoim składzie najlepszego gracza ligi w historii, najlepszego zbierającego w historii (też moje zdanie, ale liczby Rodmana przy ok. 200 cm wzrostu…), gracza, który jest w top 5 najwszechstronniejszych graczy, czyli Pippena. Świetnego strzelca za trzy Kerra (50% za 3 w 1995/1996), może najwybitniejszego obok Auerbacha trenera ( a może najlepszego?). Wysokiego rozgrywającego (obok Penny’ego i Magica najwyższego) i wspaniale zgraną i zmotywowaną ławkę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

w sumie mysle sobie ze wcale a wcale mi sie ta gra Warriors nie podoba ostatnio [tzn mowie o dwoch ostatnich meczach vs Okla]

W obu tych dwoch meczach bylo sporo bardzo kiepskich posesji offensywnych, przy akcji na 75-80 po dlugiej asyscie Speights cieszy miche jakby awansowali do WCF czy cos w tym stylu, wtf, ogolnie wydajo sie byc dlugimi momentami strasznie rozkojarzeni i biegajo od kosza do kosza bez ladu i skladu.

 

zwlaszcza ta akcja ze Speightsem przypomniala mi troche  - nie mam pojecia czemu - Ateny 2004. Czyli wygrywamy jak miazdzymy potencjalem, i mamy tego potencjalu studnie, ale jak przyjdzie ktos kto sie nam postawi [czytaj: spurs], to nie bedziemy nawet wiedzieli co zrobic. Nie zebym cos prorokowal, ale tak  jakos mi to przyszlo do glowy.

 

Znowu swietny mecz Duranta, Ibaka wygladal jak stary Ibaka [ten blok przy probie dunku Klaya -omg] i w sumie to GSW wygralo zrywem lawki na pocz. IV kwarty i potem paroma dziwnymi gwizdkami gdy prowadzili 5-6 punktami jakies 103-97

 

wynik ostateczny tego meczu jest bardzo  mylacy.

 

the point is: jesli GSW utrzyma te jakos i intensywnosc gry w nadchodzacych meczach ze Spurs, to mozemy byc zaskoczeni

Edytowane przez rw30
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Warriors 2016 - 43,5 % Opponent FG bez hand-checkingu

Bulls 1996 - 44,8% Opponent FG z hand-checkingiem

Bulls 1992 - 46% Opponent FG z hand - checkingiem

Tylko, że teraz średnia trójek rzucana w lidze jest w cholere większa, przez co całkowity FG% jest niższy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.