Skocz do zawartości

ECSF: Cavaliers (1) vs Celtics (4)


karpik

I Ty możesz zostać neostradamusem!  

71 użytkowników zagłosowało

  1. 1. I Ty możesz zostać neostradamusem!



Rekomendowane odpowiedzi

Wracając jeszcze na chwilę do łokcia to Danny Ferry powiedział, że gdyby to był RS to LeBron dostałby kilka tygodni odpoczynku, a że to były playoffy, najważniejsza część sezonu, to James grał.

i powiedzial ze nie potrzebje operacji a odpoczynku. czyli ogolnie kontuzja my ass, Paulinka przynajmniej potrzebowala operacji po 2008 (jakas prosta artroskopia ale zawsze), a pajac Lelbow rzucal free throwsy lewa reka bo go raczka bolala (ale juz nie bolala jak wsadzal reversa 180).

Poza tym moje doświadczenie wskazuje na to, że takie kontuzje powodują dyskomfort, aniżeli ból.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A co my możemy wiedzieć o jego kontuzji? Tyle, co sam powie + domysły i zgadywanie. Nie ma co porównywać kontuzji między czołgiem-zawodowcem, co ma sztab lekarzy, a nami amatorami. Jego lepiej leczą, ale też przyjmuje takie obciążenia, o których nam się nie śniło. I na ile my wiemy, czy on rzeczywiście ten łokieć tak rozdmuchał, a nie media? Jak są wywiady, to ktoś pytania zadaje, a główny bohater musi odpowiadać. Wiemy, jaki jest wokół LBJ-a szum i jak został namaszczony zanim jeszcze przyszedł do ligi. Wspomnieli (Brown, LBJ, ktokolwiek) o jakimś urazie, to potem przez tydzień był to główny temat rozmów, pytań i analiz. Ja bym tu wkładu Jamesa się aż tak nie upatrywał, jak bardziej mediów. A rzucanie lewą ręką, to prędzej zwykły wygłup - nie jest stary, jest młody, wali gafy. Ja tam się tym łokciem nie emocjonuję. Jak ktoś wychodzi na boisko, to znaczy, że może grać i w takim układzie można go oceniać. Tym bardziej, że LBJ poruszał się na tyle dobrze, że uraz wcale nie był ewidentnie widoczny. Cavs i LBJ zagrali gorzej i tylko tyle się liczy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W tym jednym meczu Bryant miał 17 punktów, na 33% eFG i Ortg za cały mecz – 90, najmniej z Lakers (Walton 100, Smush 123, Kwame 159).

 

G1 22 punkty, 36% eFG

G3 17 punktów, 33% eFG

G2 29 punktów, 52% eFG

G4 24 punkty, 65% eFG

G5 29 punktów, 67% eFG

G6 50 punktów, 64% eFG

G7 24 punkty, 62% eFG

 

Świetne te statystyki. Wychodzi na to, że Kobe w drugim meczu zagrał słabiej niż w siódmym. Yeah, ok, let's move on.

 

 

 

 

Co do twojego sprawozdania, to chwalisz Lakers za ball movement, partnerów KB za skuteczną grę, ale kompletnie nie zauważasz, jak wiele z tych łatwych punktów zaczynało się od Bryanta. W box scorze wszystkiego się nie odnotuje, po pierwsze, żeby były asysty, to partnerzy muszą kończyć (patrz Cook). Po drugie, nie ma takiej kategorii jak "ściąganie double teamów". W samej trzeciej kwarcie Kobe brał udział chyba przy każdej lub prawie każdej akcji, zakończonej punktami Lakers. Albo ściągał obronę, po której tworzyła się przewaga i partnerzy zdobywali łatwe punkty, albo kreował po pickach, albo sam zdobywał punkty. Tak, miał cztery straty, miał też cztery przechwyty. Tak pudłował, ale zazwyczaj podejmował dobre decyzje rzutowe, weź pod uwagę, jak niewiele było sytuacji, kiedy dostawał izolację. Rzucał zazwyczaj albo kiedy wymagała tego sytuacja (początek meczu, czy potem kiedy Suns zrobili runa i objęli prowadzenie), albo kiedy pozycja była naprawdę dobra (pudła za trzy), albo pod presją czasu. Zresztą, dla mnie sam fakt kompletnej zmiany taktyki i ograniczenia ilości rzutów na rzecz wykorzystania słabości podkoszowych Suns już dobrze świadczy o kimś, kto w regular bił rekordy strzeleckie. Domyślam się, że dla ciebie do niezadowalające wyjaśnienie, ale tak właśnie to widzę.

 

Dla ciebie Bryant zagrał fatalnie, dla mnie mimo słabego strzelecko dnia wykazał się leadershipem i poprowadził zespół do zwycięstwa. Chcesz słabego meczu, nie trzeba długo szukać - pierwsze starcie z tamtej serii było imo znacznie mniej udane. Kobe grał dla zespołu, ale trochę za bardzo, bo potem kiedy Lakers potrzebowali jego punktów w czwartej kwarcie, kompletnie nie mógł się wstrzelić. To w ogóle był pewien problem z Bryantem. On jest naturalnym scorerem, nie playmakerem i znalezienie bilansu między atakowaniem a kreowaniem nie zawsze mu wychodzi. W tamtej serii często stawał się za bardzo pasywny, kiedy koncentrował się na grze pod zespół. Czekam aż ktoś mu w końcu sprowadzi rozgrywającego, kto wie, może wreszcie w tym roku.

 

Co do drużyn, chciałeś "porównywalny" zespół, nie "identyczny", a Suns wtedy też jakimś sposobem wygrywali mecze, podobnie jak wymienieni już Rockets. Starzy, zardzewiali i ponoć skończeni Celtics na razie pokonali słabych Heat i pasujących im matchupowo Cavs. Oczywiście możesz ich uznać za all-time powerhouse i stwierdzić, że z przeciwników Lakers porównywalnym teamem byli tylko Celtics 08, ale wtedy pytanie, które postawiłeś zdaje się mieć jedynie wymiar propagandowy.

 

Z uporem maniaka pomijasz moją argumentację, opierasz się na "jakimś sposobem wygrywali mecze", a tymi swoimi sarkastycznymi docinkami chyba starasz się odwrócić uwagę od sedna sprawy. Chytruz, zespół tak niezbilansowany jak tamto Phoenix, zdominowany przez Waltona i Browna, nie można nazwać porównywalnym do championship contendera, jakim są Celtics. Suns pokonali tamtych Lakers tylko dlatego, że ci kompletnie nie potrafili bronić pick and rolli, a i tak omal nie skończyło się upsetem. Wyobrażasz sobie Kwame grającego serię życia przeciw Perkowi? Tego nie ma jak obronić, Chytry. Let it go.

 

 

Kurde, pamiętam jak dziś, kiedy w PO z Suns w 2007 kostka Kwame była x-factorem.

 

To masz bardzo wybiórczą pamięć, bo kontuzje miał wtedy praktycznie cały zespół. Taka jedna, zbiorowa, lakersowa kostka.

 

 

ale o ile G5 to dla mnie jedna półka z np. G6 Kobe w finałach 2008, albo G7 w 2006

 

toś przywalił, Lorak.

 

 

Poza tym, dokładnie taka sama sytuacja była w g6 2008, z tą różnicą, że Kobe nawet nie próbował. Kręcił się po boisku jak smród po gaciach. Wypomniałem to i zostałem za to konkretnie zjechany przez Jendrasa czy kogoś jeszcze z fanów Lakers, nie pamiętam.

 

Nie chrzań, Findek, bo ty zawsze dopieprzałeś się do Bryanta nie wiadomo o co, a w przypadku LeBrona używasz już zupełnie innej miary.

 

Swoją droga, przypomniało mi się, jak zbeształeś go za to, że opuścił głowę w g7 z Suns. Za to samo w szóstym meczu z Orlando jakoś Jamesowi się z twojej strony nie oberwało. Tak na marginesie, oglądałem ostatnio tamten mecz z Phoenix i wiesz co - nie zauważyłem nigdzie opuszczonej głowy, choć nie widziałem fragmentu między 5 a 2 minutami do końca. Jeśli wtedy miało to miejsce i oto miałeś pretensje to - :shock:

 

 

Co jeszcze - aha. Natrafiłem przypadkiem na wywiad z 2003 roku i przypomniał mi się twój najazd na to, że Kobe rzekomo nie zgodził się ze stwierdzeniem, że Lakers to zespół Shaqa. Otóż:

 

 

GRAY: What was your reaction to Shaq saying the Lakers are his team, and everybody knows it?

 

BRYANT: It doesn't matter whose team it is. Nobody cares. I don't, Karl [Malone] doesn't, Gary [Payton] doesn't, and our teammates and the fans don't either. There's more to life than whose team this is. But this is his team, so it's time for him to act like it. That means no more coming into camp fat and out of shape, when your team is relying on your leadership on and off the court. It also means no more blaming others for our team's failure, or blaming staff members for not overdramatizing your injuries so that you avoid blame for your lack of conditioning. Also, "my team" doesn't mean only when we win; it means carrying the burden of defeat just as gracefully as you carry a championship trophy.

http://sports.espn.go.com/nba/news/story?id=1648431

 

 

Ps. Spokojnie można chyba powiedzieć, że transfer Shaqa do Cavs był błędem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do twojego sprawozdania, to chwalisz Lakers za ball movement, partnerów KB za skuteczną grę, ale kompletnie nie zauważasz, jak wiele z tych łatwych punktów zaczynało się od Bryanta. W box scorze wszystkiego się nie odnotuje, po pierwsze, żeby były asysty, to partnerzy muszą kończyć (patrz Cook). Po drugie, nie ma takiej kategorii jak "ściąganie double teamów". W samej trzeciej kwarcie Kobe brał udział chyba przy każdej lub prawie każdej akcji, zakończonej punktami Lakers.

Tak, w trzeciej kwarcie, a raczej w jej ostatnich minutach, Bryant wykreował kilka (o ile pamiętam bezpośrednio cztery) pozycji dla innych, o czym wspomniałem, zaczynały się tego typu akcje często z high post. Nie zmienia to jednak faktu, że przed tymi minutami, Bryant z.n.a.c.z.n.i.e częściej dostawał piłkę w backcourcie i albo natychmiast oddawał, albo był szybko trapowany w okolicach 8 metra, aby zmusić go do pozbycia się piłki, co właściwie było dobrą taktyką, zresztą niedawno tak samo od G2 robili Spurs przeciwko Nashowi. Podobnie jak Spurs ostatnio, tak Suns w G3 2006, zmuszając go do oddania piłki użyli filozofii "let the other guys beat you" i obie drużyny źle na tym wyszły, Suns dlatego właśnie, że Walton i Odom byli w tym meczu w stanie "beat you" i tak też zrobili.

 

Patrzyłem w tym meczu cały czas pod kątem tego co robi Bryant z piłką i napisałem, że miał dobrą końcówkę 3 kwarty, reszta to żaden performance, jest różnica między aktywnym przełamywaniem obrony, które prowadzi do dobrych pozycji dla innych (końcówka 3Q), a zwykłym pozbywaniem się piłki i patrzeniem co zrobi reszta (wszystko do tego czasu). W ten sposób Bryant grał przez 32 minuty, potem miał te kilka dobrych, kiedy Lakers złapali momentum w 3Q, a w czwartej starał się już robić za scorera, z kiepskim raczej skutkiem.

 

Z uporem maniaka pomijasz moją argumentację, opierasz się na "jakimś sposobem wygrywali mecze", a tymi swoimi sarkastycznymi docinkami chyba starasz się odwrócić uwagę od sedna sprawy. Chytruz, zespół tak niezbilansowany jak tamto Phoenix, zdominowany przez Waltona i Browna, nie można nazwać porównywalnym do championship contendera, jakim są Celtics. Suns pokonali tamtych Lakers tylko dlatego, że ci kompletnie nie potrafili bronić pick and rolli, a i tak omal nie skończyło się upsetem. Wyobrażasz sobie Kwame grającego serię życia przeciw Perkowi? Tego nie ma jak obronić, Chytry. Let it go.

Wiadomo, że tamci Suns byli słabsi od Celtics, ale słowo "porównywalny" sugerowałoby jakieś okolic. No, chyba, że miałeś na myśli porównywalność stylu gry, ale nie sądzę.

 

Suns nie mieli deski i obrońców pod koszem (zdołali jednak pokonać Clippers, którzy od pozycji SG w górę byli chyba największym zespołem na zachodzie), Celtics mieli i trudniej było zdobyć 2 punkty przeciwko Celtics, ale żeby ich pokonać, trzeba było rzucić 90, a przeciwko Suns 100+ bo tak grali Suns i tak wygrywali i nie była to drużyna na 30W.

 

Poza tym subtelna jest różnica, iż Cavs mieli 61W, byli faworytem do tytułu i ich support nie poprowadził ich do zwycięstwa nad niżej notowanymi Celtics, a tamci Lakers byli 6 seedem więc osiągnięcie (supportu) Lakers w tamtym meczu wygląda tym bardziej imponująco.

 

Dla ciebie Bryant zagrał fatalnie, dla mnie mimo słabego strzelecko dnia wykazał się leadershipem i poprowadził zespół do zwycięstwa.

Jeszcze inna sprawa, to to, że rezultat meczu w znacznej mierze wpływa na postrzeganie występów LeBrona i Bryanta i gdyby Cavs wygrali G5, forma LeBrona przeszłaby bez większego echa i odpowiednio, gdyby Lakers nie wygrali G3, nikt by po 4 latach nie bronił Bryanta, że zdecydował się dać pograć wysokim Lakers widząc ich przewagi, ale mówiłoby się że przeszedł obok meczu i dał pograć bandzie scrubów zamiast wpi*****ić 40 punktów. Kobe nie rzuca+wygrana=leadership, Kobe nie rzuca+przegrana=brak leadershipu, tak by to mniej więcej było.

 

To masz bardzo wybiórczą pamięć, bo kontuzje miał wtedy praktycznie cały zespół.

Nie, nie mam wybiórczej pamięci, bo właśnie kostka Kwame gdzieś była nazwana wtedy x-factorem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 9 miesięcy temu...

http://forums.realgm.com/boards/viewtop ... &t=1093223

 

rozwaliło mnie pytanie co jest gorsze w NBA: przespać się z czyjąś matką czy dziewczyną.

 

a co do całej sprawy z Wstem i matką LJ:

So the night before Game 5 Lebron apparently was going to go to dinner with his mom to meet Jay Z and Beyonce. His mom said she felt sick so he said he would bring her back some food. So Lebron comes back to his room and Delonte opened the door in a towel.

 

jeśli to prawda, to wiele wyjaśnia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiedziałem, że Delonte jest czarny, ale dla jego określenie trzeba znaleźć nowy przymiotnik... Otworzyć drzwi w czyimś domu w ręczniku? I nie sprawdzić kto idzie? W szafie chociaż mógł się ukryć, a najlepiej w klopie i się spuścić, pasowałoby to.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiedziałem, że Delonte jest czarny, ale dla jego określenie trzeba znaleźć nowy przymiotnik... Otworzyć drzwi w czyimś domu w ręczniku? I nie sprawdzić kto idzie? W szafie chociaż mógł się ukryć, a najlepiej w klopie i się spuścić, pasowałoby to.

skad wiesz ze chcial sie ukryc ?

 

ciekawe czy LeBron powiedzial do niego "motherfucker" :mrgreen:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.