Skocz do zawartości

było fajnie


dh12

Rekomendowane odpowiedzi

wiecie jakiego tematu mi brakuje najbardziej z e-b ?

'good ol days' - moze nie wszyscy to pamietaja, ale super sprawą było zaglądanie tam czasami i czytanie tego co najlepsze w sporcie, koszykówce i zyciu - emocji, jakie przelewali do tego tematu ludzie podjarani 90s.

temat zupełnie zdominował jordan i penny ale mimo wszystko, było to nieliczne miejsce gdzie nikt nie przytaczał miliona dziwnych statystyk, dyskusja nie opierała sie ciagle na nashu iversonie i kg, a jedynie pisalismy o tym co było zajebiste i co pamietamy. koszykówka dla oczu i serca a nie dla mózgu.

rip (*)

 

do rzeczy,

wielcy przegrani:

na poczatku mielismy paru ludzi nie z tej planety, talentem przewyzszajacych wszystkich i wszystko. to nie byl glen rice ani mitch ritchmond second comin...

nie mowie juz o kobem i iversonie bo oni spelnili swoje kariery mniej (ai) lub bardziej (kobe) co by nie mowic. chociaz jak patrze na ofensywny potencjal iversona sprzed 10 lat to sie dziwie ze nie podbil calego swiata swoim talentem i musze przewijac co druga akcje bo był zbyt szybki i zbyt zajebisty zeby zauwazyc wszystko za pierwszym razem. mial w oczach piekło, nie bał sie nikogo, nie było na niego obroncy 1on1 i powinien byc teraz w czolowce hall of fame pyramid gdyby tylko mial umysl na mistrzowskim poziomie. bo charakter to on mial chyba najwiekszy w historii.

... to byl vince carter, tracy mcgrady i ray allen który nie wiem czy wszyscy jeszcze pamiętaja albo w ogóle widzieli, ale ten facet pływał z piłką po boisku, miał przepiękny rzut, był młody, full package i mial soul of the game w sobie no i miał najlepsza głowe do koszykówki w ówczesnej lidze po scottiem pippenie. potem jego talent obrócil sie w troche inna strone i mamy teraz przed soba najlepszego i najbardziej 'chłodnego' strzelca z dystansu all time, swoje zrobił.

dwoch pierwszych panow powinno teraz byc na zupelnie innym etapie kariery i patrzac na to jak wielkie mecze i sezony rozgrywali kiedyś, a kim są i jak są postrzegani teraz, to słowo 'frajer' nabiera zupełnie nowego znaczenia i zyskuje całkiem nową definicje.

przypomnijmy:

carter przychodzi do ligi, wygrywa w najlepszym stylu od czasu jordana SDC kiedy SDC jeszcze ma jako tako prestiz i nie wystepuje w nim superman, batman i tytus romek i atomek. daje kopa lidze, jest half man half amazing, ludzie jaraja sie jego przyszlymi pojedynkami z kobemi iversonami i piercami tej ligi. rozgrywa jedna z najlepszych indywidualnie serii PO w 2001 prawie polka z iversonem01, shaqiem w nba finals, duncanem, dirkiem i kobem vs spurs. jest mega efektowny, zdobywa wszystkich fanów ktorych nie przejal iverson i potem z kolejnym sezonem coraz bardziej stacza sie w przecietnosc, przechodzi bardziej na obwód i mimo ze nadal robi świetne paczki to juz nikogo one nie porywaja, nie sa takie świeze jak kiedys i wszystko w karierze cartera niby nadal jest dobre, ale nic juz nie jest na tym poziomie co kiedys i w jego oczach widac to co widac w oczach mcgradyego...brak walki

 

sprytnie sobie przeszedlem do przegranego dekady numer dwa jesli chodzi o kolejnosc,a numer jeden jesli chodzi o talent. tracy mcgrady czyli panie i panowie jesli myslicie ze pippen i penny mieli zajebisty talent to macie w mcgradym polaczenie obu tych talentow ktore chyba przeroslo tracyego. nie wiem z czego to wynika ale jego rsezon03 to jest top3 indywidualnie rsezonow w dekadzie. tmac jest koszmarem dla obroncy, bo ma super warunki, jest mega zwinny, potrafi doslownie wszystko w ataku i mogloby sie zdawac ze bedzie superstar all star liderem, ale tylko moglo sie zdawac. mcgrady nie mial serca do gry, nie chcial dojebac nikomu na boisku, nie chcial nikomu niczego udowadniac, nie mial opini zlego jak barkley ani dobrego jak magic, pewnie nawet nie chcial trafic 13 punktow w 35 sekund spursom, ale tak jakos wyszlo. mcgrady nie był typem zwyciezcy, nie mial charakteru i nie mial błysku w oczach ale miał O G R O M N Y talent. szkoda

numer trzy,

dirk nowitzki. nie wiem jak wielu z was zdaje sobie sprawe z tego ze facet był w czolowce ligi doslownie przez cala dekade. był przez 10 lat tam gdzie duncan i kobe. zawsze mial mocny zespol, ktory czasem mial byc (07) lub nawet byl contenderem (03 ,06). dirk jest rowny, dobry przez DZIESIEC lat a ciagle traktuje sie go jakby na boku ligi, facet ma mega pecha bo jego mvp zbieglo sie z big fail w 1rd z warriors, jego KOSMICZNE PO'06 zbieglo sie z 2-0 na 2-4 z wadem i heat. facet ma super kariere, w ktorej brakuje moze paru elementow, ale przez opinie publiczna i kibicow traktowany jest jak nieco lepszy joe johnson. smutne

 

wielcy wygrani

shaq kobe tim

nash mimo tego ze ma pelno wad, to jednak zyskal na tym ze liga potrzebowala suns wlasnie wtedy i wlasnie wtedy mieli oni szanse sie sprawdzic. trafil w dobre miejsce, w dobrym czasie i swietnie wykorzystal swoja szanse.

jason kidd trafil za to tylko w swietny czas, bo mogl cieszyc sie z nba finals b2b dzieki slabosci owczesnego wschodu

 

najlepsza druzyna dekady

lakers01 rozlozyliby kazdy zespol w bestof7, byli jak rockets95 tylko ze mieli przejebany roster i calkiem innego kobego, ktory wtedy mogl byc jedynie sidekickiem, ale za to w tamtym czasie, przy shaqu, byl sidekickiem ktory niszczyl jak nigdy potem. min bolesnie przekonali sie o tym spurs

 

najfajniejsza druzyna dekady

blazers00 ten zespol sie po prostu czuło na boisku, mieli 3 rozgrywajacych, jeden lepszy od drugiego (pipp>sabonis>damon). sabonis praktycznie juz na prostych nogach rozdawal momentami takie piły, ze mogl byc przykladem dla szarego jana kowalskiego czy innego johna q, ze w koszykowce głowa jest rownie wazna co miesnie.

rasheed wallace nie spedzal godzin na trójce, ale byl zwinna małpka, ktora mimo głupoty wymalowanej na twarzy, miała taki footwork w obronie ze pozniej widziano taki jedynie u kg i tima. (swoja droga, sheed to tez zmarnowany talent) pippen byl dowodca, floor liderem co pozniej ich troche zgubilo bo pippen nigdy nie byl najlepsza pierwsza opcja. fajnie sie ich ogladalo, a wcale nie byli tacy pro-ofensywni jak kings czy pozniej suns i wcale nie byli tacy pro-fundamentals jak pistons czy spurs. na dobra sprawe byli 4 minuty od tytułu i 4 minuty od zmian w dekadzie.

 

najnudniejszy rok to chyba 2007, kiedy nie dzialo sie nic fajnego poza lebron james show in palace, a tak to w kazdym mielismy jakies emocje, fajne serie, rywalizacje, prywatne konfrontacje, sezonowe subploty i moze nie bylo to tak fajne jak 90s, to za pare/-nascie lat bede tesknil za 00s

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

co było dobre

na początek efekt Kobe'ego, czyli metamorfoza,. która sprawiła, ze z dobrego gracza, którego nienawidziłem stał sie wybitnym, którego da sie lubić. Przez te kilka sezonów od czasu odejścia Shaq'a z LAL Bryant dojrzał, wydoroślał, zmadrzał i co ważniejsze ewaluował jako lider. Jeszcze 4 lata temu był moim wrogiem publicznym numer jeden, choć czułem, ze przyjdzie dzień w którym bede z podziwem patrzył na jego grę

Ostatnie 2 i pół roku to dowód jak wiele daje doświadczenie i zimny prysznic

SAS i ten nudnawy styl, który czasami naprawdę ciężko sie ogladało, zwłaszcza jak C+ w pierwszych dwóch sezonach sie na nich nastawił a jeszcze nie było tylu opcji ogladania NBA. Za co SAS. Za i ch styl, twardość, zaczerpniete z pięknych lat 90tych. Za Eli'ego, Avery'ego, Elliota, czy przede wszystkim Tina z Davidem trzymających puchar i MVP Finals w ręku kiedy Dave odchodził z Ligi. To oni byli moją nadzieją, światełkiem w tunelu ze kiedyś wreszcie Ci piekielni, znienawidzeni lakers przegrają

Pistons i ich 2004, kiedy to po raz pierwszy od lat ogladałem Finały na zywo i rozumiałem co komentator mówi...choć czasami żałowałem

Ich waleczność, zaangażowanie, siła i defensywa, ich równy roster i sposoby na powstrzymywanie Bryanta

 

Co złe

- miekka Liga, gdzie największe gwiazdy to tez czesto najwieksze pipki i buce co podać ręki jak honorowi ludzie nie potrafią, gdzie każdy płacze o dotkniecie jak w piłce noznej, a defensorzy przewracają sie od podmuchu wiatru, gdzie Stern wymysla dress code, który odbiera graczom indywidualizm, albo zakaz dotykania atakującego bo jeszcze nie zapakuje i nie będzie dobrych TOP10, a przecież juz dawno nie są dobre

wszechobecny plastik

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

najwiekszy przegrany zdecydowanie KG. wygral jeden tytul majac taki talent i to jeszcze w czasie gdy ludzie zarzucali mu ze dwoch HoFamerow ciagnie go na plecach ? przy takim talencie to jest to wielka porazka.

 

prime Garnett to byl athletic freak, zajebisty finisher, jumpshot as good as anyone, obrona na poziomie ktorego nikt w tej dekadzie nie zmatchowal, dominacja na zbiorkach, best passing big man ever, leadership, energia... naprawde ludzie sobie nie zdaja sprawy jak rzadkim polaczeniem talentow jest Garnett.

 

dla wielu jest on przecietnym 20/10 wysokim, ale roznica miedzy 20/10 KG a 20/10 innego wysokiego w impakcie na zwyciestwa byla ogromna. dla przykladu KG zostal wymieniony (past prime) za innego 20/10 wysokiego, ktory w dodatku przyszedl w pakiecie z ~5-6 innymi, a Wolves miedzyczasie pozbyli sie ze skladu kilku cancerow (Ricky Davis, Blount, Mike James) i po tych wszystkich zmianach zakladajac ze KG=Al Jefferson to powinni miec jakies 45-50 zwyciestw conajmniej. w koncu pozbyli sie tych najslabszych pktow i dostali za nich cos w miare wartosciowego. skonczylo sie na 22 zwyciestwach (a Boston w tym czasie + ~40W).

 

McHale po prostu wykazal sie historyczna indolencja skoro nie potrafil na KG skonstruowac porzadnej druzyny. dajesz dobrych spot up shooterow, PG z rzutem potrafiacym grac picki i body in the paint - masz calkiem bardzo dobra ofensywe. dajesz kompetentnego centra, jednego dobrego perimeter defensora, a dwoch pozostalych obwodowych jest fatalnymi obronca - masz bardzo dobra defensywe.

 

naprawde tak malo wystarczylo do zbudowania porzadnego zespolu na KG. w '03 byli spot-up shooters (Wally, Gill, Peeler), PG potrafiacy grac picki (Hudson) i body in the paint (Rasho) i byla TOP5 ofensywa ligi. w '04 byl kompetentny center (Big Earvin, Olowokandi), byl dobry perimeter defender (Hassell przy handchecking to byl stopper ;]), byli jeszcze Cassell (bardzo slaby obronca) i Spree (slaby na tym etapie kariery), a z lawki wchodzil tragiczny w obronie Wally - TOP5 obrona ligi.

 

jak McHale dokonal tego czego dokonal pozostaje dla mnie zagadka. ile talentu tak naprawde potrzeba bylo zgromadzic wokol KG w early-mid 00s zeby zdobyc tytul ?

 

Olowokandi/Big Earvin/Rasho na centrze byli wystarczajacy, wiadomo lepszy bylby ktos z ofensywa, ale liga byla bardzo uboga w wartosciowych centrow. ogolnie to trzeba bylo tam dac mieso pod kosz ktore pozbieraloby (przede wszystkim w ataku, bo to jest slabosc KG ze wzgledu na jego styl gry), poblokowaloby, umialoby pobronic 1 on 1. taki dzisiejszy Dampier w CY bylby swietnym uzupelnieniem KG.

 

na PFie byl juz Garnett ktory w PO potrafil grac po 43-44 minuty wiec wystarczylo wziac jakiegos energizera w rodzaju dzisiejszego Sheldena Williamsa czy Powa sprzed kontuzji. super byloby sciagnac jakiegos zawodnika klasy Varejao czy Millsapa, ale to juz bylby luksus.

 

na SFie przydalby sie jakis defensive stopper ktory by nie zawadzal w ataku (Hassell byl ok, ale on cancerowal w ataku, bo nie mial 3pt range i go przeciwnicy odpuszczali), cos w rodzaju Bowena lub Poseya byloby dobre. 3pt range + obrona.

 

na SG przydalby sie jakis scorer, najlepiej z 3pt range, a w ogole zajebiscie by bylo gdyby jeszcze potrafil cokolwiek bronic. stary Spree srednio sie z tej roli wywiazywal (chociaz gdy trzeba bylo zrobic step-up to gral zajebiscie pod tym wzgledem), ale narzekac nie mozna bylo. ogolnie chodzilo o kogos w typie Richardsona, zeby dostarczal swoje 15-20 pktow w miare regularnie + bronil jako tako.

 

na PG potrzeba bylo kogos do gry pickow (bo na tym opieral sie caly system Wolves, a poza tym Garnett jest do nich stworzony) i oczywisce zeby mial 3pt range, obrona mile widziana. idealny byl tutaj Billups, ktory zreszta gral z KG pol sezonu + playoffs i radzil sobie w tej roli zajebiscie.

 

(przy czytaniu tego fragmentu mozecie sobie puscic ten filmik jesli chcecie znac moj nastroj apropos McFaila. zdanie z filmiku z "MY OWN FUCKIN WALLET" jest odpowiednikiem za k****-Troya-Hudsona)

 

http://www.youtube.com/watch?v=R08zhw8IfNY

 

czy to sa trudne warunki do spelnienia ?

McHale nie tylko nie potrafil ich spelnil, ale mial nawet pod nosem graczy ktorych potrzebowal do obudowania Garnetta i jeszcze potrafil ich oddac. powiedzcie mi ktory GM PUSZCZA WOLNO PG, ktory jako starter robi 15/3.4/6.6 a w playoffs 22/5/5.7 ? jeszcze rozumiem gdyby mial godnego zastepce lub wymagania gracza byly wysokie, ale Billups dostal wtedy na rynku smieszne MLE, a zeby bylo malo to Wolves byli wtedy bez PG, bo Brandon mial career ending injury i sciagneli ... pierdolonego Troya Hudsona :shock: career journeymana z byc moze najgorsza obrona w calej lidze i ktory nie potrafi specjalnie rozgrywac (ogolnie taki poor man's Fisher). rozumiecie ? nie potrafil nawet wykorzystac okazji tego, ze trafil na steala na FA 2 lata wczesniej (bo Billups byl niezatrudniony i nikt go nie chcial wziac, a sam Garnett przekonal McHale'a do niego, k**** paranoja) i odpuscil taka perelke wolno ... za k****-Troya-Hudsona

 

oczywiscie nie przeszkodzilo to McHale'owi w rozdawaniu dlugoletnich MLE na lewo i prawo pozniej... Olowokandi (poor man's Kwame), Szczerbiak z kontraktem 10mln/rok, Troy Hudson, Mike James ... jak mozna byc az takim idiota ?!

 

co jak co, Garnett mial tam troche sukcesow w tej dekadzie, dominacja w glosowaniu na MVP w 2004, drugie miejsce w '00 i '03 (moim zdaniem powinien dostac w '03 za prowadzenie tej bandy retardow do 50W), trzecie miejsce w '08, oczywisce caly czas all-star teamy, all-NBA i all-defense selections, nawet tytul jako lider w 2008... jednak to wszystko jest niczym w porownaniu do tego co moglby zdobyc gdyby jego management wykazal jakiekolwiek oznaki kompetencji...

 

nie wiem czy Garnett jest najwiekszym przegranym dekady, bo przynajmniej sie swoje nawygrywal, ale na pewno jednym z glownych contenderow.

 

wsrod innych dalbym Nasha (pech + trener-idiota i zle dobrany support, choc to wina filozofii trenera), NA PEWNO Barona Davisa (brak motywacji w slabych teamach, ale wielki talent overall zmarnowany), mimo wszystko Pistons bo mogliby miec spokojnie ze 3-4 tytuly, Yao ze wzgledu na kontuzje (zdrowy jest jednym z najbardziej impactful zawodnikow ligi, game changer), Kings ze wzgledu na kontuzje i pecha, Bulls ze wzgledu na to ze chyba zawsze popelniali zle decyzje i gdyby tak to podliczyc to mogliby miec teraz sklad z all-star game ;]

 

wsrod wygranych na pewno Iverson - finaly w 2001 zupelnie zmienily jego résumé, dzieki nim bedzie postrzegany jako jeden z najlepszych zawodnikow ever za to ze "wprowadzil" druzyne do finalow podczas gdy to jego niedoceniani teammates wprowadzili tam Philadelphie dzieki team defense, a Iverson cancerowal w ataku, na pewno rowniez Kidd ktory byl w podobnej sytuacji tyle ze on ogolnie jest bardzo dobrym zawodnikiem w przeciwienstwie do Iversona, ale trafil na podobne okolicznosci, w normalnej sytuacji nigdy nie zblizylby sie do finalow z druzyna jako lider druzyny, jednak zalosnosc tamtego wschodu pozwalala dokonywac rzeczy niemozliwych. umiescilbym tam rowniez Tima Duncana ktory trafil na znakomite warunki w San Antonio, mial dobrze zbudowany zespol, najlepszego coacha ever, mocny support i jedyna skaza jest brak b2b, tym bardziej ze tyle razy byl bardzo blisko - w '04 bylo 0.4 (ironia...), w '06 byl faul Manu, w innych latach kluczowi zawodnicy doznawali kontuzji ('01 albo '02 juz nie pamietam ktos im tam wylecial wazny, '08 Manu sie polamal) albo on sam (w '00 w ogole nie zagral w PO, w '06 gral chyba z kontuzja). pewnie niedlugo sie o tym zapomni, ale w zasadzie niewiele brakowaloby Duncan mial wszystkie mistrzostwa od '03 do '07...

 

ja generalnie nie lubie uzywac niczego bez kontekstu, dlatego nie dalem takich prawdziwych loserow tutaj. Tmac czy Vince w bardzo duzej mierze sami sobie zawdzieczaja taki, a nie inny los, ale bylo wielu ktorzy nie z wlasnej winy/nie dzieki sobie zostali under/overachieverami.

 

ale Garnett u mnie spokojnie wygrywa nagrode przegranego (underachievera) dekady.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

największy wygrany minionej dekady to Nash. zawodnik, który w latach '90 byłby nieco gorszą wersją Marka Price'a nagle zdobywa dwa MVP. zapaść (pod względem popularności) ligi w pierwszej połowie XXI wieku, niskie wyniki i w efekcie Stern zmienia pewne rzeczy (nie mówię tylko o przepisach), by pomóc ofensywie. do tego kandyjczyk dostaje świetny support, idealnie dopasowany do grania up tempo i zdobywania tony pts. to się nazywa trafić na właściwy moment.

 

największy przegrany to Carter. jak napisał dh12, świetna seria przeciw Iversonowi, wcześniej najlepszy SDC ever, a w każdym meczu kilka zapierających dech w piersiach akcji i wydawało się, że mamy supergwiazdę na lata. a teraz ludzie wyzywają go od cipek i wypominają mu odejście z toronto (choć np. o tym, co zrobił tak wielbiony Zo się już nie pamięta).

 

dla przykladu KG zostal wymieniony (past prime) za innego 20/10 wysokiego, ktory w dodatku przyszedl w pakiecie z ~5-6 innymi, a Wolves miedzyczasie pozbyli sie ze skladu kilku cancerow (Ricky Davis, Blount, Mike James) i po tych wszystkich zmianach zakladajac ze KG=Al Jefferson to powinni miec jakies 45-50 zwyciestw conajmniej. w koncu pozbyli sie tych najslabszych pktow i dostali za nich cos w miare wartosciowego. skonczylo sie na 22 zwyciestwach (a Boston w tym czasie + ~40W).

 

reszty już nie chce mi się komentować, zresztą dh raczej nie będzie zachwycony rozwaleniem tematu, ale tu jest tyle przekłamania wynikającego ze stronniczości, że nie można tego tak zostawić.

 

ciekawe kto po sezonie '07 stawiał znak równości między KG a Jeffersonem, który dopiero co rozegrał swój pierwszy sezon jako zawodnik S5?

po drugie minnesota bez KG, z wymienionym niemal całym składem przegrała tylko 10 spotkań mniej niż z nim.

 

'07 Davis, KG, Blount, Hassell, James, Foye, Jaric, Smith, Hudson, McCants

'08 Al, Gomes, Jaric, McCants, Telfair, Brewer, Smith, Foye, Walker, Snyder, Richard, Buckner

 

to zawodnicy, którzy rozegrali co najmniej 500 minut. w '08 zostali tylko Foye, Smith, Jaric i McCants z czego dwóch ostatnich z zawodników grających razem 32 mpg stali się dużo ważniejszymi elementami rotacji - 56 mpg.

 

natomiast co celtics to zdaje się doszedł nie tylko KG...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

roumiem, ze to podsumowanie dekady czy nie tylko?

dla mnie wielkimi przegranymi tej dekady sa knicks.

co by tu nie wymyslac i przypominac, knicks pozostaja w tej dekadzie symbolem porazki.

odkad odpadli w po z raptors (co to byla za druzyna!!!! vince, timac, jerome williams(!!), charles oakley(!), antonio davis, mo peterson? jeszcze costam mieli)

a knicks staczali sie w dol z dnia na dzien, z sezonu na sezon i wlasciwie, ciezko okreslic kiedy nastapil ich poczatek konca. po odpadnieciu z pacers w po'00 pozegnano wielkiego pata. po nieudanym poczatku sezonu 00/01 zwolniono JVG i skonczyla sie zabawa w wielkim jablku. od tego momentu bylo juz tylko gorzej.

podpisano eisleya i andersona

w 03/04 przybywa thomas i marbury:D zespol awansowal do po ale odpadl z nets

33-49

23-59

33-49

23-59

era d.walsha i mke'a d'antoniego. jak jest kazdy widzi. jezeli kogos to smieszy to fajnie. ale knicks sa w glebokiej dupie. jedyna nadziejanazywa sie lebron james ale ten myslami jest wszedzie tylko nie w uniformie knicks. predzej wyladuje w nets.

 

byli fajni mlodzi ale oni juz zostali zepsuci. wezmy takiego danilo. chlopak ma swietne papiery, ale przez to, ze jest prowadzony przez takiego coacha a nie innego rzuca po 15 trojek na mecz zapominajac o defensywie. byc moze lato 2010 cos zmieni i knicks skoncza najgorsz dekade w historii klubu. ale jak pozniej wytlumaczyc swojemu 18 letniemu synowi, ze najlepsze lata jego zycia i kibicowania zostaly zmarnowane?

 

tu juz nawet bulls nie wygladaja tak zle po tych 10 latach. ci przynajmniej wchodzili do playoffs

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja akurat zgodzę się z Bastem jesli chodzi o KG - moze nie ze wszystkim co pisze, ale...

 

Co prawda KG trafił do NBA jako totalny żółtodziób, gdzie zdarzało mu się grywać jeszcze po SFach... Duncan był zawodnikiem starszym, ukształtowanym - 20/10 od 1 sezonu.

 

Nie zmienia jednak to faktu, że skill-wise KG do Duncana właściwie nic nie brakowało, Duncana mozna bylo ustawc blizej 5ki, KG blizej 3ki. Tim miał troche wiecej atutów podkoszowego, Kevin mial lepszy rzut z dystansu, potrafil też rozdawaćmasę asyst - no ale to też wynikało z systemu w jakim grał Kev (brak true PG)

 

Dzisiaj oceniając kariery zawodników Tima z miejsca umieszczamy jako jednego z top PF eva, a może jako najlepszego, natomiast co się nasuwa na wspomnienie nazwiska KG ?

 

To jest właśnie powód dla którego uważam KG za gracza niespełnionego. Mistrzostwo zdobył po swoim primie, właściwie ofensywnie będąc 2, czasami nawet 3 opcją... Troche to mało, jak na najbardziej dominującego gracza ostatnich lat. Kevin napotkał na swojej drodze kilka zapór nie do przeskoczenia na koszykarskim parkiecie, a własciwie jedną - McHale. Jestem przekonany, ze występujac od początku kariery pod Popovichem, czy innym Jacksonem bylby w tej chwili wymieniany na równi z Timem.

 

Dalej Iverson - można sobie uważać, ze jego finały, jego 2001 sezon był sukcesem tego zawodnika... Ja się z tym zupełnie nie zgadzam... tzn niby lepiej, ze taki byl, jak gdyby mial go nie mieć, ale czy to wystarczajaco duzo jak na zawodnika, ze zdecydowanie jednym z największych serduch ever ? Młody AI był graczem tak bezkompleksowym, ze kiedy zaczynało mu wychodzić był niesamowicie zabójczym, nie było mowy o takich wewnętrznych schizach jak Kobas, ktory tu się poczuł zbyt mało Jordanowato, a innym razem zbyt bardzo. On nie miał parcia, zeby udowodnik, ze jest taki jak MJ, czy ktos przed nim, od początku miał bardzo indywidualne podejscie do wszystkiego i od pierwszego spotkania zaczął udowadniac, ze on sam jest najlepszy. Nie pokazywał języka, jak Kobas, tylko z miejsca obiecał więcej tytulów niż Michael.

 

Dzisiaj porównanie Kobe-AI wygląda bardzo jednoznacznie. Dzisiaj Kobe jest graczem absolutnie najwyższej półki, uważam, ze był od samego początku bardzo przehypowany, cos jak dzisiaj LeBron, ale chyba jeszcze bardziej, od samego początku miał niesamowitego farta - trafił do zespołu z Shaqiem, najbardziej dominujacym graczem ostatniej dekady - dla SG o charakterystyce Bryanta nie ma chyba nic lepszego.

 

Shaq miał szczęście, do gry obok Penny'ego, Bryanta, Wade'a, ale tak naprawdę, to każdy z nich miał ogromne szczęście, do gry z Grubym. To nie Shaq przychodził grać z zajebistym niskim, tylko niski przychodził i miał juz w zespole Shaqa. Adaptacja do gry w takich warunkach jest bez porównania łatwiejsza, a kiedy w NBA złapiesz komfort psychiczny, a potem status All, czy Superstara, to jedziesz na tym wózku do końca kariery.

 

Kolejnym czynnikiem, ktory ułatwił Kobasowi życie jest oczywiscie Phil. Ba. Byłbym nawet skłonny powiedzieć, ze Jax, to osoba, która uratowałą Bryantowi karierę. Nie wiem, jak Wy, ale dla mnie Kobich, to lustrzana odbitka Cartera/Tmaca. Oczywiscie nie mówię o ostatnich latach, ale o takiego RSowego prime'a moze VC tutaj troszkę mniej pasuje, bo on raczej nigdy nie lansowal sie na najlepszego gracza globu, był mniej wyszczekany, ale...

 

McGrady - swego czasu absolutnie nie do zatrzymania, rzucał masę ważnych, ważniejszych punktow, wygrywal sam mecze, był wymarzonym G/F każdego trenera, ale nigdy nie mial okazji zagrać z coachem z najwyzszej półki. Nie mam nic do Adelmana, bo trener z niego zajebisty, ale autorytetu Phila nie ma nawet połowę.

 

Kobas potrafil przeciwstawiac się najbardziej utytułowanemu coachowi, pod ktorym mogł w ogóle grać - potrafił podważać autorytet samego Jaxa. Wyobrażacie sobie Kobego, gdyby przyszło mu grać w 'tamtych' Magic co Tracy? Myślę, ze dostałby etykietke uncoachable jeszcze szybciej niż Tmac.

 

W ogóle sprawa z Kobim wygląda tak, ze on od począku byl uczony gry w miescie, w ktorym oczekuje się od ciebie wygranych. Nie ma czasu na dłuższe rebuildy - jedziemy z koksem cały czas - są kibice, gwiazdy, hollywood - Lakers maja wygrywać, managment zrobi wszystko od atrudnienia za najwieksza kase coachow, po zabulenie gigantycznego luxury tax.

 

Co by było, gdyby Bryant trafil do Orlando, Toronto ? Gdzie Raps przed VC byli koszykarska prowincją? Gdzie nie ma parcia na wygrywanie, a ludzie jaraja sie twoimi paczkami i meczami po 50 pkt ? Mysle, ze Bryant równie szybko nasiąkłby tą kanadyjską, szarą codziennością.

 

Myslę, ze Tracy, VC - trafiajac od razu do Shaqa, pod Phila mieliby na swoim koncie pierścionki, a Tmac nie bylby juz 2nd round virgin - bo to byloby w takich warunkach niewykonalne. Podobnie jest z Iversonem - wyobrażacie sobie tą szybkosc, zadziornosc, wole walki w paczce z Shaqiem i autorytetem Jaxa? Ja mysle, ze to mobłaby być prawdziwa dynastia...

 

Apropos AI i KG przypomniało mi się jeszcze cos takiego - kiedy AI był na wylocie z Sixers pojawiły się bardzo poważne informacje o tym, jakoby KG chciał z AI grać i ze McHale ma zamiar po AI uderzać. Wiecie o co sprawa się rozbiła? o Randy'ego Foya. Sixers go chcieli, McHale, nie chciał go oddac... To też podsumowuje idealnie managment McHale'a... skoro GM bedac od lat w ligowej dupie majac wysokiego klasy KG nie robi wszystkiego co mozliwe, ze dostac na tamta chwile top3 niskich w lidze i zrobic duet KG-AI , to o czym my tutaj w ogole gadamy...

 

No i wracaajc do Kobasa. Dziecko szczęścia. Wiadomo, ze jak juz grasz w sprawnym systemie, to wygladasz na lepszego koszykarza niz faktycznie musisz byc, ale... kobe na dzien dzisiejszy wyglada kosmicznie.

pi****le na dziś kosmos Jamesa, bo to jest kosmos mniejszy o kilkanaście galaktyk jak dla mnie. Bryant ma na tą chwile wszystko, by w lidze dominować jeszcze kilka dobrych sezonów. Trenera, skład, ale przede wszsytkim niesamowitą pewnosc siebie, swoich umiejetnosci, wygrałw koncu swoj tytuł, pokazał, ze potrafi i teraz będzie to powtarzałtak długo, az mu ciało odmówi posłuszenstwa, bo jego woli zwycięstwa zakwestionować na pewno nie mozna. Mało tego, ostatnio pokazuje, ze potrafi grac z różnymi kontuzjami na zajebistym poziome i tym samym buduje swoją legendę. Sezon sezonem, ale jak sobie pomyśle, ze moj zespol mialby trafic na Lakers z Bryantem, to niezbyt miło mi się robi. Jesli w tym sezonie nic się nie popieprzy, to Kobich bedzie budowal swoja legendę jeszcze przez pare dobrych lat... Celtics maja juz chyba ostatnią/przedostanią szansę, zeby im cos urwać, Blazers, Nuggs jeszcze nie są gotowi, Spurs chyba już te czasy maja za sobą... Potem Lato 2010 i przetasowania, ktore chyba z dnia na dzien contederow nie wyklaruja.

 

Dobra, co pamietam dobrego... no jakby nie patrzyc te fajne P02001, Pistons 2004, ktorzy skopali dupe dreamteamowi Lakers, to tym jak sciagnali my mana Sheeda. Ciężko zapomniec o swietnych Sacto z Vlakiem Divacem i Cwebbem pod koszem. Juz z 10lat temu... Knicks znaczących cos w PO, nie zapomne też na pewno KG, ktorego po boxscorach ogladalo się z wiekszym podziwem niz dzis LeBrona... Kiedys nudnego, a dzis zajebiscie doccenianego Duncana, Utah Sloana, ktorzy zamiast spaść do loterii załapali się do PO (jakos po odejsciu Stocktona i Malone'a)

 

Dobra spadywac musze, mam nadzieje ze w miare składnie wyszlo, bo nei mialem czasu czytac 2x :roll:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

największy wygrany minionej dekady to Nash. zawodnik, który w latach '90 byłby nieco gorszą wersją Marka Price'a nagle zdobywa dwa MVP. zapaść (pod względem popularności) ligi w pierwszej połowie XXI wieku, niskie wyniki i w efekcie Stern zmienia pewne rzeczy (nie mówię tylko o przepisach), by pomóc ofensywie. do tego kandyjczyk dostaje świetny support, idealnie dopasowany do grania up tempo i zdobywania tony pts. to się nazywa trafić na właściwy moment.

wiesz Lorak podając dokładnie Twoje argumenty można Nasha nazwać największym przegranym tej dekady bo pomimo tego wszystkiego nigdy nie został mistrzem, nigdy nie zagrał w finale

 

Shaq miał szczęście, do gry obok Penny'ego, Bryanta, Wade'a, ale tak naprawdę, to każdy z nich miał ogromne szczęście, do gry z Grubym.

tak, a to dlaczego ? by mogli potem słuchać, że to tylko dzięki niemu wygrali ? w przypadku Bryanta pomijając kwestię wygrywania były początkowo również teksty, że nawet statystyki miał tak dobre dzięki graniu z nim :)

 

Myslę, ze Tracy, VC - trafiajac od razu do Shaqa, pod Phila mieliby na swoim koncie pierścionki, a Tmac nie bylby juz 2nd round virgin - bo to byloby w takich warunkach niewykonalne. Podobnie jest z Iversonem - wyobrażacie sobie tą szybkosc, zadziornosc, wole walki w paczce z Shaqiem i autorytetem Jaxa? Ja mysle, ze to mobłaby być prawdziwa dynastia...

 

T-Mac chciał być samodzielnym liderem więc odszedł z Raptors skąd pomysł, że godziłby się z graniem w tak dużym cieniu jaki rzucał Shaq ? wyobrażasz sobie jak reagowałby Iverson gdyby był niszczony przez Shaqa regularnie przy reszcie drużyny ? wyobrażasz sobie jak reagowałby gdyby Phil kazał mu się poświęcać swoją grę dla Shaqa ? już o takich czysto koszykarskich szczególach jak brak umiejętności gry bez piłki nie wspominam, pieprzyć głupoty czy rozmarzyć się jest łatwo zwłaszcza jak się nie ma ich kompletnie czym poprzeć.

 

Nie wiem, jak Wy, ale dla mnie Kobich, to lustrzana odbitka Cartera/Tmaca.

ech, a takie słowa jak defensywa, etyka pracy, cokolwiek znaczą ? bo przy tych wszystkich opowieściach o tych dwóch i Iversonie jakoś w ogóle o tym nie wspominasz. Zwłaszcza ta etyka pracy jest czymś co zdecydowało o tym, że kariery Bryanta różnią się od tych gości

 

Jeżeli chodzi o Garnetta trochę sam jest sobie winny, że nie zrobił czegoś z tym burdelem i tyle lat siedział sobie cicho, on był tą organizacją więc jeżeli na gracza o takiej pozycji nie miał wpływu na to co działo się w klubie to coś jest chyba nie tak.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

T-Mac chciał być samodzielnym liderem więc odszedł z Raptors skąd pomysł, że godziłby się z graniem w tak dużym cieniu jaki rzucał Shaq ?

Myślisz, że przewidział, że Hill nie będzie w stanie do końca kariery pozbierać się po kontuzji? Poza tym jeszcze przed odejściem z Orlando czytałem, że z O'Nealem byli (są?) w koleżeńskich stosunkach i jako jeden z potencjalnych kierunków przeprowadzki wymieniano LA (pewnie kogoś poniosła fantazja, ale może gra z O'Nealem nie byłaby dla niego wielkim problemem).
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

T-Mac chciał być samodzielnym liderem więc odszedł z Raptors skąd pomysł, że godziłby się z graniem w tak dużym cieniu jaki rzucał Shaq ?

Myślisz, że przewidział, że Hill nie będzie w stanie do końca kariery pozbierać się po kontuzji? Poza tym jeszcze przed odejściem z Orlando czytałem, że z O'Nealem byli (są?) w koleżeńskich stosunkach i jako jeden z potencjalnych kierunków przeprowadzki wymieniano LA (pewnie kogoś poniosła fantazja, ale może gra z O'Nealem nie byłaby dla niego wielkim problemem).
wiesz całkiem możliwe, że jakiś tytuł jadąc na samym talencie by wygrali nawet powiedziałbym prawdopodobne podobnie w przypadku duetu Shaq-Carter bo w sukces duetu Shaq-Iverson nie wierzę.

 

Tylko zostaje jeszcze jedno czyli to jak Shaq reagowałby na rosnącą popularność i pozycję czy to T-Maca czy Cartera i w jaki sposób oni również by się po tym zachowali. Kobe się potrafił od tego odcinać, izolować, znosił to i po prostu robić swoje, ale czy tych dwóch by też to potrafiło nie byłbym już taki pewny. Tak jak pisałem nie raz pod względem talentu w swoich najlepszych latach oni nie ustępowali Bryantowi a pewnie nawet go przebijali, ale są jeszcze potrzebne pewne cechy, których żaden z nich nie miał, Shaqowi tego też trochę zawsze brakowało dlatego z Bryantem udało się osiągnąć właśnie taki sukces kiedy przejmował pewne funkcje lidera, w końcu Shaq na brak utalentowanych partnerów przed 2000 rokiem narzekać nie mógł.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

tak, a to dlaczego ? by mogli potem słuchać, że to tylko dzięki niemu wygrali ? w przypadku Bryanta pomijając kwestię wygrywania były początkowo również teksty, że nawet statystyki miał tak dobre dzięki graniu z nim :)

Napisałem Ci dlaczego... Chyba niczym nowym jest stwierdzenie, że ogromną różnicę robi, gdzie wylądujesz w trakcie draftu... Są oczywiscie jednostki, które potrafią się wybijać niezależnie od gówna w jakim się znajdą, ale w przypadku chociażby Kobego, ktory był totalnym żółtodziobem obecność Shaqa miała ogromne znaczenie. Mógł się rozwijać, pod cieplutką pierzynką, w ataku miał więcej miejsca, dzieki temu nabierał pewnosci siebie itd. Oczywiscie wiązało się to też z pewnymi niedogodnosciami, ale coś za coś. Shaq przez ostatnie lata był chyba zawodnikiem, z ktorym chciałby grać dosłownie każdy niski. Nawet AI za swoch bucowatych czasów pytany o Shaqa odpowiadał, ze chciałby z nim grać, bo majac obok siebie takiego gościa z miejsca stajesz się contenderem...

 

O Pennym tak duzo nie powiem, bo nie ogladalem go tyle, co Wade'a i KB z oczywistych względów... Wade natomiasr przed Shaqiem był fajnym młodzianem, miewał juz przebłyski, ale czy na tamta chwile mozna bylo powiedzieć, ze ten koleś pociągnie zespół, zagra niesamowite PO i zdobędzie MVP Finals w swoim 3 sezonie gry? Czy Wade sam w sobie był aż tak zajebisty?

 

Te mecze, w ktorych Shaq dawał dupy, kiedy Kobas mógł się popisywac - byc clutch, ciągnać zespół - ładnie to wygląda, ale o ile za sprawą obecnosci Shaqa na parkiecie wiecej miejsca miał Bryant ? Fakt, ze D była ustawiana pod Shaqa, a nie pod niego juz robi kolosalną różnicę.

 

T-Mac chciał być samodzielnym liderem więc odszedł z Raptors skąd pomysł, że godziłby się z graniem w tak dużym cieniu jaki rzucał Shaq ? wyobrażasz sobie jak reagowałby Iverson gdyby był niszczony przez Shaqa regularnie przy reszcie drużyny ? wyobrażasz sobie jak reagowałby gdyby Phil kazał mu się poświęcać swoją grę dla Shaqa ? już o takich czysto koszykarskich szczególach jak brak umiejętności gry bez piłki nie wspominam, pieprzyć głupoty czy rozmarzyć się jest łatwo zwłaszcza jak się nie ma ich kompletnie czym poprzeć.

 

Tmac miał u swojego boku drugiego niskiego, Iverson jesli wziąć pod uwagę chociażby Stacka - to samo...

Zupełnie inną sytuacją jest, kiedy po drafcie/tradzie trafiasz do teamu z gigantycznym Shaqiem, ktory ma renomę gościa dzięki któremu można wygrywać, a inną sytuacją jest, kiedy widzisz w zespole goscia, o podobnych warunkach, ktory potrzebuje miec piłę w rękach i może na parkiecie robić to samo co ty - z tym, ze w Twoich oczach gorzej...

 

Co do traktowania Kobe'go przez Shaqa - mysle ze w duzej mierze brało się to z tego, ze Kobas był po prostu podrostkiem, ktoremu wydawalo się wiecej niz bylo... Shaq znał go od małolata i traktował z góry, jak rookasa z tego co zauważyłem, drażnił się z nim, pogrywał z nim... Iverson ma jako człowiek inny charakter... Zauważ, ze nawet w życiu są ludzie, ktorzy są od Ciebie więksi, teoretycznie silnejsi, a nie masz oporów zazartowac sobie z nich, czy 'pojechac ich' w zarcie, a sa tacy, ktorzy mimo, ze patrza na Ciebie z dołu budzą jakiś taki respekt, ktory powoduje dystans. Jak dla mnie takim gosciem, z takim mocnym charakterem i silnym spojrzeniem był/jest Iverson i nie wydaje mi się, zeby Shaq go w ten sam sposób traktował... Ba mysle, ze nawet Kobe'go by traktował inaczej, gdyby Bryant trafił do Lakers jako ukształtowany juz zawodnik...

 

ech, a takie słowa jak defensywa, etyka pracy, cokolwiek znaczą ? bo przy tych wszystkich opowieściach o tych dwóch i Iversonie jakoś w ogóle o tym nie wspominasz. Zwłaszcza ta etyka pracy jest czymś co zdecydowało o tym, że kariery Bryanta różnią się od tych gości

No to ma napewno znaczenie i to nie małe, chociaż Bryant jako obrońca był momentami bardzo mocno przeceniany, były też momenty, ze Tracy potrafił usiąść na rywalu...

 

Nie zgodze sie jednak, ze stwierdzeniem, ze tylko etyka pracy i defensywa spowodowała, ze tak a nie inaczej potoczyły się kariery tych gostków. Tak jak napiałem na początku - Kobe trafił do miejsca, gdzie trzeba wygrywać - to samo chociażby Timmy... pozostali, na tamte okresy trafili na NBAowskie prowincje. Sixers zbierali picki od kilku sezonow trafiajac na Wheaterspoonow, czy Bradleyow po drodze, Raps nie bylo wlasciwie na koszykarskiej mapie. Magic, do ktorych trafił Tracy byli zawaleni przez kontrakt Hilla, a w dodatku nie było zadnego sensownego wysokiego jesli dobrze pamietam... Granie kilku sezonów na wypizdowie mocno demotywuje i niszczy charakter zwycięscy... Bryant miał dosc takiego czegos po ilu 1,2 sezonach ?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

największy wygrany minionej dekady to Nash. zawodnik, który w latach '90 byłby nieco gorszą wersją Marka Price'a nagle zdobywa dwa MVP. zapaść (pod względem popularności) ligi w pierwszej połowie XXI wieku, niskie wyniki i w efekcie Stern zmienia pewne rzeczy (nie mówię tylko o przepisach), by pomóc ofensywie. do tego kandyjczyk dostaje świetny support, idealnie dopasowany do grania up tempo i zdobywania tony pts. to się nazywa trafić na właściwy moment.

wiesz Lorak podając dokładnie Twoje argumenty można Nasha nazwać największym przegranym tej dekady bo pomimo tego wszystkiego nigdy nie został mistrzem, nigdy nie zagrał w finale

 

można by tak co najwyżej powiedzieć o suns, ale nie o Nashu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Shaq przez ostatnie lata był chyba zawodnikiem, z ktorym chciałby grać dosłownie każdy niski. Nawet AI za swoch bucowatych czasów pytany o Shaqa odpowiadał, ze chciałby z nim grać, bo majac obok siebie takiego gościa z miejsca stajesz się contenderem...

wiesz gadać sobie każdy może tylko nie gwarantuje to wcale tego, że potem to się faktycznie tak układa jak się niektórym graczom czy kibicom wydaje.

 

O Pennym tak duzo nie powiem, bo nie ogladalem go tyle, co Wade'a i KB z oczywistych względów... Wade natomiasr przed Shaqiem był fajnym młodzianem, miewał juz przebłyski, ale czy na tamta chwile mozna bylo powiedzieć, ze ten koleś pociągnie zespół, zagra niesamowite PO i zdobędzie MVP Finals w swoim 3 sezonie gry? Czy Wade sam w sobie był aż tak zajebisty?

 

Te mecze, w ktorych Shaq dawał dupy, kiedy Kobas mógł się popisywac - byc clutch, ciągnać zespół - ładnie to wygląda, ale o ile za sprawą obecnosci Shaqa na parkiecie wiecej miejsca miał Bryant ? Fakt, ze D była ustawiana pod Shaqa, a nie pod niego juz robi kolosalną różnicę.

 

KaBe o czym Ty bredzisz ? przecież właśnie wcześniej o tym pisałem czy Kobe grając po Shaqu nie udowodnił, że on nie potrzebuje na parkiecie robiącego mu miejsce Shaqa do bycia clutch, do ciągnięcia zespołu ?. W pierwszym sezonie bez Shaqa sporo tego pieprzenia się pojawiało, ale wydawało mi się, że tym co robił już od kolejnego sezonu i robi wciąż wszystkim klapki z oczu powinny już spaść. Czy Wade był już tak zajebisty ? jeżeli pominąć to o czym ja zawsze wspominałem o nim to myślę, że tak, nie potrzebował specjalnie do tego co robił Shaqa, na pewno jak każdy potrzebował dobrego wsparcia, ale nie znacz to, ze Shaqa wtedy nie dałoby się łatwo zastąpić.

 

Zupełnie inną sytuacją jest, kiedy po drafcie/tradzie trafiasz do teamu z gigantycznym Shaqiem, ktory ma renomę gościa dzięki któremu można wygrywać, a inną sytuacją jest, kiedy widzisz w zespole goscia, o podobnych warunkach, ktory potrzebuje miec piłę w rękach i może na parkiecie robić to samo co ty - z tym, ze w Twoich oczach gorzej...

w Lakers kiedy przychodził Kobe był taki gość oprócz Shaqa Eddie Jones się zwał jeśli mnie pamięć nie myli więc weź też to pod uwagę

 

Co do traktowania Kobe'go przez Shaqa - mysle ze w duzej mierze brało się to z tego, ze Kobas był po prostu podrostkiem, ktoremu wydawalo się wiecej niz bylo... Shaq znał go od małolata i traktował z góry, jak rookasa z tego co zauważyłem, drażnił się z nim, pogrywał z nim... Iverson ma jako człowiek inny charakter... Zauważ, ze nawet w życiu są ludzie, ktorzy są od Ciebie więksi, teoretycznie silnejsi, a nie masz oporów zazartowac sobie z nich, czy 'pojechac ich' w zarcie, a sa tacy, ktorzy mimo, ze patrza na Ciebie z dołu budzą jakiś taki respekt, ktory powoduje dystans. Jak dla mnie takim gosciem, z takim mocnym charakterem i silnym spojrzeniem był/jest Iverson i nie wydaje mi się, zeby Shaq go w ten sam sposób traktował... Ba mysle, ze nawet Kobe'go by traktował inaczej, gdyby Bryant trafił do Lakers jako ukształtowany juz zawodnik...

no właśnie jak dla Ciebie Iverson jest czy był kimś takim, ale dla większości jego nie fanów już niekoniecznie i tu dochodzi co najważniejsze kwestia stylu gry, który był nie kompatybilny ze stylem gry Shaqa

 

 

No to ma napewno znaczenie i to nie małe, chociaż Bryant jako obrońca był momentami bardzo mocno przeceniany, były też momenty, ze Tracy potrafił usiąść na rywalu...

hmm a ja myślałem, że Bryant jako obrońca był przeceniany w ostatnich latach jadąc na reputacji jaką sobie wyrobił właśnie w okresie 3-peat

 

Tak jak napiałem na początku - Kobe trafił do miejsca, gdzie trzeba wygrywać - to samo chociażby Timmy... pozostali, na tamte okresy trafili na NBAowskie prowincje. Sixers zbierali picki od kilku sezonow trafiajac na Wheaterspoonow, czy Bradleyow po drodze, Raps nie bylo wlasciwie na koszykarskiej mapie. Magic, do ktorych trafił Tracy byli zawaleni przez kontrakt Hilla, a w dodatku nie było zadnego sensownego wysokiego jesli dobrze pamietam... Granie kilku sezonów na wypizdowie mocno demotywuje i niszczy charakter zwycięscy... Bryant miał dosc takiego czegos po ilu 1,2 sezonach ?

nie zniszczyło charakteru zwycięzcy Jordana, nie zniszczyło charakteru zwycięzcy Shaqa, nie zniszczyło charakteru zwycięzcy Lebrona więc dlaczego miałoby zniszczyć charakter zwycięzcy Bryanta ? zastanów się dobrze do kogo mu faktycznie bliżej do Jordanów, Shaqów, Duncanów, Lebronów czy do T-Maca, Iversona czy Cartera
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

największy wygrany minionej dekady to Nash. zawodnik, który w latach '90 byłby nieco gorszą wersją Marka Price'a nagle zdobywa dwa MVP. zapaść (pod względem popularności) ligi w pierwszej połowie XXI wieku, niskie wyniki i w efekcie Stern zmienia pewne rzeczy (nie mówię tylko o przepisach), by pomóc ofensywie. do tego kandyjczyk dostaje świetny support, idealnie dopasowany do grania up tempo i zdobywania tony pts. to się nazywa trafić na właściwy moment.

Zmiana przepisów = 2xMVP Nasha to jeden z lepszych farmazonów jakie słyszałem. Nash jako shooter i grający głównie na obwodzie, po zmianie przepisów nie ma ułamka ułatwień, jakie mają choćby LeBron, Wade czy Chris Paul.

 

Poza tym Lebron, Bryant czy Wade też miewali świetny i dopasowany support i jakoś nikt nie przekuwa tego na zarzut przeciwko nim.

 

W ogóle Lorak, to od kiedy prowadzisz krucjatę przeciw Nashowi, bo pomiętam, że dawniej broniłeś jego MVP jako słusznych i mówiłeś, że jest lepszym obrońcą niż się uważa?

 

dla przykladu KG zostal wymieniony (past prime) za innego 20/10 wysokiego, ktory w dodatku przyszedl w pakiecie z ~5-6 innymi, a Wolves miedzyczasie pozbyli sie ze skladu kilku cancerow (Ricky Davis, Blount, Mike James) i po tych wszystkich zmianach zakladajac ze KG=Al Jefferson to powinni miec jakies 45-50 zwyciestw conajmniej

Też dobre. Z Garnettem rok wcześniej wygrali 32 mecze, rozwalili CAŁY team i z Alem wygrali 22, a powinni 45-50, gdyby był tak dobry jak Garnett. Vintage Bastillon.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

KaBe o czym Ty bredzisz ? przecież właśnie wcześniej o tym pisałem czy Kobe grając po Shaqu nie udowodnił, że on nie potrzebuje na parkiecie robiącego mu miejsce Shaqa do bycia clutch, do ciągnięcia zespołu ?. W pierwszym sezonie bez Shaqa sporo tego pieprzenia się pojawiało, ale wydawało mi się, że tym co robił już od kolejnego sezonu i robi wciąż wszystkim klapki z oczu powinny już spaść. Czy Wade był już tak zajebisty ? jeżeli pominąć to o czym ja zawsze wspominałem o nim to myślę, że tak, nie potrzebował specjalnie do tego co robił Shaqa, na pewno jak każdy potrzebował dobrego wsparcia, ale nie znacz to, ze Shaqa wtedy nie dałoby się łatwo zastąpić.

Ja o gruszce, Ty o pietruszce. Nie kwestionuję, ani obecnych umiejętności Wade'a, ani Bryanta. Mówię o pierwszych sezonach, w ktorych Shaq niesamowicie ułatwiał młodym adaptację. Co innego, kiedy masz 20 lat i cały zespol rywali ustawiony tak, zeby zastopować Ciebie, a co innego, gdy w tej samej sytuacji pod koszem czai się grubasek i caly team musi być gotowy, zeby go podwoic/potroic/odciąc od podania, czy co tam jeszcze... Dla mnie to dosc duza różnica, sprawiająca, ze niektórzy się wybijają wcześniej/później, a jeszcze inni w ogole nie są w stanie się zaadaptować.

 

Kobe lata, w ktorych mogl nabrac zlych nawykow koszykarskich spędził w najlepszym mozliwym towarzystwie, a i tak mu często odpierdalało. Mimo idealnych warunków Kobe dopiero w wieku 30 lat tak naprawdę dojrzał do liderowania, gdzie jeszcze rok wczesniej, w finałach z Celtics potrafił załamywać ręce...

 

 

w Lakers kiedy przychodził Kobe był taki gość oprócz Shaqa Eddie Jones się zwał jeśli mnie pamięć nie myli więc weź też to pod uwagę

No ale jakie to ma znaczenie ? Mam chwalić Kobego, ze w wieku 19 lat nie kazał Eddiemu wypierdalać na ławkę, czy co ? To tak jakbym dzisiaj chwalił Holidaya, ze spokojnie siedzi na ławie i nie żąda gry kosztem Williamsa, czy Greena... Oczywista oczywistośc, ze tak zawodnik młody ma się zachowywać, szczególnie, ze został sciągnięty jako prospect, w drafcie poza 10, nie na juz, a na kilka sezonow w przód. Co innego, kiedy bierzesz goscia z 1ką, bo wtedy oczywista sprawa jest, ze koleś wskakuje do S5 i budujesz na nim zespol.

 

 

no właśnie jak dla Ciebie Iverson jest czy był kimś takim, ale dla większości jego nie fanów już niekoniecznie i tu dochodzi co najważniejsze kwestia stylu gry, który był nie kompatybilny ze stylem gry Shaqa

 

Ja myślę, że AI baaardzo szybko taka opinię twardziela w lidze dostał i respektem mniejszym lub większym każdy w lidze go darzył... Mogę odbić piłeczkę i powiedzieć: to ze dla Ciebie AI kims takim nie jest, nie znaczy, ze dla innych ludzi, czy zawodnkow kims takm nie byl...

 

Co do stylu gry... Szybki, dobrze grajacy jeden na jeden i po zasłonach AI i ściągający na siebie 2 obrońców podkoszowy to nie jest dobre - kompatybilne uzupełnienie ? Czy Shaq kiedykolwiek potrzebował duzo piłki ? Jego atutem była efektywnosc, on nie potrzebowal plki w rekach 3x w kazdej akcji, zeby atak wygladal inaczej... To że on sie w okolicach trumny czał juz powodowaloby, ze AI mialby wiekszosc oboncow 1on1, na czym był zabójczy. a podwajaj AI, jak masz Shaqa pod koszem... :roll:

 

nie zniszczyło charakteru zwycięzcy Jordana, nie zniszczyło charakteru zwycięzcy Shaqa, nie zniszczyło charakteru zwycięzcy Lebrona więc dlaczego miałoby zniszczyć charakter zwycięzcy Bryanta ? zastanów się dobrze do kogo mu faktycznie bliżej do Jordanów, Shaqów, Duncanów, Lebronów czy do T-Maca, Iversona czy Cartera

Nie wiem po co postawiles tutaj AI na półce z Carterem i McGradym. Iversona, ktory przez cala kariere byl za charakter ceniony, z gosciami, ktorzy byli prawie przez cala karierę przeźroczyści... Taka niby przypadkowa szpileczka ? :roll:

 

Napisalem tylko, ze Kobe po 2 latach dostawania w dupe miał dosc tkiej gry i zaczął pizdować tak, jak Tracy, czy Carter... uwazam, ze jakby przeniósł się do innego zespołu, rozegrał jeden sezon tak jak w lakers na poziomie 35ppg, potem bardziej pro zespolowo i nic by z tego nie wychodziło, to znowu byloby marudzenie, narzekanie, konflikty. Kobe jest zajebisty, jak masz warunki do wygrywana - to nie ulega wątpliwosci - mial tez to szczęscie, ze na takie warunki trafil. Gdyby trafil od poczatku do Toronto, to mysle ze do tej pory moglby jeszcze tytułu się nie dorobic, a koszykarsko i mentalnie byłby jeszcze z 3 lata wstecz...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

największy wygrany minionej dekady to Nash. zawodnik, który w latach '90 byłby nieco gorszą wersją Marka Price'a nagle zdobywa dwa MVP. zapaść (pod względem popularności) ligi w pierwszej połowie XXI wieku, niskie wyniki i w efekcie Stern zmienia pewne rzeczy (nie mówię tylko o przepisach), by pomóc ofensywie. do tego kandyjczyk dostaje świetny support, idealnie dopasowany do grania up tempo i zdobywania tony pts. to się nazywa trafić na właściwy moment.

Zmiana przepisów = 2xMVP Nasha to jeden z lepszych farmazonów jakie słyszałem. Nash jako shooter i grający głównie na obwodzie, po zmianie przepisów nie ma ułamka ułatwień, jakie mają choćby LeBron, Wade czy Chris Paul.

a czy ja tak mówię, że zmiana przepisów = 2MVP Nasha? poza tym zwróć uwagę na to, że nawet jeśli zmiana przepisów pomogła Nashowi w mniejszym stopniu niż Bryantom i LeBronom tej ligi (zgadzam się z tym!), to przecież pomogła jego partnerom w suns. a wielkość Nasha w sporej mierze buduje się na super ofensywności phoenix.

 

BTW, jeśli porównamy skuteczność rzutów Nasha w dallas (a więc bez jego dwóch pierwszych sezonów, gdy był rezerwowym) z czasami w suns od ’05 to zobaczymy, że jego eFG z 53.1% wzrosło do 58.6%. rozkładając to jeszcze na rzuty za 2 i za 3 w tych pierwszych skoczył z 49% do 54.5, a w trójkach z 41.6% do 44.8. więc albo mamy do czynienia z cudownym rozwojem po trzydziestce, albo…? zresztą jeśli ktoś chciałby bronić teorii cudownego rozwoju, to można ją w tym przypadku zweryfikować poprzez spojrzenie na skuteczność FTs, czyli czynnika w minimalnym stopniu zależnego od wydarzeń na parkiecie. i Nash owszem, poprawił się – z 89.8% do 91.1 jest to jednak postęp nieporównywalnie mniejszy niż w pozostałych kategoriach. w FTs bowiem poprawił się tylko o 1.4% natomiast w 3pts o 7.1%, w eFG o 9.6% a w 2pts o 10.1% innymi słowy w trójkach poprawił się pięć razy bardziej niż w FTs, a w 2pts i eFG 7 razy bardziej.

 

Poza tym Lebron, Bryant czy Wade też miewali świetny i dopasowany support i jakoś nikt nie przekuwa tego na zarzut przeciwko nim.

również tego nie czynię w przypadku Nasha. piszę tylko dlaczego uważam go za wygranego minionej dekady – a na to się składają przecież takie sprawy, jak trafienie z odpowiednim supportem. przecież gdyby miał inny skład, np. zamiast dwóch ofensywnie nastawionych wysokich jednego typowego kołka od D, a wśród niskich stopera w stylu Bowena, to nie mielibyśmy takich cudownych ofensyw.

 

W ogóle Lorak, to od kiedy prowadzisz krucjatę przeciw Nashowi, bo pomiętam, że dawniej broniłeś jego MVP jako słusznych i mówiłeś, że jest lepszym obrońcą niż się uważa?

a jak myślisz Chytry, od kiedy? naprawdę muszę ci tłumaczyć jak ktoś może komuś obrzydzić zawodnika robiąc z niego koszykarskiego boga?

 

co do reszty, to tak, broniłem i nadal będę bronił, szczególnie tego w ’06. co do defensywy to też tak było, ale dość niedawno w koszykarskim światku pojawiły się te dane, które nawet ostatnio przywołał Bastillon (def adj+/-) i z tego powodu zmieniłem swoje zdanie co do D Nasha. widocznie w przypadku niskich team D (a jej elementy to jedyna mocna strona kanadyjczyka po tej stronie parkietu) ma dużo mniejsze znaczenie niż 1on1 (ale to temat na inną dyskusję).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

no to powspominaliśmy :wink:

 

wiecie kogo mi jeszcze żal?

pacers za brawl

po tym na dobra sprawe zespol sie rozpadl i stracil swój charakter którego nie odzyskał aż do teraz.

niby w PO'05 jeszcze mieli całkiem niezły zespol, ale duza czesc sezonu przez wykluczenia rozgrywali strasznymi pionkami, s5 - gill, harrison, croshere, jones, jones - mowi sama za siebie

mimo to udalo im sie dograc jakos do playoffs i tam juz bez artesta walczyli z pistons w 2rd. jak mocnym zespolem byli kiedy artest grał w koszykowke najlepiej pokazał poprzedni sezon, kiedy w po'04 byli w sumie 2 najlepsza ekipa ligii.

potem przyszły kontuzje JO szczególnie, chemia w zespole nie istniała, artest w sumie nie był aktywnym koszykarzem i bardzo fajna, pro-defensywna i stosunkowo młoda ekipa rozpadła sie na dobre.

na polce z niespelnionym potencjałem, zdecydowanie tuż za kings i blazers z poczatku dekady.

 

tak sobie pomyslalem jeszcze o wielkich wygranych dekady i co by nie mowic to chauncey billups jest mega zwyciezca i mega szczesciarzem. świetny system, świetny support, dwa dobre sezony, mvp finals (on i parker sa najgorszymi nagrodzonymi all time) i teraz jeszcze dobra przygoda w denver, gdzie jego przybycie zbiegło sie z odnoszeniem sukcesow przez nuggs, sprawia ze billups jest wysoko w rankingu najlepszych pg dekady.

mr big shot ktory trafil moze dwa na prawde wazne rzuty, a najczesciej w najwazniejszych meczach zdarzalo mu sie znikac (g4 ecf03 / g7 nba finals05/ g6 ecf06 / g6 ecf07 - wszystko to series clinchery w ktorych forma billupsa spadała diametralnie) seria ecf04 z pacers to tez byla strasznie slaba dla billupsa i jedynym zawodnikiem ktory grał swoje całe 6 spotkan byl rip hamilton. de facto wiecej spotkan dla prime pistons wygrał ben wallace i szczegolnie rip hamilton, ktory jest bardzo niedoceniany jako PO performer - strasznie równy, produktywny, skuteczny i nie popełniajacy błędów.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.