Skocz do zawartości

[NBA Finals 2017] Golden State Warriors - Cleveland Cavaliers


Chytruz

  

89 użytkowników zagłosowało

  1. 1. Kto

    • Warriors w 4
      8
    • Warriors w 5
      24
    • Warriors w 6
      30
    • Warriors w 7
      0
    • Cavs w 4
      1
    • Cavs w 5
      1
    • Cavs w 6
      8
    • Cavs w 7
      17


Rekomendowane odpowiedzi

Panowie, opcja Maca za Zazę to taki żart... Bez uwzględniania salary, zarobków i wszystkiego.

Tak jak steve napisał, chodzi o idealny fit i chciałbym zobaczyć, chociaż przez kilka meczów, jak to funkcjonuje, jak przeciwnicy głupieją i już kompletnie nie wiedzą kogo bronić. Nie wiem, może za parę lat Marc zapoluje na pierścionek i dołączy jako vet, nawet stary będzie miał przecież to IQ.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Licząc ze Klay dostaje 17,5 mln, Green 16,5 mln, Curry dostanie ok 35 mln, Durant ok 35 mln. No to mamy ponad 100 za 4 graczy. Moze ktoś obnizy swoje wymagania zeby podpisać jednego weterana wiecej, ale to bedzie w granicach miliona za sezon, nie wiecej. 

 

Ja w takim układzie nie wierze zeby Iggy został, musiałby na prawdę zgodzić sie grać za półdarmo. Na kontraktach są Jones, Looney, McClaw za łącznie 3 bańki. Tak naprawdę GSW ma niezły problem, Curry ostatnie lata grał na bardzo niskim kontrakcie, mają Duranta. 2 wielkie umowy w jedno lato+ potencjalne odejście czołowych rezerwowych. Skumulowało im się to pechowo

 

Chociaż w sumie takie problemy to żadne problemy... Mam tylko nadzieje ze nie pójdą drogą Cavs i nie ściągną ośmiu 35latków za minimum, na papierze to wyglada fajnie, ale na parkiecie brakuje mięśni i szybkości w obronie. A moze tak by było lepiej? Coś by sie działo przynajmniej...

 

Gasol do GSW jako ciekawostka Czy ja wiem czy on tam pasuje? Co za duzo to niezdrowo, mają już jego lepszą wersje, Greena

Edytowane przez iglo13
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Licząc ze Klay dostaje 17,5 mln, Green 16,5 mln, Curry dostanie ok 35 mln, Durant ok 35 mln. No to mamy ponad 100 za 4 graczy. Moze ktoś obnizy swoje wymagania zeby podpisać jednego weterana wiecej, ale to bedzie w granicach miliona za sezon, nie wiecej. 

 

Draymond będzie najbardziej wydymanym zawodnikiem z tej całej wielkiej czwórki w Warriors. W temacie jest ciągle gadka, czy drużyna należy do Curry'ego czy duranta. Green za finały jest w cieniu i dużo o nim się nie mówi. Od przyszłego sezonu Curry będzie zarabiał 35 mln, a Green 16,400. Nawet nie będzie zarabiał połowy kasy Curry'ego, a różnica ta będzie rosła, bo Draymond będzie dymany do 2020 roku. Będzie grał przez dwa sezony i nawet nie zarobi tyle, co Curry w sezonie 2017/18.

 

Draymond to parobek, na którego plecach durant i Curry wzbiją się na listach all-time i zarobią wiele kasy, a Draymond będzie zarabiał grosze porównując do nich i będzie od czarnej roboty, której kibice nie będą dostrzegać i szanować. Jarać się będą kosmicznymi rzutami Curry'ego i duranta. Draymond to parobek.

Edytowane przez Wyparlo
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Taki kłopot, to nie kłopot, bo jakoś nie chce mi się wierzyć, żeby Warriors chcieli rozbijać mistrzowską ekipę dla kilku milionów dolarów. Niezależnie od tego co stanie się w tegorocznym offseason, Goldeny i tak będą największymi beneficjentami nowego salary cap, bez którego w zeszłym roku nie zmieściliby Duranta. Jasne, że takim zawodnikom jak Curry czy właśnie Durant max należy się jak psu micha, ale przy tak astronomicznych umowach i lukratywnych kontraktach sponsorskich odstąpienie od 5% umowy chyba nie spowoduje, że taki Stefek się obrazi. Oczywiście nie wolno wymuszać na nim rezygnacji z maksymalnej umowy, ale myślę, że Warriors mają prawo liczyć na to, że Curry pomoże im w stworzeniu dynastii.

 

Curry dotychczas grał za grosze, ale przecież Green czy Klay w obecnych czasach też mogliby liczyć na o wiele większe pieniądze. Realia NBA są takie, że możesz mieć pecha jak Wall i zarabiać na maksymalnej umowie 18 milionów rocznie, albo mieć farta jak Conley i zgarniać 2x tyle będąc słabszym zawodnikiem. 

Edytowane przez Hoolifan
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A James? Okazał się królem pierwszych połów. W drugich odsłonach to już Irving dawał więcej Cavsom. Wymówki, że był zmęczony, że to, że tamto, że grając kosmos w 1 połowach utrzymywał Cavs w grze itp. itd. A z mojego punktu widzenia to dawał dupy i mało interesuje mnie, że był zmęczony, bo niby sam musiał ciągnąć swoją ekipę. Moim zdaniem trochę na własne życzenie, bo to już taki typ, że musi przeprowadzić piłkę na połowę rywala sam, aby na siłę pokazywać, że on to jest "człowiek orkiestra". Na finiszu Game 3 nie trafił kilku ważnych rzutów, a fenomenalne staty robił tak jak pisałem – albo w pierwszych połowach albo kiedy Cavsi mieli spore już straty jak w ostatnim Game, gdzie miał fenomenalną serię punktową przy prowadzeniu GSW +10. A w obronie to mam wrażenie, że James grał tak jakby chciał ładować akumulatory. Kilka fenomenalnych przechwytów nie zmieni mojego obrazy, że w destrukcji James zawiódł.

 

Dlatego krew mnie zalewa, jak czytam komentarze, że niby można było dać Lebronowi MVP. Absurd. Kompletny absurd.

 

Myślę, że gdyby James nie zagrał takich kosmosów w pierwszych połowach g2 i g3 to Cavs nie byliby w ogóle w grze do przerwy. A tak to nawet mimo jego heroicznych wyczynów dostawali 3 pkt w g2 i 6 pkt w g3 do połowy. Nie wiem czemu uważa się te pierwsze połowy za jakieś granty, całkiem możliwe, że Cavaliers bez tego byliby w przynajmniej 10+ punktowej dziurze. Zwłaszcza w g3 James miał w pewnym momencie 11 trafionych rzutów na 12 oddanych, a jako zespół Cavs wciąż przegrywali. Na jego problemy w drugiej części spotkań złożyło się kilka czynników. Po pierwsze przeliczył swoje siły, mocno i agresywnie zaczynał spotkania, a nie był gotowy na to aby utrzymać to przez cały mecz. Nie pomogło za bardzo to, że nie był przetestowany we wschodniej konferencji, a także nie pomagało to, że nie mógł usiąść oraz odpocząć na 2 minuty, bo cały mecz się walił. Ostatni czynnik jest taki, że GSW miało cały zestaw dobrych obrońców na LeBrona, którzy cały czas byli świeżsi od niego, co odbijało się na jego performance w drugich częściach meczów. James trochę lepiej rozkładał siły w g4 i g5, co dużo nie zmieniło, w sensie on wciąż zdobywał swoje, ale dalej w g4 miał lepszą 1 połowę od drugiej (7-11 i 22pkt vs 4-11 i 9pkt), a w g5 być może kondycyjnie lepiej wyglądał (przystosował się trochę? nie wyglądał na aż tak zajechanego?), ale przede wszystkim GSW dużo mu dało sytuacji 1 na 1 z AI w końcówce meczu, więc łatwiej mu było to wykorzystać i zapunktować. Problemy Cleveland wykraczały znacznie poza LBJa, słabiutka ławka, nieobecny TT, grający w kratkę Love, tragiczne transition defense, to tylko kilka przykładów z głowy. Poza tym, jeśli Cavaliers potrzebują LeBrona grającego na kosmicznym poziomie przez całe 48min aby w ogóle być w meczu... to z tą drużyną jest coś chyba nie tak, albo to Warriors są tacy mocni. 

 

Durant zagrał kosmos w finale, to był najlepszy scoring performance ever, 35ppg na 70% TS w finale to nawet Jordan nie był na takim poziomie. Ja osobiście mam tylko problem z tym taki, że to było za łatwe. W sensie Cavs nie mieli za bardzo kogo rzucić na niego, jego primary defenderem był 37 letni Jefferson i 32 letni (wkrótce 33letni) LeBron, który był zajeżdżany jak tylko się dało. Nawet w wielu sytuacjach kiedy KD miał na sobie LeBrona, to wystarczyła jedna zasłona i po switchu miał na sobie Tristana albo Kevina, których niesamowicie łatwo objeżdżał. Do tego Cavs nie radzili sobie z Currym i byli zmuszeni do ciągłego trapowania go. Dla GSW nie było potrzeby zajeżdżania KD, mógł sobie te 8 min odpocząć (zwłaszcza przed 4q), nie ma też potrzeby żeby brał ciężar całej gry na siebie od początku meczu do końca, trochę inny poziom odpowiedzialności. Generalnie ludzie powinni być pod większym wrażeniem występu KD, ale jest to jakoś uzasadnione dlaczego nie są. Chyba większe "wow" było przy niektórych występach Irvinga, ze względu na poziom trudności.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

pytanie czy LeBron w ogole mial by ten poziom chemii i zgrania z GSW

bo to tez jest wazne, ze Durant sie tam wpasowal (a raczej Curry troche ustapil) bardzo spoko

 

nie mowie ze LeBron by nie mial, mowie tylko ze to by bylo ciekawe doswiadczenie, bo jakos po prostu ciezko mi wyobrazic ze LeBron robi blad a Draymond leci do niego z morda jak do KD

 

ale jedna rzecz w NBA i w koszykowce i w kazdym innym sporcie zawsze sie sprawdza - jak sie wygrywa to takie rzeczy przychodza dosyc latwo

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

nie mowie ze LeBron by nie mial, mowie tylko ze to by bylo ciekawe doswiadczenie, bo jakos po prostu ciezko mi wyobrazic ze LeBron robi blad a Draymond leci do niego z morda jak do KD

 

Nic takiego nie miałoby miejsca. Draymond chodziłby w jak w zegarku i mówił jakim Lebron jest wspaniałym liderem. No bo co to za różnica czy piętaszkiem Króla jest Love czy Green, Irving czy Curry? Najwyżej Steph zostałby zredukowany do roli maszyny rzucającej trójki.

 

Jeśli chodzi o charyzmę, to w ogóle trudno zestawiać tych panów. Durant się wpasował w zespół, a Lebron sprawiłby, że zespół musiałby dopasować się do niego.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dajcie już spokój z tym deprecjonowaniem osiągnięć Duranta. Chłop pokazał, że ma jaja i potrafi więcej (szczególnie w obronie) niż ktokolwiek myślał, jeśli tylko w okół siebie ma drużynę, a nie bezmózgie triple double. Można tylko gdybać co by było gdyby 2-3 lata temu zmienił team na SAS (zamiast LMA), LAC czy GSW. Może miałby 3 tytuły, 3 MVP I w porównaniach byłby bliżej MJ niż LBJ. Teraz kiedy zdobył mistrzostwo, MVP, a w bezpośrednim pojedynku był lepszy od LBJ, pojawia sie jakieś głupie pi****lenie żeby wykazać jaki to gorszy jest... Przestańcie sobie robić jaja, czy po tym jak LBJ rok temu zagrał w końcu jak najlepszy gracz świata finały życia, dziś trzeba wszystkim wytykać jak się w kolejnych finałach obsrywał się regularnie w 4 kw, jak grę przejmował Wade albo ratował kosmicznym rzutem Allen? LBJ zagrał jedne z najgorszych finałów w obronie, forsował niepotrzebnie grę siłową w pierwszych kwartach i niestety źle wyglądał w drugich połowach, gdzie karty rozdawali Irving, JR czy niestety musiał rzucać broniony przez Greena - Love (szkoda że linczujac go tak mało osób zauważa ten fakt). Ja odbieram to jak błąd taktyczny LBJ, który źle rozkładał siły i nie przejmował gry wtedy kiedy najbardziej potrzeba - czyli w 4 kw. Oczywiście zaraz posypią się teksty że bez niego po pierwszej połowie byłoby -20 punktów, a ja się pytam a co to za różnica czy było by już w połowie czy dopiero w 4 kw, skoro efektem jest blow out? A już nabijanie sobie statystyk kiedy mecz jest rozstrzygnięty i GSW nie broni, żeby zrobić TD finałów? Gdyby to robił koleś pokroju Westbrooka to luz, ale LBJ? Jakie to legacy kiedy nabijasz cyferki kiedy druga ekipa świętuje mistrza już na parkiecie? Nigdy nie byłem fanem stylu gry LBJ ale szanowałem go za osiągnięcia w ost. czasie, dziś każdy kto oglądał te finały będzie pamiętał te 3p Duranta sprzed jego nosa, te bezradność w IV kw, a triple double będą przypominać niczym wyczyny Oskara Robertsona i RW, a chyba nie o to chodzi. http://on.nba.com/2sIQOXq

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie chcę nic mówić, ale ogólnie w koszykówkę gra się 48 minut, a nie w drugich połowach, i gdyby nie ta gra LBJ to mielibyśmy blowouty w pierwszej połowie, nie w trzeciej czy czwartej kwarcie. Nie wiem jak miałoby wyglądać to rozkładanie sił - "ok, będziemy -15 ale w drugiej połowie ich podgonie"? Przecież Cavs bez agresywnego LBJ nie istnieją. Dobra nauczka dla Lue ze odpoczynek w pojedynczych meczach nie rekompensuje grania po 38-39 minut w tym wieku w RS gdy LBJ ma taki przebieg. A oczywiście i tak zagrał rewelacyjne finały w ofensywie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

BMF chodzi o większe angażowanie reszty teamu w I połowie, LBJ za dużo brał na siebie. 2-3 akcje mniej w kwarcie nie rodzą blowoutu, szczególnie że taki Love, JR czy Irving mogliby dać więcej z siebie na początku meczu. Ale nie, lepiej najpierw samemu rzucać na 60%, a potem oddawać piłkę Lovowi bronionemu przez Greena, gdzie tu sens?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

BMF chodzi o większe angażowanie reszty teamu w I połowie, LBJ za dużo brał na siebie. 2-3 akcje mniej w kwarcie nie rodzą blowoutu, szczególnie że taki Love, JR czy Irving mogliby dać więcej z siebie na początku meczu. Ale nie, lepiej najpierw samemu rzucać na 60%, a potem oddawać piłkę Lovowi bronionemu przez Greena, gdzie tu sens?

To ma głęboki sens. Niszczysz przeciwnika a później liczysz że na Tobie się skupi obrona, próbujesz zmusić do podwojeń i jak się uda to będziesz mógł uruchomić innych już słabiej bronionych podaniami.

Jadąc ostro od początku masz szanse złamac przeciwnika jesli uzyskasz przewagę, zwiększyć pewnosc gry swoich kolegów i takie tam.

Trzymając siły na końcówkę i godząc się na przegrywanie już w pierwszych kwartach w efekcie masz nerwowość, kolegów w zespole tracących wiarę i pewnosc siebie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To ma głęboki sens. Niszczysz przeciwnika a później liczysz że na Tobie się skupi obrona, próbujesz zmusić do podwojeń i jak się uda to będziesz mógł uruchomić innych już słabiej bronionych podaniami.

Jadąc ostro od początku masz szanse złamac przeciwnika jesli uzyskasz przewagę, zwiększyć pewnosc gry swoich kolegów i takie tam.

Trzymając siły na końcówkę i godząc się na przegrywanie już w pierwszych kwartach w efekcie masz nerwowość, kolegów w zespole tracących wiarę i pewnosc siebie.

 

Tylko Love wielokrotnie w tym sezonie pokazywał, że jak już jest hot to na ogół na początkach meczu. Irving czy JR Smith też potrafią od początku się rozpędzić, a potem oddać stery w ręce LeBrona. Dla mnie to nie zarzut, że tak LBJ grał, ale zastanawia czemu w RS często od początku dzielił się piłką, dawał partnerom masę okazji, by nabrali pewności i często to skutkowało, a z Goldenami to od początku szedł na siłowanie się z nimi. Wiem, że inna obrona i inne okoliczności, ale po LBJ nawet nie było próby oddania choć trochę sterów w ręce Irvinga czy zwłaszcza Love'a, który ma tendencje do znikania w drugich połówkach, więc siłą rzeczy należałoby go 'karmić' piłką na początku, kiedy potrafi szaleć. Za mało tego było, ale bądźmy szczerzy - całe Cavs grało w zasadzie na maksa tego, co mieli, a GSW miało olbrzymie zapasy. Gdyby nie gra na wymęczenie LeBrona i Irvinga to znaleźliby inny sposób na zniszczenie Cleveland. Przewaga była zbyt olbrzymia, by takie poprawki zmieniły obraz całej rywalizacji - Cavaliers nie mieli prawa tego wygrać nawet z LeBronem zdolnym biegać jak sarenka po 48 minut.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Problem w tym, że Irving większość pierwszych połów przesypiał. On był pod grą, ale wtedy trafiał w okolicach 30 procent. Potem potrafił włączać wyższy bieg. Reszta bez Lebrona nie jest w stanie sama napędzać ofensywy.

o ile lebron nakrecal ofensywę tak Irving ją stopowal. Ok, miał i fajne serie punktowe, nawet kilka z top10 finałów to zagrania Kyrie, ale co z tego, skoro to było obok ofensywy Cavs? Ten koleś coraz bardziej przypomina mi Marburego, piekielnie dobry 1&1, król boisk streetballowych, ale zespołowe dno.

Nic co robił Irving nie było efektem gry Cavs, a samego Kyriego lub Jamesa

Lebron za to robił atak Cavs i bez niego wszystko leżało.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

o ile lebron nakrecal ofensywę tak Irving ją stopowal. Ok, miał i fajne serie punktowe, nawet kilka z top10 finałów to zagrania Kyrie, ale co z tego, skoro to było obok ofensywy Cavs? Ten koleś coraz bardziej przypomina mi Marburego, piekielnie dobry 1&1, król boisk streetballowych, ale zespołowe dno.

Nic co robił Irving nie było efektem gry Cavs, a samego Kyriego lub Jamesa

Lebron za to robił atak Cavs i bez niego wszystko leżało.

Prawda to, ale faktem jest ze ten stretball uprawiany przez Irwinga był tak dobry że działał nawet przeciwko Monstars.

Dotychczas można było uznac że zespolowa koszykówka zawsze będzie lepsza od indywidualnych popisów, problem w tym ze efektywnośc Irwinga była na tyle wysoka ze można sobie było tą zespołowość odpuścić i dac mu po prostu piłkę. gdyby mieli takich dwóch Irwingów grających na zmianę myślę że mielibyśmy siedmiomeczową serię.

O ile z heroball Westbrooka mozna sie nabijać i narzekac że to szkodliwe to Kyrie pokazał ze tak też sie dac o ile Twoja gra w kosza wyglada jak skrzyżowanie magii z cyrkiem

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.