Skocz do zawartości

Mirwir

Rekomendowane odpowiedzi

Oby, bo rzygać się chce jak na nich patrze. Nie da się tego oglądać. Howard qń, z twarzą niepokalaną inteligencją, Harden który się wczoraj Westbrooka wystraszył w pełnym tempie i po prostu zlazł mu z drogi, uważający się za MVP. I reszta zbieraniny która nie wie nawet co ma robić i ze zniecierpliwieniem oczekuję końca RS, co by tłita fotkami z wakacji zaspamować.

 

Najmocniej na zachodzie zaraz po OKC, kibicuje teraz Utah. Mam nadzieję, że tego mokrego kapiszona zwanego "rakietami" zepchną z 8.

 

Porażka. 

Jazz chyba wejdzie kosztem Houston albo Dallas,bo któraś z nich wyleci z 8.

Portland i Memphis utrzymają się. Houston w tamtym sezonie 2 seed, a teraz być może poza playoff.

Ich obrona to czasem katastrofa.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moja prognoza to

 

MEMPHIS i PTB 43-39

UTAH i HOUSTON 41-41

 

Wypada Dallas

Dallas ma ciężki terminarz i do tego wypadł Chandler Parsons z powodu kontuzji. Mogą nie wejść.

 

Howard jest wyjątkowo śmieszny z powodu tego co powiedział.

Bez względu na to, jak ten sezon się dla nas toczy i bez względu na to, że nie sprostaliśmy oczekiwaniom, uważam że mamy drużynę zbudowaną na mistrzostwo – stwierdził środkowy Rockets podnosząc kilka głów. – Nie musicie w to wierzyć, teraz cały świat jest przeciwko nam, ale jeśli tych piętnastu ludzi z szatni uwierzy, że możemy wygrywać, to zaczniemy wygrywać. Mieliśmy bardzo dobry poprzedni sezon i zrobiliśmy to dzięki wierze w nasze możliwości – dodał.

Mamy resztę sezonu i play-offy, aby spróbować to naprawić. To my jesteśmy za to odpowiedzialni. Chodzi o odpowiednie nastawienie. Zespół zacznie za nami podążać, jeśli pokażemy, że razem potrafimy być naprawdę silni. […] Jeśli nam się uda, to możemy myśleć o mistrzostwie – skończył.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piękny pojedynek Shaqa z Olajuwonem choć wolałem finał 1994 Knicks vs Rockets.
Ciężka i twarda seria, wtedy z Kinicksami się ciężko grało, bo mieli dużo mięcha pod koszem.
Brakuje dziś tak dobrych centrów jak Shaq czy Olajuwon.
Obecnie gorzej wyszkoleni technicznie zbyt bazujący na samej sile stąd jest jak jest.
Trudno uwierzyć, że Howard jest taki surowy w ataku, skoro z tego co pamiętam Olajuwon go
trochę kiedyś podszkolił podobnie jak Jamesa. W przypadku Jamesa pomogły te treningi w
lato 2011 po przegranych finałach z Dallas, bo lepsze umiejętności w post up zapewniły mu dwa tytuły i
bardzo wysoką skuteczność z gry w sezonach 2012-2014. W przypadku Howarda nic nie poprawił się.
Poza tym Howard po kontuzjach dużo stracił też z tego co kiedyś prezentował w obronie za czasów gry w Orlando.
W Houston gra przeciętnie. W tamtym sezonie bardziej Harden z resztą chłopaków odpowiadał za 2 seed,
bo przez pół sezonu Howard nie grał. W obecnym sezonie jak widzę niechęć do siebie Hardena do Howarda i
brak chemii to nie dziwią wcale słabsze wyniki zespołu. Raczej Howard latem odejdzie. Moim zdaniem przesądzone.
Pytanie kto się skusi na niego, bo tytanem zdrowia już nie będzie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

^^

Wysłać co poniższe temu kasztanowi z dopiskiem "watch and stfu"

https://www.youtube.com/watch?v=O1M0-evJZ5o

Może lepiej nie, bo jeszcze pomyśli, że jest lepszy od Shaqa bo wygrał dla Orlando chociaż jeden mecz finałów.

Tak z innej beczki to do tej pory czasem zastanawiam się, co by się wydarzyło, gdyby jednak Anderson trafił chociaż jeden rzut wolny, tamten mecz na 99% byłby zamknięty, 1:0 dla Orlando. Oczywiście można mówić o wąsatych babciach, ale przestrzelone 4 rzuty wolne z rzędu przez guarda, który nie nazywa się Rondo to po prostu ewenement, celne rzuty w końcówkach Horry'ego czy trójka Allena to przy tym naprawdę małe wydarzenie. Ciekawe czy mimo wszystko skończyłoby się 4-1/4-2 dla Rockets, mielibyśmy 7 meczową serię czy po prostu Orlando idąc za ciosem łatwo by ją wygrali. Czynnik psychologiczny jest tutaj po prostu niesamowicie istotny, gdyby chociaż ten mecz był wyrównany ale Orlando przegrało go w zasadzie 2 razy, raz oddając około 20 punktową przewagę, a drugi raz poprzez popis Nicka.

To tak jakbyś jednego dnia rozbił dwa samochody, a Twój sąsiad wygrał dwa na loterii, mimo, że w ostatnich tygodniach na każdym kroku pokazywałeś mu, że jeździsz lepiej (no i, że masz kozacką furę a on tylko poldzersa). To co ubyło graczom Orlando przeszło do podopiecznych Tomjanovicha. No i zesrany w gacie Brian Hill, tego widoku nigdy nie zapomnę, nie wiem jaki miał warsztat (jako 11 latek ciężko było mi o tym w ogóle pomyśleć, że trener ma jakikolwiek wpływ na zespół, w końcu na parkiet to wychodzi conajwyżej w przerwach) ale to też miało ogromne znaczenie, szczególnie, że liderzy zespołu po 22-23 lata.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Swoją drogą Horry w finałach był dojebany niesamowicie w każdym aspekcie. PF z mentalnością guarda, pomocny na podwojeniach, slasher, trójki, post up, pomagał w podwojeniach kloca. Tylko 

..

sorry za przerwę, ale oglądam program, w którym przytomny Sergio nadział się na pręt. Pręt wszedł udem od dołu, rozjebał po drodze 2 kości, wyszedł nad pośladkiem i tak współżył z Sergio przez kilkanaście godzin

..

wracając, tylko krawatów nie wiązał. Zajebiste mecze jutub w LD daje, wcześniej Minny z PTB, Minny z Lakers, Bulls Suns z 94 roku. Jebać biedę, odgrzewam kartofle i czekam na PO

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Może lepiej nie, bo jeszcze pomyśli, że jest lepszy od Shaqa bo wygrał dla Orlando chociaż jeden mecz finałów.

Tak z innej beczki to do tej pory czasem zastanawiam się, co by się wydarzyło, gdyby jednak Anderson trafił chociaż jeden rzut wolny, tamten mecz na 99% byłby zamknięty, 1:0 dla Orlando. Oczywiście można mówić o wąsatych babciach, ale przestrzelone 4 rzuty wolne z rzędu przez guarda, który nie nazywa się Rondo to po prostu ewenement, celne rzuty w końcówkach Horry'ego czy trójka Allena to przy tym naprawdę małe wydarzenie. Ciekawe czy mimo wszystko skończyłoby się 4-1/4-2 dla Rockets, mielibyśmy 7 meczową serię czy po prostu Orlando idąc za ciosem łatwo by ją wygrali. Czynnik psychologiczny jest tutaj po prostu niesamowicie istotny, gdyby chociaż ten mecz był wyrównany ale Orlando przegrało go w zasadzie 2 razy, raz oddając około 20 punktową przewagę, a drugi raz poprzez popis Nicka. To tak jakbyś jednego dnia rozbił dwa samochody, a Twój sąsiad wygrał dwa na loterii, mimo, że w ostatnich tygodniach na każdym kroku pokazywałeś mu, że jeździsz lepiej"


Czynnik psychologiczny ma duże znaczenie. Ale sądzę, że te finały i tak Houston by ostatecznie wygrało :smile:
Mieli większe doświadczenie finałowe, bronili tytuł i mieli bardziej zaprawionych graczy w finałach (Olajuwon 86,94, Drexler 90, 92)
Poza tym wyszli w tamtych playoff 2 razy na zachodzie z 1-3 musząc wygrać ostatnie 3 mecze, by grać dalej.
Chyba wyciągnęli te serie przeciw Phoenix i Seattle. Tak więc może Orlando ugrałoby 2 mecze max.
Horry był niesamowity w finałach 94 i 95 to fakt. Wszędzie go było pełno. Odwalał kupę roboty w ataku i obronie.
To nie ten zadaniowiec z La czy San Antonio z mniejszym znaczeniem przy ich tytułach.
W mistrzostwach z Houston był jednym z 2-3 najważniejszych graczy. Swoją drogą Phil Jackson i Popovich mają łeb nie od parady io wiedzą kogo ściągać do mistrzowskich teamów. Jackson ściągnął swego czasu do La H.Granta, Horrego, Harpera i
to się sprawdzało. Popovich z Horrym zdobyli tytuł 2005 i 2007. W 2005 ich finały i 7 meczowa seria z Pistons.
W 5 meczu finałowym rzut Horrego dał wygraną i prawdopodobnie to byłe decydujące dla losów tytułu.

Finały 2011
Miami wygrywa 1 mecz z Dallas. W 2 meczu traci 20 pktową przewagę i przegrywa. W 3 wygrywa.
Następnie przegrywa następne 3 mecze, w ostatni 6 meczu blowoutem.
Gdyby Miami miało większe doświadczenie wtedy i grało tak jak w playoff 2012, kiedy potrafili wyjść z opresji z
Indianą, Bostonem i Oklahomą i wygrywać ważne mecze z presją to w finale z Dallas w 2011 prowadziłoby 3-0.
Nie oddałoby tego 2 meczu i byłoby po ptokach. Nikt w finałach nie wyszedł z 0-3. Była tylko sytuacja,
że ktoś doprowadził do wyrównania 3-3, ale i tak przegrał finały. Miami nie wypuściłoby z rąk mistrzostwa przy stanie 3-0.
A tak Dallas poczuło krew i poszło za ciosem. Sprawiali wrażenie jakby bardziej chcieli mistrza (4,5,6 mecz)
Lebron w tych finałach  był jeszcze zbyt bierny i chyba nie radził sobie z presją.
Wolał mało rzucać, a więcej rozgrywać i żeby Wade był decydujący.
Druga sprawa, że Wade grał dobrze w pierwszych meczach finałowych, a potem doznał kontuzji i nie był sobą.
To też miało duże znaczenie dla losów finałów.

Edytowane przez Rodman91
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Czynnik psychologiczny ma duże znaczenie. Ale sądzę, że te finały i tak Houston by ostatecznie wygrało :smile:

Mieli większe doświadczenie finałowe, bronili tytuł i mieli bardziej zaprawionych graczy w finałach (Olajuwon 86,94, Drexler 90, 92)

Poza tym wyszli w tamtych playoff 2 razy na zachodzie z 1-3 musząc wygrać ostatnie 3 mecze, by grać dalej.

Chyba wyciągnęli te serie przeciw Phoenix i Seattle. Tak więc może Orlando ugrałoby 2 mecze max.

Horry był niesamowity w finałach 94 i 95 to fakt. Wszędzie go było pełno. Odwalał kupę roboty w ataku i obronie.

To nie ten zadaniowiec z La czy San Antonio z mniejszym znaczeniem przy ich tytułach.

W mistrzostwach z Houston był jednym z 2-3 najważniejszych graczy. Swoją drogą Phil Jackson i Popovich mają łeb nie od parady io wiedzą kogo ściągać do mistrzowskich teamów. Jackson ściągnął swego czasu do La H.Granta, Horrego, Harpera i

to się sprawdzało. Popovich z Horrym zdobyli tytuł 2005 i 2007. W 2005 ich finały i 7 meczowa seria z Pistons.

W 5 meczu finałowym rzut Horrego dał wygraną i prawdopodobnie to byłe decydujące dla losów tytułu.

 

 

No tak, ale Orlando miało Granta, 3 krotnego mistrza, wychowanka Phila. Jackson pokazał przechodząc do Lakers, że jest w stanie zrobić z mega utalentowanego, ale nie poukładanego zespołu mistrzów, wiadomo, że z obecną Philly by tego nie dokonał, ale po prostu do pewnego czasu miał w sobie tą magię. Houston w 1 rundzie grało z Jazz do best of 5, chyba przegrywali 1:2, potem faktycznie z Suns 1:3, pamiętny rzut Mario Ellie z rogu, który potem w przerwach meczów finałowych często był powtarzany jako highlights, Z Admirałem i zbuntowanym Rodmanem było łatwiej, z Orlando już spacerek, ale z zasadzie nawet pod względem łącznych zdobyczy to przepaści nie było, to samo statystyki Shaqa z Hakeemem, Pennego z Clydem. Tu właśnie zadecydowały małe czynniki jak koleś na ławce, mega wytrzymałość młodego Horrego, mega niewytrzymałość bardziej jednak od Roberta utalentowanego Andersona. Scott też z resztą zawalił, w następnym roku ustanowił chyba sezonowy, a także meczowy rekord trójek.

 

Czynnik psychologiczny ma duże znaczenie. Ale sądzę, że te finały i tak Houston by ostatecznie wygrało :smile:

Mieli większe doświadczenie finałowe, bronili tytuł i mieli bardziej zaprawionych graczy w finałach (Olajuwon 86,94, Drexler 90, 92)

Poza tym wyszli w tamtych playoff 2 razy na zachodzie z 1-3 musząc wygrać ostatnie 3 mecze, by grać dalej.

Chyba wyciągnęli te serie przeciw Phoenix i Seattle. Tak więc może Orlando ugrałoby 2 mecze max.

Horry był niesamowity w finałach 94 i 95 to fakt. Wszędzie go było pełno. Odwalał kupę roboty w ataku i obronie.

To nie ten zadaniowiec z La czy San Antonio z mniejszym znaczeniem przy ich tytułach.

W mistrzostwach z Houston był jednym z 2-3 najważniejszych graczy. Swoją drogą Phil Jackson i Popovich mają łeb nie od parady io wiedzą kogo ściągać do mistrzowskich teamów. Jackson ściągnął swego czasu do La H.Granta, Horrego, Harpera i

to się sprawdzało. Popovich z Horrym zdobyli tytuł 2005 i 2007. W 2005 ich finały i 7 meczowa seria z Pistons.

W 5 meczu finałowym rzut Horrego dał wygraną i prawdopodobnie to byłe decydujące dla losów tytułu.

 

 

No tak, ale Orlando miało Granta, 3 krotnego mistrza, wychowanka Phila. Jackson pokazał przechodząc do Lakers, że jest w stanie zrobić z mega utalentowanego, ale nie poukładanego zespołu mistrzów, wiadomo, że z obecną Philly by tego nie dokonał, ale po prostu do pewnego czasu miał w sobie tą magię. Houston w 1 rundzie grało z Jazz do best of 5, chyba przegrywali 1:2, potem faktycznie z Suns 1:3, pamiętny rzut Mario Ellie z rogu, który potem w przerwach meczów finałowych często był powtarzany jako highlights, Z Admirałem i zbuntowanym Rodmanem było łatwiej, z Orlando już spacerek, ale z zasadzie nawet pod względem łącznych zdobyczy to przepaści nie było, to samo statystyki Shaqa z Hakeemem, Pennego z Clydem. Tu właśnie zadecydowały małe czynniki jak koleś na ławce, mega wytrzymałość młodego Horrego, mega niewytrzymałość bardziej jednak od Roberta utalentowanego Andersona. Scott też z resztą zawalił, w następnym roku ustanowił chyba sezonowy, a także meczowy rekord trójek. Szkoda, że gdy nie było to do niczego potrzebne (do tego wyglądał, jakby za każdą trójkę wcinał burgera, teraz chyba w studiu komentatorskim jest szczuplejszy).

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Te mecze wiem, że były dość wyrównane punktowo. Coś jak finały 2012 Miami vs Oklahoma.
Coś łączyło jednak zwycięzców obu tych finałów Houston i Miami. Potrafili wyciągać te mecze. 
Olajuwon był bardziej doświadczony od Shaqa, a Lebron bardziej od Duranta.
W momentach, kiedy się rozstrzygały losy meczów postawiali kropkę nad i.
Shaq i Durant źle nie grali, ale każdy widział, że Olajuwon i James byli lepsi od nich.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Kolejny team, w którym dojdzie do rewolucji latem?

 

Zadziwiający sezon, praktycznie się nie osłabili a nagle z finalisty rok temu niesamowicie mocnego zachodu spadają przypuszczalnie poza PO, kosztem rozpierniczonych Mavs i Blazers z 4 nowymi AS.

Chociaż mnie to dziwi, to nie aż tak bardzo. Howard ma zerowe skillsy jako lider więc uzurpując sobie takie miano robi wszystkim wokół krzywdę. Harden, czyli Twój franchise player, któremu nie chce się zrobic kroku w stronę piłki - nikogo to nie inspiruje. Lubię patrzeć na jego wjazdy ale jak robią zbliżenie i widzę jego rozleniwiony, otumaniony wzrok i postawę "I don't even care" to żałuję, że mnie tam nie ma żeby mu przypi*****ić.

 

Pościągali bad boysów na ławkę ale to się nie klei, bo liderzy to all-time big man pussy (nieprzypadkowo małymi literami) i największy leser jakiego widziała ta liga.

 

To co, to może jednak Howard rozjebał Lakers ?

Edytowane przez Findek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

+ Smoove, co powąchał parkiet pierwszy raz od miesiąca. Myślałem, że on złamany był. A on tylko robił miejsce B-Easy. 

Generalnie

2 x pg stuff nie wypalił, obaj pg i ich gra siadła przez ten manewr

broda osiągnął nowe szczyty nieróbstwa na obronie, przebić go jedynie może ten, który plackiem na środku parkietu zalegnie

2 sg, Thornton pokazywał, że mu zależy, więc go spuścili

na skrzydłach jedynie Ariza pracuje, ww dwójka to karykatura zamysłu koszykarza, a Monte był w Pistons ale wrócił. Potem Rox udowadniali, że był fchuy zdrowy i Detroit szukało pretekstu. A wspomniany Monte po p[owrocie do Rox i stwierdzeniu, że jest zdrowy, gra średnio 18 minut co noc i jest połową gracza sprzed roku

Howard. W wieku 30 lat osiągnął poziom Mutombo lat 35. Tyle, że Mutombo się do tego momentu nie łamał.

Seniorska drużyna bez świeżej krwi, z naleciałościami, bez perspektyw. Myślałem, że Suns i Kings są w dupie.   

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Howard. W wieku 30 lat osiągnął poziom Mutombo lat 35. Tyle, że Mutombo się do tego momentu nie łamał.

  

Zastanawiam się co ma na celu to porównanie. Mutombo przyszedł do ligi mając 25 lat, Howard 18 (rocznikowo 19). To całkiem inny przebieg (pomijając już styl gry Howarda, który go mocno wyeksploatował). A jeśli chodzi o poziom (i to tylko sportowy) to osobiście biorę 35-letniego Mutombo. Ostatnio przebijają się w mediach głosy, że Howard chciałby wrócić do Orlando (nawet Shaq o tym o zgrozo mówił - cóż za ironia losu). Popatrzyłem sobie trochę więc na niego w meczach i powiem wam, że to już nie jest ten sam gracz, co w czasach Magic. Inaczej się rusza, inaczej biega, inaczej rzuca (teraz faktycznie jest drewniany). Drużyna nie ma na niego kompletnie pomysłu i właściwie wydaje się tam zbędny. Nie wiem czy ktoś będzie na tyle zdesperowany, żeby dać mu maxa, ale to będzie moim zdaniem błąd.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zastanawiam się co ma na celu to porównanie. Mutombo przyszedł do ligi mając 25 lat, Howard 18 (rocznikowo 19). To całkiem inny przebieg (pomijając już styl gry Howarda, który go mocno wyeksploatował). 

Mutombo tylko w kwitach miał 25 lat. To człowiek z czarnego lądu, oni tam wszyscy mają bite tablice. Popatrz na Denga. Poza tym przebieg teoretycznie większy, ale to Mutombo był w erze centrów, miał więcej ciężkich kloców do przestawiania i mniej wyróżniał się fizycznie nad konkurencją. Howard to miała być anomalia, zwierzak. A w wieku 30 lat gościu jest średni. Ma wrócić do Orlando? W miejsce Vuce, really ktoś chce psuć młody core zespołu dla sentymentu gościa, który im zrobił raz finały do jajka? Dwight nie jest wujowy. Ale otoczka jego, + otoczka tego, co po sobie zostawiał to czerwona lampka dla każdego zdroworozsądkowego GM, który buduje zespół w konkretnym celu. Z łapanki to Mavs brali ludzi na początku tego wieku. 

Fakt, Cuban go może wziąć...

qrfa

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.