Skocz do zawartości

lista all time


lorak

Rekomendowane odpowiedzi

Tylko umyka wam jedno panowie.

Wybór lidera często równa się także wyborówi stylu zespolu i supportu.

 

To nie jest tak ze AI MUSIAL grać z tymi ogorkami tylko:

 

A) tacy gracze chcieli i przyszli do 76ers czytaj AI

 

B) tacy gracze pasował do niego

 

Zdaję sobie sprawę ze NBA nie jest tylko koncertem życzeń ale właśnie czasem poprzez pryzmat kto chce z nim grać także oceniamy danego zawodnika.

 

Poprzez niesamowity charakter ale i typ graczy spurs dobrali się tak wokół Duncan a inni wokół AI.

 

Można np. Kreytykowac LBJ ale przyznanie ze wielu innych chce z nim grać bo zapewne fajny z niego gość. Zapewne AI nie był na tyle fajny aby znaleźć swojego Bosha czy Manu.

 

Piszemy nie wiedząc w sumie o co biega ze jakiś GM dal ciała ale w sumie wybierał on z ilus tam opcji i nie odpowiada za ich jakość tylko z dobry wybór najlepszej.

 

Pamiętam AI jak serducho wywala na parkiecie i cenie go za to ale IMO równocześnie odstraszal swoją postawa co lepszego pomagiera a na koniec to on był dodatkiem a nie ze mu sprowadzono gwiazdę.

 

Takie podmienianie graczy i gdybanie jest słabe samo w sobie i jakoś nie widzę tej wyższości AI bo spurs byliby lepsi.

 

Zdanie powinno brzmieć: spurs chcieli być lepsi stąd nie brali AI pod uwagę i ściąganie D przez Duncan nie ma tu nic do rzeczy.

 

AI miał swoją bajkę a Manu swoją. Jedna bajka okazała się bajka a inna niestety nie do końca.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@ignazz

 

dokładnie, to nie przypadek, że Iverson musiał grać obok takich tuzów ofensywnych jak Eric Snow, McKie czy Dikembe Mutombo. Iverson jak mało kto wymagał bardzo skrupulatnego doboru składu, żeby ukryć jego ogromne wady, a znaleźć rozgrywającego, który będzie wypruwał  flaki w obronie i godził się podać piłkę Iversonowi, kiedy tylko ten zapragnie oraz elitarnego shotblockera wcale nie jest łatwo.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Można np. Kreytykowac LBJ ale przyznanie ze wielu innych chce z nim grać bo zapewne fajny z niego gość.

Aha, to jak był w Cavs to tylko Mo chciał z nim grać, ale przy decision dokonał transformacji? GM i miasto robi dużo więcej, do Lakers przyszli Malone, Shaq, Payton, Horry, Gasol, Artest i inni nie dlatego, że Kobe to taki zajebisty kumpel, tylko dlatego, że to jest Los Angeles. W analogiczny sposób projekt Miami nie jest indywidualnym dziełem talentów towarzyskich Lebrona, tylko popisem organizacyjnym Rileya, który do tego ma za sobą south bitches. Dirk ze wszystkich wywiadów się przebija na zajebistego gościa, takiego good guya, glue guya, a jakoś w Dallas plejady superstarów nie widać.

Edytowane przez RappaR
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Aha, to jak był w Cavs to tylko Mo chciał z nim grać, ale przy decision dokonał transformacji? GM i miasto robi dużo więcej, do Lakers przyszli Malone, Shaq, Payton, Horry, Gasol, Artest i inni nie dlatego, że Kobe to taki zajebisty kumpel, tylko dlatego, że to jest Los Angeles. W analogiczny sposób projekt Miami nie jest indywidualnym dziełem talentów towarzyskich Lebrona, tylko popisem organizacyjnym Rileya, który do tego ma za sobą south bitches. Dirk ze wszystkich wywiadów się przebija na zajebistego gościa, takiego good guya, glue guya, a jakoś w Dallas plejady superstarów nie widać.

 

Ja chrzanie a Dallas to niby zadupie ??? W opinii samych amerykańców to jedno z fajniejszych miast do mieszkania. Duże , niskie podatki. Tam jest problem chyba właścicielski bo Cuban źle podchodzi do biznesu

 

Poza tym strasznie wyolbrzymiane jest znaczenie miasta. Portland w każdym rankingu amerykańskim przegrywa tylko z San Francisco ( jeśli chodzi o miasta koszykarskie) a jakoś tam nie widać tłumów agentów. Zawodnicy ida tam gdzie jest sukces albo gdzie jest szansa na takowy. Detroit jest magnesem dla zawodników w NHL. MLB i NFL i tylko w NBA słyszę że miasto bankrut odstrasza zawodników

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja chrzanie a Dallas to niby zadupie ??? W opinii samych amerykańców to jedno z fajniejszych miast do mieszkania. Duże , niskie podatki. Tam jest problem chyba właścicielski bo Cuban źle podchodzi do biznesu

 

Poza tym strasznie wyolbrzymiane jest znaczenie miasta. Portland w każdym rankingu amerykańskim przegrywa tylko z San Francisco ( jeśli chodzi o miasta koszykarskie) a jakoś tam nie widać tłumów agentów. Zawodnicy ida tam gdzie jest sukces albo gdzie jest szansa na takowy. Detroit jest magnesem dla zawodników w NHL. MLB i NFL i tylko w NBA słyszę że miasto bankrut odstrasza zawodników

Więc napisałem GM i miasto. Nie napisałem samo miasto, NY najlepszym przykładem, ale te dwa czynniki się mocno zaziębiają. Jakoś perspektywy też były, ba nawet sukces. A jednak Dirk glue guy łączy ze sobą Montę z Calderonem.

GM i miasto>>>talenta towarzyskie lidera.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Więc napisałem GM i miasto. Nie napisałem samo miasto, NY najlepszym przykładem, ale te dwa czynniki się mocno zaziębiają. Jakoś perspektywy też były, ba nawet sukces. A jednak Dirk glue guy łączy ze sobą Montę z Calderonem.

GM i miasto>>>talenta towarzyskie lidera.

Odkrywanie Ameryki na nowo. Czas start

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ok czekolada, ignazz, rw i reszta, rozumiem, że spod waszych palców nie padnie nigdy słowo krytyki na support Lebrona (czy kogokolwiek innego), bo każdy ma taki support, na jaki sobie zasłużył?

Nie rozumiem skąd takie dziwaczne wnioski.

 

Mi głównie chodzi o to, że supportu nie można oceniać stricte po sile nazwisk czy statystykach, jakie te nazwiska notują. Liczy się przede wszystkim dopasowanie boiskowe i mentalne do lidera zespołu, dlatego np. taki Iverson musiał mieć kogoś takiego jak Snow i Mutombo w drużynie, żeby nie odpadać co roku w pierwszej rundzie. A takiemu Lebronowi rzucanie pod dziurę post-upującego dinozaura prawdopodobnie wcale by nie pomogło. To samo tyczy się Jordana (Paxson over BJ), Magic SVG czy Pistons z Sheedem etc etc etc

 

Nie bez powodu docenia się zawodników, którym przeszkadza najmniej, najmniej musisz kombinować z budowaniem drużyny i jeszcze są wspaniałymi teammates. Tim Duncan, Kevin Garnett, Chris Paul, John Stockton David Robinson czy Kevin Durant to takie modelowe przykłady.

Widzę, że twierdzenie, że Mutombo to top5 all time defender to zapytam jak wy go widzicie? Top 5 to łapu capu, więc pewnie poza top15?

Nie kumam tego zdania, ale jeśli chodzi o Mutombo i bycie top5 all-time defenderem to jest faktycznie łapu capu.

Edytowane przez BiałaCzekolada
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeżu malusieńki, zakrzaniacie z tym tematem, tak że nie nadąża człowiek czytać...

Nie, jeszcze własnej listy nie stworzyłem, bo momentami docierają w jakimś stopniu do mnie argumenty Was chyba wszystkich, a w takiej sytuacji dostaję takiego pomieszania, że PG wszechczasów jest dla mnie Szak, a najlepiej podającym ever Yinka Dare.

 

Chciałem tylko nawiązać do odpowiedzi wiLQa. Jestem po kilku piwach więc cytowania nie ogarniam, więc nie będzie.

 

Domyślam się, że wielu ludzikom na forum użytkownik wiLQ automatycznie kojarzy się z fantasy. Mi też, choć nie tylko. Sam jestem zapaleńcem fantasy, więc nie ma opcji, abym postrzegał je negatywnie. Był to taki mój mały wtręt, bo słowka podobne, a i wybieganie w przyszłość kojarzy się człowiekowi z fantazjowaniem...

 

Karierę zawodnika oceniam w czasie rzeczywistym... Pewnie dlatego, że żyję w teraźniejszości - jak dla mnie całkowicie normalne. Uwzględniam jak najbardziej fakt, że kariera konkretnego zawodnika wciąż trwa, bo jakby się już skończyła, to zawodnik wskakuje kilka miejsc wyżej. Wszak każdy nieaktywny zawodnik jest jak zmarły, a jak wszyscy dobrze wiemy o zmarłych źle się nie mówi, a nawet zapomina się im większość grzeszków i wad (nie dotyczy AI). Taki nekrożarcik...  Myślę że zbyt poważnie traktujesz nazwę tej listy. "All time", ale kończymy na sezonie 2013/14, nie wybiegamy w przyszłość.

Takie kwestie, jak:  "co dany aktywny gracz musialby osiagnac bys go umiescil powyzej tego, ktory juz zakonczyl kariere?", lub "jakie sa szanse, ze to zrobi?" są bardzo fajne, ale jako dodatek, jako temat do rozmowy, a Ty tworząc listę już na te pytania sobie odpowiadasz i zdajesz się być pewny siebie. To jak najbardziej dobra cecha, ale przy tworzeniu takiej listy trochę denerwująca.

 

Ostatnio w moim otoczeniu dzieje się tyle dziwnych i niespodziewanych rzeczy, że te przedawkowania i wypadki samochodowe wcale by mnie nie zdziwiły. Po ludziach chodzą przypadki, że tak pod wieczór zapodam wyświechtanym sloganem...

 

Czy w '93 przewidziałbyś Jordana z kijem bejsbolowym i powrót 1,5 roku później?

Czy w '91 przewidziałbyś HIV u Magica?

Czy w '93 przewidziałbyś śmierć Reggiego Lewisa?

Czy w '93 przewidziałbyś wypadek Bobby'ego Hurleya, lub śmiertelny Drazena Petrovica?

Czy w '03 przewidzałbyś  wypadek Jaya Williamsa na motorze?

 

To wszystko były sprawdzone marki w NBA (no prawie), ale aby tylko nie sięgać po przykłady mające naprawdę tragiczny koniec, to lecimy dalej:

 

Czy przewidziałbyś kostki Granta Hilla?

Czy przewidziałbyś grę Steve'a Francisa po pierwszym sezonie w Orlando?

Czy przewidziałbyś grę Kempa po pierwszym sezonie w Cavs?

Czy po kontuzji Rose'a przewidziałbyś kontuzję drugiego kolana po kilku meczach sezonu?

 

Może nie było tragicznie z tymi ostatnimi przykładami, ale pozytywnie też nie, wieć na nie kolej:

 

Czy przewidziałbyś MVP Nasha po pierwszym sezonie w Mavs?

Czy przewidziałbyś powrót Livingstona do gry na wysokim poziomie?

Czy przewidziałbyś trzy ostatnie sezony Timmy'ego po 2010/11?

Czy przewidziałbyś, że Zach może stać się cenionym zawodnikiem po jego karierze w NY?

 

Może wielu z tych co wymieniłem nie powinno być w ogóle wspominanych w temacie "lista All Time", ale zamysł był jeden: przyszłość istnieje, a jedynym prawdziwym "what if",  jest to,  że przyszłość jest przewidywalna tylko w jakimś określonym stopniu.

 

Taki Grant Hill w roku 2000 w Pistons. Motown pewnie myślało, że chwyciło boga za nogi, a on nie dość, że spierdolił z Detroit, to jeszcze spierdolił kostki na tyle, aby mu nie mieć za złe samego faktu spi****lenia. Ale 6 latek na niesamowitym poziomie zagrał. Póżniej kiedy w Arizonie go ze szczątków wydobytych z plaży na Florydzie zrekonstruowali znowu się okazało, że potrafi grać na jakim takim poziomie.

 

Kolejny pacjent to Vince Carter, którego kariera, poza sukcesami na najwyższym szczeblu jest naprawdę imponująca, ale z tym to już nie tyle do wilQa wyjeżdżam, co raczej do wszystkich pozostałych... Skoro Ray Allen, skoro Allen Iverson, to czemu nie Vince?

 

Podsumowując, to wiLQ, naprawdę fajną listę stworzyłeś i z wszystkimi kryteriami się zgodzę, poza jednym... O ile stworzę własną listę, to na tych pozostałych się oprę i pozostanę w teraźniejszości.

 

Chyba najdłuższy mój post na forum...

 

Benon kładź się spać...

 

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kolejny pacjent to Vince Carter, którego kariera, poza sukcesami na najwyższym szczeblu jest naprawdę imponująca, ale z tym to już nie tyle do wilQa wyjeżdżam, co raczej do wszystkich pozostałych... Skoro Ray Allen, skoro Allen Iverson, to czemu nie Vince?

 

Pewnie dlatego, że grał na tym rzekomo dramatycznie słabym Wschodzie. Alan Houston czy Richard Hamilton też zostali zapomniali. Nie wiadomo czy można ich porównywać z wielkim Manu Ginobli...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

myślę że to porównanie do Hamiltona jest bardzo trafne, bo stats-wise to oni mogą nawet w miarę podobnie wyglądać, Hamilton był ogólnie też dość niedoceniany [imho bronił lepiej niż się powszechnie uważano, był ważniejszym ogniwem ofensywy niż się uważa, bo nie tylko świetnie trafiał po zasłonach, ale również zaliczał sporo asyst do rollującego zasłaniającego - Ben Wallace połowę punktów zdobytych w barwach pistons zawdzięcza Ripowi], a w dodatku podobnie jak Gino miał okazję kilka razy zagrać na najwyższym szczeblu rozgrywek

 

tylko że tu jest włąśnie ta różnica, że Gino w tych momentach na najwyższym szczeblu rozgrywek był często gęsto clutch & main performer, a Hamilton grał tak jak zwykle sobie grał, czasem lepiej czasem gorzej, i głównie z tego powodu Gino ma tu na forum i nie tylko fejm jako big-time kozak

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

tylko że tu jest włąśnie ta różnica, że Gino w tych momentach na najwyższym szczeblu rozgrywek był często gęsto clutch & main performer, a Hamilton grał tak jak zwykle sobie grał, czasem lepiej czasem gorzej, i głównie z tego powodu Gino ma tu na forum i nie tylko fejm jako big-time kozak

Hamilton był ogólnie jednym z trybików dobrego systemu i jego wkład w sukcesy Pistons jest zapomniany, bo ich bread&butter to była obrona, a Hamilton masz rację - nie był słabym obrońcą. Był tragicznym obrońcą.

 

Jednak nie można mu odmówić, że 20 ppg w seriach to wybijał regularnie jak atomowy zegarek.

Pewnie dlatego, że grał na tym rzekomo dramatycznie słabym Wschodzie. Alan Houston czy Richard Hamilton też zostali zapomniali. Nie wiadomo czy można ich porównywać z wielkim Manu Ginobli...

Nie można.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1. Przecież patrzymy zawsze głównie przez pryzmat PO - tam Manu w swoim prime grał 33-35, podczas gdy Parker spędzał 33-38, a jego za "brak minut" nikt nie oskarża.

 

co nie znaczy, że możesz ot tak zignorować 82 mecze w sezonie i ich wpływ na dyspozycję w play-off. Parkera nikt nie oskarża, bo nie zauważyłem, żeby ktoś go stawiał w top ileś tam pg wszech czasów.

 

2. Prawda jest taka, że Manu w PO do 2011 roku był głównym gtg Spurs i ratował im tyłek (w clutch) znacznie częściej niż Parker. Spurs to oczywiście zawsze była drużyna Duncana, a regular należał do Parkera - i tak też jest teraz, tylko że w PO role się trochę odwracają i to Manu wchodzi na wyższy level - a małą próbkę tego o czym mówię mieliśmy jeszcze podczas serii z Mavs.

 

skoro do 2011 to ile tego było? bo ja pamiętam parę wypadów w pierwszej rundzie, parę sezonów z kontuzjowanym Ginobilim, clutch Duncana (choćby słynne rzuty w '04 i '08) czy momenty innych graczy (Bowen, Horry). Nie neguję tutaj wkładu Manu, ale moim zdaniem trochę ubarwiasz historię.

 

Zresztą, mniejsza z tym, jak bardzo clutch Ginobili by był, to nie zmienia to faktu, że atakował z pozycji trzeciej opcji. Dlatego stawianie go przed zawodnikami, którzy przez całą karierę ciągnęli drużyny na swoich barkach, cisnąć po 40 minut na mecz, jest względem nich nie fair.

 

 

3. Przecież Manu ma całą karierę carte blanche u Popa.

 

zaraz, zaraz, mówimy o jednym z najbardziej złożonych i zdyscyplinowanych systemów ofensywnych ostatniego dziesięciolecia? Manu to przecież nigdy nie był iso player, na czym więc polegała ta carte blanche? na tym, że walę teraz tróję w transition, zamiast grać picka?

 

bez przesady, Ginobili zawsze był beneficjentem systemu Spurs jak i restrykcji minutowych.

Edytowane przez Jendras
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@ maro

jeśli ktoś pisze, że "w tamtym okresie KAJ byl niewyobrazalnie lepszym graczem od Magica", to porównanie wyników ma duże znaczenie. jesli zespół przegrywający w sposób drastyczny, po dojściu "niewyobrazalnie gorszego od Kareema" Magica nagle robi tytuł mistrzowski i konczy Finals bez Kareema, a i tak z pełnym sukcesem, to zachodzi pytanie : ile to jest "niewyobrażalnie" ? 

 

napisałem już w tym poście, na którym odpowiedziałes, że nie przesądzam o niczyjej wyższości w roku 80, ale trudno nie zauwazyć, że Magic wpłynął na cały zespół w taki sposób w jaki samodzielnie Kareem nie wpływał. Magic nie był "tym brakującym elementem", Magic był podstawą i fundamentem since day 1. nazywanie kogoś takiego "niewyobrażalnie gorszym" [nawet]  od Kareema jest grubym nadużyciem.

 

"gdybys wyciagnal z tamtej ukladanki Alcindora"

 

nie wyciągam go, bo to bezsensowne, a słowo "gdyby" jest zawsze zalążkiem czegoś mało mądrego. fakty są takie, że to Kareem był w ostatnich 3 sezonach przed przyjściem Juniora dośc szpetnym loserem, a Magic zrobił z Lakersów zwycięzców. inne fakty nie istnieją, a gdybanie nie posiada żadnych zalet jako forma polemiki.

 

przede wszystkim chcę zakwestionować liderszip Kareema, który był klasowym środkowym, strzelcem, zbierającym i co tam jeszcze, ale nie miał osobowości przywódcy. nie wpływał na partnerów  w decydujących seriach i meczach. te cechy wniósł dopiero Magic. dlatego, wg mnie, istnieje pole do dyskusji : kto był lepszy. dla jednego lepszym będzie indywidualista, a dla drugiego ktoś, kto może mniej punktów zdobywa, ale za to wywiera wpływ na resztę partnerów i w ogole morale i mentale zespołu.

 

jesli ktoś pisze jednak, że liderszip Magica w 80 roku był mitem, a on sam to był co najwyżej fajny "śmieszek", to znaczy, że to nadal był zespół Kareema. a skoro to nadal był zespół Kareeema, to dlaczego nie skończył tak jak w trzech poprzednich sezonach ? czy za zasługą "niewyobrażalnie gorszego" Magica ? serio ? "niewyobrażalnie lepszy" Kareem ma rangę 2 rundy przegranej 0-4 albo 1-4, a "niewyobrażalnie gorszy" Magic ma rangę zwycięstw w 2 rundzie, Conf Finals i Big Finals ? do tego się sprowadzają takie supozycje. chyba obaj zgodzimy się, że są one mało poważne.

 

@biała czekolada

 

"to nie przypadek, ze Iverson musial grac obok takich tuzow ofensywnych jak Eric Snow, Mc Kie czy Dikembe Mutombo"

 

tuzami, owszem, nie byli, ale Mc KIe miał świetny występ w g7 vs Raptors w którym zanotował team-high 22 pts, Mutombo miał 23 pts w g7 vs Bucks, a Eric Snow specjalizował się w clutch shots i parę wbił w tym najlepszym sezonie. prawdę powiedziawszy, to ci gracze nie byli aż takimi retardami, jak się niektórym wydaje. kiedy Iverson miał chęć podawać im piłkę, to spisywali się wcale niekiepsko. kłopot w tym, że Iverson zawsze bardzo dbał o swoje dobre samopoczucie jako bezdysusyjnego dominatora w ofensywie Sixers, stąd wymienieni przez ciebie gracze nie mogli liczyć na maksymalizację swoich potencjałów w tym układzie.

 

momentami było to dośc zabawne, bo Iverson wchodził w pass mode, zespół się rozkręcał, łapał fajny flow, sypał punkty, ale w którymś momencie Allen orientował się, że już stanowczo zbyt długo spiker nie wykrzykiwał jego nazwiska, więc wracał do shoot first, second and third i szlag trafiał flow. to pokazywało jak infantylnym graczem był Iverson, niedorosłym do zrozumienia istoty koszykówki. chciał być Michaelem Jordanem, ale zapomniał, że nie ma 2 metrów wzrostu i powinien to wziąc pod uwagę w swoim myśleniu o własnej pozycji na boisku.

Edytowane przez vasquez
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lorak ja nadal czekam aż Ty czyli zalozyciel tematu przedstawisz SWOJA liste ze SWOIMI zalozeniami

mysle ze nie tylko ja chcialbym to zobaczyc

 

 

moja lista to podzial na tzw kasty lat tysiacznych (nie biore za bardzo wczesniejszych, bo tu by mi musial tata poopowiadac a nie ma czasu albo cos pogrzebac bym musial)

zrobilismy ja z moim bracholkiem

 

kasta hiper

James, Shaq Dizo, Kobe, Durant

 

kasta ultra

Garnett, Iverson, Duncen

 

kasta mega

Carmelo, Nash, Derek Rose, Pierce, Vince Carter

 

kasta OK

Rondo, Love, Gasolowie, Cris Paul, John Wall, Mcgrady

 

ustalilismy to na podstawie tzw czynnika najlepszych - wygrywanie, zdobywanie punktow, asysty i zbiorki oraz to kogo najbardziej bysmy widzieli jak bysmy byli generalnymi menadrzerami

Edytowane przez MVPrzemek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@ maro

jeśli ktoś pisze, że "w tamtym okresie KAJ byl niewyobrazalnie lepszym graczem od Magica", to porównanie wyników ma duże znaczenie. jesli zespół przegrywający w sposób drastyczny, po dojściu "niewyobrazalnie gorszego od Kareema" Magica nagle robi tytuł mistrzowski i konczy Finals bez Kareema, a i tak z pełnym sukcesem, to zachodzi pytanie : ile to jest "niewyobrażalnie" ? 

 

napisałem już w tym poście, na którym odpowiedziałes, że nie przesądzam o niczyjej wyższości w roku 80

tylko właśnie w tym problem Vasquez, bo zaczęło się od postu, w którym powiedziałeś, że KAJ być może był lepszy. tu nie ma żadnego "być może" (już zostawmy to moje "niewyobrażalnie", co było oczywistą przesadą) i takie stwierdzenie tym bardziej dziwi, że uzasadniasz je poprzez to, że w 1980 zdobyli tytuł, a w 1979 odpadli w półfinałach. naprawdę nie widzisz jak wielkim to jest uproszczeniem? przecież choćby to, że w 1980 ze składu 1979 zostało tylko trzech zawodników (trener też się zmienił), powinno już ci dać do myślenia. to były całkiem inne ekipy, a ty je traktujesz jakby były takie same, a jedyną zmienną Magic. możemy nawet iść w szczegóły takie jak np. to, że w 1979 grał tam Dantley, który nijak nie pasował do KAJ, że w 1980 znacznie poprawili pozycję PF (co za tym idzie deskę oraz D) i tak dalej. sedno jest jednak takie, że było kilka czynników, które złożyły się na postęp lakers w 1980, Magic był z nich najważniejszym, ale nie jedynym i wyciąganie takiego wniosku, jak ty czynisz, jest w tej sytuacji intelektualnym lenistwem ;]

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.