Skocz do zawartości

Ciekawe Artykuly


NY-PiXo

Rekomendowane odpowiedzi

  • 3 tygodnie później...
Derrick może być solidnym starterem w niejednej drużynie w NBA

 

Chyba tylko w 76ers, a i tam mógłby mieć problem.

 

 

jeżeli tylko poprawi grę w obronie oraz doda rzut z dalekiego półdystansu oraz dystansu

 

Jeżeli Rubio poprawiłby obronę P'n'R i dodałby rzut to byłby najlepszy PG ligi. Jeżeli Tony Allen poprawiłby rzut to dostałby maksa. Zamień 'jeżeli' na 'gdyby'. Może wtedy zobaczysz, że wyszło Ci zwykłe gdybanie nie mające pokrycia w rzeczywistości. Ma JUŻ 23 lata i nadal tego nie dodał do swojego arsenału gry. Oczywiście, że może się to zmienić, ale on jest raczej przegrany w tej lidze. Oprócz atletyzmu nie ma nic, czym mógłby przykuć uwagę. Kolejne pokolenie już rośnie po nim.. Graczy, którzy mają atletyzm jak młody LBJ i są kompletnie surowi w każdym innym elemencie. I potem zdziwienie, że to co wystarczało w NCAA to w NBA jest zupełnie nieprzydatne, bo rywale są jakieś 2 poziomy wyżej. I co z tego, że taki West, Dirk czy Tim nigdy nie byli tacy skoczni czy szybcy jak niektórzy obecnie PF prosto z uczelni jak mieli inne atuty. Które na poziomie NBA robiły różnicę. Bycie wyskakanym jest przydatne, ale warto byłoby coś do tego dodać. A co taki Derrick Williams ma? Ani rzutu, ani post moves, ani specjalnie dobrej zbiórki, ani obrony, ani dobrego przeglądu pola i podań (jak na SF/PF). Jest surowy i dlatego wszędzie będzie lądował na ławce i spadał w rotacji. A ten mecz, co mu wyszedł - Jenningsowi raz wyszło 55 punktów w debiutanckim sezonie.. Wnioski chyba każdy sobie sam odpowiednie wyciągnie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chyba tylko w 76ers, a i tam mógłby mieć problem.

 

 

Jeżeli Rubio poprawiłby obronę P'n'R i dodałby rzut to byłby najlepszy PG ligi. Jeżeli Tony Allen poprawiłby rzut to dostałby maksa. Zamień 'jeżeli' na 'gdyby'. Może wtedy zobaczysz, że wyszło Ci zwykłe gdybanie nie mające pokrycia w rzeczywistości. Ma JUŻ 23 lata i nadal tego nie dodał do swojego arsenału gry. Oczywiście, że może się to zmienić, ale on jest raczej przegrany w tej lidze. Oprócz atletyzmu nie ma nic, czym mógłby przykuć uwagę. Kolejne pokolenie już rośnie po nim.. Graczy, którzy mają atletyzm jak młody LBJ i są kompletnie surowi w każdym innym elemencie. I potem zdziwienie, że to co wystarczało w NCAA to w NBA jest zupełnie nieprzydatne, bo rywale są jakieś 2 poziomy wyżej. I co z tego, że taki West, Dirk czy Tim nigdy nie byli tacy skoczni czy szybcy jak niektórzy obecnie PF prosto z uczelni jak mieli inne atuty. Które na poziomie NBA robiły różnicę. Bycie wyskakanym jest przydatne, ale warto byłoby coś do tego dodać. A co taki Derrick Williams ma? Ani rzutu, ani post moves, ani specjalnie dobrej zbiórki, ani obrony, ani dobrego przeglądu pola i podań (jak na SF/PF). Jest surowy i dlatego wszędzie będzie lądował na ławce i spadał w rotacji. A ten mecz, co mu wyszedł - Jenningsowi raz wyszło 55 punktów w debiutanckim sezonie.. Wnioski chyba każdy sobie sam odpowiednie wyciągnie.

Amare 07 jakby dodal obrone to bylby...sratatata

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
  • 3 tygodnie później...
  • 2 tygodnie później...

Nie bardzo widzę topic, w którym mógłbym się podzielić wrażeniami. Ten wydaje się ku temu najbardziej odpowiedni.

 

Kolega mój, jak widzę teraz, wyszarpał 44,49 PLN by w prezencie urodzinowym sprawić mi książkę pod nazwą "Michael Jordan. Życie". Wielkim fanem Jordana nigdy nie byłem. Zapewne, jak niektórym, obrzydził mi to W. Szaranowicz. Nie znajdowałem za młodu, podobnie jak dziś, satysfakcji w kibicowaniu najlepszym (z chlubnym wyjątkiem, którym jest Legia Warszawa - no ale tu podstawowe znaczenie mają doświadczenia empiryczne i możliwość bycia blisko drużyny, z którą się sympatyzuje).

 

Miło byłem zaskoczony objętością książki - opasłe tomisko, w którym spodziewałem się dowiedzieć wiele na temat sytuacji w "szatni" North Caroliny, Chicago Bulls, relacji pomiędzy Jordanem a resztą zawodników, awantur, smaczków, mordobić, grania do bladego świtu w kasynie, dręczenia Willa Perdue, po prostu - tych smaczków, dzięki którym koszykówka w wydaniu NBA była tak atrakcyjna, a czego wówczas z uwagi na ograniczony dostęp do "newsów" nie można było się dowiedzieć. Obecnie jestem na etapie zwycięstwa Bulls nad Lakers w sezonie 1990/91 i jestem mocno rozczarowany. Nie jest tak, że nic ciekawego nie da się wyczytać, gdyż pewne wątki są naprawdę interesujące, jednak gdy czytasz kilkanaście o historii pradziadka Michaela Jordana, względnie jego relacji osobistych z szoferem, czy tego typu pierdołach, a jednocześnie otrzymujesz półstronicowy opis meczu PO vs Boston Celtics z 1986 roku, to wiesz, że autor się nie popisał. Strasznie brakuje spostrzeżeń i relacji innych zawodników, brak jest jakichkolwiek cytatów, a gdyby nie wiedza, którą posiada się z innych źródeł, to można by pomyśleć, że najlepszym kumplem Jordana w NBA był Joe Dumars (co prawdą chyba nie jest). Brak jest praktycznie czegokolwiek odnośnie relacji Jordan - Pippen, Jordan - Horace. Krócej i skąpiej niż w innej książce o Jordanie, którą czytałem jakieś 12 lat temu jest o reakcji Jordana na trade - Oakley - Cartwright i telefonie Mike'a do Krause'go.

 

Zwykle o zawodnikach z drużyny jest jedynie krótkie wzmiankowanie - wyłania się z tego mniej wijęcej taki obraz: Quintin Dailey to narkoman, który nawet na speedzie wychodził w pierwszej piątce, Gervin i Gilmore to były stare próchna, które przybyły do Chicago na późną emeryturę, Brad Sellers to ponoć jakiś zajebisty defensywny anchor, mogacy grac na SF, na którym nie poznał się świat, Dave Corzine to był spoko center, a Bill Cartwright był świetny i miał głęboko w dupie, że Jordan do niego ciągle przypierdala. Strasznie boli w tej książce takie zmarginalizowanie poszczególnych członków ekipy Chicago.

 

Czekałem też z dużą niecierpliwością na wątek BadBoys. Nieźle opisana jest niechęć Jordana do Isiaha i wzajemne animozje, ale podsumowania poszczególnych starć poprzez przemyślenia jakichś  bliżej nieznanych scoutow i dziennikarzy, zamiast bohaterów akcji są wielkim nieposzumieniem. Niestety ta książka, jak i przekazy medialne sterowane przez TVP za czasów W. Szaranowicza przedstawiają obraz rywalizacji Bulls - Pistons jako walki dobra ze złem... I tu po kilku sezonach niepowodzeń, Michael Jordan w glorii chwały i zwycięstwa w 1991 roku ucina łeb złej hydrze pod nazwą "Bad Boys" i od teraz wszyscy żyją długo i szczęśliwe. Eh, takie patetyczne, romantyczne pi****lenie w kwiatkach. jeśli ktoś zada sobie trochę trudu i przypomni sobie rywalizację Pistons - Bulls, to zauważy, że wbrew oklepanej opinii fizyczny basket, rozdawanie łokci i boiskowa napierdalanka były atrybutem nie tylko Pistons, ale i Bulls. Wszak to Carwright obił Isiaha, Oakley Mahorna, Jordana a'la Johnny Cage wycelował w jądra Laimbeera. Trochę tego jeszcze było... A tu czytasz, że Bulls ubrani zostali w zbroje sprawiedliwych zakonu niepokalanej dzielnie pokonali smoka niczym Szewczyk Dratewka.

 

Tak czy siak, skoro przeczytałem już tak dużo, to doczytam książkę do końca. Może dalej chociaż będzie o tym jak Jordan sprzedał prostego Steve'owi Kerrowi. Jeśli ktos czytał tę książkę chętnie bym się zapoznał z Jego odczuciami. Jak na razie "Michael" dupy nie urywa - Rodman 10x lepszy, Magic także, nawet książka Shaqa.

Edytowane przez Lu-
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.