Skocz do zawartości

GOAT small talk - Jordan, LeBron...


heronim

Rekomendowane odpowiedzi

ale jak znam (forumowe) życie za dekadę przeczytam, oby tu, że LeBron w 11 przegrał ze starą drużyną samych lamusów, którzy psim swędem zaszli tak wysoko (i zginę od własnej broni, bo ledwie co zastanawiałem na jakim tierze z perspektywy historycznej stawiać zespoły/przeciwników MJa z lat 91-98 :nonchalance:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pomysł zacny, ale zaraz bedzie jeszcze większy dym, bo to przecież "opinie".

 

 

tylko w tego typu "workowych" dyskusjach jak ktoś na samym początku nie wskaże kryteriów i ram to robi się bałagan.

i wyszło ,że w prime najlepszy był T-Mac ;]

 

tym bardziej, że była taka dyskusja, dla hejterów MJ-eja jest taki filmik

https://www.youtube.com/watch?v=53dn_D6FWBk

był komentowany w dawnych dyskusjach

 

miłego oglądania

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Swoją drogą, wygląda na to, że LeBron po 30-tce > Jordan w okresie drugiego 3peatu. MJ był starszy, ale miał prawie dwa sezony przerwy, no i sporo mniej minut.

 

Dlatego tak bardzo problematyczne w ocenie jego legacy są te finały '11, bo gdyby nie one, miałby przed 30-tką trzy tytuły (albo dwa, bez kompletnego choke'u) 4 tytuły MVP, co też byłoby porównywalne do Jordana przed przerwą.

Tzn. bralibyśmy Jordana z okresu pierwszego 3peatu (bo w dalszym ciągu więcej ale wobec LBJ) i LeBrona po 30-tce. Do tego LeBron przed Miami miał dwa sezony gdzie chyba był już najlepszym graczem ligi (2009, 2010, gdzie z Orlando/Celtics grał lepiej niż Kobe) i dwa kolejne gdzie należał do ~top3 ligi (2007-2008). Te finały jednak czynią to porównanie Jordana i LeBrona przed 30-tką za oczywiste.

 

Co też pokazuje, jak bliskie jest jednak to porównanie już teraz. Właściwie, przyjąwszy tezę, do której się nie odnoszę, że finały '16 rekompensują finały '11 (bo wyszło na zero, przy tej logice), faktycznie należy postawić LeBrona na tej samej półce.

​IMHO LBJ musiałby zrobić kolejnego epica żeby być na tym samym poziomie, w co jednak nie wierzę.

​Z grubsza niesamowicie LeBron ogarnął, bo po 2011 roku chyba nikt sobie nie wyobrażał, że za 6 lat to porównanie do Jordana może być tak bliskie. Właściwie wtedy wydawało się, że to case closed.

Edytowane przez BigManFan
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

wczoraj na Lowe Poście był JVG i też o tym gadali, Zach powiedział coś w stylu

 

"zabrzmi to jak świętokradztwo, ale jeśli LeBron wygra z Warriors to trzeba będzie na poważnie zacząć tę dyskusję, a może trzebą ją zacząć nawet już teraz"

 

JVG dodał, że mistrzostwo + trzy lata gry na takim wysokim poziomie to będzie coś niesamowitego i generalnie zapewni mu miejsce na równi z jordanem

 

no i wracamy do punktu wyjścia, LBJ jeszcze tam nie jest ale może być - niekoniecznie jako GOAT przed Jordanem ale Goat na równi z nim

 

tylko jak to mówił Zaza "nothing eeeeaaaasyyyyyyy"!! 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kurka przestańmy oceniac zawodników po ilości pierścionków.

Połamie się Irwing i Love a LBJ przegra to bedzie cienki a jak połamie się Durant i Curry a LBJ dzięki temu wygra to będzie wielki?

To jest sport drużynowy a nie indywidualny.

Takie porównania to sobie mozna w szachach robić, albo w tenisie stołowym (pod warunkiem że nie w deblu)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Aha --- a to nie Ty pisałeś że Jordan bez pierścieni byłby co najwyżej Dominikiem Wilkinsem?

No własnie na to narzekałem, że tak by go postrzegano, a Wilkinsa grajacego w Bulls dziś by moze postrzegano jako jednego z najlepszych (bo to on by punktował a nie Rodman).

Wystarczyło obu tym panom inaczej trafić po drafcie i dziś w alternatywnej rzeczywistosci zamieniliby by się moze miejscami jeśli chodzi o to jaką rolę odegrali w NBA, bo akurat Wilkins był wystarczająco efektowny by równiez z niego uczynić bożyszcze tłumów.

Edytowane przez darkonza
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No własnie na to narzekałem, że tak by go postrzegano, a Wilkinsa grajacego w Bulls dziś by moze postrzegano jako jednego z najlepszych (bo to on by punktował a nie Rodman).

Wystarczyło obu tym panom inaczej trafić po drafcie i dziś w alternatywnej rzeczywistosci zamieniliby by się moze miejscami jeśli chodzi o to jaką rolę odegrali w NBA, bo akurat Wilkins był wystarczająco efektowny by równiez z niego uczynić bożyszcze tłumów.

Aha czyli stawiasz znak równości pomiędzy umiejętnościami Wilkinsa i Jordana i uważasz że to tylko kwestia otoczenia sprawia że jeden ma 6 tytułów a drugi ma tytuł króla wsadów?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Aha czyli stawiasz znak równości pomiędzy umiejętnościami Wilkinsa i Jordana i uważasz że to tylko kwestia otoczenia sprawia że jeden ma 6 tytułów a drugi ma tytuł króla wsadów?

 

Nie nie stawiam znaku równości, uważam że MJ był nieprównanie lepszy.

Sugeruję tylko że przy innych draftach dziś wielu mogłoby uważać Wilkinsa za lepszego skoro on byłby najlepiej punktującym w zespole który wygrywał pierścienie.

 

p.s.  Tak mi się skojarzyło, jeśli jesteś dobry i trafiasz do NBA  to z reguły do słabego/przeciętnego zespołu.

Jeśli znacznie podniesiesz ilośc wygranych w RS to Twój klub już nie moze wydraftować dobrych grajków (no przynajmniej ma to utrudnione)

Dużo lepiej być cienkim na początku a nauczyć się grać dopiero jak dołączą kolejne wydraftowane gwiazdy.

LBJ był na tyle dobry że już w wieku 20 lat grajac w Cavs zmniejszał im szanse na dobre numery w drafcie. Dużo lepiej by dla niego było gdyby pierwsze 5 sezonów przycieniował na maksa. Skoro jednak wygrywał skłąd był jaki był. Załatwił to odejsciem i powrotem. MJ nie podniósł tak ilości wygranych od razu i dzięki temu byki miały większe szanse na udane drafty.

Wniosek z tej historii jest taki, ze im lepszym zawodnikiem jesteś na początku kariery, tym masz mniejsze szanse by Twój manager zbudował wokół Ciebie mistrzowską ekipę. - i to jest kolejny drobiazg który pokazuje jak słabe jest oceniane przez pryzmat zdobytych pierścieni. LBJ by "zgnił" w Cleveland bez swojej "decyzji"

Edytowane przez darkonza
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie nie stawiam znaku równości, uważam że MJ był nieprównanie lepszy.

Sugeruję tylko że przy innych draftach dziś wielu mogłoby uważać Wilkinsa za lepszego skoro on byłby najlepiej punktującym w zespole który wygrywał pierścienie.

 

Sęk w tym , że to własnie umiejętności koszykarskie a nie to kto był ich kompanem sprawiły że Jordan zdobył pierścienie a Wilkins nie.

Wilkins nawet z Pippenem pewnie nie byłby mistrzem

A Jordan powiedzmy z Oakleyem i Horacem nadal by jakies tytuły ogarnął . Może nie 6 ale więcej niż 3

 

 

Wniosek z tej historii jest taki, ze im lepszym zawodnikiem jesteś na początku kariery, tym masz mniejsze szanse by Twój manager zbudował wokół Ciebie mistrzowską ekipę. - i to jest kolejny drobiazg który pokazuje jak słabe jest oceniane przez pryzmat zdobytych pierścieni. LBJ by "zgnił" w Cleveland bez swojej "decyzji"

 

Tim Duncan i Larry Bird siedzą w bujanych fotelach i kiwają głową że masz oczywista słuszność...

PS Wade miał jeszcze więcej zwycięstw z Heat w debiutanckim sezonie i tez jakoś mu to nie przeszkodziło

 

Ps 2 ale wiesz że Jordan z Chicago w pierwszym roku był w PO a Le Bron nie? Bo mam wrażenie że jednak tego nie wiesz

I że od jego przyjścia rok w rok byli w PO więc o czym Ty właściwie piszesz że jego słaba początkowa gra zwiększała ich szanse na wysokie nr draftowe?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Ps 2 ale wiesz że Jordan z Chicago w pierwszym roku był w PO a Le Bron nie? Bo mam wrażenie że jednak tego nie wiesz

 

 

z ciekawostek: Jordan później mówił, że ta drużyna z jego rookie year to była najbardziej utalentowana drużyna w jakiej grał, problem tylko, że połowa z nich waliła tyle koksu, że uszami wylatywało :smile:

 

no a z tych co grali od year 1 na wysokim poziomie to oprócz Birda i Duncana jeszcze Magic przecież, Darkonza Twoja teoria się nie trzyma niestety, to jest po prostu kwestia zarządzania organizacją, Showtime Lakers np. mieli takiego Worthiego, bo wyc***ali Stepiena. Cavs Lebrona 2003-10 nie byli słabi za sprawą jego gry, ale za sprawą miernego zarządzania organizacją i nieumiejętnego draftowania, tradeowania etc.

Edytowane przez BothTeamsPlayedHurd
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeczytane.

 

To nie jest troll.

 

LeBron jest lepszym graczem niż MJ.

 

Oczywiście nie jestem w stanie odeprzeć ataku wszystkich statystycznych wojowników.

Na pewno nie jestem nawet w czołówce osób tego forum pod względem koszykarskiej wiedzy.

 

Ale w każdej dyscyplinie sportu jest tak, że im bliżej teraźniejszości tym bardziej zapominani są dawni wielcy i ich osiągnięcia są umniejszane przez rozwój sportu, technologię.

 

Dlatego wyczyny Wilta są oceniane niżej niż Jordana/Jabbara. 

Dlatego Armstrong gdy myśleli że jest czysty był ponad Indurainem, Merckxem, Anquetilem.

Dlatego Serena Williams jest ponad Margaret Court.

Dlatego najlepszym polskim napastnikiem nie jest Włodzimierz Lubański.

Dlatego współcześni sprinterzy są ponad Jesse Owensem (polecam filmik na YT gdzie Andre De Grasse próbuje pobić 10.3sekundy na 100m w warunkach Owensa).

Dlatego Messi jest ponad Maradoną.

 

Widocznie koszykówka jest inna :)

 

To nie był trolling.

A teraz czekam na hejty i rozbieranie mojego zdania na czynniki pierwsze.

 

 

P.S. Na statystyki których nie rozumiem też nie odpowiadam :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

gdzie elwood?

w górach był

Jak Bron skończy to pogadamy, chwilowo statystycznie LBJ jest za Jordanem, przy czym wielowątkowość tematu aż się prosi o rozprawkę. Indywidualne przewagi, waga przeciwników, góry i doły kariery, żywotność, decyzja vs bejsbol + masa niepoliczalnych kwestii typu choke, mentalność w końcówkach, na ile support miał wpływ etc.

 

Na tę chwilę dla tych, co skończyli jest Jordan przed KAJ, potem serce mówi Bird a rozum bije się między Duncanem, Billem a Hakeemem. 

 

Jordan bez pierścieni byłby kilka długości przed zezolem, który spokojnie łyka Highlajta.

 

Btw nie wystarczy być efektownym, by tłumy to kochały. Trzeba to umiejętnie sprzedać, a w tym ujęciu Jordan był handlowcem roku a Nique laską z promocji serka w Kerfie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

...

 

Nie to, że gloryfikuję Marodonę (bo Hormon którego nie trawię powinien być wyżej we wszystkich top-ileś rankingach), ale zakładam że z połowy (jak nie lepiej) nagród / trofeów które zdobywał Hormon to w czasach Mardony po prostu nie było - najszybciej w oczy rzuciło się BRAVO AWARD :grin:

 

albo taka 'złota piłka' - w czasach Diego przyznawana tylko grajkom z Europy

Edytowane przez julekstep
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Tim Duncan i Larry Bird siedzą w bujanych fotelach i kiwają głową że masz oczywista słuszność...

PS Wade miał jeszcze więcej zwycięstw z Heat w debiutanckim sezonie i tez jakoś mu to nie przeszkodziło

 

 

Napisałem "mniejsze szanse" a nie ze nie masz takiej mozłiwości. I nie wiem z czym dyskutujesz? Z tym że więcej wygranych oznacza mniejsze szanse na wysokie wybory w drafcie? Nie rozumiem

SPs 2 ale wiesz że Jordan z Chicago w pierwszym roku był w PO a Le Bron nie? Bo mam wrażenie że jednak tego nie wiesz

I że od jego przyjścia rok w rok byli w PO więc o czym Ty właściwie piszesz że jego słaba początkowa gra zwiększała ich szanse na wysokie nr draftowe?

 

Wiem jaki progres robiło w kolejnych sezonach Chicago a jaki progres robili Cavalerzyści z LBJ-em i to mimo ze ten drugi trafił do ligi jako młodzik

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tutti frutti 

Tytuły nie mają znaczenia, imponująca seria wygranych finałów również, indywidualne osiągnięcia odzwierciedlone w postaci pięknych cyferek również, bo jest to żaden argument, przecież o skali sportowca nie mówią jego wyniki. Zespół był samograjem, który z każdym zanotowałby historyczne wyniki, przeciwnicy byli słabi, zbyt retro i zbyt starzy by móc wygrywać. Kukoć to all-star na poziomie Wade’a czy Irwing’a, Pippen był prawdziwym #1. Lebron ma większe BB IQ „bo tak” a jego support nie przedstawiał żadnej wartości. Dyskwalifikacja Greena nie ma znaczenia, ponieważ Lebron i tak by zgarnął tytuł, ponieważ „ma banię” do wygrywania finałów. W 2007 Lebron samotnie przeszedł po wodzie. Spurs, GSW byli nie do pokonania, więc „to się nie liczy”. Ok, usłyszałem muzykę w oddali, GOAT-em jest Kevin Johnson, bo żadne cyferki nie są w stanie oddać jego wartości.  

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Myślę sobie: "napiszę coś, może ktoś się odniesie, przyzna rację, polajkuje, zjedzie, no mniejsza, nieważne'', wchodzę po kilku godzinach i ''Wilkins na miejscu Jordana byłby Jordanem bo był efektowny'', porównanie Maradony i Messiego, Cavs byli c***owi bo LeBron był zbyt dobry, no i BullsFaN na deser.

​lolz

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.