Skocz do zawartości

Gwiazdy NBA


ignazz

Rekomendowane odpowiedzi

Ostatnia trudna sytuacja Heat gdy graja bez swojego nominalnegi "lidera" DW zmusiła mnie do refleksji na temat obecnego gwiazdorstwa. Czy ci najlepsi obecnie sa Gwiazdami? Tak! ale jakimi?

IMO obecnie liga inwestujac w marketing, ekspandując niesamowicie na swiat i rozwijając się finansowo do niebotycznych rozmiarow wpadla w pułapkę. Obecne gwiazdy poprzez bajeczne kontrakty są rewelacyjnymi statystycznie graczami ale czy cos jeszcze pozostało? Obecnie liga się niesamowicie wyrównała, jest sporo graczy uniwersalnych z pozycji 2-3-4 lub 1-2-3 co ma swój koloryt ale i wady.

Budowę składu kiedyś rozpoczynano od 2 pozycji. PG i C. Posiadanie klasycznego PG było obowiązkiem i nieliczne wyjatki z Pippenem w Bulls czy Pennym w Magic raczej potwierdzaja regułe. Gracze tacy jak tim Hardaway Stockton Kew Johnson młody Payton Kenny Anderson Izajasz i wielu podobnych ustawiało grę pod C. Oczywiście że były zespoły zdominowane przez PF (Jazz) ale cm zawsze było sporo (Ostertag Miller Eaton Hakeem Ewing Robinson Sampson o śmiesznym Bolu nie wspomnę)

obecnie wiele zespołów radzi sobie w miarę dobrze bez typowej 1 ( lakers) a za klepanie biora się SF. a już liczba ekip bez typowego C jest zatrważająca.

w tym swiecie allaround playerów swieca gwiazdy. Jakie?

marketingowo uzasadnione jest promowanie jak największej ilosci gwiazd bo koszulki, bo ogladalność tv, ale dla mnie to LIPA!!!!!

 

Stern, i tu pierwsza zła myśl, wypromował zbyt duża ilość gwiazd tych przeciętnych ( kiedyś jak ktoś trafnie zauważył młody zawodnik musiał się napracować na status gwiazdy, zdobyć zaufanie, i gdyby odwalił w międzyczasie jakąś głupotę, miałby raczej pod górkę. obecnie mam wrażenie że panuje spory luz etyczny, ważne jest ktio co kupił, jaka chata, bryka i ile rolexów.

kiedyś ( przykładowo lata 80 te) status gwiazdy mieli:

 

MJ Bird Kareem Magic IT

potem była kolejna gruba tych największych gwiazd ale z nalepką że nie dają oni rady zdominować jak wielcy poprzednicy bo nie wywalczali tytułów :Malone Dream Ewing Robinson Barkley Drexler i to był ten stały garnitur. Tych krytykowano za brak tej ostatniej iskry ( niektórym sie w końcu udało gdy połaczyli siły - Dream Glide Admirał Duncan).

uzupełniali ich nieżli gracze liderzy słabszych drużyn typu Tim Hardaway Reggie Miller czy Kevin Johnson ale zawsze oni w opozycji do tych największych, a w szczególności do MJ, byli tymi niewtajemniczonymi. Bylo ich stosunkowo dużo ale byli oni do z góry wybranych zadan w zespole, przywódctwo plus jedna opcja ( rzucanie, rozgrywanie a już zadkością gwiazda był dobry obrońca - Rodman)

ci liderzy ekip nie byli jednak magnesem dla mass tylko lokalnymi gwiazdami.

OBECNIE: poza chyba Szakiem pierwszy garnitur po odejściu Jordana nie istnieje.........

w drugiej grupie wpisałbym tych wielkich ale wybrakowanych Gwiazdorów:

Duncan, KB, KG, AI i ten nowy narybek LBJ, DW Melo.

potem następuje cała masa wiekszych lub mniejszych gwiazdek typu :

Yao PP JJ Brand Bosh Kidd Carter Jefferson Boozer Tracy Jason Rich Nowicki Matrix Amare Kenyon przed kontuzją Ben Wallece TP Manu Gino Ben Gordon Francis Starburry Howard x 2, Arenas Jamison Butler Allen Lewis Davis itp..... którzy poza swoim zespołem niewiele znaczą ale promocja Sterna zrobiła swoje. tych jest bez liku......

każdy z was dopisałby kolejne nazwiska. dla mnie tych nazwisk jest zbyt dużo.

a zapominać nie możemy jeszcze o podgrupie w tej grupie bo są jeszcze gwiazdy którym się wydaje że są gwiazdami a inni juz tak nie twierdzą:

niezłym przykładem jest Juwan Howard lub Stro Swift Joe Smith ewentualnie Crawford lub Curry. Najlepszym jednak: Antoine Walker.

aha: jest jeszcze kolejna podgrupa gwiazd, sa gracze ktorzy gwiazdami nie są, sami nie wiedza że są ale wiedza o tym ich pracodawcy bo im płaća jak za zborze: najlepszym przykladem 60.000.000 - owy Nene!!!!

 

Liga nie znalazła nastepcy jordana i nie znajdzie. Bo Jordan w pierszych latach zarabiał setki tysięcy obecnie można nie zagrać meczu w NBA a mieć już 70.000.000 a pieniądze chorobliwo wysokie psują. i lepiej nie bedzie dojdze Durant i Oden gracze wyjatkowi ale jak im sie powiedzie to raczej skończą jak KG niż MJ bo to inne czasy.

 

BTW: za cholerę nie wiem gdzie wpisać S.Nasha!!!!!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

nie wiem ignazz czy o stronniczość nie chciałeś byc posądzony czy jak, ale Duncana zdecydowanie obok Shaqa powinieneś umieścić. W sumie dyskusje na ten temat jaki założyłeś się już nie raz pojawiały, czasami trochę pod inną postacią, też w przypadku Heat wydaje mi się ciekawe, że robią teraz 8-2 bez gością, który podobno w pojedynkę wygrał im finały, a kiedy jednak Shaqa brakło podobnie jak w poprzednim sezonie miał problemy z częstszym wygrywaniem niż przegrywaniem :roll:

 

dobra żeby znowu nie było tylko o nim, jak powiedziałem dla mnie absolutnie jeżeli dyskutujemy o liderach w pierwszy rzędzie obok Shaqa musi być Duncan potem stopniowo na niższej półce pozostali, ale też nie wszystkich tych gości stawiałbym jednak na równi, ale to już zostawię przynajmniej na razie :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

dobra żeby znowu nie było tylko o nim, jak powiedziałem dla mnie absolutnie jeżeli dyskutujemy o liderach w pierwszy rzędzie obok Shaqa musi być Duncan potem stopniowo na niższej półce pozostali, ale też nie wszystkich tych gości stawiałbym jednak na równi, ale to już zostawię przynajmniej na razie :wink:

Raczej porownywałem obecna ligę do tej dawniejszej i stąd nie ma Duncana na topie ze wzgledu na czasem " znikanie" Timiego w grze co Birdowi lub MJ zdarzało się dużo rzadziej. porównania były raczej związane z gwiazdorstwem a nie przywodctwem jako takim bo tu liga obecnie wypada jeszcze bladziej. tim po karierze na pewno zostanie typ top3 PF history ale jednak nie ma on tej magii co mieli ci najwieksi z lat 80-90 tych. Tyle. Oczywiście facet jest niesamowicie spokojny, powtarzalny w skutecznej grze do bólu i niesamowicie grożny w obronie wiec przesuwam go jak się da najbliżej Shaqa ale w kontekście tych starych ale jarych all starow troszkę brakuje mi u niego tego ludzkiego odruchu. Szak ze swoimi zartobliwymi tekstami jest duzo bardziej medialny. No ale Larry B tez do gawedziaży nie należy. Więc tak, jesli szukano kiedys białego Jordana to mozemy powiedzieć że medialnie Tim jest czarnym Birdem :wink:

 

tak czy inaczej kryzys Gwiazd w dzisiejsze lidze uwazam za bardzo głęboki

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obecne gwiazdy poprzez bajeczne kontrakty są rewelacyjnymi statystycznie graczami ale czy cos jeszcze pozostało?

bez sensu zdanie. mają rewelacyjne statystyki bo mają wysokie kontrakty...?

 

Budowę składu kiedyś rozpoczynano od 2 pozycji. PG i C. Posiadanie klasycznego PG było obowiązkiem i nieliczne wyjatki z Pippenem w Bulls czy Pennym w Magic raczej potwierdzaja regułe.

e tam. co najmniej od połowy lat `70, gdy pierwsi prawdziwi point forwards (Hondo i Barry) weszli w okres swego prime, rozkładało się to mniej więcej po równo. jedni, jak na przykład bucks, celtics, czy lakers grali point forwardami (Moncrief, Pressey, Bird, Magic), nie mieli klasycznych rozgrywających, a inni korzystali z usług "prawdziwych" PGs (pistons z Thomasem, czy jazz ze Stocktonem).

 

marketingowo uzasadnione jest promowanie jak największej ilosci gwiazd bo koszulki, bo ogladalność tv, ale dla mnie to LIPA!!!!!

(...)

kiedyś ( przykładowo lata 80 te) status gwiazdy mieli:

MJ Bird Kareem Magic IT

a gdzie Moses, czy Dr J?!

 

ogólnie teza, którą chcesz udowodnić jest poparta złymi przykładami z przeszłości oraz kiepskimi argumentami. bo jeśli zaliczasz Duncana lub Kobe do grona graczy “drugiego garnituru” to krótko mówiąc ośmieszasz się.

 

wymieniasz mnóstwo zawodników, którzy według ciebie są obecnie gwiazdami tylko dlatego, że są wypromowani i jednocześnie utrzymujesz, że kiedyś tak nie było. to oczywiście nieprawda, bo ty zwyczajnie lepiej znasz czasu obecne i łatwiej ci wymienić ich tylu. ale jeśli bardziej byś się przyjrzał chociażby latom `80, to byś wiedział, że również wtedy było mnóstwo takich gwiazd. ba, od dawien dawna hype towarzyszył graczom. prawa do wybrania Wilta w drafcie phila zaklepała sobie jeszcze gdy był on w HS. Jabbara też taka fama otaczała od czasu szkoły średniej, że LeBron przy tym to małe piwo. taki Walton jako kandydat do NBA był opisywany jako połączenie Billa Russella i Chamberlaina... i tak dalej.

 

jedyna różnica jest taka, że kiedyś to miało mniejszy zasięg, ponieważ liga nie była tak nastawiona na resztę świata. zmieniła się forma, ale istota jest taka sama i jeśli coś zarzucasz obecnym zawodnikom i Sternowi, to to samo można zarzucić im 20 lat temu. tylko tego tak się nie widzi, bo ludzie na ogól za mało wiedzą. ot na przykład tak się krytykowało Cartera za jego kaprysy odnośnie odejścia z toronto i co lepsi “eksperci” pisali jak to obecne gwiazdy są zepsute i że kiedyś tak nie było. bzdura. nawet ktoś taki jak Olajuwon zachowywał się na początku lat `90 zupełnie jak Vince, a Barkley to w ogóle był żałosny pod tym względem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

dobra żeby znowu nie było tylko o nim, jak powiedziałem dla mnie absolutnie jeżeli dyskutujemy o liderach w pierwszy rzędzie obok Shaqa musi być Duncan potem stopniowo na niższej półce pozostali, ale też nie wszystkich tych gości stawiałbym jednak na równi, ale to już zostawię przynajmniej na razie :wink:

Raczej porownywałem obecna ligę do tej dawniejszej i stąd nie ma Duncana na topie ze wzgledu na czasem " znikanie" Timiego w grze co Birdowi lub MJ zdarzało się dużo rzadziej. porównania były raczej związane z gwiazdorstwem a nie przywodctwem jako takim bo tu liga obecnie wypada jeszcze bladziej. tim po karierze na pewno zostanie typ top3 PF history ale jednak nie ma on tej magii co mieli ci najwieksi z lat 80-90 tych. Tyle. Oczywiście facet jest niesamowicie spokojny, powtarzalny w skutecznej grze do bólu i niesamowicie grożny w obronie wiec przesuwam go jak się da najbliżej Shaqa ale w kontekście tych starych ale jarych all starow troszkę brakuje mi u niego tego ludzkiego odruchu. Szak ze swoimi zartobliwymi tekstami jest duzo bardziej medialny. No ale Larry B tez do gawedziaży nie należy. Więc tak, jesli szukano kiedys białego Jordana to mozemy powiedzieć że medialnie Tim jest czarnym Birdem :wink:

 

stary, co ty piszesz? jeśli gwiazdorstwo definiujesz poprzez ilość słowotoku przed kamerami, to gratuluję.

 

Duncan bez problemu byłby top 5 zawodników w każdym okresie istnienia NBA. Shaq już np. nie, bo miałby ogromne kłopoty z grą, jaka dominowała w latach `60 (wszystkie drużyny grały w tempie obecnych suns, a brutalność przewyższała to, co prezentowali bad boys).

Tim jest gwiazdą największego formatu w skali całej historii NBA i już teraz bez problemu można go uznać za najlepszego PF w historii.

 

ps

Bird był NAJWIEKSZYM trash talkerem w historii tej gry, więc gadać potrafił.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

myślałem ignazz, że chodziło bardziej o jakieś przełożenie gwiazdorstwa i umiejętności, talentu na bycie liderem mającym odpowiedni wpływ na partnerów, ale jeśli chodzi o samo gwiazdorstwo to ja nie widzę problemu jest w obecnej lidze naprawdę trochę prawdziwych gwiazd takich, o których spokojnie można powiedzieć, ze w każdych warunkach niezależnie od klasy drużyny, niezależnie od czasów w jakich grają wciąż byliby tak samo świetni

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiedziałem że tak bedzie.

 

Chciałem wskazac że liga jak tonący brzytwy sie chwyta i promuje graczy delikatnie mówiąc niedojrzałych emocjonalnie na Gwiazdorów, którzy w związku z ogromna kasą maja bardzo trudno bo sie im we łbach przewraca od dostatku, a tu wyniknie dyskusja co i jak sformulowałem, co jest bzdurą a co nie itp.....

 

fakltem jest że kiedyś gracze mieli więcej czasu na to aby dojrzec do roli gwiazd czy liderów teraz od tych najmłodszych natychmiastowo oczekuje się efektów.....

 

a tymi dawnymi czasami to też nie przesadzajmy bo pojedynki Larry magic i epoka Jordana wyrwała ligę ze sporego kryzysu...

 

a o Duncanie kt órego uwazam za najlepszego PF w dziejach ligii akurat w tym topiku pisać nie zamierzałem, ale miło przeczytać jakie macie stanowisko w tej sprawie...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pomimo faktu, że trochę ignazz się nie zgadzam z tym co pisałes o lidze kiedyś i teraz to jednak musze przyznać Ci chłopie rację, ze teraz (zresztą już o tym pisałem niedawno po jakimś meczu Heat) liga jest pełna gwiazd, ale nie w pełnym, takim jak do tego przywykliśmy słowa znaczeniu. Promocja gwiazd była jest i będzie. Choćby przykład Jordana, który po świetnym sezonie debiutanckim zyskał wygórowane (wtedy jeszcze) miano jednej z największych gwiazd choć tak naprawde niewiele jeszcze osiagnął. Inna sprawa, że teraz NBA zabiera się za promocję moim zdaniem zbyt wielkiej liczby graczy na raz, lub zeby zabrzmiało trochę rozsadniej w przeciągu kilku lat. Tak naprawdę wielu graczy NBA z obecnie grających dostało łatkę przyszłości, gwiazdy zanim jeszcze cokolwiek zaczli znaczyć w tym sporcie. Przykład Hilla, KB, Cartera, T-Maca, Melo, LBJa i tak dalej obrazuje to idealnie. Własnie dlatego tak teraz czepiam się Jamesa, wcześnij Cartera czy KB- cholera nie uznam kogoś największą gwiazą, zbawcą czy (tutaj śmiech) Królem jesli w moich oczach na to nie zasługuje. Tak było z Bryantem, którego po wygranej w konkursie wsadów już zaczeto porównywac do Jordana. Rozumiem cały ten zachwyt nad umiejętnościmi LBJa i wogule, ale promocja jego osoby też miała ogromny wpływ na dzisiejsze postrzeganie go. Podobnie jak kiedyś promocja Jordana...

 

A już pomijajac promocję to przyznać trzeba ze dzisiejsze gwiazdy się zmieniły, nie są już takie jak kiedyś. Jednym to się podoba innym nie i nic na to nie poradzimy. Kiedyś było w lidze kilkui killerów, którzy potrafili prowadzić zespoły (oczywiście dobrze ułozone i skomponowane zespoły) do wygranych. Jabbar, Jordan, Magic, Bird, Malone...itd, teraz w sumie na myśl przychodzą mi 3 nazwiska- Shaq, KB i Duncan, oczywiście zeby nie było zaraz napiszę też, że niektórzy do tej pozycji muszą dojzeć (ale czy dojżeją to już czas pokaże). jak widać Ci gracze to już chłopy z wielkim doświadczeniem w NBA, każdy ponad 10 lat wyprówa z siebie flaki, ale na swój status zapracowali i służyli, reszta, zwłaszcza tych nowych gwiazdek ma przd sobą długą droge, żeby uznać ich za tych, których próbuje nam wcisnąc Stern i s-ka.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pomimo faktu, że trochę ignazz się nie zgadzam z tym co pisałes o lidze kiedyś i teraz to jednak musze przyznać Ci chłopie rację, ze teraz (zresztą już o tym pisałem niedawno po jakimś meczu Heat) liga jest pełna gwiazd, ale nie w pełnym, takim jak do tego przywykliśmy słowa znaczeniu. Promocja gwiazd była jest i będzie. Choćby przykład Jordana, który po świetnym sezonie debiutanckim zyskał wygórowane (wtedy jeszcze) miano jednej z największych gwiazd choć tak naprawde niewiele jeszcze osiagnął. Inna sprawa, że teraz NBA zabiera się za promocję moim zdaniem zbyt wielkiej liczby graczy na raz, lub zeby zabrzmiało trochę rozsadniej w przeciągu kilku lat. Tak naprawdę wielu graczy NBA z obecnie grających dostało łatkę przyszłości, gwiazdy zanim jeszcze cokolwiek zaczli znaczyć w tym sporcie. Przykład Hilla, KB, Cartera, T-Maca, Melo, LBJa i tak dalej obrazuje to idealnie. Własnie dlatego tak teraz czepiam się Jamesa, wcześnij Cartera czy KB- cholera nie uznam kogoś największą gwiazą, zbawcą czy (tutaj śmiech) Królem jesli w moich oczach na to nie zasługuje. Tak było z Bryantem, którego po wygranej w konkursie wsadów już zaczeto porównywac do Jordana. Rozumiem cały ten zachwyt nad umiejętnościmi LBJa i wogule, ale promocja jego osoby też miała ogromny wpływ na dzisiejsze postrzeganie go. Podobnie jak kiedyś promocja Jordana...

 

A już pomijajac promocję to przyznać trzeba ze dzisiejsze gwiazdy się zmieniły, nie są już takie jak kiedyś. Jednym to się podoba innym nie i nic na to nie poradzimy. Kiedyś było w lidze kilkui killerów, którzy potrafili prowadzić zespoły (oczywiście dobrze ułozone i skomponowane zespoły) do wygranych. Jabbar, Jordan, Magic, Bird, Malone...itd, teraz w sumie na myśl przychodzą mi 3 nazwiska- Shaq, KB i Duncan, oczywiście zeby nie było zaraz napiszę też, że niektórzy do tej pozycji muszą dojzeć (ale czy dojżeją to już czas pokaże). jak widać Ci gracze to już chłopy z wielkim doświadczeniem w NBA, każdy ponad 10 lat wyprówa z siebie flaki, ale na swój status zapracowali i służyli, reszta, zwłaszcza tych nowych gwiazdek ma przd sobą długą droge, żeby uznać ich za tych, których próbuje nam wcisnąc Stern i s-ka.

Dokładnie josephnba zgadzam się z tobą w 100%.

 

Promowanie zawodników i nazywanie ich na wyrost gwiazdami był w NBA od zawsze, jest i niestety będzie. Każdy z bardzo dobrych zawodników tej ligi taki status dostał i jest nazywany "gwiazdą". Jednak trzeba to rozgraniczyc, są gwiazdy (PP, KG, NASH, LBJ, Ray Allen, Carter) /jest ich dziesiątki/ i są prawdziwe gwiazdy (Szaq, Duncan, Kobe, Kidd) /tylko paru/. Pierwsza grupa to zawodnicy którzy wykręcają fajne statystyki, ciągną swoje zespoły ale tak naprawde nic wielkiego nie osięgneli (oprócz uznania w oczach grających w fantasy basketball etc :wink: ) i dopóki tego nie osiągną, nie będą "prawdziwymi gwiazdami" a druga grupa to zawodnicy którzy już w jakiś sposób udowodnili swoją wielkość.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

czytam to, co napisaliście, czytam i oczom nie wierzę. albo tak bardzo mitologizujecie przeszłość, albo tak mało o niej wiecie.

 

po pierwsze, jeśli zarzucacie obecnej NBA to, że część zawodników jest promowana zanim weszła do ligi, to bądźcie konsekwentni i ten sam zarzut postawcie dawnej NBA. bo pod tym względem nic się nie zmieniło poza środkami jakich używa się do tworzenia hype`a.

 

po drugie, konkretny przykład. porównajmy obecny sezon z tym sprzed 20 lat (możemy równie dobrze porównać całą dekadę z obecną, tyle że to więcej informacji, więc istota może umknąć – dlatego najlepiej skupić się na jak najbardziej szczegółowym przykładzie).

 

w 1986/87 mieliśmy takich oto zawodników z tej najwyższej półki (supergwiazdy, które udowodniły swoją wartość na parkiecie):

Bird, Dr J, Moses, Jabbar oraz Magic.

obecnie mamy:

Shaqa, Kobe, Duncana, Kidda, Wade`a oraz być może Dirka z Nashem.

 

Jabbar i Magic w porównaniu z Shaqiem i Wadem to dość oczywiste i chyba nie trzeba tłumaczyć.

Kobe to jak nic odpowiednik Ervinga. nie zdobyli tytułu jako pierwsze opcje, ale swoje bez wątpienia udowodnili we wcześniejszych latach.

Bird i Duncan też raczej oczywiste. filary mistrzowskich drużyn w różnych sezonach. pełen profesjonalizm i otarcie się o koszykarską doskonałość.

Kidd i Moses – obaj jeszcze kilka sezonów wcześniej prowadzili swoje drużyny do finałów, a teraz grają bardzo dobrze w słabych klubach.

Dirk z Nashem to gwiazdy, które swoje już udowodniły i bez wątpienia należą do ścisłej czołówki gwiazdorstwa. w 86/87 nie było ich odpowiedników, ale można tu podciągnąć Jordana z Hakeemem. wprawdzie ten pierwszy jeszcze nic nie ugrał, ale już wtedy był tu i tam uważany za najlepszego zawodnika w NBA, natomiast Olajuwon miał już na koncie jeden finał, więc mamy pewne podobieństwo do Dirka. w sumie Jordan `87 to taki obecny LeBron (“niebywały talent, ale niech w końcu coś ugra”) pod względem statusu w lidze, ale niech będzie.

 

tak, czy inaczej obecne czasy w żadnym razie nie wypadają gorzej pod względem ilości prawdziwych superstarów. pod względem udowodnienia swojej wartości na boisku oraz mentalnego podejścia do gry.

 

teraz można by przejść do wymieniania gwiazd słabiej świecących, tylko po co? mamy teraz LeBrona (któremu zdecydowanie bliżej pod względem hype do Jordana `87), a wtedy mieliśmy Wilkinsa. mamy Melo, a kiedyś był Thomas. mamy Amare i Barkley`a, Minga i Sampsona... i tak dalej. myślicie że NBA nie promowała Domique`a z Barkley`em? robili to najmocniej jak tylko mogli, tak samo jak teraz robią z Amare czy LeBronem. zmieniły się tylko techniki, ale mechanizm działania ligi (Sterna) od początku lat `80 jest taki sam, więc jeśli razi was to, co dzieje się teraz, to powinno też to, co było kiedyś.

 

ps

Ignazz

to tak przez ciebie znienawidzony Stern wyciągnął ligę z kryzysu. oczywiście bez Magica i Birda by się to nie udało, ale to nie oni byli pomysłodawcami tego, co stało się w latach `80. byli niezbędnym narzędziem, ale to Stern wszystkim kierował. promował gwiazdy kiedyś i robi to dzisiaj, tylko teraz więcej wiecie o lidze i dlatego tak was to oburza. natomiast dawne czasy idealizujecie i z powodu siłą rzeczy mniejszej wiedzy o tym, co było, jesteście pogrążeni w błogiej nieświadomości.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stern wyciągnął ligę z kryzysu. oczywiście bez Magica i Birda by się to nie udało, ale to nie oni byli pomysłodawcami tego, co stało się w latach `80. byli niezbędnym narzędziem, ale to Stern wszystkim kierował. promował gwiazdy kiedyś i robi to dzisiaj, tylko teraz więcej wiecie o lidze i dlatego tak was to oburza. natomiast dawne czasy idealizujecie i z powodu siłą rzeczy mniejszej wiedzy o tym, co było, jesteście pogrążeni w błogiej nieświadomości.

Lorak, ale czy naprawdę za to co tu teraz opisałeś należą się faktycznie jakieś wielkie słowa uznania dla Sterna :?: dla mnie nie on ligę z kryzysu wyciągnął, ale właśnie Magic i Bird a potem jeszcze łysy zaczął się wybijać, zasługi Sterna na tym polu są moim zdaniem naprawdę nie takie wielkie. Tak gólnie do tego akapitu zgadzam się z tym co napisałeś, ale też trochę czytałem o tamtych czasach i nie wiem za co tu go wychwalać, dostał można powiedzieć świetny produkt, który bez problemu się sprzedawał, dla mnie to tak jakby wychwalać tego kto był prezesem PZN po 2001 roku za wypromowanie skoków w Polsce i zrobienie z nich dyscypliny z tak ogromną oglądalnością.

 

Dla mnie niech sobie Stern promuje kogo i gdzie chce poza parkietem, miałem to gdzieś dopóki nie zaczął za bardzo mieszać w samej grze.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

PP, KG, NASH, LBJ, Ray Allen, Carter (...) Pierwsza grupa to zawodnicy którzy wykręcają fajne statystyki, ciągną swoje zespoły ale tak naprawde nic wielkiego nie osięgneli

Gratuluję porównywania LeBrona z graczami o 3 albo i 4 razy dłuższym doświadczeniu z NBA ;) MJ w takim razie też nie był prawdziwą gwiazdą przez połowę kariery, bo nie osiągnął niczego wielkiego (rozumiem, że masz na myśli mistrzostwo NBA, bo jeśli nie, to czego, prócz korony króla strzelców LeBron nie zdobył?) ?? No chyba nie tędy droga ... MJ był w kręgu największej elity od swojego 2/3 sezonu w NBA, a "niczego nie osiągnął" w tamtym czasie ... Jedynie czas zweryfikuje jak było z LeBronem naprawdę, ale myślę, że porównywanie LeBrona do KG i mówienie, że obaj nic nie osiągneli więc są "nieprawdziwymi gwiazdami" jest "trochę" nie na miejscu. Kiedy LeBron za 10 lat nadal nic nie "udowodni" to ok, wal stary ile chcesz tekstów o jego "gwiazdorstwie", które nie ma nic wspólnego z umiejętnościami itd ... no ale nie teraz ... Kiedy ma 22 lata ...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak gólnie do tego akapitu zgadzam się z tym co napisałeś, ale też trochę czytałem o tamtych czasach i nie wiem za co tu go wychwalać, dostał można powiedzieć świetny produkt, który bez problemu się sprzedawał

Van, chyba się zgodzisz, że niekoniecznie świetny produkt sam się sprzeda? to trochę przykład nie z tej bajki, ale gdy PLK była pokazywana przez TVP to realizacje wołały o pomstę do nieba (chyba każdy pamięta jak 10 lat temu przerwano transmisję meczu finałowego, bo nadszedł czas na teleekspres...). teraz w polsacie jest dużo lepiej. produkt ten sam, ale dzięki "opakowaniu" dużo lepszy.

 

z NBA nie było tak, że nagle pojawili się Magic z Birdem i wszystko stało się lepsze. już przed nimi liga miała swoje megagwiazdy, jak chociażby Jabbar i Ervng w samych latach `70. NBA miała świetny produkt, ale nie potrafiła tego wykorzystać. O`Brien nie miał nawet ułamka zmysłu do interesów, który ma Stern. pytasz co konkretnie zrobił. otóż chociażby to, że oczyścił ligę z narkotyków (to był naprawdę bardzo poważny problem 30 lat temu. NCAA biła NBA w popularności ponieważ liga zawodowa była kojarzona z czarnymi narkomanami z łańcuchami na szyjach), a to otworzyło jej drogę na salony. zaryzykował z nową stacją telewizyjną (ESPN) i okazało się to strzałem w dziesiątkę. no i przede wszystkim "stworzył" kult gwiazd. ASG w 1984 jest takim symbolicznym momentem, który uznaje się za nadejście nowych, lepszych czasów. mecz odbył się w denver, co było oczywiście nawiązaniem do ABA, tak samo jak wprowadzenie konkursu wsadów. cała impreza była wielkim sukcesem komercyjnym nie dlatego, że wystąpili w niej wielcy gracze (bo przecież oni występowali i w poprzednich latach. ba, jeszcze na początku lat `80 finały, mimo że z udziałem Magica, Jabbara i Ervinga, nie były pokazywane na żywo!), lecz dlatego, że Stern miał pomysł jak to wszystko sprzedać. to dzięki niemu interesujemy się ligą, bo gdyby nie jego całkiem nowatorski pomysł ekspansji na cały świat, to Szaranowicz nigdy by nie komentował NBA pod koniec lat `80 w TVP. Bird z Magicem by rozgrywali sobie fantastyczne mecze, ale nikt poza kilkudziesięcioma milionami amerykanów i garstką ludzi z reszty świata by o tym nie wiedział.

 

wiesz, tak jak trzeba będzie kiedyś napisać całą prawdę o Kobe ;), tak też kiedyś trzeba będzie opowiedzieć o tym, jak wiele dobrego zrobił ten znienawidzony Imperator Stern.

 

oczywiście z obecną NBA jest pewien problem, być może już niebezpiecznie zbliżono się do granicy promowania, której przekroczenie może wszystko zaprzepaścić. ale myślę, że Stern jednak jest jednym z tych niewielu ludzi, którzy nie zachłysnęli się swoim sukcesem i nadal wie co robi. świadczy o tym np. to, że jednak wprowadzono ten limit wieku i ukrócono zgubny dla ligi w dłuższej perspektywie proceder, jakim było przychodzenie młodych i nic nie umiejących graczy tuż po HS. być może przy ustalaniu następnego CBA dojdzie do zapisu o kontraktach niegwarantowanych, a wtedy byłoby już cudnie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy LeBron za 10 lat nadal nic nie "udowodni" to ok, wal stary ile chcesz tekstów o jego "gwiazdorstwie", które nie ma nic wspólnego z umiejętnościami itd ... no ale nie teraz ... Kiedy ma 22 lata ...

Idąc w druga stronę- kiedy LeBron za 10 lat cos "udowodni" zaczniejcie dopireo wtedu nazywać go Kingiem i Bogiem tej gry... :wink:

 

 

Lorak masz rację, aż tyle o tamtej NBA nie wiem i dlatego dośc ostrożnie sie o tamtych czasach wypowiadam, odpowiadam jedynie za ten okres, o którym wiem naprawdę dużo. Podtrzymuje swoje stanowisko co do promowania gwiazd w dzisiejszych czasach, które moim zdaniem jest w pewnym stopniu zgubne, bo jak sam zauważyłeś zachacza o tę granicę, której nie nalezy przekroczyć.

 

A co się tyczy Sterna to ja nigdy i nigdzie nie napisałem, ze nie cenię go za to co uczynił dla NBA, bo jego osiągnięcia mówią same za siebie, mało tego- jakieś 2-3 tyg temu (może nawet wcześniej) napisałem na tym forum że jako mamager i szef organizacji mającej na celu zarabianie pieniędzy i człowiek odpowiedzialny za promocję NBA na świecie ze swojej roli wywiązuje się dobrze. Niestety jest też druga strona medalu czyli te wszystkie gówno warte przepisy mające na celu ustawienie gry w taki sposób w jaki najlepiej będzie ona zarabiała pieniądze. Te zakazy dla D, dress code, zwiększanie uprawnień sędzió, czynienie ich praktycznie nietykalnymi i "nieomylnymi", ciegłe ich krycie i jeszcze parę, które każdy z nas doskonale zna niestety negatywnie wpływają na obraz Sterna jako komisarza. To świetny fachowiec w tym co robi od lat, ale jego ingerencja w ideę tej gry, w sam system rozgrywania spotkań jest moim zdaniem negatywny i to będę podkreślał na każdym kroku. Biznesmanem jest pierwszorzędnym, ale na tym w tym momencie kończy się jego pozytywny wpływ, bo w pewnym momencie moim zdaniem przekroczył granicę i zaczął ustawiać ligę na swoją modłę, choc to własnie dzięki swej niepowtarzalności cieszyła się i cieszy coraz większym zainteresowaniem. Stern zrobił cud, ale bez wybitnych graczy, ktrórzy pokazywali, że przeciw każdemu są w stanie grać i wygrywać ten cud mógłby okazać się tylko chwilowym boomem, a tak się nie stało- jest w tym zasługa Sterna!... Ale to zdaje się poruszać powinniśmy gdzie indziej...choć bezpośrednio ze sobą powiązane :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stern, i tu pierwsza zła myśl, wypromował zbyt duża ilość gwiazd tych przeciętnych

teraz NBA zabiera się za promocję moim zdaniem zbyt wielkiej liczby graczy na raz

Wybrałem te zdania, bo są IMO dość istotne w omawianej kwestii. Kiedyś tzw. lokalne gwiazdy z drużyn słabszych były tym, na co wskazuje ta nazwa - herosami, których uwielbiali tylko fani konkretnego zespołu. Na poziomie ligi byli rozpoznawalni, ale ogólnie niedoceniani. Żeby stać się superstarem, trzeba było mieć efekty, czyli kupę zwycięstw i "rany z playoffowych bojów", a to zdobywało się latami. Obecnie, gdy miarą jakości, szczególnie na starcie, jest nie paleta doświadczeń i renoma, ale ogólnie pojmowany potencjał i mniej lub bardziej domniemana wszechstronność, pojęcie superstara się rozmyło. Jakoś za dużo kolesi doczekało się w relacjach i opisach NBA różnych zbyt rozbuchanych przymiotników, którymi są opisywani. Gdzie nie sięgnąć okiem, tam jest zawsze jakiś zupełnie wyjątkowy koleś. A oczywiście za tym wszystkim idzie jeszcze kasa, coraz większa, która dokłada swoje do ogólnych przemian. Tak to dzisiaj wygląda. Nie powiedziałbym, że jest to złe, choć osobiście dawniejsze realia (choć może z powodu upływu czasu pamięć trochę wygładziła obraz) bardziej mi odpowiadały. Tutaj pod własną rozwagę podsuwam cytat:

czytam to, co napisaliście, czytam i oczom nie wierzę. albo tak bardzo mitologizujecie przeszłość, albo tak mało o niej wiecie

Ja tam mam wrażenie, że tylko Shaq pozostał z tej starej, wyrazistej, naprawdę mocnej gwardii. Duncan faktycznie nie ma w sobie tej dozy emocji i energii, ale to i tak szpica ligi pod względem umiejętności. Pierców, T-Maców, Wade'a, LeBrona, Melo i jeszcze iluśtam na razie bym zostawił. Oni dopiero swój prawdziwy status nabędą (jeśli sprawy się potoczą tak, jak mają). Teraz zachwycają umiejętnościami. Bryant, Iverson i Garnett to przedsionek dzisiejszej wielkości. Mają już na tyle doświadczenia i boiskowego ogrania, że mogą aspirować do miana super gwiazd. Mogłem kogoś pominąć, więc bez piany proszę :wink:

 

po pierwsze, jeśli zarzucacie obecnej NBA to, że część zawodników jest promowana zanim weszła do ligi, to bądźcie konsekwentni i ten sam zarzut postawcie dawnej NBA. bo pod tym względem nic się nie zmieniło poza środkami jakich używa się do tworzenia hype`a.

Przez tłumaczenie sięgnąłeś IMO kwintesencji sporu. Chodzi o świadomość. Człowiek może być pewnym że czegoś nie ma, bo nigdy się z tym nie zetknął. Kiedyś NBA nie była tak globalna, co zresztą zauważyłeś. Nie było takich rozwiniętych mediów, w tym wszechpoteżnego internetu. Popularność ligi była mniejsza, informacje trudniej dostępne. Może faktycznie piętnowanane przez nas wady istniały dużo wcześniej, ale z powodu dużo mniejszej skali tego hype'u nie były tak szeroko rozpoznawane i uwypuklane...

 

Kurde balans, a może to zwykły sentyment do tego, co minęło? Cholera, przecież jakieś szczawiki z gimnazjów czy nawet podstawówek, które dopiero zaczynają się interesować NBA, biorą wszystko bezkrytycznie, nie pamiętają Jordanów, Barkley'ów, Magiców itp., biorą to bezkrytycznie i mają to gdzieś, żadnego problemu w obecnej postaci ligi nie widzą :)

 

w przypadku Heat wydaje mi się ciekawe, że robią teraz 8-2 bez gością, który podobno w pojedynkę wygrał im finały

Nie podważaj sam swojego autorytetu, używając takich kiepskich wjazdów na nielubianego zawodnika :) Ciekawe, kto twoim zdaniem wygrał Heat te finały, jak nie ten gość. Abstrahując od tego, że tak czy siak trzeba mieć dobrą drużynę jako całość, żeby dojść do finału, to może to być kolejny przykład w pewnej dyskusji. Dyskusji, co do której kiedyś uważałem, że nie ma prawa istnieć. Bo okazuje się któryś raz, że jedna drużyna może mieć swojego MVP jak i również swojego najlepszego zawodnika i że są to różne osoby.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Van, chyba się zgodzisz, że niekoniecznie świetny produkt sam się sprzeda? to trochę przykład nie z tej bajki, ale gdy PLK była pokazywana przez TVP to realizacje wołały o pomstę do nieba (chyba każdy pamięta jak 10 lat temu przerwano transmisję meczu finałowego, bo nadszedł czas na teleekspres...). teraz w polsacie jest dużo lepiej. produkt ten sam, ale dzięki "opakowaniu" dużo lepszy.

widisz zależy jak na to spojrzeć dla mnie nie ma sensu wychwalanie kogoś za to, że nie jest idiotą i potrafił zrobić to co powinien był zrobić. Inny przykład bliższy Cavs i Lebron czy to zasługa właściciela lub organizacji, że ludzie ich obecnie chcą oglądać, że co raz więcej meczów jest w national tv, że przybyło im masa nowych fanów na całym świecie :?: czasami ma się po prostu szczęście i trafi na kurę znoszącą złote jajka oczywiście zawsze można coś spieprzyć wziąć siekierę i odrąbać tej kurze łeb tylko kiedy ktoś jednak tego czegoś nie spieprzy nie jest to dla mnie powodem do przypisywania mu zbyt wielu zasług.

 

być może przy ustalaniu następnego CBA dojdzie do zapisu o kontraktach niegwarantowanych, a wtedy byłoby już cudnie.

prędzej czeka nas dożywotni lockout

 

Kurde balans, a może to zwykły sentyment do tego, co minęło? Cholera, przecież jakieś szczawiki z gimnazjów czy nawet podstawówek, które dopiero zaczynają się interesować NBA, biorą wszystko bezkrytycznie, nie pamiętają Jordanów, Barkley'ów, Magiców itp., biorą to bezkrytycznie i mają to gdzieś, żadnego problemu w obecnej postaci ligi nie widzą :)

nie byłbym taki pewien czy to faktycznie to, przynajmniej nie w moim przypadku, ja nie narzekam osobiście na to, że te gwiazdy to już nie to co kiedyś może dlatego, że jedyni gracze, których uważałem wtedy za swoich idoli to wciąż grający Shaq i Kemp, ja nie tęsknię do Jordana, Barkleya itd nie do osób tylko do tego jak sama gra wtedy wyglądała, do tamtych przepisów w jakich grali do twardości w grze itd

to nie tylko my kibice krytykujemy to jak obecnie wygląda liga, ale również dawni gracze to za co odgwizdywane są obecnie faule, zawieszenie, których dawniej nie było, brak możliwości rozmowy z sędziami. Niedawno James Worthy po tym zawieszeniu Bryanta krytykował ligę, oskarżając Jacksona i Sterna o nadużywanie władzy i mówiąc, że on i wielu innych graczy nie mogłoby z tych powdów obecnie grać a jest to nawet na youtube jakby ktoś był zainteresowany: http://www.youtube.com/watch?v=xLcfabGKzIM

 

zwiększanie uprawnień sędzió, czynienie ich praktycznie nietykalnymi i "nieomylnymi"

w sumie tu się oczywiście zasadniczo zgadzam, ale przypadek Bryanta i to co dzisiaj powiedział o tym Jax trochę też inne świtło na to rzuca:

Q: Is it worrisome when these incidents involving Kobe have been no call, loose ball foul and no call on the court and you end up with two one-game suspensions and a flagrant foul?

 

Jackson: It is an after the fact type of thing. That is bothersome. They have (the) advantage of looking at videotape. We wish that they would correct some of the mistakes they make in ballgames the same way. There’s a couple games that probably could be swung, won or lost, by some of the calls if they’d correct them after the fact. But you can’t do that in the game.

 

nie chodzi mi w tym momencie o dyskusję na temat słuszności kar dla Bryanta, ale o to, że w wybranych przez siebie sytuacjach boiskowych liga może zmieniać decyzję sędziów a jak powiedział Phil gdyby w innych sytuacjach decydowali się zmieniać taką czy inną decyzję sędziego po meczu, mając możliwość dokładnego przeanalizowania sytuacji, której arbiter w czasie meczu nie ma to wypadałoby pewnie niejeden wynim meczu zmienić :roll: Tak jak sędzia może przeoczyć flagrant faul czy w tej sytuacji wcale nie przeoczyć, ale zinterpretować tak a nie inaczej to władze podważają autorytet sędziów, mówiąc w ten sposób, że popełnili oni błąd kiedy natomiast ktoś ośmieli się ich krytykować za błędy wlepiają mu karę :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kurde balans, a może to zwykły sentyment do tego, co minęło? Cholera, przecież jakieś szczawiki z gimnazjów czy nawet podstawówek, które dopiero zaczynają się interesować NBA, biorą wszystko bezkrytycznie, nie pamiętają Jordanów, Barkley'ów, Magiców itp., biorą to bezkrytycznie i mają to gdzieś, żadnego problemu w obecnej postaci ligi nie widzą

 

I tu musze przerwac...

Może dla kogoś kto w te " klocki " długo się nie bawi to zadna różnica, ale wystarczy poczytac o starych dziejach lub poprostu podejść do ojca i z nim pogadac, a daję palec ( głowę chcę jeszcze mieć :wink: ) ,że sam ojciec powie trochę o MJ'ach itd.

 

 

Ale zeby nie było wypowiem się trochę co ja o tym myślę...

Status gwiazdy kiedyś był czymś WIELKIM teraz praktycznie w kazdmy klubie jest ta gwiazda, a jaka ? To juz różnie bywa...

 

Nie lubię tego iż uznając kogoś za nowa gwiazdę sięga się wzrokiem po statystyki tejże osoby. Otóż to chyba najwiekszy błąd jaki mozna zrobić. Co ma do rzeczy ilość wykręconych punktów itd. skoro zawodnik sam daje druzynie cos czego zaden inny nie moze zaoferowac ( lub oferuje w troszkę inny sposób ). Jak dla mnie gwiazde idzie poznac po zachowaniu podczas gry ( kazdy chyba w NBA swoje narozrabiał , ale pomińmy to ) sama obecność owej gwiazdy daje druzynie więcej niz połowa składu.

 

Może większość się nie zgodzi, ale dla mnie tak właśnie wygląda prawdziwa gwiazda.

 

Dodatkowo juz przed draftem wiadomo kto będzie tym najlepszym , a dla mnie jest to całkowicie głupawe. Jak mozna na loterii wiedziec jakie cyferki dają wygraną ? Niewazne ,że Oden czy tam Durant już są postrzegani jako jacyś wybitni grajkowie. Jesli juz teraz im się nasłodzi to potem ( najprawdopodobniej ) przestaną nad sobą pracować , a to juz całkowicie zmarnuje talent jaki juz i tak posiadają...

 

I może wiele osób się ze mną nie zgodzi, ale takie moje zdanie i już...

 

Jeśli juz o gwiazdach mowa to jak narazie takimi gwiazdami wielkiego formatu w NBA są Shaq i Duncan ... Troszkę dalej moze mniejszego dformatu gwiazdą jest KG czy tam Kobe, ale to i tak nie to samo co wyzej wymienieni gracze.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szaku ale trafiłeś w sedno sprawy bo o tym myślałem rozpoczynajac topik.

martwi mnie może nie liczba tych najwiekszych (że za mala) ale liczba tych posrednich gwiazd ktora ZNACZNIE zdewaluowała pojecie superstarsa (trafnie manhatan 94)

z Dominique bym tak nie przesadzał że na siłę promowany bo on był jeszcze bardziej osamotniony w Hawks niz Jordan w poczatku kariery.

 

choc może się mylę. Bo czy w latach 80tych było w składzie ekip zbyt wielu przypadkowych połamańców na ktorych obecnie nie ma miejsca w ekipach NBA?

jak widzę tych smiesznych białasów np. z pierwszych lat Orlando Magic to sie zastanawiam skąd oni się wzieli

a tu w Charolotte jakis księgowy mial marzenie i był na 3 mecze wpisany do 12 bo stac go było na taki kaprys. nie wiem czy te 9-12 pozycje były wtedy tak silne jak teraz?

ale nawet ja lapię się na postrzeganie wielu graczy jako gwiazdy:

a tu Gerald Wallece a to Josh Smith a to Jason Richardson zawsze ktoś się znajdzie

i oczywiście era internetu...

 

ps. na forum to ja taki największy wróg Imperatora nie jestem, ale poprawiając cos co dobre IMO spieprzył

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.