Skocz do zawartości

Problemy sluzby zdrowia - analiza, przyczyny, skutki


RappaR

Rekomendowane odpowiedzi

Upadek opieki zdrowotnej w Polsce w kilku aktach
Mówi się wszystkim o "kominach płacowych" i lekarzach zarabiających kilkaset tysięcy złotych. Ale czy to jest prawdziwy problem, gdy rząd w tym samym czasie przyznaje że ma "dziurę" w NFZ na 14 mld zł, a Prezydent kilka miesięcy temu musi wetować ustawę która tę dziurę by powiększyła? Nie. To zasłona dymna, która ma ukryć realne i niszczycielskie zmiany dla systemu opieki zdrowotnej w Polsce.
Media i politycy skupili się na garstce kontraktów podczas gdy oficjalna mediana na kontrakcie B2B to 24,6 tys.zł brutto , a na etacie ok. 21,5 tys. Proponowane limity (ok. 36-48 tys. zł) większości lekarzy nie dotkną. Więc o co tak naprawdę chodzi? Zanim przejdziemy do nowych, szkodliwych pomysłów, warto zrozumieć, jak system (nie)działał do tej pory.
 
Dlaczego od lat są kolejki na NFZ?
Bo NFZ ustala limity. Fundusz nie płaci za każdą usługę, tylko kupuje "paczkę" świadczeń (kontrakt). Gdy szpital "paczkę" wykona (np. w październiku), musi wstrzymać planowe przyjęcia. To nie wina lekarzy, że nie chcą operować - to wina płatnika, który nie chce za tę operację zapłacić. Stąd biorą się terminy na endoprotezę lub do poradni na 2027 rok.
 
Skąd więc nagły "dług" NFZ?
Paradoksalnie, bo... limity zniesiono. Poprzedni rząd chcąc skrócić kolejki (np. na zaćmę czy endoprotezy) w wielu miejscach zdjął limity. Szpitale zaczęły operować, pacjenci byli zadowoleni, a rachunki rosły. Teraz NFZ jest zadłużony, bo musi zapłacić za realnie wykonane (i potrzebne!) nadwykonania. Nowa władza zamiast znaleźć na to pieniądze postanowiła "przykręcić śrubę" w inny sposób.
 
Skąd ta nagła nagonka na zarobki lekarzy?
Chwilę przed ogłoszeniem reform, w sprzyjających mediach ruszyła kampania skupiona na pensjach. To odwracanie uwagi. Ukryto prawdziwy cel: plan zamknięcia 1/3 szpitali, dziurę budżetową NFZ i dekady złego zarządzania kadrami medycznymi.
 
Dlaczego rząd nagle tak tnie koszty w zdrowiu? Skąd ten kryzys?
Bo finanse państwa się sypią. Komisja Europejska objęła Polskę Procedurą Nadmiernego Deficytu. Rząd musi drastycznie oszczędzać, ale nie tknie priorytetów: rekordowych wydatków na obronność (186,6 mld zł ) i programów socjalnych (które wbrew mitom nie są wyższe niż średnia UE ). Płaci też za mrożenie cen energii z powodu zacofanej energetyki. Jedynym miejscem, gdzie można ciąć, zostało zdrowie. Reforma to tak naprawdę instrument księgowy, by NFZ (z "dziurą" 14 mld zł ) wolniej wydawał pieniądze.
 
Ale czy to prawda, że lekarze "zjadają" budżety szpitali?
To kłamstwo. Narracja o 80% to mit. Dane z ponad 300 szpitali pokazują jasno: pensje wszystkich lekarzy (etat i kontrakt) to średnio 23% budżetu. Pensje całego personelu (z pielęgniarkami, ratownikami) to 55%. To normalny poziom, taki jak w USA (56%) czy Niemczech (60%). Problem nie jest w kosztach lekarzy, ale w ogólnym niedofinansowaniu.
 
To wina lekarzy czy może system jest po prostu za biedny?
Spójrzmy na liczby. Polska wydaje na zdrowie ok. 6.4% PKB. W tym samym czasie Niemcy wydawały 12.6%, a Francja 11.9%. Stany Zjednoczone deklasują wszystkich, wydając ok. 18.0% swojego PKB. Mówiąc wprost: per capita, Polska wydaje na zdrowie o 57% mniej niż średnia Europy Zachodniej. Mamy system finansowany na poziomie Rumunii (5.75%).
 
Czy w systemie jest za mało lekarzy?
Tak, i to wiadomo od lat. Mamy jeden z niższych wskaźników w UE, ok. 3.7 lekarza na 1000 mieszkańców , a w regionach z mniejszą liczbą lekarzy (np. w woj.opolskim) tylko 2.6. To dlatego system działał tylko dzięki "łataniu dziur". Ale rząd nie ma żadnej polityki kadrowej - od lat miotamy się ze skrajności w skrajność. Jak można mówić o racjonalnym planie, skoro przez lata ignorowano braki, a teraz masowo zwiększa się limity na studia (do 10.5 tys. miejsc ), otwierając kierunki na uczelniach bez zaplecza i z negatywną opinią komisji akredytacyjnej? Efekt? Własne analizy MZ i NIL ostrzegają, że za kilka lat będziemy mieli... nadmiar lekarzy. A jeśli do tego rząd zamknie 1/3 szpitali jak planuje, ta nadpodaż absolwentów będzie jeszcze bardziej dotkliwa.
 
Czy rządowa polityka zdrowotna jest spójna i profesjonalna?
Gigantyczna sprzeczność. W kwietniu 2025 rząd przegłosował w Sejmie obniżkę składki zdrowotnej dla przedsiębiorców, która kosztowałaby NFZ ok. 5 mld zł. Kilka miesięcy później ogłasza, że NFZ ma "dziurę" na 14 mld zł. To był absurd, który na szczęście zatrzymało weto prezydenckie.
 
Jaki jest prawdziwy cel tych reform?
Likwidacja szpitali powiatowych. Naczelna Izba Lekarska mówi wprost: to plan likwidacji 1/3 szpitali. Leczenie ma być przeniesione do dużych ośrodków. W kraju z 10.5 milionem ludzi wykluczonych transportowo (co oznacza, że dojazd transportem publicznym do najbliższego miasta powiatowego zajmuje im ponad 70 minut) to dla wielu pacjentów koniec dostępu do leczenia.
 
Co jest złego w "porządkowaniu" kontraktów i wymogu 1/2 etatu?
To zabija elastyczność, która ratowała system. Koniec z lekarzami, którzy jechali "załatać" dyżur. Koniec też z przyjezdnymi specjalistami (np. od zaćmy, endoprotezy), którzy robili zabiegi raz w tygodniu. Nowe propozycje przepisów (minimum 0.5 etatu, ok. 80h) im tego zabronią.
 
Czy NFZ jest dobrze zarządzany i ma dane do tych zmian?
Nie. Raporty Najwyższej Izby Kontroli (np. z czerwca 2024 r. czy maja 2025 r. ) są miażdżące. NIK wykazał, że NFZ nie dysponuje pełnymi danymi do zarządzania systemem i nie monitoruje bieżącej dostępności świadczeń ani tzw. "białych plam" (obszarów bez dostępu do leczenia). Reformuje się więc system "po ciemku".
 
Rząd zakazuje płacenia "za efekt". Czy to nie walka z patologią jak w głośnych medialnie przypadkach?
Wręcz przeciwnie. To niezrozumienie, jak działa szpital. Prawdziwą patologią jest wycena procedur przez NFZ. Szpital działa jak przedsiębiorstwo, a każdy oddział to mini-firma generująca zysk lub stratę. Od lat wycena interny, SOR-u, chirurgii ogólnej czy porodówki jest tak niska , że te oddziały przynoszą straty lub ledwo wychodzą na zero. Dyrektorzy musieli je ratować, subsydiując je zyskami z dobrze wycenionych procedur jak głośne przykłady ablacji, gdzie kardiologia finansowała onkologię. Płacenie "za efekt" (AOS, diagnostyka ) to system, który nagradzał produktywność. Nie chodzi o to, że lekarze są leniwi - po prostu system "więcej pracy = większa nagroda" podnosi wydajność w każdej branży. Zamiana na stawkę godzinową obniży ją. Rząd zakazując "płacenia za efekt", zabiera szpitalom te zyskowne procedury i jednocześnie niszczy motywację do wydajnej pracy.
 
Czy lekarze w ogóle powinni zarabiać 100 tys. zł i więcej?
To skomplikowane. W opinii publicznej patologią są takie kwoty za podstawowe obowiązki, np. zapewnienie obsady dyżuru na internie. Ale te "kominy" to też często efekt płacenia za wysokospecjalistyczne, ratujące życie procedury. Czy neurochirurg, który wykonuje skomplikowaną operację biorąc na siebie ogromne ryzyko i stres nie powinien być wynagradzany za takie poświęcenie i umiejętności? Sztywne limity uderzą w najbardziej ambitnych - tych, którzy ciągną system intelektualnie (wykonując najtrudniejsze zabiegi) lub czasowo (pracując po 300-400 godzin miesięcznie). Pytanie brzmi: czy chcemy zdusić tych, którzy podnoszą poziom medycyny i ratują oddziały przed zamknięciem?
 
Jaki będzie ostateczny efekt dla NFZ?
Kreatywna księgowość. NFZ będzie wydawał środki wolniej. Procedury znikną (bo lekarzom nie będzie wolno ich robić na część “etatu”) lub zwolnią (bo stawka godzinowa nie motywuje ). To, co leczono w 9 miesięcy, będzie się robić w 12. Rząd odtrąbi sukces, że "NFZ ma pieniądze".
 
Kto na tym zyska, skoro pacjenci stracą?
Sektor prywatny. Zamykanie publicznych szpitali tworzy gigantyczną lukę na rynku, którą wypełnią prywatne firmy. Raporty (jak PwC) już teraz wskazują, że rynek prywatny rośnie szybciej niż publiczny. Budynki po zlikwidowanych szpitalach, choć zadłużone, są idealne do przejęcia za ułamek wartości przez duże konglomeraty (jak Lux Med czy Enel-Med, które już dziś przejmują placówki). Pacjent, który straci szpital powiatowy, będzie miał wybór: albo jechać 70 km do szpitala wojewódzkiego ,albo iść do nowej, prywatnej placówki.
 
Czy Minister Zdrowia jest niekompetentna?
Wręcz przeciwnie. Jest bardzo kompetentna, ale jako menedżer prywatnej firmy. Zarządza systemem jak korporacją: tnie koszty "nierentownych" oddziałów (szpitali powiatowych ) i "zbyt drogich" pracowników (lekarzy B2B). Brakuje tu myślenia "makro" - o zdrowiu publicznym i o tym, że dla tych 10.5 miliona wykluczonych transportowo ludzi "nierentowny" szpital powiatowy jest jedynym, do którego mają jakikolwiek realny dostęp.
 
Czyli Ministerstwo zawiodło jako regulator systemu?
Całkowicie. Zawiodło w wycenie świadczeń AOTMiT (przez co SOR i interna zawsze generują straty i szpitale powiatowe są nierentowne), zawiodło w polityce kadrowej (chaos z limitami), zawiodło w zarządzaniu danymi (NIK potwierdza brak danych NFZ ). A na koniec zawiodło w komunikacji. Wiecie, jak środowisko medyczne dowiedziało się o tych rewolucyjnych zmianach? Z mediów społecznościowych.
 
Podsumowując pod pretekstem walki z garstką "kominów płacowych" zabiera się szpitalom powiatowym lekarzy i resztki źródeł finansowania. To nie jest żadna "naprawa". To celowe wygłodzenie i planowana likwidacja lokalnej opieki zdrowotnej. A winę zrzuca się na lekarzy, którzy pracują w 3 miejscach, bo bez tego system (mając ~3.7 lekarza na 1000 mieszkańców) już dawno by upadł. Czas przestać "szczuć na lekarzy" i zapytać, dlaczego 20. gospodarka świata udaje, że nie ma pieniędzy na leczenie własnych obywateli.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@RappaR Swietny post, ktory pozniej skomentuje, wiec sobie pozwolilem go wydzielic do oddzielnego watku bo w gaszczu "polityki" szybko zginie.

A to wg mnie fantastyczny start do dyskusji "co jest zle ze sluzba zdrowia i co mozna zmienic by bylo lepiej".

Dorzuce cos od siebie, przy czym prawie wszystkie moje opinie w tej sprawie wynikaja z przetworzenia informacji otrzymanych od mamy, ktora jest lekarka z kilkoma specjalizacjami, wiec pracowala w kilku miejscach zarowno panstwowych jak i prywatnych. Reszta opinii wynika z tego, ze pracowalem w jednej z tych panstwowych przychodni [jako staz na studiach].

Wg mnie sednem problemu jest wmieszanie sie prywatnych przychodni w finansowanie z NFZ. Chce ktos zakladac prywatne przychodnie gdzie ludzie musza miec prywatne ubezpiecznie lub placa duza gotowke za wszystko za co dostaja szybkie terminy i super sprzet? Prosze bardzo. Sexowne pielegniarki w pakiecie. Ale grosza od NFZ nie powinni dostac! Bo to tworzy patologie, ktora opisze na przykladzie miasta gdzie sie wychowywalem.

Kiedys byla 1 panstwowa przychodnia, klasyczny moloch w sensie, ze budynek niezbyt ladny i pewnie za duze zatrudnienie w administracji, ale wszystko co medyczne bylo w 1 miejscu i mozna bylo zalatwic co trzeba w ok terminach.

Powstala w okolicy prywatna przychodnia, zalozona przez wlasciciela stacji beznynowej bo mial pusty budynek obok. Zrobil remont, wiec wszystko ladnie fajnie wygladalo. Wyzsza pensja skusil garsc sensownych lekarzy i jakos tam ruszyl z kopyta. Efekt byl taki, ze spora czesc mlodych sie tam przepisala, a spora czesc starych zostala w panstwowej. W zwiazku z tym przeplywem ludzi zalatwil sobie kontrakt z NFZ [istnieja podejrzenia, ze za lapowke bo wtedy nie spelnial technicznych warunkow!] na jakies podstawy, ktory z roku na rok rosl kosztem tej panstwowej przychodni. Zaczal zatrudniac wiecej specjalistow bo przypominam wiekszosc wizyt jest tam platna, a nawet jak cos jest darmowe z NFZ to zawsze mozna naciagnac na cos platnego.

Z opowiesci mojej mamy [ktora krotkiego swojego pobytu tam najbardziej zaluje ze wszystkich swoich zawodowych wyborow] wynika, ze to byla fabryka tluczenia punktow i naciagania na kase. A poniewaz firme zalozyl przedsiebiorca, a nie lekarz, optymalizacja szla przede wszystkim pod katem zyskow, a nie leczenia.

I tu jest pies pogrzebany, ze nawet jesli prywatna przychodnia zrobi cos optymalniej niz panstwowa to nie ludz sie, ze to bedzie dla dobra pacjenta, a nie w wiekszosci trafi do kieszeni wlasciciela. A co sie stalo z panstwowa przychodnia? Ubylo zdrowych mlodych ludzi, wiec ubylo srodkow, wiec wiadomo, spadla jakosc oferowanych uslug i wydluzyly sie terminy. W ten sposob w miescie sa 2 slabe przychodnie z 2 roznych powodow, ktore kosztuja NFZ zapewne wiecej niz jedna dobra. Bo sie dubluja funkcje, bo czesto ci sami lekarze pracuja w obu tylko krocej i w dziwnych godzinach. Bo to nie tworzy zadnych typowej mechanizmow rynkowej rywalizacji gdy o wszystkim i tak ostatecznie decyduje kontrakt od NFZ, ktorego sposob przydzielania jest mocno kontrowersyjny.

I ten mechanizm jest w kazdej wieloprzychodniowej miejscowosci, ktory przy okazji wyjasnia dlaczego wieksza liczba malych przychodni IMO prowadzi do pogorszenia uslug dla pacjentow.

Co gorsza, prywatne przychodnie tworza problemy, ktorych nie bylo w panstwowych molochach czerpiac garsciami z zasad korpo. Wszyscy zawsze lubili sie czepiac, ze w panstwowych placowkach jest nadmiar zatrudnienia, ale to co sie odpindala w prywatnych jest przegieciem w druga strone gdzie pielegniarka *jednoczesnie* obsluguje telefon+zapisy i ma ogarniac szczepienia dzieci zdrowych oraz chorych. Da rade? Oczywiscie, ze da bo dostaje pare stow wiecej na reke niz w panstwowej, ale czy ma to na pewno sens z punktu widzenia BHP albo dobra pacjenta? Niezbyt. IMO duzo lepiej by telefonami i rejestracja zajmowaly sie osoby bez wyksztalcenia medycznego bo to jest marnowanie specjalistycznego czasu.

Ogolnie z czasem dochodze do wniosku, ze polityka wiekszego zatrudnienia niz w danym momencie potrzeba sie broni boto tworzy bufor na wszystkie zwolnienia i urlopy, ktore
sila rzeczy regularnie sie zdarzaja, a nie te koszmarki ze jedna osoba zlamie noge i przez 2 miesiace jest burdel bo trzeba na szybko przeszkolic nastepce. W przychodniach to szczegolnie mocno wylazi bo czesto kazdy lekarz jest jedynym specjalista w swojej dziedzinie. To samo z pielegniarkami, jak zabraknie tej jednej dobrej wyrobionej w tym konkretnym zabiegu to jest gruby spadek jakosci uslugi. A gdyby bylo kilka pielegniarek z ktorych kazda tymczasowo moze przejac prace kolezanki to by dzialalo lepiej, ale tak tylko moze byc w panstwowych molochach, a nie prywatnych pseudokorpo.

Ogolnie w medycynie jest pewien paradoks, ktory nie wystepuje chyba w zadnej innej dziedzinie... Jak bym napisal, ze "kazdy nie moze miec blisko do posterunku policji" czy do autostrady czy "kazdy nie moze isc na studia" to chyba nie byloby za grosz kontrowersyjne, ale jak napiszesz, ze "kazdy nie moze miec szybkiego dostepu do wszystkich uslug medycznych w ramach skladki zdrowotnej" to bedzie szokujace stwierdzenie i "jak to, place kilka stow miesiecznie!".

No i co z tego? Prywatnie za te kilka stow malo co mozna zrobic i chocbys zbieral skladke latami to nie zrobisz sobie podstawowych operacji po cenach prywatnych. Co wiecej, efekt demografii jest taki, ze mamy coraz wiecej osob chorych, ktorzy korzystaja z uslug kosztujacych duzo wiecej niz wplacali w skladkach i coraz mniej osob zdrowych nie korzystajacych z niczego, ktorzy byli fundamentem tego systemu. Wiec sie on wali i trzeba zrobic w nim koretke.

Edytowane przez wiLQ
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.