Skocz do zawartości

Czy wierzysz w Boga?


Przem

Rekomendowane odpowiedzi

Wystarczy, że chce mieć ważny ślub kościelny, z tego co rozumiem.

Dzięki tej dyskusji zrozumiałem jak mocno jestem ograniczony :smile:

Znam sporo kobiet wierzących i jakoś nie mogę sobie wyobrazić by którakolwiek z nich namawiałą swojego partnera do apostazji. W zaden sposób nie mogę sobie tego wyobrazić.

Dobrze mogę sobie natomiast wyobrazić namawianie na chodzenie do kościoła, na modlitwy, na filmy religijne po to by partner przejrzał na oczy i otworzy sie na wiarę.

A namawiania na apostazję nie moge i koniec.

"wierzący namawiajacy kochana osobę na apostazję" to jakiś paradoks daleko poza moimi możliwościami pojmowania

Edytowane przez darkonza
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Swoja drogą Fluber takie pytanie. Czy nie ma zgrzytów w tym, że osoba super wierząca zakłade rodzine z totalym ateista? Jak wtedy wychowyać dzieci czy można isc na jakis kompromis czy trzeba forsować wychowywanie dzieci wyłacznie w wierze? Pytam calkiem serio jak Ty to widzisz

Jeżeli jest ślub kościelny z osobą niewierzącą, to osoba niewierząca podpisuje przy apostazji oświadczenie, że nie będzie robiła problemów z wychowaniem dzieci zgodnie z nauką KK.

 

Kościół uważa, że małżeństwo z osobą niewierzącą jest trudniejsze niż z wierzącą, gdyż wierzący małżonek musi uświęcić ich oboje łaską Boga, ale formalnie poza minimalnie zmienioną formułą nie ma żadnych przeciwwskazań (pomijając pewien kościelny margines)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki tej dyskusji zrozumiałem jak mocno jestem ograniczony :smile:

Znam sporo kobiet wierzących i jakoś nie mogę sobie wyobrazić by którakolwiek z nich namawiałą swojego partnera do apostazji. W zaden sposób nie mogę sobie tego wyobrazić.

Dobrze mogę sobie natomiast wyobrazić namawianie na chodzenie do kościoła, na modlitwy, na filmy religijne po to by partner przejrzał na oczy i otworzy sie na wiarę.

A namawiania na apostazję nie moge i koniec.

"wierzący namawiajacy kochana osobę na apostazję" to jakiś paradoks daleko poza moimi możliwościami pojmowania

Nazwałem Cię socjopatą tylko dlatego, ze napisałeś, że to problem narzeczonej, a nie jego :nevreness:

 

Apostazja to po prostu wypisanie się z kościoła. Mam wrażenie, że mylisz to z ekskomuniką albo czymś takim. 

Rozumiem, że możesz sobie wyobrazić, jak wierząca kobieta namawia niewierzącego partnera do podpisania się pod protokołem, w którym opisuje swoją głęboką relację z Bogiem, obcowaniem śmierci i Chrystusem Zbawicielem, uczestniczy w 30 godzinach kursu przedmałżeńskiego, na którym ksiądz opowiada o tym, jak Bóg uświęci ich miłość, jak mają się modlić i jak żyć, a potem każe mu iść do dwóch nieważnych spowiedzi przedślubnych, a następnie każe mu świętokradczo przyjąć Ciało i Krew Chrystusa?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"wierzący namawiajacy kochana osobę na apostazję" to jakiś paradoks daleko poza moimi możliwościami pojmowania

 

Totalna sprzecznośc logiczna.

 

"Apostazja (gr. ἀποστασία – odstąpienie, bunt; z ἀπό (apo) – od, στάσις (stasis) – postawa, pozycja) – porzucenie wiary religijnej. W pierwotnym znaczeniu – całkowite porzucenie wiary chrześcijańskiej; termin został również adaptowany do ogólnych pojęć religioznawczych oraz wykorzystywany przez religie i wyznania niechrześcijańskie."

 

Jeśli mnie kocha i jest wierząca nie moze mi życzyć piekła wiecznego więc nie moze chciec ode mnie apostazji bo to oznacza że mnie nie kocha.

Namawianie do apostazji przez osobę wierzącą jest dowodem albo jej braku wiary, albo dowodem tego że nie kocha partnera.

W kazdym przypadku więc druga strona nie powinna się na apostazję zgodzić

 

Kościół wymyslił paradoks godny największych mędrców.

Edytowane przez darkonza
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

przeciez ona bedzie uwazała go za wazny. tak jak kazdy inny na tym świecie.

A dziecko może podstawić pod kran w łazience i uważać, że jest ochrzczone. Nie rozumiem, co chciałeś tu przekazać

Totalna sprzecznośc logiczna.

 

"Apostazja (gr. ἀποστασία – odstąpienie, bunt; z ἀπό (apo) – od, στάσις (stasis) – postawa, pozycja) – porzucenie wiary religijnej. W pierwotnym znaczeniu – całkowite porzucenie wiary chrześcijańskiej; termin został również adaptowany do ogólnych pojęć religioznawczych oraz wykorzystywany przez religie i wyznania niechrześcijańskie."

 

Jeśli mnie kocha i jest wierząca nie moze mi życzyć piekła wiecznego więc nie moze chciec ode mnie apostazji bo to oznacza że mnie nie kocha.

Namawianie do apostazji przez osobę wierzącą jest dowodem albo jej braku wiary, albo dowodem tego że nie kocha partnera.

W kazdym przypadku więc druga strona nie powinna się na apostazję zgodzić

 

Kościół wymyslił paradoks godny największych mędrców.

Przecież jeżeli ktoś jest niewierzący to już jest apostatą bez papierka. Chodzi o formalność.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przecież jeżeli ktoś jest niewierzący to już jest apostatą bez papierka. Chodzi o formalność.

 

Ok, to wygląda lepiej, ale ciągle źle, bo to jak droga po trupach do do celu.

Ja jestem wierząca i wezmę ślub kościelny i pójdę do nieba, a mój partner niech załatwi sobie apostazję i się smaży w piekle, wazne że ja trafiam do nieba po wszystkim.

Tak chyba nie powinna myslec kochajaca osoba?

Ale skoro jest wierzącą katoliczką, to chyba jej zależy na tym, żeby jeszcze ktoś u góry go uważał za ważny, nie? Jeśli tak czy siak zależy jej tylko na opinii ludzi, to co to za katoliczka?

Uważaj bo obrażasz w tej chwili jakieś 80-90% katolików :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale skoro jest wierzącą katoliczką, to chyba jej zależy na tym, żeby jeszcze ktoś u góry go uważał za ważny, nie? Jeśli tak czy siak zależy jej tylko na opinii ludzi, to co to za katoliczka?

 

ja mówie o osobie, której zalezy na wzięciu slubu koscielnego, a nie katoliczce, która spełnia wszystkie wymogi bycia katoliczka zgodnie z rozumowianiem Flubera.

w tym katalogu znajduja się osoby mocno wierzące, jak i te, którym zalezy wyłacznie na uroczystosci i te, które zostały wychowane w wierze mówią, że wierzą w kościele bywają od swięta, a modlą sie wtedy, gdy ktoś bliski zachoruje.

Wydaje mi się, że błędne jest założenie, że każda osoba, która namawia na ślub katolicki zmotywowana jest ta samą  idealistyczną pobudką

Edytowane przez lepos
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ok, to wygląda lepiej, ale ciągle źle, bo to jak droga po trupach do do celu.

Ja jestem wierząca i wezmę ślub kościelny i pójdę do nieba, a mój partner niech załatwi sobie apostazję i się smaży w piekle, wazne że ja trafiam do nieba po wszystkim.

Tak chyba nie powinna myslec kochajaca osoba?

Kolejny raz wychodzi Twój brak znajomości KK :nevreness:

 

Apostatą jesteś, jeżeli porzucasz wiarę religijną. Papierek nie ma z tym nic wspólnego. Po prostu KK ma Cię w swoich dokumentach, jako wierzącego, a jeżeli jesteś wierzący to pop prostu podpisujesz papierek, który nazywa się aktem apostazji, czy jakoś tak ( nie jest samą apostazją).

 

Katolik wierzy, że sakrament to potężne Boże wsparcie, a zatem katolikowi zależy na tym, aby go otrzymać. Aby go otrzymać musisz go wziąć z osobą wierzącą lub według innej formuły jeżeli ta osoba jest niewierząca lub wierzy w coś innego. Kiedy jest już sakrament, obowiązkiem żony jest dbanie o to małżeństwo, próbowanie nawracania małżonka. Ba, w szczególnych przypadkach osoba wierząca jest zwolniona z pewnych zachowań, które są grzechem np. małżeństwo wierząca - niewierzący może używać prezerwatyw.

 

Nieważne, czy on podpisze papier, czy nie. To nie ma znaczenia w kontekście tego, gdzie trafi. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 Papierek nie ma z tym nic wspólnego.

Ok, tu masz chyba rację. Akt apostazji kojarzy mi się z dalszym odsuwaniem od wiary i Boga a nie z pokwitowaniem stanu obecnego.

Ty rozumiesz je jako pokwitowanie i pewnie słusznie.

Myślę jednak że ktoś kto się na zdobycie takiego papierka zdecyduje w istocie nie tylko pokwituje stan obecny ale faktycznie utwierdzi się w swojej niewierze czy antyreligijności.

Pewnie będzie czasem tak jak Ty to widzisz, a pewnie czasem tak jak widze to ja

Edytowane przez darkonza
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wypowiem się w tym temacie, ale z reguły go nie czytam (tak jak polityki) tylko tan sporadycznie wpadam, bo od niektórych wpisów dostaję szamotania jajec i później muszę chodzić okrakiem by się chłopcy uspokoili. 

 

Ziomek co się chce pobrać z wybranką napisał tylko, że ona go namawia na ślub kościelny. Nie wspomniał czy ona jest głęboko wierząca i musi przed klechą i bogiem upaść na kolana i wyznać wierność i takie tam, nie wspomniał czy ona robi to bo np: jest ciśnienie ze strony rodziny (wierząca babka, matka kogo tam do wzoru podstawicie) lub po prostu jak w większości przypadków dziewczyna chce mieć ślub z bajki jaki sobie wymarzyła w 5 roku życia i by ziścić to marzenie musi udać się do świątyni. 

 

Więc dla mnie teraz powinni sobie usiąść, popatrzeć sobie głęboko w oczy i on ją powinien zapytać w prost o co chodzi? Jeżeli chodzi o jej wiarę to trochę dziwne, bo skoro tak nalega to zna się dziewczyna na rzeczy i wie, że ten ślub będzie "NIEWAŻNY" (hahahaha*) i i takie naleganie nagle nie sprawi, że ukochany odnajdzie cieślę z Nazaretu w sercu i będzie chodził do kościoła. 

 

Więc jeżeli o to nie chodzi pozostaje rodzina. W tym przypadku jest prosty temat: albo robią show pod publikę i odbierają sytą kopertę od babci dewotki, albo gość mówi jej w oczy, że nie chce być hipokrytą, ale skoro on w to nie wierzy i jemu lubej na tym aż tak bardzo nie zależy, że ślub będzie "NIEWAŻNY" (hahahaha) to odpicowują się jak trzeba i jadą karocą do świątyni by dać niezły popis. 

 

Jeżeli ona chce mieć ślub z bajki to jesteśmy w domu, czyli patrz to co napisałem wyżej i kim się jest by odmówić ukochanej kobiecie spełnienia marzenia z dzieciństwa?  

 

Sam mam taki przypadek, gdyż ja nie wierzę w boga bo nie jest mi to do szczęścia potrzebne. Nigdy nie potrzebowałem zapewnienia, że jakiś absolut czuwa nade mną i kiedy mam problem nie padam na kolana i nie pytam się co robić, tylko siadam i myślę jak to rozwiązać. Po śmierci jestem przekonany, że nie trafię do nieba tylko zeżrą mnie robaki. Prędzej bym trafił do piekła jeżeli jest to prawda, ale skoro robiłem źle to czemu mam się smażyć kotle, skoro byłem w #TeamSzatan? Nie boję się sądu ostatecznego bo mam więcej zmartwień na głowie niż rozmyślanie o tym. Moja przyszła żona ma manie spalić i moje prochy w słoiku postawić sobie przy łóżku, albo pojechać do NY i rozsypać mnie pod MSG. Instytucją kościoła wręcz gardzę i gdyby to ode mnie zależało przerobiłbym je na burdele, albo zrównał z ziemią i wybudował place zabaw dla dzieci. 

 

Moja narzeczona wierzy w boga, a raczej, że coś nad nami czuwa. Za kościołem nigdy nie przepadała. Mieliśmy w planach mały ślub cywilny, jednak wiem, że ona marzy o ślubie jak z bajki i nie jestem w stanie jej tego odmówić. Dla mnie nie ważne jest czy wypowiem słowa przysięgi w USC czy kościele. Jeżeli jej to sprawi przyjemność to nawet księdzu rękę podam.

 

I zanim zaczniecie cytować i dzielić ten mój niepotrzebny wywód na części pierwsze to napiszę tylko czemu tak się śmiałem z tego "Nieważnego" ślubu: otóż dla mnie ślub będzie ważny kiedy moja żona będzie chciała być ze mną do końca swoich (lub moich) dni. Żaden urząd, kościół, ksiądz czy inna tam instancja nie są mi do tego potrzebne. Zatem po co ta szopka? Żyjcie w konkubinacie i się kochajcie pewnie ktoś napisze. Otóż, jeżeli mogę spełnić marzenie mojej przyszłej żony o jednym z najważniejszych dni w jej życiu to to robię bez wahania.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

I zanim zaczniecie cytować i dzielić ten mój niepotrzebny wywód na części pierwsze to napiszę tylko czemu tak się śmiałem z tego "Nieważnego" ślubu: otóż dla mnie ślub będzie ważny kiedy moja żona będzie chciała być ze mną do końca swoich (lub moich) dni. Żaden urząd, kościół, ksiądz czy inna tam instancja nie są mi do tego potrzebne. Zatem po co ta szopka? Żyjcie w konkubinacie i się kochajcie pewnie ktoś napisze. Otóż, jeżeli mogę spełnić marzenie mojej przyszłej żony o jednym z najważniejszych dni w jej życiu to to robię bez wahania.

To może w kwestii wyjaśnienia nieważny ślub kościelny konkordatowy będzie oczywiście ważnym ślubem cywilnym. 

 

 

Sam mam taki przypadek, gdyż ja nie wierzę w boga bo nie jest mi to do szczęścia potrzebne. Nigdy nie potrzebowałem zapewnienia, że jakiś absolut czuwa nade mną i kiedy mam problem nie padam na kolana i nie pytam się co robić, tylko siadam i myślę jak to rozwiązać. Po śmierci jestem przekonany, że nie trafię do nieba tylko zeżrą mnie robaki. Prędzej bym trafił do piekła jeżeli jest to prawda, ale skoro robiłem źle to czemu mam się smażyć kotle, skoro byłem w #TeamSzatan? Nie boję się sądu ostatecznego bo mam więcej zmartwień na głowie niż rozmyślanie o tym. Moja przyszła żona ma manie spalić i moje prochy w słoiku postawić sobie przy łóżku, albo pojechać do NY i rozsypać mnie pod MSG. Instytucją kościoła wręcz gardzę i gdyby to ode mnie zależało przerobiłbym je na burdele, albo zrównał z ziemią i wybudował place zabaw dla dzieci. 

 

Przedstawiłem Ci zatem powyżej, jakie masz dwie możliwości uszczęśliwienia przyszłej żony. Możesz spełnić jej marzenie o ślubie kościelnym w zgodzie z własnym sumieniem i przekonaniami, albo możesz poświęcić kilkadziesiąt godzina na zrobienie sobie jaj z instytucji, którą gardzisz, obrażając chrześcijan i spełniając marzenie swojej przyszłej żony. Wybór należy do Ciebie, ale jako katolik namawiam do pierwszego rozwiązania :nevreness:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Moja narzeczona wierzy w boga, a raczej, że coś nad nami czuwa. Za kościołem nigdy nie przepadała. Mieliśmy w planach mały ślub cywilny, jednak wiem, że ona marzy o ślubie jak z bajki i nie jestem w stanie jej tego odmówić. Dla mnie nie ważne jest czy wypowiem słowa przysięgi w USC czy kościele. Jeżeli jej to sprawi przyjemność to nawet księdzu rękę podam.

 

Nie będę dopytywał o szczegóły wiary Twojej narzeczonej, ale rozumiem, że nie utożsamia się z KK. W takim wypadku proponuję najuczciwsze rozwiązanie z możliwych, czyli ślub cywilny w kościele, ślub będzie jak z bajki i będzie uczciwy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To ja tak odniosę się do fragmentu, że małżeństwo osoby wierzącej i niewierzącej może używać prezerwatyw.

 

No bo małżeństwo dwóch osób wierzących nie może, mało tego, nie może się trykać przed ślubem, ani przed ślubem ze sobą mieszkać.

Idą więc tacy Seba i Karyna do spowiedzi przed ślubem, klękają w kiosku zwanym konfesjonałem i mówią:

 

"Obraziłem Pana Boga i skrzywdziłem ludzi następującymi grzechami:

(...)

uprawiałem seks przedmałżeński, w prezerwatywie, żeby nie zrobić małego Domestosa i Dżesiki, żebyś klecho nie groził nam palcem, że to się nie godzi i żebyś nie robił nam problemów ze ślubem i ze chrztem dziecka poczętego przed zawarciem związku małżeńskiego.

Mieszkałem też z Karyną przed ślubem, żeby sprawdzić czy nie rozpierdala swoich chemikaliów z kosmetyczki po całym mieszkaniu, a ona chciała sprawdzić czy gacie zmieniam co 4 czy może jednak co 2 dni i jak dobrze trafiam skarpetkami do pralki.

(...)

Więcej grzechów nie pamiętam, za wszystkie szczerze żałuję i postanawiam poprawę."

 

Dymając w gumie Seba nie żałował, bo musiał spuścić z krzyża, mieszkając z Karyną nie żałował, bo dymał rano i wieczorem, a nie tylko jak starzy pójdą na dancing.

Teraz się hajtną, będzie chlanie, noc poślubna też w gumie, bo to jeszcze nie czas, a nawet jak zaleje formę bo już nadejdzie czas zdjąć kalosze z fiuta i pobiec boso to jak za 9 miesięcy Domestos się wykluje i po kilku dniach/tygodniach Karyna dojdzie do siebie to dalej będzie walił z gumy, żeby nie robić przyrostu naturalnego jak ciapate dranie.

 

Sebix i Karyna wydukali formułkę, powiedzieli że szczerze żałują, co jest oczywiście wierutną bzdurą, powiedzieli że postanawiają poprawę, co również bzdurą jest.

 

Czy ten ślub jest świętokradzki?

Jeżeli tak, to z tych miliardów katolików zostanie może 2 tysiące.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak czytam ten temat to się zastanawiam czy wy wierzący wierzycie w Boga czy w księdza? 

 

Ja mam podejście takie bardziej agnostyczne czyli że Bóg może jest, a może go nie ma. Dowiemy się tego po śmierci. Jednak odrzucam wszystkie religie tego świata, bo nie dostrzegam w nich ani żadnej boskości ani jakieś logiki, która by mnie do nich przyciągnęła. 

 

Jednak jeśli istnieje Bóg i jest on sprawiedliwy i miłosierny to wątpię by go interesowało kto jakiemu posągowi oddaje cześć, kto jakie rytuały wznosi. Tylko sobie siedzi i patrzy ty byłeś dobrym człowiekiem to zasługujesz na wieczną chwałę, ty z kolei byłeś strasznym grzesznikiem czeka cię wieczne potępienie.

 

Tak samo w kwestii ślubu zapewne nie obchodzi go czy ksiądz uzna ślub za ważny czy nieważny, tylko interesuje go czy był brany z powodu miłości czy nie. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.