Skocz do zawartości

random shit - vintage NBA


lorak

Rekomendowane odpowiedzi

Barkley miał lecieć gdziekolwiek. Naubliżał włodarzom za brak umiejętności obudowania go solidnym zespołem, kolegom za braki w zaangażowaniu + ciążył na nim temat niecelnego plucia.Sixers się cieszyli w pytę z tej wymiany, zwłaszcza z Jeffa.

 

Ostatnio usłyszałem, że miał mały żal do włodarzy Pho za wyjebanie go do Rakiet za 4 worki cementu, ale artykułu żadnego nie znalazłem. Ma ktoś coś na ten temat?  

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

20.02.2000

Mavs - Raps

Wyniku nie zdradzę, kto chce mieć lekki powiew emocji - niech nie szuka, niech ogląda. Czy warto? Z pewnością, z kilku jak nie nastu powodów:

T-Mac wbrew chorobie jako zaczątek tego, czym stał się dla Orlando

Pojedynek Cartera z Finleyem i kilka górnolotnych smaczków

Oldschool style pod deską z Oakleyem, Davisem, Willisem i dopiero co podpisanym Dennisem R.

Mugsy kierujący grą z poziomu dywanu

Dla lubiących miękką kiśc jest daleki półdystans Oaka, Rooks pokazuje, że środkowy przełomu wieków nie musi ledwo trafiać w obręcz. Rodman broni z łapami w gaciach. I mamy też parę białasów co to maja stanowić o sile ligi w znacznym procencie przez kolejne dziesięciolecie.

Tak, Dirk zawsze miał elevation na poziomie ruskiej wiagry. c***owe. Sami zobaczycie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Barkley miał lecieć gdziekolwiek. Naubliżał włodarzom za brak umiejętności obudowania go solidnym zespołem, kolegom za braki w zaangażowaniu + ciążył na nim temat niecelnego plucia.Sixers się cieszyli w pytę z tej wymiany, zwłaszcza z Jeffa.

 

Ostatnio usłyszałem, że miał mały żal do włodarzy Pho za wyjebanie go do Rakiet za 4 worki cementu, ale artykułu żadnego nie znalazłem. Ma ktoś coś na ten temat?  

 

 W 1992 rozważano trade Barkleya z Potrland, LAL i Phoenix.

Katz (właściciel) w Philly był krytykowany za sprzedaż Barkleya podobnie jak wcześniej za Mosesa Malone, tym bardziej że po odejściu Barkleya Philadelphia zamieniła się w Tankdelphie i podniosła się dopiero po przyjściu Iversona.

 

W 1996 r Phoenix zamieniało się w drugą Philadelphię, zarówno pod względem wyników jak i klimatu - Barkley nawrzucał Jerremu Colangelo, to trudno żeby później miał żal że go sprzedano do Houston tym bardziej że raczej sam tam chciał iść

 

http://articles.philly.com/1996-08-19/sports/25646533_1_houston-radio-station-ktrh-charles-barkley-nba-approval

http://www.nytimes.com/1996/08/19/sports/barkley-confirms-his-trade-to-rockets.html

 

W 94 i 95 to Phoenix było chyba najbliższe wyeliminowaniu Houston i to pomimo wystawianiu na piątkę kloców które miały za zadanie faulować Hakeema. Taka sytuacja na pewno podziałała na psychikę Barkleya i jesli nawet Barkley zbytnio nie nalegał na przejście do Houston to na pewno nie mógł mieć żalu. Tym bardziej że mało co w 97 to moglibyśmy mieć finał Houston - Chicago zamiast Utah.

A to że później zamienili się w stado starych ramoli które więcej się leczyły niż grały to już inna sprawa - wtedy była ostatnia szansa.

 

Horry albo Cassell to worek cementu ???

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zważywszy na fakt, że:

oddaje się top 3 pf ligi, franchise player - niezadowolonego ale w przypadku Chucka bycie niezadowolonym to nie pierwszyzna

za

4 graczy bez kontraktów na kolejny rok, w tym:

Brown, 12 zespołów w NBA, przejście po swoim prajmie, prawie jak contract year, 8/5 , ani to defensor na 3 ani 4, ofensywnie blisko joe kleine`a

Bryant, fajny bo przeciętny

Cassel - wszystko co dobre, w jego wykonaniu było po Pho, przydał się w wymianie za J.Kidda

Horry - wszystko, co dobre było za nim. Role player, szybka sprzeczka z coachem i wymiana za Ceballosa

 

Barkley mógł mówić różne kurtuazyjne gówna, ale fakt, że przy rim presence, 19/12 określanie siebie mianem czegoś gorszego niż good player to gównoprawienie.

 

Reasumując - za Barkleya dostali Kidda, Cebalosa i 2 x nic.

 

Do porównania Philly do Pho pod kątem wyników - dość nietrafiony strzał.

Sezon po odejściu Barkleya - miękki start bodaj 0-13, zmiana trenera, 1 runda PO

Kolejny rok - McDyess style, ponad 50 wygranych, 1 runda PO

Kolejny - skrócony, Gugliota year, 1 runda PO

Kolejny - power duo Kidd-Penny, 2 runda

Kolejny - ponownie ponad 50 zwycięstw, Delk i 50 punktów, Matrix, 1 runda PO

01-02 - pierwszy w dupę, Marbury year

Kolejny - 1 runda PO, Amare

03-04 - nie miał kto rozgrywać, w dupę

Kolejne 2 lata to finały confy z mniejszymi bądź większymi kontuzjami

 

Reasumując - 10 lat po Barkleyu do jednego sezonu z zamkniętym okiem bym się dojebał, wtedy gdy Marb skisił ogóra i Lampe szlifował swe umiejętności. Poza tym - była walka, działo się. Były zmiany, widać było że próbują coś ulepszyć. Nawet taki Longley wydawał się być poprawą w stosunku do Hot Roda, Bryanta czy 1 mexyka w lidze - El Bano.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
Na wstępie mały background.

 

1992 rok-cały świat zobaczył drużynę marzeń, najlepszych z najlepszych czasów obecnych i ubiegłych. Był powrót do gry Magica, było ostatnie tchnienie Birda. Był niesforny Barkley z idiotycznymi zachowaniami. Połowicznie połamany John Stocton, pamiętający alkocholizm Mullins i wybrany ponad Dieslem Christian Leattner. 

 

Mimo tego wszystkiego - talentem, warunkami, różnicą nad resztą świata - była to najlepsza drużyna jaką kiedykolwiek udało się zebrać w jednym miejscu. 

 

8+1 - tyle spotkań trwała przygoda, przy czym to najwazniejsze - wspomniane "+1" czyli wewnętrzny sparing niestety nie wpadł w ręce me. Na jego temat wiem tyle, ile osoby, które przeczytały książkę Jacka McCalluma.

8 spotkań, 12 zawodników, 12 legend - każdy z własną historią, wszyscy z jednym założeniem - wygrać złoto, pokazać się na arenie swiatowej, udowodnić ponad wszelką wątpliwość supremację w koszykówce. 

 

Całość do pobrania jest na rutrackerze - 3 paczki, odpowiecdnio 8 , 10 i ok 30 giba bodaj - zależy kto w jakiej jakości chce zobaczyć wspomniane widowiska.

 

Nie rozpiszę się o każdym meczu z osobna na 2 strony podaniowego. Będę starał się przekazywać to, co widziałem bez parafraz, slangu czy innych dupereli które mogą razić oko. Postaram się przekazać to, co utkwiło w mej pamięci.

 

Mecz pierwszy - Angola

Ewing-Malone-Bird-Jordan-Johnson

 

Gdyby Bird nie miał od 6 lat problemów z plecami - to z założenia by była najlepsza piatka wyjściowa. Ale w połowie lat 80 Larry pomagał przy domu, nadwyrężył plecy przy zabawie z łopatą i legenda powoli odchodziła na zasłużoną emeryturę. 

Owy turniej miał być przypieczętowaniem wielkości Larrego i jednocześnie hołdem - wspólny parkiet z Michaelem i Earvinem - cremme de la cremme dla fana koszykówki. Czy Larry podołał? 1 spotkanie pokazuje nam, że tak. Na tyle, na ile

plecy mu pozwalają. Nie wbija pod koszt. Zostaje na łuku, gra kombinacyjnie, prosto - acz bardzo ładnie dla oka. Za to przy każdym upadku, szybkiej zmianie kierunku biegu widać, że plecy nie pozwalają na dużo. Szybko zmieniany przez Scottiego Pippena

 pozwala ma na odpoczynek, a samej drużynie na większą elastyczność. Michael, Magic i Scottie biorą na siebie rozgrywanie. Karl podchodzi na początku meczu zbyt nonszalancko do przeciwnika, nie kończąc prostych akcji pod koszem - i jest zmieniony na Barkleya.

A ten korzysta. Ze sławy, bo myśli, że mu ujdzie płazem błaznowanie - i drze się na kibiców. Z warunków fizycznych, bo sprytnie zastawia się do zbiórki (inna sprawa, że większość meczu kryło go 2 gosci o średniej wadze 90 kg - na 118 kg Barkleya to zły pomysł). 

Do tego łokieć w przeciwnika, proste layupy i 1 ładny wsad. 

Ponadto ? Pierwsze minuty Angola trzyma się na 3-5 punktów, grając ile mocy w sercu zostało. DT wszedł na mecz spięty - myślałem że kwestia tremy. Ale w kolejnych meczach takie wejścia się powtarzały, taki opóźniony zapłon.

To były pierwsze minuty. Około 8. A potem? A potem odjazd w punktach 46-1. Angola rzuca za 3 bodaj 20 razy, trafia trzykrotnie. USA nie komplikuje sprawy, pcha się przez Barkleya pod kosz. Schodzi Barkley, wchodzi Malone z poważnym zamiarem grania - i obaj łącznie robią połowę punktów 

USA w pierwszej części meczu. W 2 zaś Jordan czaruje, Jordan broni blisko. Magic robi 3 no look passy, Mullin gra mądrze (czarny koń meczu) a środkowi robią swoje. John odpoczywa. USA wygrywa, bo wygrać musi

 

Mecz drugi - Chorwacja

Robinson-Barkley-Pippen-Jordan-Magic

 

Zmiany, zmiany. Nie tylko personalne, ale również w stylu gry. Scottie bierze na siebie ciężar rozegrania. Kryje blisko. Widać, że mu zależy. Charles? Charles ma na plecach Dino Radję. Szybkie 2 przewinienia, słaby start i szybka zmiana. 

Potem Magic schodzi z obolałą łydką, Larry odpoczywa, wchodzi Drexler - i gra nabiera rumieńców. Jordan schodzi, teoretycznie USA gra 2 składem. Co na to Chorwacja? Piłka przez fantastycznego Drażena Petrovica, który stara się być kazdym z osobna i wszystkimi naraz.

Wjazdy pod koszt, trójki, podania, obrona indywidualna i strefowa. Stąd 3 faule do końca połowy (max to 5), stąd nieznaczna przewaga USA. Bo poniżej 20 punktów to nie przewaga w tym przypadku. 

Zaskakują Vrankovic, Radja i Tabak. Zastawiają deskę, bronią wysokich. + Kukoc, który gra nieźle, kreatywnie - i te wszystkie przewagi, cośmy ich uświadczyli w meczu z Angolą topnieją. Raz Drexler poszybował. Mullin powalczył. Ale Jordan po powrocie na parkiet i 2 udanych akcjach postanowił powalczyć 1 vs 1 z Drażenem.

I dał się zaskoczyć, podwojony traci piłkę i przez chwilę miał mine podobna do Diesla, który pierwszy raz natknął się na Bynuma. JEst przewaga, ale nie ma tej płynności.

2 połowa. Drażen łapie szybkie 4 przewinienie. Kukoc jest mądrze kryty przez Mullinsa, przez co ograniczona zostaje rozciągnięcie obrony USA. W odpowiedzi powolutku Jordan i spółka odjeżdżają. Magic odpoczywa. W międzyczasie kilka akcji na boisku, średnio udanych przez DT - pokazują Drexlera a ten jakby nie był zbytnio zadowolony z przebiegu wypadków.

Albowiem to nie on kończył którąkolwiek z akcji. Widać fama, że Drexler uważa się od lepszego od Jordana i najlepszego na parkiecie ma w sobie więcej, niż ziarno prawdy. 

A potem już z górki. Bird open look trójeczka done, MJ aproves. Kukoc kombinuje z no-look passem wcześniej zapowiadane gnojenie go przez duet Bulls niezauważalne - nie wiem nawet czy było. Gregov trafia za trzy, potem ładnie przechwtuje podanie do Malone`a. I tyle. Chorwacja się postawiła, zagrała na poważnie i gdyby ofensywnie Stojko był cwańszy - to wynik wcale by nie był taki oczywisty.

 

Mecz trzeci - Niemcy


Ewing-Malone-Mullin-Drexler-Jordan

 

Biegamy, ceglimy. I gościu z eurosportu wyskakuje z:"Detlef Schrempf.. best german player ever..best 6th man in NBA..there are 135 better players than him"

Szybki FT Ewinga i Drexlera, zmiany. Bird wchodzi po 13 minutach bodaj, wcześniej leżakowanie na brzuszku. Poprzedni mecz na pleckach, generalnie wspaniałość prześciga możliwości ciała.

Niemcy nie grają. Faule USA ich ratują, generalnie słabe rozegranie, pilnowanie deski. RZutowo topornie, bez zasłon. Barkley behind the back to Mullin, ten rzuca przy środkowym niemieckim bez najmniejszego problemu. Potem zbiórka, kontra, 

Chuck z Birdem i Chrisem nakręcają atak. Do tego Robinson i Scottie pracują w obronie i wszystko działa płynnie, tak jak trzeba. Bez silenia się na pokaz.

Magic w sweterku oklaskuje kolegów, trener niemiecki albo wciąga tyle gumy albo słonecnziki zmienia.Larry na ziemi broni kontrę 2 przeciwników. 28-10.

Bird blok i podanie przez cale boisko, Mullin za plecami do Chucka, dunk. Malone przechwyt, coast to coast i 1 hand jam. Przez chwilę uwierzyłem, że to byl Clyde.

Bird kolejny blok. Gościu bez kolan, pleców, leżakowiec na przerwach. Nie zmienia to faktu że po 6 minutach gry widać, że Larrego boli jak truchta.

Barkley za plecami do Clyde`a, ten do Pata. Jak Angola była grą wstępną, a Chorwacja meczem walki - tak to jest po prostu fun to watch, takie Harlem Globetroters.

A pod koniec trener niemiecki poddenerwował się, gdyż USA zaczęło cudować. Cuda cudeńka, podania nad głową, przeniesienia przez całą szerokość boiska. I LArry trójeczka. I tyle. Ok 45 punktów różnicy.

 

cdn

Edytowane przez Elwood
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chwila przerwy w opisach DT. Na rozkład wziąłem Atlanta-Boston z czasów Birdowych. Są emocje, bo nie pamiętam wyniku. Plik z całym mecze waga 700 mb, więc już na starcie widzę że jadę oldschoolem. Lektor jest, good. 6 sekunda meczu. Lektor wyciszony i jakiś jebany kacapowiec bukwami sypie z ekranu. Nie mam nic do ruskich - ale fajka z miejsca zmiękła jak pomyślałem o mojej znajomości radzieckiego w kontekście kolejnych 90 minut. Rutracker jego mać. Miejcie się na baczności.

 

 

edit

Warto. Tak 4 fun. Wyniku nie zdradzę, per 100  za ten mecz też mam w dupie. Ale tak na skróty, i to po 1 połowie:

Carr robi dwukrotny coast to coast + statua. W Jazz końca wieku był bardziej misiowaty

McHale pokazuje co pf pod koszm potrafi, każdy rzut zrobiony inaczej, inna sztuczka

Ainge to taki łay skurwielek co naprzykrza się w obronie, w ataku coś wymyśli, zbierze przy Kevinie Willisie

A Larry z Wilkinsem kombinują w różny sposób. 

Jeszcze żeby DJ za każdym razem przykładał się do rozegrania :]

I nawet kacapy nie wkurwiają tak bardzo

 

have fun

Edytowane przez Elwood
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciąg Dalszy Nastepuje

 

 
Mecz czwarty - Brasil
Robinson-Barkley-Bird-Drexler-Jordan
 
Od początku na ostro. Trójka, potem za dwa spod linii - i Brazylia prowadzi. W odpowiedzi 4-krotna próba trafienia przez Barkleya/Drexlera i wolne. Brazylia nie odpuszcza mimo, że bliżej im wyglądem do piłkarzy.
10 minuta meczu i widać, że USA jest w zasięgu. Brazylia nie trafia prostych akcji spod kosza, nie potrafi wykorzystać fizycznej przewagi na Birdzie/Barkleyu i w odpowiedzi od publiczności otrzymnuje gwizdy. 
Taka luźna dygresja - gdyby Bra potrafiła grać w kosza + by byli zręczniejsi o te 5-10% - to USA by było zjedzone na miękko. Grają do końca, nie odpuszczają zbiórki i DT jest poratowany tak naprawdę przez wingspan i Chrisa Mullina który robi za plaster 1 wody.
 
Kolejna dygresja - Drexler vs Jordan. Taki przykład. MJ na ławce, zbliżenie twarzy - oczka rozlatane, za piłką, gapi się na zawodników jakby chciał poznać mikroruchy i gdzie kogo można ograć/wykorzystać. Kilka minut później Clyde na ławce, zbliżenie, wzrok na boki/w podłogę jakby o żelazku zapomniał. Niby nic ale coś. Potem powrót do obrony - MJ jak wraca to w większości przypadków filuje za playmakerem/tym, co go będzie krył. Clyde truchtem przez połowę a potem staje obok swojego i w większości akcji tyle.
A potem przyszła 2 połowa, Mullin wespół z Pippenem i Barkleyem zrobili to, co do nich należało - i było po meczu. Brazylia nie stawiła się do gry, entuzjazm i kreatywność uleciała z nich w 100%. Głupie straty, braz zaciętości - i z ciekawego widowiska zrobiło się spotkanie w trybie treningowym.
 
Mecz piaty - Espania
Robinson-Malone-Mullin-Drexler-Jordan
Nie, to jeszcze nie ta Hiszpania. Nie bracia Gasol. Nie Navarro. Nawet nie Garbajosa. To zespół, który wdupił z Angolą 20 punktami. A potem zaczął od 2 przechwytów i od prowadzenia z USA 4-0.
8 minut i czuję, że warto. Wysocy zbierają i blokują, pg hiszpański gra z polotem. MJ gra na skuteczności 1-6, Robinson głupio fauluje - znaczy będzie dobrze.
10 minut, wciąż warto. Hiszpania rozważna i romantyczna, USA spięte. + sędziowie, którzy lekko pomagają marzeniom się ziścić.
Pojawia się Stock + Bird. 1 rozegranie = klasa. Stock do linii za 3, krótkie podanie do Birda, Stock ze swoim obrońcą przez pomalowane delikatnie absorbując podkoszowych Hiszpanii, szybkie podanie Bird->Barkley i kosz. A potem grzecznie Ewing przypomina Charlesowi, że nie jest u siebie na wsi i ma się zachowywać. Bo Charles już zaczynał marszczyć czoło do sędziego.
Druga połowa, po kontuzji wraca Magic. i w sumie gra staje, i w sumie potwierdza się kwestia wspomniana w książce McCalluma - że Magic w tamtym momencie kariery ani nie bronił zbyt wielu graczy, ani nie było już starym sobą pod względem kreowania gry. Duzo lepiej z podaniami radzą sobie Mullin i Pippen, z rozciaganiem obrony Stock i Jordan. Nawet Bird bez pleców więcej kreuje/gra bardziej kombinacyjnie. Smutne ale prawdziwe.
Hiszpanie stanęli, w sumie to chyba choroba przeciwników DT. 2 połowy się dłużą. A jeszcze Chris Laettner na boisku gra jak typowy na lata 90 "white boy from ojrop" - topornie, bez polotu i większego zrozumienia z kolegami. Robinson poprawia grę, jest odjazd punktowy i na tym koniec. 120-81
 
Mecz szósty - Puerto Rico
Ewing-Malone-Bird-Jordan-Johnson
PR szybko rozumie, że Bird nie skscze do bloku. I nie jest szybki na nogach. Więc próbują izolować. Jedna z pierwszych izolacji, gracz PR próbuje kończyć lejapem. Nie trafia w obręcz, nie trafia w tablicę, przerzuca piłkę rzutem kelnerskim nad konstrukcją kosza. Już wiem, że nie będzie mlecznego startu i USA nie pozwoli na odjazd przeciwnika.
 
4 minuty, 11-0 dla USA. Larry przechwyt, Larry sprint na 3 metry. Larrego plecy bolą. Larry trafia za 3. Pokazują ławkę PR, ich trener wygląda jak Porto Morales De La Sraka z Kamiennego Kręgu. Zblożenie na Moralesa, ten już delektuje się paznokciem z kciuka. Widać nie spodziewał się, że USA wyjdzie na parkiet awansować do półfinału. Bo to mecz o ćwierćfinał jest tak dla wiadomości.
4,5 minuty, 15-0. Morales bierze czas, oblizuje się po paznokciach. Z miny obsrany jak student przed kolokwium. Malone nie trafia lejapa, no look pass po zbiórce do Jordana, ten no look do Ewinga, ten no look do przeciwnika. Kontra 4 na 2 - pudło.
Kolejne 5 minut i pościg Moralesów, 23-16. Magic nie broni, zmiana za Pippa. Bird schodzi, wchodzi plaster Mulli. Malone gra jak Malone, więc wchodzi Barkley - i gra się zagęszcza. Po drodze poszła również zmiana MJ na prawie-MJ oraz Ewing/Robinson. Czuć rożnicę.
 
Tymczasem rotowanie, Barkley 3 faule i siada. USA robi small lineup z MJ,SP,CM,CD i Robinsonem. Po stronie PR wchodzi Eddie Casiano, lokalny Rex Chapman - i najpierw sadzi trójkę, potem za 2 + 2 wolne - to wszystko w 2 minuty - i robi sie 10 punktów różnicy przed końcem 1 połowy.
Kilka minut przed przerwą na boisku są Magic i Laettner. Czyli tempo siada. Potem Chris wykonuje osobiste. 1 rzut, piłka ma szansę wylecieć z komina - i gracz PR ją dobija, dzięki czemu Chris ma punkt i kolejny rzut. Mafia nie śpi. Na trybunach Evander Holyfield (jeszcze z uchem), Spike Lee(jeszcze przed farmazonami o Eastwoodzie i rasiźmie) i gościu z trąbką. łaka łaka madafaka
 
Przerwa.67-40.
2 połowa, takie trochę tata wariata. Bieganie, rzucanie, jedna akcja która gdyby wyszła by była numero uno - no look za glowa Magica do LArrego, ten bez przyjęcia końcami palców też no look za głową do Karla. Pomidor.
Jordan jakiś nieswój, sranie go łapie przez kilka ostatnich dni - przez co w powietrzu wygląda niczym Stoch z ostatniego konkursu. Jak arab wcinający bigmaca, taki spięty mocno. Przez to na oko ma skuteczność 5/15 i nie kończy prostych akcji jak wsad z 2 łap bez przeciwnika na plecach.
Trener Morales nie daje rady wysiedzieć na krzesełku, kuca obok, Poważnie, wygląda jak wój czekający na pasowanie na rycerza. + wcina paznokcie, widać dieta taka. Albo wierzy, że na 11 minut do końca gry PR odrobi 26 punktów straty.
Game Over. 
 
Półfinał cdn
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 5 tygodni później...
generalnie motywem przewodnim ma być lekkie porównanie Gasol vs Bryant w kwestii najbardziej wartościowego gracza finałów, ale obowiązek zmusza mnie do uzupełnienia postu Loraka odnośnie obrony Fishera. wyjątkowo niedocenianą robotę odwalił Fish w defensywnie przy Allenie i to potwierdza tezę jak inteligentnym był zawodnikiem, i jakie miało to przełożenie też na defensywę. w przypadku Allena niegubienie rotacji, uwaga, koncentracja mają jeszcze większe znaczenie, zwłaszcza w serii gdzie tak trudno było o łatwe punkty - Allen poza g2 i 8-11, zanotował odpowiednio 0/2, 0/8, 0/4, 0/4, 2/5, 2/7. oczywiście, słabsze momenty Allena w playoffach po transferze do Bostonu to nic nowego, tyle, że jeżeli Fishowi dostawało się regularnie za problemy w teamD Lakers, to trudno nie pisać o slabej grze Allena w pozytywnym kontekście oceny obrony DF...
 
co do głównego wątku. jakby komuś nie chciało się wchodzić na bref:

Kobe: 52.8 TS%, 45.1 eFG%, 11.61 TRB%, 21.54 AST%, 12.48 TOV%, 107.8 ORtg, 98.2 DRtg, 23.6 per, 29-8-4, 4to
 
Pau: 55.6 TS%, 47.8 eFG%, 16.51 TRB%, 17.15 AST%, 10.01 TOV%, 122.6 ORtg, 99.7 DRtg, 24.3 per 19-12-4-3, 2to

 

zacznę od końca. co do g7 i Bryanta. osobiście nie czepiam się tego występu, bo w tym przypadku kontekst wyglądał tak, że mieliśmy dwie dużo lepsze w obronie niż w ataku drużyny i g7 finałów - jedna z sympatyczniejszych defensywnych batalii jakie widziałem, Celtics-Lakers, intensywność, jakiś comeback, generalnie to co prawie każdy fan lubi najbardziej. o wiele za dużo poświęcało się opinii temu występowi w wykonaniu Bryanta - oczywiście, Kobe zagrał słabo i bardzo mocno podpalił się na ten decydujący eliminacyjny mecz (jak widać, presja dotyka nawet 32-latka z czterema tytułami), tyle, że i tak jego złych decyzji rzutowych nie było znowu tak wiele. większość problemów w ofensywie Bryanta brało się stąd, że Lakers mieli ogromny problem z egzekucją ofensywnych akcji, a Bryant musiał je ratować rzutami w ostatnich sekundach akcji. oczywiście, to go w pełni nie rozgrzesza - widzieliśmy w drugiej połowie, zwłaszcza w 4q, jak Kobe wymusza osobiste i atakuje kosz, tyle, że trudno omijać kontekst, tak istotny w tym przypadku. ponadto, rewelacyjnie zagrał na tablicach, i w tym przypadku rzeczywiście mieliśmy do czynienia z przypadkiem kiedy w momencie słabego rzutowo dnia gwiazda zajęła się ''other things''. bardziej do zapomnienia niż do pisania o 6/24, IMHO.
 
wg mnie kluczowe w tej dykusji jest skonstatowanie, że mitem jest że Bryant grał lepiej w przegranych meczach. tzn. grał lepiej, tyle, że Gasol w tych spotkaniach także lepiej wypadał ofensywnie, co jest kluczowe do interpretacji tej serii:

 

Kobe: 30.7 points, 5.3 rebounds, 4 assists, 2.3 steals, 0.3 blocks, 5.3 turnovers, 44.9% fg, 59.1 TS%
 
Pau: 19.3 points, 8.7 rebounds, 2 assists, 1 steal, 2.7 blocks, 2 to, 51.4% fg, 62.4 TS%

 

warto mieć na uwadze, że cały sezon Lakers byli dużo lepszym defensywnie niż ofensywnie zespołem (+3,7ortg i +1,5 drtg). tak też było w playoffach, gdy naprzeciw nie było Utah którzy po prostu nie mogli dobrze bronić w playoffach z takim składem, i beznadziejnych w obronie Suns - spotęgowane to zostało gdy naprzeciw w finałach pojawili się Celtics. zresztą, wygrana z Oklahomą to przecież też przeciętny atak i znakomita obrona, głównie powstrzymanie ofensywy Thunder przez rewelacyjną obronę Artesta na Durancie. to obrona była zdecydowanie najważniejszym faktorem w tej serii finałowej.

 

o ile raczej nie ulega wątpliwości, że Gasol miał po prostu większy impakt na obronę od Bryanta, o tyle kluczowa w tym wątku jest tutaj ofensywa. i to dosyć pasjonujący wątek. ;] wg mnie niesamowicie ciężko ocenić w kontekście tej serii rzeczywisty wpływ na atak Bryanta - z jednej strony zdobywał bardzo dużo punktów na dosyć słabej efektywności (poniżej średniej ligowej + ratio asyst i strat), z drugiej ciężko negować fakt, że impakt na atak Bryanta wykraczał jednak ponad te cyferki. tyle, że wg mnie ciężko w stu procentach tłumaczyć go obroną Celtics - tzn. znakomita obrona to oczywiście jedno, a drugie, że Bryant oddawał praktycznie w każdym meczu co najmniej 4-5 zupełnie zbędnych rzutów. po drugie, mocno chyba niedocenianą wartością jest to jak wyjątkowo zagrał na ofensywnej desce Gasol. w defensywnej serii, gdzie obie drużyny mają takie problemy z ofensywą, gracz, ratujący tyle possessions na atakowanej tablicy, to niesamowity skarb. a Gasol zagrał jedną z najlepszych finałowych serii na ofensywnej zbiórce ostatnich 30 lat, biorąc pod uwagę występy +30 minut, o czym chyba aż tak szeroko się nie mówiło - 5 ofensywnych zbiórek na mecz - kosmos:


 
Rodman (1996) 20%ORB
Shaq (2000) 15,6%ORB
Gasol (2010) 13,6% ORB
Shaq (2001) 13,6%ORB
 
głupim byłoby założyć, że Bryant zagrał przeciętną ofensywnie serię - wg mnie zagrał MIMO WSZYSTKO dosyć dobrą. tyle, że świetną serię w ataku jako druga opcja zagrał Gasol. możemy pisać o scoringu Bryanta, ale trudno nie wziąć pod uwagę jednak dwóch spotkań eliminacyjnych, gdzie w pierwszym Gasol prawie zdobył triple double, oraz game7, gdzie w czwartej kwarcie Gasol miał 9 punktów, 5 zbiórek (w tym trzy w ataku, w tym jedna decydująca dla spotkania) i dwie asysty. nawet jeżeli (tu przecież można polemizować, skoro statystyki wskazują, że było na odwrót) założymy, że Bryant był jednak najważniejszym ofensywnie graczem Lakers, to czy w kontekście MVP ma to takie znaczenie gdy mówimy o defensywnej serii w której Gasol zagrał dobrze jeżeli chodzi o scoring, znakomicie jak na wysokiego względem playmakingu i na alltimerskim poziomie na atakowanej tablicy - i był (z czym ciężko polemizować tym razem) znacznie ważniejszą częścią obrony? śmiem wątpić.
 
oczywiście, nagroda finałów MVP nie jest skandalem, ani nie jest sensu stricto kontrowersyjna - co np. może potwierdzać fakt, że na RealGM w podobnym wątku 7-8% osób więcej uważało, że MVP finałów powinien dostać Gasol. sam Hiszpan grał nierówno i tak naprawdę zabrakło mu jednego mocnego występu w Bostonie żeby - interpretując to w takich kategoriach - zaklepać to wyróżnienie. wg mnie powinien je otrzymać, ale nawet nie to spowodowało, że wróciłem na chwilę do tej serii. rzeczą jest wyjątkowo interesującą - bez względu na ostateczny wniosek komu należy się nagroda MVP - dla wszelkich porównań seria dlatego, że, że doskonale widać jaką przewagę ma wysoki nad obwodowym w formacie ligi względem wnoszonego impaktu do gry. świetny wysoki jak Gasol może zagrać porównywalną serię w finałach ligi (Mount Everest koszykówki - trzeba więcej dodać?), względem impaktu jak jeden z najlepszych obwodowych w historii w świetnej formie (34ppg na 54%fg w finałach konferencji z Suns). to wg mnie istotna uwaga w kontekście wszelkich debat na temat alltime list.
 
o ile zgadzam się, że MVP finałów tak naprawdę powinny być nagrodą za całe playoffy (tyle, że Bryant nawet w takich warunkach nie miałby szans powiększyć swojego dorobku MVP - uwaga do kibiców Lakers) - o tyle w tym przypadku nie wydaje mi się, żeby to miało większe znaczenie dla dyskusji, skoro Bryant wypadł słabo z Oklahomą, a Gasol z Utah robił 25-15-4-3 na 61%fg. gdyby jakiś fan Lakers wpadł na szalony pomysł żeby się ponapinać to wg mnie fakt, że Gasol powinien być MVP tych finałów, raczej nie wpływa na ocenę legacy Bryanta, którego bardzo wysoko cenię (miejsca ~11-12 alltime) - co najwyżej ta opinia jest dobrym podsumowaniem niejako kariery Bryanta który miał wyjątkowe longevity - co jest jego głównym atutem, a niekoniecznie peak formy.
Edytowane przez BigManFan
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Słyszałem dużo niezłych historii o Allenie Iversonie, ale to też jest soczyste. Trochę trzeba się napracować nadgarstkiem, żeby powyrzucać 40 tysi baksów.

 

 

“Allen was the first guy that showed me how NBA players spend money in strip clubs,” Barnes says. “That guy went. HARD. He’d throw so much money, and this was when I was first in the league, that I used to take my foot and scoop the s--- under my chair and either re-throw it or put some in my pocket. He’d throw $30,000, $40,000 every time we went. I’m like, ‘You realize what I can do with this money?’”

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.