Skocz do zawartości

Ciekawostki...


danp

Rekomendowane odpowiedzi

Paul Pierce mistrzuniu <3 :D

 

w taki prosty a jednocześnie mocny sposób to uargumentował, że Nicholsowa mogła tylko co najwyżej wspominać o tym, że LeBron ma kolekcję wina, taka ta jego osobowość silna

 

- but LeBron elevates his teammates

- "I'm trying to win though"

 

;)

 

#theTruth

 

 

https://www.youtube.com/watch?v=fAEy0RfAU40

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Paul Pierce mistrzuniu <3 :grin:

 

w taki prosty a jednocześnie mocny sposób to uargumentował, że Nicholsowa mogła tylko co najwyżej wspominać o tym, że LeBron ma kolekcję wina, taka ta jego osobowość silna

 

- but LeBron elevates his teammates

- "I'm trying to win though"

 

;)

 

#theTruth

 

 

https://www.youtube.com/watch?v=fAEy0RfAU40

 

haha

I am trying to win, MJ is a winner, COLLEGE.... (?)

 

buahaha

 

expert : )

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

haha

I am trying to win, MJ is a winner, COLLEGE.... (?)

 

buahaha

 

expert : )

 

no wiadomo, że pierce reprezentuje tych oldschoolowych januszów, ale podobało mi się jak Rachel i T-Maca momentami zatkało, bo miał dużo racji, zwłaszcza w tym, że nie jest clutch i oddaje piłkę lepszemu scorerowi w drużynie

 

a z innej beczki - pierce akurat jordana zapamiętał dobrze, jest taka historia którą w swojej książcę opisał bill simmons:

 

Even during the summer of 2001, when Jordan was running the Wizards but reportedly mulling a comeback, a

slew of NBA teams voyaged to Los Angeles to watch a few California prospects work out. Jordan

was there. So was L.A. native Paul Pierce, who spent a little time with Jordan because of his

friendship with Chicago native (and then-Pierce teammate) Antoine Walker. At some point, Pierce

started talking smack to MJ. You better not come back. This is our league now. We don’t want to

embarrass you. That kind of stuff. Jordan nodded happily with one of those “Okay, okay, just

wait” faces, finally saying, “When’s our first game against you guys? I’m gonna make it a point to

drop 40 on you.” You could almost imagine Jordan pulling out a piece of paper and adding

Pierce’s name to the list of Guys Whose Butts Need to Be Kicked. Of course, Pierce’s coach at the

time (Jim O’Brien) overheard the running exchange and quickly pulled Pierce away, imploring his

star, “Never talk to him. You hear me? That’s the one guy you don’t talk smack to!” And this was

when Jordan had been retired for three full years. Three! Even then, at thirty-nine years old, a

current NBA coach considered him a viable threat and someone who shouldn’t be angered under

any circumstances. Wake me up when this happens again in my lifetime.

 

z tego co kojrzę 39-letni MJ rzucił w kolejnym meczy z celtics 32 pkt, a pierce'a zamknął w kilkunastu - do tych czterdziestu nieco zabrakło ale i tak skopał mu dupę tak jak obiecał ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

no wiadomo, że pierce reprezentuje tych oldschoolowych januszów, ale podobało mi się jak Rachel i T-Maca momentami zatkało, bo miał dużo racji, zwłaszcza w tym, że nie jest clutch i oddaje piłkę lepszemu scorerowi w drużynie

 

a z innej beczki - pierce akurat jordana zapamiętał dobrze, jest taka historia którą w swojej książcę opisał bill simmons:

 

Even during the summer of 2001, when Jordan was running the Wizards but reportedly mulling a comeback, a

slew of NBA teams voyaged to Los Angeles to watch a few California prospects work out. Jordan

was there. So was L.A. native Paul Pierce, who spent a little time with Jordan because of his

friendship with Chicago native (and then-Pierce teammate) Antoine Walker. At some point, Pierce

started talking smack to MJ. You better not come back. This is our league now. We don’t want to

embarrass you. That kind of stuff. Jordan nodded happily with one of those “Okay, okay, just

wait” faces, finally saying, “When’s our first game against you guys? I’m gonna make it a point to

drop 40 on you.” You could almost imagine Jordan pulling out a piece of paper and adding

Pierce’s name to the list of Guys Whose Butts Need to Be Kicked. Of course, Pierce’s coach at the

time (Jim O’Brien) overheard the running exchange and quickly pulled Pierce away, imploring his

star, “Never talk to him. You hear me? That’s the one guy you don’t talk smack to!” And this was

when Jordan had been retired for three full years. Three! Even then, at thirty-nine years old, a

current NBA coach considered him a viable threat and someone who shouldn’t be angered under

any circumstances. Wake me up when this happens again in my lifetime.

 

z tego co kojrzę 39-letni MJ rzucił w kolejnym meczy z celtics 32 pkt, a pierce'a zamknął w kilkunastu - do tych czterdziestu nieco zabrakło ale i tak skopał mu dupę tak jak obiecał ;)

 

Z tych wszystkich historii można by stworzyć cały podręcznik przykładów "Dlaczego (nie)warto wkurzać Jordana". Moje ulubione dwie historie to Reggie i "Be sure you never talk to Black Jesus like that" i Steve Kerr grający jeszcze w CLE chyba. Jak był taki pewny, że zatrzymuje Jordana, a potem w pewnym momencie się obsrał, bo zrozumiał, że Michael po prostu nie chce rzucać. A potem poszło 40+.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z tych wszystkich historii można by stworzyć cały podręcznik przykładów "Dlaczego (nie)warto wkurzać Jordana". Moje ulubione dwie historie to Reggie i "Be sure you never talk to Black Jesus like that" i Steve Kerr grający jeszcze w CLE chyba. Jak był taki pewny, że zatrzymuje Jordana, a potem w pewnym momencie się obsrał, bo zrozumiał, że Michael po prostu nie chce rzucać. A potem poszło 40+.

 

Z tych wszystkich historii można stworzyć nową 'Mitologię' i przebić wersję Parandowskiego... Pełno takich historii... Zwłaszcza, że Jordan to GOAT to warto mieć taką historyjkę ze swoim udziałem, bo nikt na tym nie traci (bo przecież GOAT go ukarał, a nie byle leszczyk!!), a przy okazji można się 'poopalać' w blasku MJ-a.

 

P.S. Lubię Pierce'a i to bardziej od Jamesa (co nie oznacza, że mam go za lepszego uprzedzając pytania nieumiejących czytać ze zrozumieniem), ale widać po pierwsze chorą fascynację MJ, a po drugie, że jest Celtem z krwi i kości i wbić szpilę LeBronowi musiał. Opinia T-Maca o wiele bardziej obiektywna i wyważona.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z tych wszystkich historii można stworzyć nową 'Mitologię' i przebić wersję Parandowskiego... Pełno takich historii... Zwłaszcza, że Jordan to GOAT to warto mieć taką historyjkę ze swoim udziałem, bo nikt na tym nie traci (bo przecież GOAT go ukarał, a nie byle leszczyk!!), a przy okazji można się 'poopalać' w blasku MJ-a.

 

P.S. Lubię Pierce'a i to bardziej od Jamesa (co nie oznacza, że mam go za lepszego uprzedzając pytania nieumiejących czytać ze zrozumieniem), ale widać po pierwsze chorą fascynację MJ, a po drugie, że jest Celtem z krwi i kości i wbić szpilę LeBronowi musiał. Opinia T-Maca o wiele bardziej obiektywna i wyważona.

 

Jasne, że pełno takich historii, kiedyś nawet miałem je zebranie w pdfie, wszystkie równie niestworzone tylko po co by mieli wczyscy ściemniać? Jordan był maniakiem i psycholem, Jackson musiał założyć im na salce treningowej kotarę, po tym jak dał po mordzie perdue. Zresztą obił mordę nie tylko jemu. Serio myślisz, że te historie o MJ to jakaś rewizjonistyczna teoria spiskowa, żeby umniejszyć dorobek LeBrona i pokazać jak bardzo jest nijaki. Tak jak napisał Simmons, żeby przeskoczyć GOATa trzeby nie tylko być najlepszym koszykarzem, ale jeszcze pokonać jego osobowość. A James gdy go Draymond nazwał dziwką potrafił tylko odpowiedzieć, że jest "ojcem trzech dzieci". Taka jest ta jego osobowość. A Truth ma rację - jeśli jesteś najlepszym koszykarzem wszechczaszów, to w ostatniej minucie game 7 finałów nie oddajesz piłki koledze z drużyny, żeby coś wyczarował i rzucił pullup trójkę, która statystycznie wchodzi 3 na 10 razy.

Edytowane przez BothTeamsPlayedHurd
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z tych wszystkich historii można by stworzyć cały podręcznik przykładów "Dlaczego (nie)warto wkurzać Jordana". Moje ulubione dwie historie to Reggie i "Be sure you never talk to Black Jesus like that" i Steve Kerr grający jeszcze w CLE chyba. Jak był taki pewny, że zatrzymuje Jordana, a potem w pewnym momencie się obsrał, bo zrozumiał, że Michael po prostu nie chce rzucać. A potem poszło 40+.

Przypomnij historie bo nie kojarzę

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Taka jest ta jego osobowość. A Truth ma rację - jeśli jesteś najlepszym koszykarzem wszechczaszów, to w ostatniej minucie game 7 finałów nie oddajesz piłki koledze z drużyny, żeby coś wyczarował i rzucił pullup trójkę, która statystycznie wchodzi 3 na 10 razy.

 

Zawsze mnie śmieszyło to coś co nazywa się czasem 'genem clutch'... Jordan 'pokazał' jak się zamyka mecze rzucając w sposób podobny do tego rzutu Irvinga i mieliśmy fatalnego następce w postaci Bryanta. No ale czasem trafiał i się przyjęło, że ma to coś, a LeBron nie... Rzuty Jordana czy Bryanta nie różniły się niczym od rzutu Irvinga - żadna zagrywka, żadna zasłona, tylko kozłowanie i rzut w twarz rywalowi. Też mi geniusz... Wolę podejście mądrzejsze, czyli maksymalizowanie swoich szans na sukces. A maksymalizowaniem nazywam jakieś rozegranie czy choćby oddanie piłki w ręce kogoś, kto ma większe szanse w izolacji trafić.. Oddać rzut, by za wszelką cenę udowodnić, że się da można, ale czy to BBIQ czy ego? Poza tym to Jordan niezły cykor skoro ma takie jaja, a w ostatniej akcji oddaje piłkę Kerrowi... To co on wyczarował? To Jordan nie GOAT, bo oddał piłkę koledze z drużyny?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przypomnij historie bo nie kojarzę

 

http://bleacherreport.com/articles/2387512-reggie-miller-says-michael-jordan-once-referred-to-himself-as-black-jesus

 

Do Kerra linku nie mogę znaleźć. Mówił to dawno, dawno temu. Kiedy grał w Cleveland ich SG doznał jakiegoś urazu i Kerr musiał startować. Na początku rzucił dwa punkty, czy dwa kosze, a Jordan bardzo często oddawał piłkę kolegom więc Kerr był zadowolony z siebie i swojej D. Myśląc, że po prostu dobrze sobie radzą z Michaelem. W pewnym momencie zorientował się, że Jordan po prostu chce wszystkich zaangażować w grę, no a później typowo. Kerrowi już nie udało się żadnego FG zaliczyć, a Jordan skończył z 40 pkt. Cholera, to chyba w open court kiedyś było opowiadane. 

 

Zdzich, ale tam właśnie PP wyjaśnił o co mu chodziło. Znaczy trochę nieudolnie, bo słychać, że on po prostu za LBJ nie przepada. Ale mówił (i miał tu rację), że Jordan sam próbował skończyć ten mecz, ale jak go potroili to właśnie pokazał BBIQ i oddał piłkę do Kerra. Nie rzucił mu jej z 20 na zegarze i się nie odsunął. O to chodziło.Dla porównania LeBron wtedy sam wziął się za inbound pass, a potem przebiegł do rogu gdzie stał bez większej inicjatywy i ruchu do piłki tak, że nawet Iggy go tylko na radar łapał.

Edytowane przez Tomek9248
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 Poza tym to Jordan niezły cykor skoro ma takie jaja, a w ostatniej akcji oddaje piłkę Kerrowi... To co on wyczarował? To Jordan nie GOAT, bo oddał piłkę koledze z drużyny?

 

nic nie zrozumiałeś i chyba nie słuchałeś co mówił pierce...Jordan oddawał piłkę "out of necessity" bo był podwajany i potrajany

 

Lebron oddał Kyriemu gdy na zegarze było 20 sek i się odsunął w cień

 

to samo robił gdy był w Miami

 

może sobie bić kolejne rekordy ale od Michaela dzieli go zdecydowanie więcej niż pierścienie i tytuły mvp

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z tych wszystkich historii można by stworzyć cały podręcznik przykładów "Dlaczego (nie)warto wkurzać Jordana". Moje ulubione dwie historie to Reggie i "Be sure you never talk to Black Jesus like that" i Steve Kerr grający jeszcze w CLE chyba. Jak był taki pewny, że zatrzymuje Jordana, a potem w pewnym momencie się obsrał, bo zrozumiał, że Michael po prostu nie chce rzucać. A potem poszło 40+.

A moja ulubiona historia z cyklu "nie wkurzać MJa" to 55 punktów Kobego vs MJ. ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a tej historii to nie znałem wcześniej osz fuck on był większym psycholem niż sądziłem ..."I am Michael Jordan and welcome to Jackass", czyli młody MJ, arbuz i samurajski miecz

 

"Gash Almighty" by Donnell Alexander

Early in the spring of 1982, when he was a skinny freshman at North Carolina, before he had enough fans to start his own religion, Michael Jordan was largely unknown outside the state. So when Dallas evangelist Bill Glass was planning a Carolina stop for his prison ministry tour that summer, Jordan was not the guy Glass had in mind when he called Dean Smith looking to line up a basketball player to beef up the act. Jimmy Black. Sam Perkins. That was the kinds of names Glass, a former NFL lineman, wanted. Not available, Smith told him. Previous engagements. Glass couldn't even get Matt Doherty.

When Smith offered up this unknown freshman, Glass was gracious but dubious. Jordan was certainly better than nothing. But part of the idea behind Glass' Weekend of Champions ministry was to have a big-name athlete take part in the witnessing programs. Aside from their rap sheets, what was to separate Jordan from these men doing time? Without the fame, how would they identify upward?

Then Jordan hit a certain championship-winning shot in March, and when that summer's ministry rolled through Raleigh's Triangle Correctional Facility, the inmates warmly welcomed him to the exercise yard. And Jordan, decked out in his fresh U.S. All-Stars warmups, got enthusiastic props for thoroughly schooling a cell block all-star. Glass was relieved. Those who didn't receive salvation at least would have something to write home about.

But the Weekend of Champions was about much more than behind-bars basketball. In the past, the tour had featured inspirational athletes such as catcher Jim Sundberg and pitcher Frank Tanana, as well as men of faith from professional coaching and the world of pro wrestling. This time, before Glass hit 'em with the Good Word, a martial-arts expert from Tennessee named Mike Crain was invited to ratchet up the yard's emotion. Jordan stuck around to see the show. And when it came time for Crain to do his crowd-pleasing samurai-sword show, he asked for a volunteer.

History gets a little murky after that. Glass remembers that Jordan willingly climbed onstage. Crain remembers it differently. See, the sword trick calls for Crain to chop a full-grown watermelon in half while it rests on the volunteer's stomach. Most everyone who winds up as the fruit platter declines to do so at first, especially after watching Crain, a burly Southerner decked out in an all-white martial-arts suit accented with his black belt, slice the air with cold steel for a few minutes.

But Jordan was more skittish than most — and emphatically said, "No." Crain wasn't fazed. He worked the thrill-hungry crowd of inmates to his advantage, and when he began hinting to Jordan that maybe he wasn't quite man enough to handle the job of human cutting board, the 19-year-old responded to the challenge just the way you would expect. He climbed up the wooden platform and laid himself back on a weight-training bench that had been used in an earlier act. And Crain placed the melon on Jordan's belly.

As Crain produced another black sash and began blindfolding himself, a panicky Jordan started to get up. Crain held him down lightly between the produce and the bench. In a scene that looked like a jailhouse staging of Shirley Jackson's The Lottery, the brothers in the yard inched closer to the stage. Crain told Jordan to shield his eyes so stray rind and seeds wouldn't blind him, but MJ's eyes were already shut tightly enough to secure a home.

Crain drew back his sword and slashed into the juicy melon. But his blade traveled too far south, and the rail-thin Jordan's protruding right hip slowed the blow. The watermelon was torn, not severed. The crowd was now hypnotized and drew even closer to the laid-out Jordan.

Down came the blade a second time, and now shards of watermelon went flying into the sky and across the stage. Crain knew from his audience's reaction that he succeeded in dividing the fruit, but he had the queasy feeling that he might have gone too far. This whack was in the right place, but Crain had misjudged the amount of give in Jordan's lean belly. After pulling off his blindfold, Crain checked to make sure his volunteer was OK. When he and Glass wiped away the juice, melon and seed that covered the front of Jordan's white jersey, Jordan spotted a tear in the fabric.

Jordan was irate.

"Look whatcha did!" he screamed at Crain. The warmups were Jordan's reward from his first international tournament. But the guy who had driven Jordan to the prison was concerned about more than the jersey. He suggested Jordan check to see if he had been wounded by the blade. Still heated about the shirt, Jordan wouldn't look until they were back in the car and the driver insisted. Then they both looked down and spotted a gash near Jordan's navel. Because he hadn't felt the wound, Jordan hardly was concerned, even after doctors at an emergency room used three stitches to close him up. He did harbor a small grudge — but not about the injury. That would heal in days. Warmup gear like this, though, was one of a kind

After the Jordan snafu, Glass took Crain out of the evangelical rotation. Crain estimates that he has performed the watermelon trick 1,750 times and has cut 16 people. "That's not a lot," Crain jokes. "He's missed over 70 game-winning shots. Only mine are more costly."

Jordan didn't much speak about the incident after he returned to his dormitory. His dorm mates thought him such an unlikely candidate to have volunteered for something like this that he had to show them the stitches to convince them the story wasn't a prank. Everyone marveled about this uncharacteristically bizarre thing he had done. And legend has it that Jordan turned deeply spiritual when he came to realize how close he might have come to becoming prime footage on a "Faces of Death" video.

So the next time you moan about the lockout or about our obsession with Jordan and the Bulls, remember this: Once upon a time, Michael Jordan was only a rotten rind away from being half the player he is now.

 

ept_sports_nba_experts-356769589-12525960YW8Rhg.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stephen A.Smith nie trafił żadnego zwycięzcy finałów od 2011

 

Przecież to jest 50/50 szans i nie trafić 6 razy pod rząd to jest prawie awykonalne. Miał 98,5% szans że choć raz trafi. Nie trafił ani razu

Ciekawe na kogo stawia w tym roku

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stephen A.Smith nie trafił żadnego zwycięzcy finałów od 2011

 

Przecież to jest 50/50 szans i nie trafić 6 razy pod rząd to jest prawie awykonalne. Miał 98,5% szans że choć raz trafi. Nie trafił ani razu

Ciekawe na kogo stawia w tym roku

 

na Cavs hehehe

 

ale jest jeszcze klątwa Spurs - przez ostatnie dwa lata każda drużyna, która ich pokonała w następnej serii przewalała serię prowadząc 3-1 ;) 

Edytowane przez BothTeamsPlayedHurd
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

postawił na 4-3 dla gsw

 

racja, musiałem gdzieś wcześniej złą informację przeczytać 

 

btw jest jeszcze podobno coś takiego jak klątwa Alabamy - LeBron wygrywa tylko w latach gdy wcześniej Alabama zwycięży w finale uniwersyteckich rozgrywek futbolowych, no a w zeszłym roku wygrało Clemson ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.