Skocz do zawartości

Kasa czy sukcesy?


Wyparlo

Rekomendowane odpowiedzi

To kwestia terminologiczna. Też mi się te pojęcia na początku nie podobały, ale potem się przyzwyczaiłem bo scouci tak definiują te pojęcia. Jesteście przyzwyczajeni do trochę innego znaczenia tego słowa - dlatego was to razi.

Nope. Gdzie niby miałbym się przyzwyczaić do innego znaczenia? Nie interesuję się żadnym innym sportem.

 

Mayo i Beasley uchodzą za duże talenty na tle reszty NBA, a nie tle zwykłych śmiertelników. Żaden z nich pod względem atletycznym tak naprawdę nie zahacza o ścisłą czołówkę, więc sedno musi tkwić gdzie indziej.

 

Do czego zmierzam: reputacja takich talentów jak Mayo i Beasley to pozostałość tego, że kiedyś "światek koszykarski" się co do nich pomylił. Oczekiwania był ogromne, nie wyszło - do "talent" przykleja się "niespełniony" a nie okresla sprawy po imieniu. To jak z prospectami, tylko że prospect ma już wpisane w definicję, że może okazać się niewypałem, w pewnym momencie prospectem być przestaje i po sprawie. A łatka "talent" zostaje.

 

Dla mnie godny odnotowania talent w NBA powinien kiedyś zahaczać o jakieś top ileśtam. Mayo ani Beasley w tej chwili nie wydają mi się materiałem na jakieś legit skrzypce legit zespołu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Raczej jest tak, że talent ocenia się po tym, jak ktoś prezentuje się na tle rówieśników w wieku nastoletnim. Im lepiej się prezentujesz tym masz prawdopodobnie tego talentu więcej. To czy to wykorzystasz to już kwestia pracy nad sobą i ogólnej zdolności przystosowania się do warunków NBA.

 

Beasley w high school wymiatał, podobnie w NCAA (czołówka ostatniej dekady). Rekordy, tytuły, wyróżnienia, wielkie mecze. Takich osiągnięć nie da się uzyskać bez posiadania talentu. Większość graczy z podobnymi występami zostawała potem all-starami w NBA. Można więc mówić, że każdy kto tego typu rzeczy osiąga ma potencjał na bycie tym all-starem.

 

Tak w ogóle to mnie zaciekawi McDonald ASG z 2007 roku - Beasley miał w drużynie taki mini dream-team (Rose, Harden, Griffin, Love) i na ich tle zrobił 23-12 (10/13 z gry) i oczywiście MVP.

Edytowane przez Artlan
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja doskonale rozumiem kryteria wg których ogół wybiera Lovea nad Haslemem, ale zwyczajnie się z tym nie zgadzam.

Każdy gracz ma swoje zadania - Haslem jest zadaniowcem i ze swoich zadań wywiązuje się po mistrzowsku - dosłownie i w przenośni.

Love jest liderem jednej z kilku drużyn, której prawie nikt nie bierze na poważnie na poziomie NBA. Zwróć uwagę na to, że Wilki posypały sie jak wypadł im debiutant Rubio, a nie czwartoroczniak Kevin Love.

Jak chcesz to możemy przyjąć takie kryteria - Haslem to 4-5 opcja w drużynie. Wywiązuje się z tego.

Love jak sie nie połamie i gdzieś w końcu sie przeniesie, to ma szanse być trzecią góóóra drugą opcją w drużynie. A niektórzy go nazywają 2-3 pfem w lidze (sic!)

 

Haslem nie grał w playoffs jeden jedyny raz będąc w lidze 9 lat, a Love nigdy grając 4 lata.

Moim kryterium oceny kto jest lepszym koszykarzem, jest to, kto lepiej gra w koszykówkę. I jak najbardziej można ocenić poziom gracza mimo, że nigdy nie grał w playoffs. Poziom gry w postseason może być jakimś argumentem, jeśli zawodnicy, których porównujemy mają zbliżone umiejętności. Jednak tutaj forsujesz kandydaturę Udonisa Haslema ponad Kevinem Love ;] Sam pomysł tej dyskusji jest tak absurdalny, że z wielką ciekawością pytam w czym jest lepszy Haslem od Love'a? Chodzi mi o czysto koszykarskie cechy, czyli, że np lepiej broni pick&rolle albo lepiej podaje. Na wszelki wypadek dodam, że chodzi mi o dwie strony parkietu. Proszę o konkretną i w miarę szczegółową odpowiedź.

 

Tak przy okazji.

Haslem nie jest już 4-5. opcją.

Nie należę do osób klasyfikujących Love w TOP3 PFs.

Dla mnie kryterium są playoffs.

Nie ma Ciebie w nich, to nie ma tematu, jesteś w grupie prospektów. Amen

A dlaczego prospekt nie może być lepszym graczem od średniej jakości rolesa?

Mario Chalmers pewnie też jest lepszy od Kyrie Irvinga, tak?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Chytruz

 

Przeczytaj ten artykuł, gość ma podobne wątpliwości do Ciebie i myślę, że dzieki niemu zrozumiesz mój przekaz :)

 

http://developyourbballiq.com/the-myth-of-the-talented-basketball-player/

W ogóle się nie rozumiemy.

 

Ja nie chcę tu dokładnie definiować talentu i roztrząsać na 20 postów czy jakaś jedna pierdółka się łapie pod talent, czy może nie.

 

Talent (ofensywny) to jakaś kombinacja naturalnego skilla - rzut, drybling, wejście czy zagranie picka z takimi rzeczami jak przegląd pola, umiejętność podjęcia odpowiedniej decyzji w odpowiednim momencie czy szybkiej reakcji. Jak Harden minie swojego i wyrośnie przed nim pomoc, to zrobi fake passa i wejdzie, rozrzuci, zmieni kierunek czy coś. W tej samej sytuacji Jared Dudley stanie, złapie piłkę w dwie ręce żeby nie stracić i będzie chciał oddać komuś innemu.

 

Bealey dominował w NCAA bo widocznie tam pozwalały mu na to warunki, którymi przewyższał konkurencję. Tu zderzył się z ludźmi, którzy są tak samo lub jeszcze bardziej silni i szybcy i wyszła wielka sraka. Talent go opuścił? Gdyby miał ten niesamowity talent, on odróżniłby go tych gości, nad którymi już nie dominuje atletycznie, a tak się jednak nie dzieje.

 

Dla mnie to jest nieskuteczny ceglarz, który podejmuje złe decyzje i robi większość rzeczy na boisku dokładnie nie tak jak trzeba. Jakbym miał dostrzec jakiś talent, to jest dobrym ballhandlerem jak na swój wzrost. Mówiłeś, że ma niesamowitą łatwość w zdobywaniu punktów, ale w rzeczywistości nie znajdziesz wielu graczy o gorszej skuteczności. Corey Maggette był dużo lepszym zawodnikiem ofensywnym, a nigdy za specjalny talent na miarę ligi nie uchodził.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widzisz, tu właśnie jest problem, który próbuję Ci uwidocznić od kilku postów. Ja używam pojęcia talentu w znaczeniu w jakim posługuja się nic scouci a Ty w takim:

 

Talent (ofensywny) to jakaś kombinacja naturalnego skilla - rzut, drybling, wejście czy zagranie picka z takimi rzeczami jak przegląd pola, umiejętność podjęcia odpowiedniej decyzji w odpowiednim momencie czy szybkiej reakcji.

W moim rozumieniu Beasleyowi talentu nie brakuje, w Twoim jak najbardziej. Te dwa zdania jednak nie są ze sobą sprzeczne bo sa zupełnie inne ze wzgledu na inne znaczenie użytego słowa. I w tym rzcz - nie kłóce się z Twoim punktem widzenia, chcę Ci pokazac, że "talent" dla scoutów to trochę inna sprawa.

 

Czy tak jak pisze ten gośc pojęcie to jest źle używane? Może, nawet sam tak kiedyś myślałem, ale to bez znaczenia bo to tylko kwestia terminologiczna.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W moim rozumieniu Beasleyowi talentu nie brakuje, w Twoim jak najbardziej. Te dwa zdania jednak nie są ze sobą sprzeczne bo sa zupełnie inne ze wzgledu na inne znaczenie użytego słowa. I w tym rzcz - nie kłóce się z Twoim punktem widzenia, chcę Ci pokazac, że "talent" dla scoutów to trochę inna sprawa.

 

Jacy znowu scouci? Talent-atletyzm, który mówi czy typ z HS będzie w ogóle miał czego szukać w NBA to nie to samo co talent odróżniający Hakeemów od Stromile'ów Swiftów.

 

Kolo zagrał w lidze 4 sezony. Skoro jest (jeszcze) niespełnionym talentem, który to talent ma w końcu "odpalić" to na jakiej zasadzie to się ma stać? Atletyzm mu się jeszcze poprawi? Widzieliśmy jakie ma warunki i co gra, jeśli ma mieć jeszcze jakiś upside, to tylko na polu czysto koszykarsko-skillowym, bo przecież nagle nie stanie się szybszy, silniejszy i nie będzie wyżej skakać. Pytam więc gdzie dokładnie jest to pole do poprawy, bo dla mnie Beasley nie jest szczególnie dobry tak naprawdę w niczym. Nie widzę przesłanek, żeby nagle zaczął podejmować dobre decyzje, rzucać lepiej za 3, mieć skuteczność rzędu choćby 57% a nie 50% TS czy po prostu nie sprawiać wrażenia, że jego koledzy lepiej wyszliby grając bez niego w czterech.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Irving w przeciwieństwie do Lovea moim zdaniem nadaje sie na lidera drużyny :)

 

Kevin Love to gracz o wysokim boiskowym IQ, bardzo pracowity, dojrzały, właśnie ma swoje 5 minut w lidze. Od czasów Sir Charlesa nikt nie notował 30 zbiórek w meczu, do tego potrafi jak mało kto ustawić sie do zbiórki i ma świetny rzut z dystansu. Nigdy z tym nie polemizowałem. Do tego jest biały, a wiadomo jaką mamy posuchę wśród amerykańskich białych koszykarzy. Koszykarsko zapewne masz rację. Schudł, co mu tylko pomogło w grze. Jednak jego mizerny jak na tą ligę atletyzm, nigdy pewnego poziomu nie przekroczy. Z czasem przyjdą kontuzje (nie życzę mu tego naturalnie, ale jednak jest to bardzo prawdopodobne), jego obrona do której przywiązuje duża wagę oceniając koszykarzy jest jak dla mnie poniżej oczekiwań. I teraz tak - jak Love ma coś osiągnąć grając o wyższe cele niż fajne statsy w regularze, to ta bagatelizowana teraz obrona i nazwijmy to - taki sobie atletyzm będą bardziej rzucały sie w oczy i uważam, że będzie działało to na jego niekorzyść. Rozumiem Twój punkt widzenia o absurdzie dyskusji o porównaniu UD do Lovea, więc na chwile zapomnijmy o Haslemie i skupmy sie na Boshu (dla mnie lepszym graczu niz Love, ale to inna kwestia). Bosh byl liderem na takim zadupiu jak Minneapolis, przeniósł sie do contendera i spójrz jak ludzie zaczęli mu wypominać różne braki. Nagle okazało się, że nie zbiera, nie broni, jest soft ect. Jak Kevin Love kiedykolwiek w swoim prime trafi do dobrej organizacji walczącej o coś, też pewnie wyjdą jego liczne braki. 30 marca Love w swoim prime grał przeciwko 36letniemu Garnettowi, który pokazał, gdzie miłośnicy statystyk mogą je sobie wsadzić. Love miał 5/18 z gry, 27,8%. a grali chyba w Minnesocie. Ładne statsy to tylko jedna z części składowych zawodnika. Inną jest jego psychika, czy doświadczenie. Spójrz, jak LBJ był krytykowany, że wymiękał w ważnych meczach w playoffs. Jak słyszę, że ktoś jest 3, czy nawet 5 pfem ligi (Maciek Kwiatkowski zdaje sie napisał właśnie, że Love to top 10 ligi) to ja mam wtedy od takiego zawodnika wyższe oczekiwania.

 

i teraz mamy Udonisa Haslema, który nigdy nie pchał sie na afisz, w drafcie go wszyscy przegapili, a na dzien dzisiejszy jest najlepszym PFem w historii Miami Heat (pewnie Bosh go któregoś dnia wyprzedzi). Haslem jest fantastycznym zbierającym. Nie może sie pochwalić 30 zbiórkami w meczu jak Love 9zdaje się, że 19 to jego rekord, nota bene w playoffs;)), chyba tez nigdy nie zdobył 30pkt. ale od lat nie schodzi z pewnego poziomu. Ten sezon jest jego najgorszym, ale osobiście uważam, że to skutek kontuzji (zerwania więzadła) z powodu ktorej stracił cały poprzedni sezon. Wrócił wtedy na playoffs, a to co robil przeciwko Bulls zostanie mu zapamiętane przez organizację Heat na zawsze. Haslem jest undersize pfem. Zawsze mu brakowało centymetrów, ale nie przeszkadzało mu to w walce pod koszami. To zadaniowiec, nie jest typem gwiazdy - juz choćby dla tego porównywanie jego i Lovea mija sie z celem (tudzież jest absurdalne - jak to słusznie ująłeś). Tyle, że ja wole jego w Miami, a nie Lovea. Zna idealnie system Heat, świetnie rotuje w obronie, bardzo dobrze broni, koszykarskie IQ na bardzo wysokim poziomie. W ataku nie jest, nigdy nie byl i nigdy nie będzie taką ofensywna opcja jak Love. Pytanie tylko, czy Love bedzie w stanie dawać kiedykolwiek tyle, co UD w obronie. Nie ma sie co oszukiwać- Haslem juz lepiej grać nie będzie. Ma kilka swoich klepek, z których z reguły trafia, jest przydatny przy kontrach Heat i ma juz osiągnięcia, które wymienialem w jednym z wcześniejszych postów, których nikt mu juz nie odbierze. Co innego byc Scalabrenim na ławce (tacy gracze naturalnie tez sa ważni, pewnie dbają o morale i dobra atmosferę w druzynie), a co innego byc w wąskiej playoffowej rotacji i przyczynic sie na boisku do sukcesu drużyny.

W playoffs statsy części graczy są niższe. Wymieńmy na potrzeby tej dyskusji Haslema na Lovea. To, co dalby pewnie więcej w ataku, pewnie by oddal w obronie. Dla mnie sprawa nie jest jednoznaczna. Pewnie Spo by wkomponował jakoś w drużynę taki talent ofensywny i tak świetnego zbierającego, ale wtedy co z obroną, która w Heat jest niezwykle ważna?

 

Nie jestem hejterem Lovea. Uważam, że jest świetnym zawodnikiem, rozumiem tez, ze fajnie sie kibicuje takim graczom. Niech sobie będzie w tej 10pfów, ale jak gracz, który wygrał raptem 24 mecze w sezonie, może byc uważany za kandydata do MVP regulara tego nie mogę pojąć. Co innego Irving, który jest debiutantem, a co innego gracz, który jest powszechnie uważany za gwiazdę pierwsze wielkości, a przez 4 lata nie potrafi awansowac do playoffs.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W sumie nie wiem, ile news ma wspólnego z tematem (w zależności od spojrzenia - sporo albo nic), ale od 2013/14 roku na koszulki koszykarzy mają wejść reklamy. Na razie malutkie, z kasą dzieloną "odgórnie". Nie doczytałem, czy jedna reklama dla całej ligi, czy "regionalnie" dobrane.

 

Nie jestem specem od biznesu ani reklamy, ale na moje dodatkowo zwiększy to atrakcyjność superstarów (i możniejszych organizacji) - choćby dlatego, że repliki będą sprzedawane z reklamą.

 

Mythos - ciekawe spojrzenie na "sprawiedliwość" salary. Na pierwszy rzut oka absurdalne, ale... coś w tym jest. Tylko, że wtedy by dobrze było wprowadzić sztywniejsze ograniczenia w górę. Albo sztywniejsze kontrakty (i tu problem, ustalane przez Sterna? Związek graczy?), za to krótsze.

 

Heat chyba będą i tak startować jesienią z drugim, może trzecim, salary w lidze.

 

Wracając do Garnetta - jest wart tej kasy. Teraz i za trzy lata. Sportowo i marketingowo. Ale... np. wzięcie dwóch baniek mniej na rok mogłoby zadecydować o pierścieniu, za dwa-trzy sezony. [był ktoś głębiej w temacie? Dziwi mnie, ze Celtics nie próbowali w tym roku podchodzić po DH i Derona. Na papierze by się dało.]

 

Ale rację mają ci, którzy największe zło widzą w (wyższej) klasie średniej NBA i jej kontraktach. Tutaj gracze są najbardziej przepłacani, i najbardziej istnieje ryzyko, że po podpisaniu kontraktu będą grać kupę.

 

Dlatego na miejscu właścicieli kombinowałbym z kontraktami 4+1 albo nawet 3+2 (3+1+1). Najbogatsi by na tym systemie nie stracili, "najbiedniejsi" również. Związek jednak w życiu na to pójdzie. Tak swoją drogą - każdy koszykarz NBA musi do niego należeć?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Reklamy na koszulkach ? Mam nadzieję, że będą też sprzedawać repliki bez tego, chociaż wątpię.

I tak chwała im, że się bronili tyle czasu przed tym rozwiązaniem. Czy może jakieś badania robili i wyszło, że bez reklam się lepiej koszulki sprzedawały ?

$100 M na całą ligę to jednak nie jest dużo.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

czy ja wiem czy długo? inne wielkie ligi jak NFL, NHL i MLB dalej się bronią...

 

@Nemo

jak do tego dorzucisz jeszcze flopy, grymaszenie koszykarzy i afery sędziowskie z ustawianiem meczów to już w ogóle robi się jakaś masakra - zwłaszcza, że ta liga jest coraz mniej "męska"

 

edit: w sensie gry bardziej miękkiej

po namyśle stwierdzam, że to nic dziwnego że w tą stronę idzie koszykówka i np. piłka nożna skoro świat staje się coraz mniej męski... ale to w sumie rozmowa na kiedy indziej

Edytowane przez devilnevercry
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

jak do tego dorzucisz jeszcze flopy, grymaszenie koszykarzy i afery sędziowskie z ustawianiem meczów to już w ogóle robi się jakaś masakra - zwłaszcza, że ta liga jest coraz mniej "męska"

 

edit: w sensie gry bardziej miękkiej

po namyśle stwierdzam, że to nic dziwnego że w tą stronę idzie koszykówka i np. piłka nożna skoro świat staje się coraz mniej męski... ale to w sumie rozmowa na kiedy indziej

Śmieszne, bo istnieje teoria naukowa, która zakłada coraz większą feminizację społeczeństwa. Ma to być spowodowane m.in dostawaniem się do środowiska kobiecych hormonów(środki antykoncepcyjne itp.). Objawia się na różne sposoby, metroseksualizm, męska depilacja, okresowe zaburzenia w poziome męskich hormonów(!) i uwaga uwaga... Kiedyś kąt erekcji wynosił ok. 120 stopni... Dziś przeciętna wynosi mniej niż 90 stopni...

 

Świat się zmienia, na gorsze. Jak zawsze.

 

A co tam w NBA się dzieje?:P

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No ale z drugiej strony ta bardziej męska gra kiedyś (czy to w baskecie, czy w kopanej) wpływała pewnie na to, że kiedyś kariery zawodników były z reguły krótsze niż obecnie.

 

i uwaga uwaga... Kiedyś kąt erekcji wynosił ok. 120 stopni... Dziś przeciętna wynosi mniej niż 90 stopni...

Po przeczytaniu tego tekstu 90% osób poszło szukać kątomierza. ;]
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

po co kątomierz? przecież na oko widać czy to kąt prosty(!) czy nie :D

 

duży wpływ też pewnie miało to, że teraz koszykarze to celebryci i gwiazdy - mają monstrualne kontrakty i trzeba na nich chuchać i dmuchać żeby nic się im nie stało bo inaczej kto zarobi na NBA?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.