Skocz do zawartości

lucky losers


BiałaCzekolada

Rekomendowane odpowiedzi

co do lakers - pistons z 2004 r. jedna rzecz jest zabawna

niby shaq, kb, payton czy malone w jednej drużynie a zostali zmiażdżeni przez pistons w tamtym finale

a 3 lata później lebron z bandą shooterów na obwodzie przeszedł tych samych pistons, a nawet bardziej doświadczonych wygrywając bez większych problemów 4-2, to świadczy o tym jak słaby poziom był w nba w tych latach i jak bardzie overrated byli lakers

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

jak dla mnie Kings 02 i Blazers 00. Meczu Sacramento-Lakers nienawidzę. Absolutnie wszystko wtedy zjebali. A trener powinien popełnić samospalenie za zdjęcie Bobby Jakcsona, który jako jedyny miał jaja bo przecież Peja i Doug byli tak posrani, że modlili się aby nie dostać piłki. Nigdy przenigdy nie zrozumiem zmiany Jacksona za Douga. Swoją drogą było pokazane już wtedy jakim lockdown defenderem był Kobe.

 

Blazers to szkoda słów bo Pippen grał na mega intensity i tu żal najbardziej.

 

Utah mnie nigdy nie przekonali do siebie w finałach. Malone był obsrany tak, że ciepał osobiste gorzej niż Shaq. Z tamtych czasów to Knicks jak dla mnie najlepsi przegrani.

 

A wyboru Lakers 04 nie rozumiem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

co do Sonics

to tamten tytuł dla Bulls uratował wybitną serią Dennis Rodman, wielu mówiło że to on powinien być nawet MVPfinals, a przynajmniej był tym realnym MVP coś jak Manu-Duncan w 05 albo Duncan-Parker w 07. Szczególnie istotny wpływ miał Rodman w g2 kiedy wynik był na styku, ofensywnie Bulls grali siano i Rodman dawał im prezenty w postaci dodatkowych possesions. No i g6 też nie był spacerkiem, bo trochę powtórzyła się sytuacja z g2 (słabszy Jordan)

Sonics nie trafili jedynie na słabszą dyspozycję Jordana, ale mieli na niego całkiem fajną odpowiedź, bo Payton miał wtedy career year defensywne i poprzez Kidda i momentami Barona żaden PG do teraz nie bronił w ten sposób i nie wpływał tak na teamD, a był przecież też Hawkins - bdb defensor.

Sonics obrali za taktykę ograniczanie Jordana, co im się jednak udało, bo tacy Suns93 poszli z nim na wojnę i sami wystawili najlepszy dostępny czołg na rynku - Barkleya, natrafiając na bombę atomową.

 

W sumie to może się pospieszyłem z taką diagnozą, że Sonics byli najtrudniejszym rywalem, ale Bulls grali wtedy najmniej Chicagowską koszykówkę w całej dekadzie, ot co

 

Co do Pistons po 2005

To po zmianie coacha, zmienili trochę swój charakter gry. Saunders przez te 3 lata bardziej starał się uruchomić ich ofensywnie, bo po dosyć skostniałych latach Browna, gdzie gdyby nie niezawodność Ripa w praktycznie każdej serii/z każdym rywalem - to Pistons mieli mało alternatyw ofensywnych. Otworzyli się na grę z drugim ofensywnym wysokim (chociaż Benek wcale nie był takim Perkinsem) chociaż nie przyspieszyli tempa i zachowali tożsamość w defensywie, wciąż bedąc absolutną ligową czołówką..

Tylko, że kiedy odeszli od bagnistej koszykówki kosztem płynniejszego ataku to nie mieli za bardzo atutów do wystawienia, bo byli co prawda nieźli ofensywnie ale już tylko bardzo dobrzy - a nie wybitni jak wcześniej - defensywnie.

Chemia w zespole już nie była taka świetna, a Heat jednak byli wtedy trudnym rywalem, mistrzem zresztą, a o wyniku serii zadecydował głównie oddany głupio g1.

 

Rozstali się z Benkiem, który przecież też nie był już takim anchorem defensywnym za Saundersa jak w czasach Browna, a poza tym grał swój ostatni dobry sezon.

Rok 2007 to okres kiedy eksperymentowano z Webberem, jego minutami, miejscem na boisku i rolą w zespole. Zespół nie miał zupełnie ławki i był strasznie miękki - wyjątkowo nie w charakterze Pistons przecież. Kompromitacja z Cavaliers i zrezygnowano z Webbera kosztem większego zaangażowania McDyessa na desce, który przeżywał drugą młodość i dawał im nadzieję na powrót solidnej obrony pod koszem - przy zachowaniu proporcji w ataku gdzie McDyess był czymś w rodzaju Nicka Collisona obecnych Thunder - może nawet nieco lepszy w obronie.

 

Pistons zaczęli odbijać się od bycia miękkim i zagrali fantastyczny sezon 2007/08 - zyskali trochę mięsa na ławkę i zrobili steal ze Stuckeyem, który odświeżał ich atak z ławki. To był ich ostatni punch i ostatni powiew tego twardego, pistonsowego wiatru sprzed 5 lat.

Trochę głupio stracili HCA, które wykradli w g2 Bostonowi, potem stawiali trudne warunki i na własne życzenie przegrali g5, kiedy grali dużo lepiej, ale byli totalnie nieskuteczni w ataku.

 

Mimo, że Pistons08 to mój ulubiony team ever, to jednak 'ci' Pistons skończyli się wraz z odejściem Browna i jego filozofii gry, która miażdzyła rywala w 70, czasem 60-punktowym błocie.

 

 

co do Lakers04

 

narzekamy na Heat, a tak naprawdę to tamci Lakers byli zupełnym przeciwieństwem tego czym jest ZESPÓŁ w koszykówce. Skłoceni, wkurwieni, niezgrani, połamani - nie było ani jednego momentu w sezonie że wyglądali jak Dream Team - a tak ich nazywano.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Blazers to szkoda słów bo Pippen grał na mega intensity i tu żal najbardziej.

Akurat Pippen to strasznie dał wtedy dupy, bo gdy Blazers mieli tą słynną serię cegieł (ile ich tam było - 13? 14 pod rząd?) to on w tym czasie nie oddał żadnego rzutu! Przecież w takich sytuacjach widać kto ma a kto nie ma leadershipu (rozumianego jako umiejętność poderwania zespołu w trudnych momentach). Wystarczył jeden, dwa celne rzuty i PTB by dobili Lakers. No ale Pip ewidentnie bał się/nie potrafił wziąć odpowiedzialności w kluczowym momencie.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akurat Pippen to strasznie dał wtedy dupy, bo gdy Blazers mieli tą słynną serię cegieł (ile ich tam było - 13? 14 pod rząd?) to on w tym czasie nie oddał żadnego rzutu! Przecież w takich sytuacjach widać kto ma a kto nie ma leadershipu (rozumianego jako umiejętność poderwania zespołu w trudnych momentach). Wystarczył jeden, dwa celne rzuty i PTB by dobili Lakers. No ale Pip ewidentnie bał się/nie potrafił wziąć odpowiedzialności w kluczowym momencie.

nie wiem czy zdajesz sobie sprawe jaka robote zrobil Pippen w tamtym game 7 w defensywie, poza tym trafil trojke z reka na twarzy na koncowke 3 kwarty. a ze nie bral sie za hero ball gdy zespolowi nie szlo to akurat bardzo dobrze, bo Pippen szczegolnie na tamtym etapie nie byl zbyt dobrym scorerem, on zawsze gral z flow ofensywy a nie wylamywal sie z systemu. inna sprawa ze Blazers zostali wtedy wyruchani przez sedziow przy tych faulach Sabonisa. Lakers nie zrobili nic w tym meczu z Sabonisem na boisku i Shaq mial z nim wtedy bardzo duze problemy, ale zamiast gwizdac jemu ewidentne ofensywne faule za lokcie, to Sabonis je dostawal. bez niego na boisku Shaq byl zupelnie innym graczem. taki Grant czy JO nawet nie dawali nadzei na sensowny defense na Shaqu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale ja nie wymagałbym od niego np. rzucania game-winnerów będąc podwajanym lecz tylko i aż zrobienia czegokolwiek w ofensywie w ciągu tych trudnych minut. Piszesz, że "nie wyłamywał się z systemu" - no i właśnie o to chodzi, że był dupowatym liderem, bo liderowanie nie polega tylko na tym, żeby grać dobrze kiedy system działa lecz przede wszystkim wtedy, gdy system zawodzi i zespół musi zdać się na indywidualny geniusz lidera. Poza tym Pippen to nie Benek Wallace żeby oceniać go po samej defensywie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"liderowanie" a to o czym piszesz to dwie rozne sprawy. leadership to moze zaprezentowac nawet Derek Fisher, a ty chcesz zeby Pippen byl closerem. nigdy nim nie byl i nie powinno sie tego od niego wymagac. Manu to jest closer, tak samo Harden czy Durant sa closerami. Pippen byl najlepszym graczem tamtej druzyny, ale to nei czyni z niego automatycznie closera. game 7 zagral wysmienite, dominowal swoim ogolnym performancem. mnostwo strat nawymuszal, nazbieral pilek, dobrze egzekwowal, po prostu Blazers nie mieli typowego kreatora na izolacje.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jasne, że ostatnie 15-30 sekund to bardziej czas Manu, Durantów i Fisherów ale ja nie mówię tylko o tego typu momentach. Wyobrażasz sobie, że np. Hakeem ma 0 rzutów w najważniejszych 5 minutach meczu i ktoś tłumaczy to tym, że closerami w jego zespole byli Horry i Ellie i on nic nie musiał rzucać?

 

Od każdego najlepszego gracza zespołu powinno się wymagać rzucania punktów w czwartej kwarcie a szczególnie w takich meczach i to nie jest tylko domena graczy obwodowych jak próbujesz sugerować. Jakby Duncan się zesrał w 4 kwarcie G7 z Pistons to SAS nie mieliby tytułu, Lorak np. kiedyś tu wrzucał dane jak w takich momentach świetnie grał Ewing, a ile razy była sytuacja w Lakers jak mieli kryzys i potem było kilka podań pod kosz do Shaqa i drużyna odzyskiwała rytm. Pod tym względem Pippen był dupa i tyle.

Edytowane przez Artlan
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak samo można powiedzieć o LBJ. Jest najlepszym zawodnikiem swojej drużyny a ludzie od niego wymagają, żeby w IVq był closerem. Na nic wyjaśnienia, że ma Wade, że zagrał dobry mecz, double-double i takie tam. I tak jest zjazd po nim, że nie wygrał meczu.

Pippen zagrał dobry game ale na pewno powinien coś od siebie dorzucić w końcówce meczu jeśli go nawet nie przejąć.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bo sęk w tym, że Pippen dobrze zagrał ale tylko jak na standardy powiedzmy drugiej opcji a nie pełnowartościowego lidera. A że wielu go słusznie uważa za lidera tamtych PTB to muszę oceniać go krytyczniej.

wiesz ile Pippen mial wtedy lat ? troche tak jakbys od Garnetta dzisiaj wymagal zeby zamykal mecze po tym jak przez caly czas dominuje je swoja obrona. budujesz zespol jako GM to nie bedziesz oczekiwal od Pippena ze bedzie napierdalal hero bball w 4Q, bedziesz chcial zeby dal ci cala reszte rzeczy - zbieral, wymuszal charge, wybijal pilki, rozgrywal, rzucal trojki, cos zaladowal w transition, czasami wszedl na post up itp. trzeba wiedziec czego oczekiwac od danego gracza. np. Duncan tez bylby niezlym closerem, ale to nie jest Manu (epic closer). czasami najlepszy gracz zespolu moze byc jego liderem a nie koniecznie powinno sie od niego wymagac zeby zdobywal pkty na izolacjach. trzeba robic cokolwiek jest korzystne dla zespolu, Pippen-scorer grajacy na sile to nie jest cos takiego, on faktycznie byl najlepszym graczem Blazers, ale z zupelnie innych powodow i wlasnie na tamtych innych powodach nalezy sie skupic gdy oceniasz jego wartosc, a nie na jakims bardzo wybiorczym kryterium zamykania meczow.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiek nie ma nic do rzeczy, przecież nie oczekuje od niego 40 punktowych występów. Skoro był zdrowy i wciąż grał na poziomie all-star to jednak pewnych rzeczy można od niego wymagać.

 

Wiem, że Pippen robił wiele korzystnych dla zespołu rzeczy ale fakt jest taki, że tej jednej nie potrafił i głównie przez to Blazers przegrali co potwierdziło tezę, że superstary wygrywają mecze w PO a nie teamy pro zespołowe, bez wielkich indywidualności. Pippen był właśnie za bardzo pro-zespołowy i o ile jak grał z Jordanem to było ok, to będąc 1 opcją w Bulls czy PTB było to też jego przekleństwem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Był najlepszych graczem overall i najbardziej doświadczonym. W samym scoringu był trzeci w drużynie, ale rzucał niewiele mniej niż dwójka najlepszych strzelców. Ogólnie był na pewno zawodnikiem od którego najbardziej się powinno wymagać żeby dobił Lakers gdy ci byli liczeni.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Artlan jeśli ktokolwiek na świecie oczekiwał, ze Pippen przejmie mecz i jak to ująłeś "dobije Lakers" to najwyraźniej nigdy wczesniej nie ogladał żadnego spotkania w którym grał Scottie.

Koleś nawet pod nieobecnośc Jordana nie bywał pierwszą opcja Bulls, a tam był w swoim prime i potrafił dominowac pod wieloma względami

W PTB'00 siła tkwiła w kolektywie i długiej ławce, a nie w talencie pojedynczych graczy, tak był ten zespół zbudowany, że każdy z 10tki meczowej miał za zadanie realnie cos wnieśc do gry i tego właśnie zabrakło w tamtym meczu.

Chłopaki stanęli. Mozemu teraz gdybac o Sabonisie i sędziach, czy Damonie i cegłach, a wszystko to miało taki sam wpływ na grę Blazers jak Scottie nie przejmujacy meczu

 

Z tą róznicą, ze na Sabosisa i Damona liczyli wszyscy, a raczej niewielu oczekiwało, ze nagle Pippen, który cały sezon pełnił raczej role lidera w szatni i znakomitego weterana prawie zadaniowca, właczy 5ty bieg i rozrzuca rozpedzonych Lakers

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.