Skocz do zawartości

LeBron vs Kobe


lorak

Rekomendowane odpowiedzi

wow eighty przebil wszystkie dotychczas mi znane granice glupoty e-NBA w tym temacie.

lebron jest tak mocny że potrzebuje suportu z Wadea i Bosha ale to też można usprawiedliwić, bo przecież dla niego liczy się wygrywanie, pewnie dlatego że jest takim loooozerem cały czas o tym wygrywaniu gada :?
Cenie LeBrona wyżej, bo zawsze mógł słowami agenta określić swoją grę w Clevland jako niemożliwą i iść do Detroit grać m.in z B Wallacem primie i całą resztą nie wypinać się jak swego czasu wielki winner na Charlotte.

Dlatego nazywając LeBrona loozerem nie zapominaj z jaka klasą zaczyna Kobe.

PS

Ciekawy jestem czy Lebron idąc do Detorit i miając kilka pierścieni nadal by był nazywany loozerem bo poszedł na łatwiznę przez kibiców bryanta?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

wow eighty przebil wszystkie dotychczas mi znane granice glupoty e-NBA w tym temacie.

lebron jest tak mocny że potrzebuje suportu z Wadea i Bosha ale to też można usprawiedliwić, bo przecież dla niego liczy się wygrywanie, pewnie dlatego że jest takim loooozerem cały czas o tym wygrywaniu gada :?
Cenie LeBrona wyżej, bo zawsze mógł słowami agenta określić swoją grę w Clevland jako niemożliwą i iść do Detroit grać m.in z B Wallacem primie i całą resztą nie wypinać się jak swego czasu wielki winner na Charlotte.

Dlatego nazywając LeBrona loozerem nie zapominaj z jaka klasą zaczyna Kobe.

PS

Ciekawy jestem czy Lebron idąc do Detorit i miając kilka pierścieni nadal by był nazywany loozerem bo poszedł na łatwiznę przez kibiców bryanta?

możesz wyjaśnić o co Ci chodzi ?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na podstawie słów Kobe dickridera:

pod względem talentu lepszy był chociaż taki T-Mac, Iverson czy Wade (ba, ja bym nawet wspomniał o Joe Johnsonie).

dojść do wniosku:

Może nawet w tym wątku dojdziemy do tego, że nie tylko LEbron ejst lepszy od Kobego, ale też jak już ktoś tu twierdził T-Mac, Iverson czy Joe Johnson,

Może tylko cthulhu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Emil86 jeszcze bardziej przekroczył granice glupoty e-NBA niż kolega eighty. ;)

 

Jeżeli ktoś nie zrozumiał jego postu (sam miałem problem bo koleś jest mistrzem posługiwania się językiem polskim ;)) to tłumaczę. Otóż Emil86 bardziej ceni LeBrona od Kobego bo ten pierwszy nie wypiął się na swoją drużynę na początku kariery (nie poszedł do Pistons, chociaż mógł) podczas gdy KB wypiął się na Charlotte Hornets! Tak, tak, zdaniem kolegi Emila86 Kobe Bryant w wieku 18 lat strzelił focha gdy w drafcie wybrali go Hornets i zażądał transferu do Lakers. :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bastek, krótko trwało odnlazienie większej głupoty.

wow to mi niespodzianka że tak mówisz, z Bastem krąg wspólnej adoracji możecie stworzyć, wogóle zróbcie swoje forum tam będziecie mogli płodzić kretyńskie tezy bez jakich kolwiek ograniczeń :?

 

A tak jeszcze na koniec chciałem napisać że żaden tam zemnie fan Bryanta, kazdy stary bywalec forum to wie, ale mam do niego szacunek bo to jest gracz w pełni tego słowa znaczeniu, ma charakter co pokazuje zawsze jak do Utah wpada, nie jest płaczkiem ani łajzą co skarży się do sędziów że go ktoś skrzywdził, niech i James ma sobie talent kilka razy wiekszy i tak do Kobasa mu daleko.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od razu mówię, że mój post przestawiał moje subiektywne wrażenia, może kontrowersyjne, może błędne. Ale po kolei może ustosunkuje się do zarzutów:

1) Defensywa Nasha

Mi chodziło o to, że można było pokazać takiemu Amare, że trzeba się starać w obronie, że nie można odpuszczać. Może łatwiej będzie na przykładzie: kiedyś na poziomie amatorskim graliśmy przeciwko gościowi, który nas dosłownie masakrował. I w końcu przejął go nasz rozgrywający, wolniejszy od niego, niższy ze 20 cm. Ale gość ilekroć opuszczał piłkę, dostawał z całej siły po łapach (dłonie liczą się do piłki, bodajże poniżej pasa), dwa - trzy razy był bardzo mocny faul jak gość miał dobre okazje do rzutu i widać było że po jednej kwarcie odechciało mu się grać. A ja na przykład nie potrafię sobie przypomnieć mocnego faulu np. w wykonaniu Nasha, tak samo ciężko mi uwierzyć w foul trouble dla Steve'a. I to jest dobry przykład, pokazanie że tu nie będzie łatwo, nie będzie łatwych punktów. Ale mogę się mylić. Poza tym Steve to taki sympatyczny gość, tylko ja nie pamiętam sympatycznego gościa, który wygrał tytuł w NBA jako lider.

2) Dirk Nowitzki

Ja wiem, że jest niesamowicie skuteczny w swojej grze, doceniam to, wiem że znacznie ułatwia mi ona grę w crunch timie. Ale wiem, że ma też toolset do gry pod koszem. Tylko tego nie robi. A grając zawsze z defensywnymi centrami, praktycznie nie stwarzającymi zagrożenia w ataku, z jumpshoterami typu Terry, czy goścmi którzy potrzebują czystych pozycji do rzutu np. Marion, Kidd, w zasadzie jest największą szansą na łatwe punkty spod obręczy. Kiedyś z resztą liczyłem z hot spotów, że Dirk oddaje więcej rzutów zza trumny i mniej spod kosza od takiego Bryanta. I moja teza mówi, że nawet gdyby miał gorszą skuteczność, to dla Dallas byłoby lepiej mieć PF-a grającego przy obręczy, przynajmniej przez pierwsze 3 kwarty meczu. A co to za lider, który nie daje drużynie tego czego ona potrzebuje, zwłaszcza jeżeli jest to typowe dla jego pozycji.

3) Lebron James i Kobe

Lebron jest teoretycznie lepszym koszykarzem niż Kobe, pewnie lepszym niż Kobe kiedykolwiek był. Ale Wilt też raczej był lepszy od Russella, tylko że ten drugi potrafił dać drużynie to czego ona potrzebowała, to ten drugi czynił partnerów lepszymi, to ten drugi ma garść pierścieni. Lebron może być najlepszym koszykarzem na świecie, ale to nic nie znaczy jak długo nie przekłada się na zwycięstwa i pierścienie. Na razie ma tylko ten pamiętny mecz z Detroit i może G7 z Bostonem z 2008 r. gdzie z Piercem urządzili prawdziwą strzelaninę. Z resztą pewnie przez swój wybór Heat skreślił się z dyskusji o GoAT, pewnie będzie w TOP10, TOP20 w historii. A tam Bryant już na pewno jest.

4) T-Mac, JJ, a Kobe

Z Iversonem przesadziłem. Ale taki T-Mac na pewno był lepszym ofensywnie graczem od Bryanta. JJ ma pełny skillset, umie rzucić, umie rozegrać, może zagrać coś na izolacji, nie ma jedynie psychiki lidera. Wade jest prawdopodbnie równie dobry jak Bryant, ma tylko nieco inny styl gry. Takie są moje odczucia. To co wydaje mi się robić różnicę j to to co siedzi w głowie takiego T-Maca, JJa czy właśnie Kobe'go. Chęć bycia lepszym, wygrywania za wszelką cenę. I to mnie nieustannie fascynuje u Bryanta, to co większość uważa za arogancję, według mnie pozwoliło mu znacznie przekroczyć granice swojego talentu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

rappa

 

nie szukałem k**** w niczych oczach; pisałem, raczej o czymś, co by w hameryce nazwali "relentlessness", czymś co przejawia się w braku respektu dla własnej słabości i dla słabości przeciwnika, każdej słabości. duncan ten gen posiadał zawsze, nie musiał manifestować go hałaśliwie, garnettować czy tam coś, żeby się uwiarygodnić, to było w jego grze i zachowaniach boiskowych.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

gdyby Duncan gral z c***owym teamem i nie zdobyl tych pierscionkow to kazdy by go postrzegal jako slabego lidera bez ognia i podawaliby to jako powod jego porazek (nie zbyt slaby support). jednak Duncan wygrywal, mimo braku ognia etc, i zmienialy sie warunki i dalej wygrywal. po prostu na takie wady zwraca sie uwage dopiero gdy ten lider przegrywa.

 

jesli naprawde ktos jest na tyle naiwny ze uwaza brak ognia Nasha za powod ich przegranych to nie wiem co powiedziec. pewnie gdyby Nash zwyzywal ich od sk****synow jak Kobe to Diaw nauczylby sie zbierac, Marion podroslby te 10 cm, a Amare to by od razu zamienil sie w Garnetta w obronie. Suns przegrywali przez brak interior defense i zbiorek. jesli naprawde myslicie ze jakis k**** ogien cokolwiek moglby tu zmienic to juz wasza sprawa.

 

inna sprawa ze we wszystkich ankietach/badaniach/pytaniach do graczy Nash jest uznawany za jednego z najlepszych liderow w NBA (pod wzgledem samego leadershipu), a Suns wlasciwie od zawsze mieli najlepsze chemistry w lidze (lub byli pod tym wzgledem w czolowce).

 

ale wg was to jego leadership byl problemem, nie to ze np. Diaw gral na centrze chociaz jest tweenerem Forwardem ani to ze Amare nie ma pojecia o zbiorkach i obronie, ani to ze najlepszym defensywnym wysokim Suns w ostatnich 6 latach byl Kurt Thomas (na etapie kariery w ktorym prochno mu sie sypalo z dupy) podczas gdy historycznie all-defensive big to podstawowy skladnik kazdego mistrzowskiego zespolu.

 

nie, zdecydowanie wiekszym problemem bylo to ze Nash za malo faulowal, nie wspominajac juz o lokciach! ile to razy mial do tego okazje i nie poderwal zespolu do walki przez to ?! takie dwa lokcie sprzedane Manu i Parkerowi to od razu wygrana seria Suns...

 

prawdziwi gracze o tym wiedza i dlatego wygrywaja tytuly. czasami znajdzie sie jakis Duncan ktory niezbyt czesto sprzedaje lokcie ale jego leadership powoduje ze inni to robia! Bruce Lee Bowen kopie po mordach, Horry wchodzi cialem wyrzucajac miekkich Nashow poza boisko, a juz nawet nie mowie o agresji Oberto czy Ginobiliego, ktorzy swoimi twardymi flopami odstraszaja wszystkich od atakowania kosza.

 

oto caly sekret dlaczego Spurs sie powiodlo a Suns nie. it's all about elbows, spytajcie Lelbowa.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

gdyby Duncan gral z c***owym teamem i nie zdobyl tych pierscionkow to kazdy by go postrzegal jako slabego lidera bez ognia i podawaliby to jako powod jego porazek (nie zbyt slaby support). jednak Duncan wygrywal, mimo braku ognia etc, i zmienialy sie warunki i dalej wygrywal. po prostu na takie wady zwraca sie uwage dopiero gdy ten lider przegrywa.

 

jesli naprawde ktos jest na tyle naiwny ze uwaza brak ognia Nasha za powod ich przegranych to nie wiem co powiedziec. pewnie gdyby Nash zwyzywal ich od sk****synow jak Kobe to Diaw nauczylby sie zbierac, Marion podroslby te 10 cm, a Amare to by od razu zamienil sie w Garnetta w obronie. Suns przegrywali przez brak interior defense i zbiorek. jesli naprawde myslicie ze jakis k**** ogien cokolwiek moglby tu zmienic to juz wasza sprawa.

Ja bym tam powiedział że tu chodzi o Popa i tyle, drużyna ma taki charakter jak jej trener, przykłady SaS i Jazz dobrze to potwierdzają.

 

ps. co do Nascha ciekawa sprawa, obśmiałeś Bast; Vana o ile pamiętam kiedy powiedział że Amare da sobie spoko rade bez swojego all-star pg, ja wiem ze to dopiero pre, ale moge chyba skomentować że narazie to mi wygląda jak gdyby Amare wniósł Feltona na nowy wyższy poziom, vide w końcu ziomek będzie miał sporo asyst, a co do Steva którego oczywiście talentu nigdy nie będe negował, to chba jeden z najcięzszych sezonów w karierze pierwszy raz bez kogos w stylu Dirk/Amare wcale nie zdziwiłbym się gdyby średnia spadła poniżej 10 na mecz, wiem że ciebie Basty to by zdziwiło niemiłosiernie bo dla ciebie tylko Stock korzystał na wsparciu partnerów :? :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

nieistotne jest ile Nash bedzie mial asyst, ale jak bedzie kierowal ofensywa zespolu. jego zadaniem nie jest nabijanie pustych asyst tylko dbanie o skuteczne possessions Suns.

 

co do Feltona i Amare to wez przyklad z pana Simmonsa. na poczatku Duhon w Knicks w ktoryms tam meczu zrobil sobie 20+ asyst i Simmons wszystkim obwiescil ze Nash stukal te asysty tylko ze wzgledu na system (w tym samym czasie w Suns byl Porter i Nasha asysty wygladaly dosc marnie jak na jego standardy).

 

rok pozniej, po tym jak Suns przeszli metamorfoze pod okiem Gentrego, po tym jak Duhon wrocil na swoj scrubowaty poziom, po tym jak Nash dalej robil swoje 16/11 etc, Simmons wszystko odwolal.

 

sami zobaczcie:

 

With the possible exceptions of Dr. James Andrews, Isiah Thomas and Dick Bavetta, as well as the inventors of SportsCenter, cocaine and the JumboTron, nobody randomly altered the course of NBA history quite like Mike D'Antoni. I realized this while watching the Knicks' Chris Duhon explode for a franchise record 22 assists recently. Here was a career backup suddenly looking like a cross between Bob Cousy, Magic Johnson and Scott Howard during the "I Don't Need to Be the Wolf for Us to Win" game … and I wasn't remotely surprised.

 

Thanks to D'Antoni's revolutionary "seven seconds or less" offense (SSOL, for short), Duhon's big game was perfectly logical. The mind-set is simple and brilliant. When you exert a seemingly chaotic run-and-gun pace, opponents invariably get caught up in that tempo—you know, because deep down every player really wants to shoot every seven seconds—and that's exactly what Coach Mike wants. He trains his teams to play that style and looks for players who make it work, giving him an inherent advantage every night. Like Mike Dunleavy with the the 2009 Clippers, only the exact opposite.

 

HAS ANYONE SEEN STEVE NASH LATELY?

 

Of course, SSOL also happens to be the reverse acronym for LOSS. D'Antoni's Phoenix teams were wildly entertaining, consistently successful—and always heading home before the Finals. D'Antoni didn't care that just about every NBA champ since the 1988-89 Pistons had won with defense; once teams slowed the Suns' tempo and systematically broke them down, their lack of commitment to D always surfaced. Always. They had a fatal flaw. It took us four years to realize it.

 

We spent so much time arguing SSOL's team merits that we never noticed its effects on careers. Remember what happened to Quentin Richardson when he left Phoenix? (Even Sugar from Survivor didn't disappear as quickly.) Have you seen Boris Diaw, Leandro Barbosa or Raja Bell this season? (Overpaid bench players, as it turns out.) Or Amaré Stoudemire? (Is he even an All-Star anymore?) Have you caught Al Harrington, David Lee, Nate Robinson and Duhon in the Knicks' version of the SSOL system? (Suddenly, they're gone in every fantasy league.) Most important, has anyone seen Steve Nash lately?

 

In case you forgot, the Consecutive MVP Club looks like this: Kareem, Bird, Magic, Moses, Jordan, Russell, Duncan, Wilt … and Nash. Gulp. Remember, I protested this vehemently at the time, padlocking myself to the front door of David Stern's office in protest (okay, not true) and even playing the Johnnie Cochran Memorial Race Card (true) in a failed attempt to argue that only transcendent point guards like Magic and Oscar should win MVPs. I thought we were turning our backs on 60 years of NBA history, legitimizing a table-setter as our lead alpha dog and turning the process into a popularity contest. Any time "he's fun to watch and, more important, I can't think of anyone else" becomes the criteria for deciding an MVP race, trouble will ensue.

 

Look, I love watching Nash and I remain grateful that he helped make the NBA entertaining again. But there are two objectives in basketball (score and defend) and over the years he was exploited defensively more times than Lindsay Lohan. That meant we were voting a DH as MVP. Twice. I voted for Shaq in 2005 and Kobe in 2006—well, in my mind I did—and Nash didn't make my top four either year. Begrudgingly, I grew to accept Nash's stature even if I disagreed with it: He made teammates better and made a seemingly frantic style work for a contender, and his numbers/percentages appealed to stat geeks everywhere (17 points, 11 assists, 51%-91%-44% FG-FT-3FG in his MVP years). Fine. In the big scheme, rewarding an exceedingly likable player twice didn't rank among the 200 worst sports atrocities of this decade.

 

Then D'Antoni left and Nash's numbers quickly and not-so-coincidentally dropped back to his pre-Phoenix numbers in Dallas. You know, when the Mavericks decided to let him leave after Mike Bibby torched him in the 2004 playoffs. Check it out:

 

Nash, 2003-04: 78 games, 14.5 PPG, 8.8 APG, 47% FG, 41% 3FG, 92% FT.

Nash, 2008-09: 24 games, 15.5 PPG, 8.5 APG, 48% FG, 42% 3FG, 94% FT.

 

Here's where you say, "Come on, he's 34, it's inevitable he would slow down." Is it? It doesn't bother you that his 2008-09 numbers don't differ from his 2001-04 Dallas averages? Or that every other NBA legend—seriously, all of them—peaked statistically between 25 and 29. Or that Nash jumped a level from borderline All-Star to two-time MVP at 31-32? Logically, it never made sense. You can have late bloomers in the NBA, but not late superstar bloomers. If such a leap occurred in baseball, we would have cracked 10 million HGH/syringe jokes. In the NBA, we ignored the obvious reason (SSOL) and talked ourselves into it.

 

NASH WAS EXPLOITED DEFENSIVELY MORE TIMES THAN LINDSAY LOHAN.

 

Which brings me to my point, and I swear I have one: Of the four major sports, only in basketball is the historical fate of everyone from borderline All-Star to borderline superstar determined entirely by his situation. Baseball is an individual sport; you are who you are (although ballparks can skew this to varying degrees).

 

In hockey, you can ride someone's coattails for big numbers (think Jari Kurri), but we know when it's happening.

 

In football, we sometimes see great players trapped on abominable teams (Barry Sanders, Archie Manning) and good players hitting the team lottery (Jim Kelly, Franco Harris), but we can usually tell either way.

 

Well, what about basketball? The best thing that ever happened to Malone was Stockton, and vice versa; So, what if the Bullets hadn't screwed up and had picked Mailman one spot ahead of Utah instead of taking the immortal Kenny Green? How would you remember Dominique's career if the Lakers had picked him over Worthy? What if Pippen never played with MJ? What if McHale never played with Bird? What if young Kobe had gotten stuck on an expansion team instead of the Lakers? What if KG found a great team before he turned 30? What if Tim Duncan landed on the 1997-98 Celtics instead of the 1997-98 Spurs? In a league where you can play only five at a time, the fortunes of every good player are irrevocably tied to those of his teammates and coach. For better and worse.

 

That's why you can play the what-if game all day with the NBA. Just make sure to include Mike D'Antoni, the Coors Field of coaches, the guy who screwed up our beloved offensive numbers a little too much, swung consecutive MVP votes and turned a borderline All-Star into an NBA icon. Had he taken Chicago's job last summer, we'd be calling Derrick Rose "Magic 2.0" and Ben Gordon would be averaging 29 a game on his way to juggling monster free agent offers next summer. Play a few seasons of SSOL ball, and people will eventually believe that you're better offensively than you really are. Coach Mike has the magic touch. Not for everyone—yes, I'm pointing at you, Jerome James and Eddy Curry—but for some.

 

One of those players was a forever-grateful Nash, who was slightly better than Mark Price and now goes down for eternity as an all-time great. Another is Duhon, who gets to hold his own record in something. There are a few others in the past and present and more coming in the future. I just hope one of them isn't named LeBron. Why? Because I don't have enough brain cells to properly calibrate his first triple-double Knicks season. Could he average 36-13-13 every game with Coach Mike? What about a 40-15-15?

Name me a star player with a harder job this season. His shooting guard went into a funk for half the season. His sixth man missed half the year. His meal-ticket power forward obsessed over his own future for three months and nearly got dumped at the deadline. He's had two starting centers, and just when the second one was hitting his stride he got knocked out indefinitely. He had to carry the offense in crunch time for half the season (his 82games.com "clutch" numbers: 43.4 points per 48 minutes, compared to 27.5 for Amare); not really his game, and besides, he's too freaking old to do that. Or at least, he should be. None of it mattered. Phoenix won 54 games and has the most momentum of any Western team heading into the playoffs.

 

The Suns' season could have fallen apart at a bunch of different points. It never did. Nash gets the credit. I remember hearing he re-signed last summer for three more years and thinking, "Why the hell would he do that?" The Suns seemed like a sinking ship. In America, we're used to superstars who find themselves stuck on a sinking ship, then bolt for greener pastures or selfishly demand a trade without considering the ramifications of that request. (Basically, they just announced to their teammates, "I don't think you guys are good enough to play with me." The situation immediately becomes irreparable. They don't care. They just want to leave. It's like self-sabotage.) Nash never would have done that. He's Canadian. He's loyal. He's the leader. Leaders are supposed to lead.

 

So he stayed, and he led, and they followed, and now they're here.

 

I thought it was his greatest season because of the degree of difficulty: Thirty-six-year-olds shouldn't be milking their statistical primes (16.5 PPG, 11.0 APG, 51% FG, 43% 3FG, 94% FT, unprecedented numbers for a point guard his age), performing open-heart surgery on teammates (in this case, Amare) and turning fringe playoff teams into explosive contenders. As recently as this winter, Steve Nash probably thought his Finals chances had come and gone, remembered the bad breaks in 2005 (Joe Johnson's broken face), 2006 (Amare's knee), 2007 (the suspensions) and 2008 (Duncan's 3), then said to himself, "I wish I could press the RESET button and get one more chance." Consider it pressed.

 

Either way, his brilliant 2010 season reinvented him historically. Now we're looking at a career. Ten straight top-notch years, nine 50-win seasons, two MVPs (whether you agreed with the choices or not), seven All-Star games, three first-team All-NBAs, the best shooting percentages in the history of the point guard position, and pole position for the "guard everyone in his generation would have loved playing with most" contest over Kidd. A Finals appearance would be the cherry on the Steve Nash First-Ballot Hall of Famer Sundae. As always, stay tuned.

tak wiec Simmons tez juz zdazyl wyciagnac mnostwo pochopnych wnioskow po kilku meczach Knicks D'Antoniego, ale po jakims czasie chyba sie zorientowal ze numery Suns sie pogorszyly bo Porter jest matolem, a numery innych spadly bo nie graja z Nashem. wyciagnal mozg z dupy i nawrocil sie.

 

nawet juz zdolalem Loraka nawrocic (chyba) i kazdy predzej czy pozniej to zalapie bo taka jest po prostu prawda.

 

ja mysle rowniez ze Nashowi spadna asysty bez Amare - tak bylo w 2006 i 2009 po ASG. mial wtedy okolo 10 APG. mysle rowniez ze tak samo jak w tamtych sezonach ofensywa Suns dalej bedzie kazdego zgniatala i to w tej kategorii nalezy sie doszukiwac wartosci Nasha, a nie czy tam bedzie mial jedna asyste wiecej czy mniej.

 

jesli zas chodzi o Amare to bez Nasha raczej tez bedzie zdobywal te swoje 20 PPG, chociaz scoring per36 spadnie mu mocno, nie mowiac juz o skutecznosci (przewiduje jakis 7% slabszy TS% i FG%<50, przynajmniej tak bylo do tej pory gdy Nash byl kontuzjowany), a przede wszystkim bedzie jednym z czolowych leaderow w TOV.

 

z tego co pamietam, wg danych synergy, Amare zdobywal ponizej 1 pts per possession na izolacjach. takze ogolnie powodzenia.

 

jak zobaczycie Amare podwojonego to dowiecie sie jaka jest jego wartosc jako scorera. latwo jest lapac podania i je konczyc, duzo trudniej samemu sobie cos tak skutecznego wykreowac.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

dwa ciekawe arty, które nawet powinny ucieszyć fanów Kobe, bo jest o nim sporo pozytywnych informacji.

 

pierwszy, to porównanie występów Kobe i LeBrona przeciw celtics w ostatnich playoffs. polecam również lekturę komentarzy.

 

drugi z kolei, to próba zmierzenia się z oceną defensywy. autor wykorzystuje dane z synergy, by porównać kilku najlepszych defensorów obwodowych (konkretnie tych, którzy w zeszłym sezonie otrzymali jakiekolwiek głosy do all D teams).

 

są tam dokładne dane odnośnie bronienia izolacji, PnR, post up, spot up, off screen oraz hand off. na koniec też mamy oczywiście podsumowanie, czyli uwzględnienie wszystkich tych aspektów defensywy. lista wygląda następująco (posortowane według opp ppp; w przypadku takiej samej ilości opp ppp wyżej jest zawodnik, który bronił przy większej ilości possessions):

 

1. Artest 0.80

2. Rush 0.83

3. Wade 0.83

4. LeBron 0.84

5. Mbah 0.86

6. Kobe 0.86

7. Afflalo 0.87

8. Battier 0.89

9. Hinrich 0.89

10. Sefolosha 0.91

11. Grant Hill 0.92

 

oczywiście te wyniki mają jedną poważną wadę - niektórzy gracze (jak Battier) bronią zwykle przeciw najlepszym strzelcom przeciwników, więc trudniej im o dobry rezultat. inni z kolei (nie będę wymieniał z nazwisk, bo jeszcze niektórzy się oburzą ;]) są defensywnie chowani za mniej groźnymi graczami, więc i łatwiej im osiągnąć małą ilość opp ppp.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 miesiące temu...

http://forums.realgm.com/boards/viewtop ... 0&start=15

 

o ostatnich meczach w PO 2010

Celtics shot 29% against LeBron in guarding situations. LeBron's fouls led to 0 FTs.

Celtics shot 86% against Kobe in guarding situations. Kobe fouls led to 3 Boston FT's.

 

James had 3 steals and a block.

Bryant had 1 steals and 0 blocks.

 

They created a drew fouls comparably, and the defensive errors were a wash.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1. Artest 0.80

2. Rush 0.83

3. Wade 0.83

4. LeBron 0.84

5. Mbah 0.86

6. Kobe 0.86

7. Afflalo 0.87

8. Battier 0.89

9. Hinrich 0.89

10. Sefolosha 0.91

11. Grant Hill 0.92

niesamowite ,że Ron tak się trzyma. ogólnie jestem zdziwiony pozycją Rush'a. ogólnie Hinrich tam śmiesznie wygląda :)

 

 

 

jak można porównać zawodnika grającego 14 sezon z graczem rozgrywającym 7 sezon? lepsze byłoby porównanie ich obron gdy byli na tym samym etapie kariery.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.