Z reportażu dowiadujemy się, że kobieta do 28. tygodnia ciąży była zapewniana przez lekarzy, że wyniki badań są prawidłowe. Stwierdzono co prawda "skrócenie i wygięcie kości udowych", ale mówiono jej, że nie ma powodu do obaw. Dopiero na późniejszym etapie pogłębione testy DNA wykryły geny odpowiedzialne za wrodzoną łamliwość kości. Kobieta wyznała, że do 34. tygodnia ciąży, opierając się na tym, co słyszała od lekarzy, żyła w przekonaniu, że to niegroźna wada.
Według publikacji "GW", przełomem miał być moment, kiedy będąc w Łodzi badał ją prof. Piotr Sieroszewski, prezes Polskiego Towarzystwa Ginekologów i Położników i kierownik Kliniki Medycyny Płodu i Ginekologii UM w Łodzi. Towarzyszący mu studenci mieli stwierdzić: "patrz, jakie ma nogi wygięte, ile złamań".
https://wydarzenia.interia.pl/kraj/news-wrze-po-aborcji-w-36-tygodniu-lekarze-jestesmy-w-potrzasku,nId,21396354