Ohio było dziś do puknięcia i nie jest to relacja zaspanego fana, ale wkurwionego fana. Było dobrze, nawet pod nieobecność Melo oraz "Zbója". Obrona na poziomie, do pewnego momentu atak też nie kulał. Meczy był na styku, jednak to Cavs kontrolowali przebieg spotkania, co nie znaczy, że nie można było ich podkurwić trochę. Król oraz zbawca organizacji Thompson dostali po daszku. Ten sędzia, który gwizdnął przeciw LBJ już pewnie nie pracuje w zawodzie. Smutno tak stracić robotę na święta. Po stronie Knicks Amundson (wyprzedził w rotacji Seraphina) oraz ROLO też dostali po techniku. Porzingis był on fire, ale w 4 q nie dostał nawet piłki do rąk. 4/4 za 3, ale w końcówce hero ball musiał grać Afflalo, który przez całe spotkanie kulał. Shumpert na nim siedział jak kura na jajach, ale coś tam udało mi się trafić. Naliczyłem 3 lub 4 akcje gdzie KP stał niekryty i mogły być to łatwe punkty, ale nikt do niego nie podawał. On jest najwyższy na boisku - jak można nie zobaczyć jak stoi bez krycia??? Za to Lance Thomas dobrze krył LBJ, ale kiedy ten powiedział dość, wbiegał w pomalowane jak Eddy Curry do McDonalda.
Fisher wyglądał dziś dostojnie. Miał fajny krawat który pasował do koszuli. Miał też w głowie nie wpuszczać Saszy na boisko, dzięki czemu zobaczyliśmy Early'ego oraz jego zajebiste pekaesy. Mało tego! Nawet Grant zagrał 10 min w tym spotkaniu. Ale końcówkę spaprał koncertowo, gdyż ten mecz był do wyjęcia. 2 min do końca 80-82 dla Cavs i dupa po tylu przerwach na żądanie.
Szpiedzy zza oceanu zrobili zdjęcia ostatnich akcji jakie rozrysowywał Fish i podesłali mi je gołębiem pocztowym na specjalnym mikrofilmie:
Jutro nie zobaczymy niestety fajnych strojów Knicks. Silver ty c***u. Natomiast drugiego dnia świąt jedziemy do Atlanty by tam spróbować coś wygrać.
Merry Kristaps!!!