delfin 301 Napisano 18 Lipca 2018 Zazwyczaj patrzyłem się na żale kibiców, jak i zawodników NBA dot. wierności, lojalności, czy moralności troszkę z przymrużeniem oka, ale dzisiaj lekko się poirytowałem i zdecydowałem się poruszyć ten temat. Weźmy pod lupę przykłady najświeższe, pierwsze z brzega. Niektóre punkty będę sprowadzał do perspektywy 1os, żeby bardziej unaocznić punkt widzenia. - Hayward ogłasza, że przechodzi do Bostonu, Gobert się oburza, wrzuca jakieś moralizatorskie wstawki na social media. Jeśli mam podpisany kontrakt z pracodawcą i ten kontrakt wygasa a mam możliwość pójścia do moim subiektywnym zdaniem lepszej, fajniejszej pracy, to co złego jest w tym, że pójdę tam gdzie będzie mi lepiej? Ja rozumiem że ta praca uczyniła ze mnie lepszego pracownika, uwielbiam moich kolegów, pracodawcę prawdopodobnie też i nawet jeśli jestem bardzo ważnym ogniwem tej firmy, to przecież to mnie do niczego nie zobowiązuje, mam prawo wyboru i każdy inny członek tej firmy niezależnie od czego czy mnie lubi czy nie, powinien moje zdanie uszanować, koniec. - Te dwa wątki połączę. LBJ przechodzi z Cavs do Miami, Durant z OKC do GSW, ludzie krzyczą "łolo bogo, poszet tam gdzie mu bendzie lepiej i zostawia nas w poczebie a tu muk stforzyć coś wielkiego,być tfarzo organizacji na zafsze, judasz jeden!!!". Ja wiem, że kibicom zawsze będzie trudniej zaakceptować stratę ukochanego gracza, w dodatku jeszcze franchise playera, ale koszykarz to tylko zwykły, zazwyczaj niewykształcony, wychowany w biedzie chłopak, przed którym otworzyły się wielkie, żeby nie powiedzieć ogromne możliwości. Każdy chce podpisać jak najwięcej kartek w książce pt. "historia NBA", stąd to dążenie do sukcesu, stąd to formowanie się super teamów. Tacy zawodnicy jak LBJ, czy KD, są na takim poziomie, że mają możliwość albo zrobienia sobie takiego teamu(LBJ) albo dojścia do super teamu i zrobienia z niego jakiegoś chorego monstrum(KD). Pójście na łatwiznę? Raczej gonitwa na marzeniami. No chyba że znacie takiego koszykarza, który powie "Jestem top 3 ligi, niedawno zdobyłem MVP RS, wygasa mi kontrakt. Pójść do superteamu, z którym mogę zrobić rzeczy, których nie zrobił jeszcze nikt, wykręcić wspólnie statystyki jakich świat nie widział, zdobyć w końcu upragnione mistrzostwo i być jedną z bardziej rozpoznawalnych twarzy ligi XXI czy zostać na zadupiu, gdzie nie buduje się domów z niczego innego niż karton bo i tak zaraz przyjdzie tornado, tworzyć superduo z nabijaczem statów, z którym i tak nigdy nie zajadę wyżej niż WCF? Nie, chyba zostanę tutaj w Oklahomie, w końcu wybrali mnie w drafcie, tłum mnie kocha, zostałem tutaj najlepszym strzelcem RS i MVP RS, trzeba być lojalnym." A kariera koszykarza jest tylko jedna i trwa w porywach do 15 - 20 lat. Czasem taka szansa danemu zawodnikowi się po prostu nie powtórzy i będzie sobie całe życie pluć w brodę, że mógł naprawdę osiągnąć koszykarskie szczyty, albo po prostu spełnić marzenia, ale wolał być lojalny. - Oddanie IT do Cavs. Wszyscy płaczą że Aigne oddał wierne serce drużyny, w sumie łącznie z samym Thomasem. Ajzeja faktycznie zrobił w Bostonie kawał dobrej roboty. W zasadzie sam jeden z tankującej drużyny, zrobił drużynę z powodzeniem walczącą o PO. Ludzie go za to pokochali, że pomimo takiego wzrostu, tyle z siebie dawał i ciągnął drużynę wyżej i wyżej. Jak się później okazało, IT również polubił Boston i tak to sobie wszystko fajnie hulało do momentu kiedy Thomasowi zaczął kończyć się kontrakt a Danny chciał wskoczyć z drużyną oczko wyżej i wreszcie zacząć walczyć o najwyższe cele. IT zaczął gadać o swoich maxach, ciężarówach wypełnionych hajsem. A wiadomo, IT nawet jak będzie robił 50ppg, to jego wzrost jest tak wielką przeszkodą, że zarówno w RS jak i w PO będzie niemiłosiernie objeżdżany w obronie(switche i granie w post vs DeRozan w PO do dzisiaj mi się śnią), ale również podwojony czy czasem potrojony przy tym wzroście będzie miał ogromne problemy ze zrobieniem czegokolwiek. Danny nie jest głupi i o tym wiedział. Wiedział że Thomas nie będzie pierwszą opcją w poważnym zespole i nie dostanie żadnego maxa, ze względu na swoje ograniczenia. Na rynku pojawiła się okazja, dlaczego Aigne miał nie pozyskać Irvinga, uważanego wtedy za chyba ex equo z Currym najlepszego ofensywnie PG, w zamian za mniejszą wersję Lou Williamsa, myślącą że będzie MVP i należy mu się największy hajs taki tylko może być? Czy można w tym przypadku obwiniać Aigne'a, mówić że postąpił nie lojalnie bo przecież Thomas tyle z siebie dawał? A czy Aigne pracuje dla IT, czy pracuje w interesie i dla dobra Celtics? Imo Danny zrobił to co było w danym momencie najlepsze dla drużyny, pozbył się gracza tak naprawdę potencjalnie niewygodnego i to za kogo, z paczką za Irvinga, nie jakiś drugorundowy pick oby się tylko pozbyć. Nie widzę tutaj powodów do płaczu, przynajmniej z punktu widzenia Aigne'a. - I wreszcie sytuacja dzisiejsza. DeRozan oddany, zamyka się w łazience i płacze a pod drzwiami od tegoż kibla siedzi cała masa kibiców, innych graczy podających mu chusteczki i mówiących jaki to ten zarząd Raptors nie jest straszny. W sumie sytuacja podobna po trosze do w/w. Rapsy miały się generalnie opierać na DeRozanie jako 1 opcji. Typek podpisał lukratywny kontrakt, ale w PO rok w rok to samo, obsrane gacie i wyjazd w 2 rundzie. Kto z Was nie próbowałby handlować typem, który nigdy nie da Wam nic więcej niż fajny bilans w RS, mając taką okazje jaką jest Leonard? Nawet jeśli KL po roku ucieknie, to zawsze będzie to dobry moment do rozpoczęcia rebuildingu, a tak jeszcze 2 lata z Demarem, musieliby się oszukiwać, że teraz to na pewno dojdziemy do finału. Jedyne co zarząd mógł zrobić to nie zapewniać DeRozanowi, że nie zostanie przehandlowany. Tu faktycznie zachowali się jak złamasy. No ale cmon, tutaj w grę wchodzą niewyobrażalne pieniądze, w europie chyba nawet w ligę mistrzów nie jest wpompowywany taki hajs jak w NBA. Właścicieli klubów interesuje tylko dobro klubu jako ogółu,odnoszone sukcesy i hajs. Gdzie klub zyska więcej na wartości, wśród sponsorów, gdzie będzie więcej hajsu w zasadzie ze wszystkiego, gdzie będzie większa szansa na sukces? Z DeRozanem czy Leonardem(grającym i zdrowym)? I teraz wypadałoby dopisać jakieś zakończenie co by ładnie wyglądało . Uważam że gracze, kibice są mocno przewrażliwieni na punkcie lojalności. Dla mnie to jest wręcz irytujące kiedy za każdym tego typu zdarzeniem jak dzisiaj ciągnie się smród straconego zaufania, utraty honoru itd. NBA to dzisiaj gigantyczna marka, nienormalne pieniądze. Przecież to jest oczywiste, że każdy kto ma jakikolwiek wpływ na bieg wydarzeń w których się znajduje, przede wszystkim będzie się patrzeć dobro swoje, swojej rodziny, realizowanie swoich ambicji i spełnianie marzeń. Tym bardziej że jak wspomniałem, NBA to nie jest gra w którą grasz do 65 roku życia, tutaj okazje trzeba szybciutko chwytać, bo zaraz może jej już nie być. GMowie również nie mogą się patrzeć, kto jest w klubie zakochany a kto nie, tylko działać z korzyścią dla klubu. To jest ich praca i z tego są rozliczani. A Panom Thomasowi, Gobertowi i DeRozanowi proponuję troszkę mniej westernów, czy filmów o samurajach, więcej wyjścia do ludzi i zobaczenia jak to wszystko funkcjonuje. Lojalność to może być między przyjaciółmi, czy rodziną, a nie w tak na dobrą sprawę ogromnej korporacji, gdzie rok w rok mieli się gotówką w takich ilościach, jakich nasz umysł nie obejmie... Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach
Gość eF. Napisano 18 Lipca 2018 (edytowane) A ja uważam, że lojalność względem klubu to mistrzostwo. W świecie gdzie wszystko da się kupić, a ludzie są coraz głupsi i w pogoni za $ zrobią dosłownie wszystko to jest coś co należy chwalić. Tacy wierni ludzie są na wymarciu - Ci którzy widzą w tym coś więcej niż tylko łatwe hajsy i ucieczkę po większe, lepsze. A że są na wymarciu to ubolewam nad tym. Przykładowo w piłce nożnej takie postaci są niemal święte, a jest ich kilkunastu / kilkudziesięciu? Oby w koszykówce takich postaci było równie dużo, bo to jest piękne samo w sobie i nie zabijesz tego niczym. Patrz na Dirka Nowickiego. Swojak, prawie. 20 lat w klubie, rezygnuje z większych zarobków (nie raz, nie dwa) by dać elastyczność Dallas. 20 lat. I jak tu nie szanować takich ludzi? To jest właśnie najbardziej inspirujące dla innych (według mnie), a nie bycie k*rwą łasą na hajs. Lojalność to coś co powinno być na piedestale w sporcie (w życiu również), coś co sprawia, że jesteś wyjątkowy. Serio. Edytowane 18 Lipca 2018 przez eF. Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach
ely3 8345 Napisano 18 Lipca 2018 Tak z ciekawości jest powód dla, którego pominąłeś smród po odejściu Allena z Bostonu? Przecież tam do dziś Garnett czy PP nie podają dłoni bodajże Z Haywardem to akurat zły przykład bo Gordon od 3 lipca przestał dbierać telefony od wszystkich graczy Jazz i to nawet takich z którymi się przyjażnił jak Gobert czy Ingles... I o to jest spory żal Inna sprawa ze Denver przepraszało jak oddawało Billupsa do Knicks...I obie strony były smutne ale rozumiały, że to taki biznes Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach
shadowy86 268 Napisano 18 Lipca 2018 Lojalność? Taki Porzingis ma dwadzieścia lat szorować dno z Knicks, by jakiś Janusz z Polski wirtualnie poklepał go po plecach i powiedział: "super zrobiłeś"? Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach
Gość eF. Napisano 18 Lipca 2018 Lojalność? Taki Porzingis ma dwadzieścia lat szorować dno z Knicks, by jakiś Janusz z Polski wirtualnie poklepał go po plecach i powiedział: "super zrobiłeś"? wypowiedź godna sezonowca Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach
Lucas 3140 Napisano 18 Lipca 2018 wypowiedź godna sezonowca ??? Wypowiedź godna osoby potrafiącej jakoś wczuć się w zawodnika, przynajmniej na czas głosowania w BeGM Fajne są historie o karierze w całej drużynie (Duncan czy Giggs), ale to jest łatwe będąc w zespołach, które są na topie. Gorzej jak trafisz do organizacji, w której o ten tytuł ciężko i nie wiem czemu ktoś miałby się męczyć całą karierę w przeciętnej drużynie i nigdy tego mistrzostwa nie zdobyć dla zapisania się w historii jako lojalny zawodnik zespołu x. Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach
Gość eF. Napisano 19 Lipca 2018 (edytowane) ??? Wypowiedź godna osoby potrafiącej jakoś wczuć się w zawodnika, przynajmniej na czas głosowania w BeGM Fajne są historie o karierze w całej drużynie (Duncan czy Giggs), ale to jest łatwe będąc w zespołach, które są na topie. Gorzej jak trafisz do organizacji, w której o ten tytuł ciężko i nie wiem czemu ktoś miałby się męczyć całą karierę w przeciętnej drużynie i nigdy tego mistrzostwa nie zdobyć dla zapisania się w historii jako lojalny zawodnik zespołu x. Nie wiesz co mówisz. Przykład prosty z brzegu to Karl Malone, John Stockton. Od strony piłki - Francesco Totti, Steven Gerrard. Ich drużyny rzadko kiedy były na TOPIE (albo wcale). Nie, nie liczę przygody Karla z Lakers, bo miał ponad 40 lat i chciał wygrać mistrzostwo. Dziwię się, a jednocześnie mam bekę z ludzi, którzy nie widzą w tym piękna. W lojalności. Widocznie przyjaciół się nie ma. btw - a co mnie obchodzi głosowanie w BeGM? Mówimy o realnym świecie... Edytowane 19 Lipca 2018 przez eF. Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach
Lucas 3140 Napisano 19 Lipca 2018 Gerrard wygrał Ligę Mistrzów. Totti był mistrzem Włoch. Obaj dość regularnie meldowali się w czołówce w swoich ligach. Malone ze Stocktonem w Jazz grywali w finałach NBA. Nie są to kariery usłane sukcesami jak Giggs czy Duncan, ale każdy z nich wygrał coś poważnego i zwykle był w czołówce ligi. Shadowy, pisał o Porziginsie i Knicks i jeśli do końca jego drugiej umowy z NYK jego zespół nie zagra choćby w Finale Konferencji to nie wiem czemu Łotysz miałby tam zostać na dłużej. W imię czego? Lojalność to fajna historia, ale tak jak pisałem w mocnym zespole. W drużynie przeciętnej czy słabej to tylko marnowanie swojej kariery i pójście na łatwiznę, bo zamiast walki o poważne cele wystarcza statusu local hero. Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach
tomeczeg20 542 Napisano 19 Lipca 2018 Mi to wszystko hipokryzja zajezdza. Lebron odchodzi z Cleveland do Miami: palenie koszulek, gwizdy itp. Handluja Derozanem: placz, pi****lenie ze jak tak mozna itp. Ludzie, to jest biznes. Gracze odchodza bo chca wygrac mistrzostwo/wiecej zarobic albo sa trejdowani z roznych powodow. Wskazcie mi gracza NBA ktory byl "lojalny" dla jednego klubu przez cala swoja kariere. Wiekszosc albo dostala tlusty kontrakt albo zawsze byli w czolowce. Nawet Garnett siedzial w Minessocie tylko dlatego ze dali mu olbrzymi jak na tamte czasy kontrakt a i tak w koncu zdecydowal sie odejsc zeby powalczyc o tego misia. Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach
Gość eF. Napisano 19 Lipca 2018 Stockton i Malone niczego nie wygrali więc jak Porzingis niczego nie wygra w Knicks to jest głupi? Daj spokój, bo chyba nie o to Ci chodziło. Sukcesy sukcesami, ale lojalność to coś czego nie kupisz. Dlatego jak dla mnie to równie ważne co tytuły. Oczywiście względem tych, którzy lojalni byli, bo jak nie byli to nie zmienia ich wartości jako sportowców. Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach
BMF 7311 Napisano 19 Lipca 2018 (edytowane) Z tym DeRozanem to generalnie śliski temat, bo koleś niby wziął jakieś 10 mln mniejszy kontrakt niż by mógł, ale dalej zarabia jakieś 70/5 za dużo, i niby powiedzieli mu, że go nie wyhandlują, ale co mieli mu powiedzieć? "Jak trafi się nam okazja to chętnie się Ciebie pozbędziemy, bo jesteś ciotą w playoffach, ale jak nie to w sumie perspektywa 53W i Twojego dania dupy w playoffach nie jest taka zła, hello, to LeBronto, więc nie przejmuj się, Demar''? Nie mieli oddawać bieda-pseudo-franchise playera, bo chce spędzić w Toronto całe życie? Pewnie prawdą jest, że Toronto na tym straci, bo tak się nie traktuje gwiazd, ale to mocno sytuacja bez wyjścia, bo DeRozan de facto nie jest żadną gwiazdą. Wiadomo, że jednak nie trzeba było go traktować jak jakiegoś Normana Powella, ale nie wiem czy wiele by tutaj to zmieniło w żalach do organizacji z jego strony. Generalnie szeroki wątek, ja tam nawet rozumiem tych zawodników, bo dla nich NBA to jest całe życie, taki Isaiah grał z kontuzją w playoffach, więc na jego miejscu pewnie czułbym się podobnie, bo może uniknąłby bycia Michaelem Beasleyem NBA gdyby dał sobie wtedy spokój, ale kibice to jest większy rak na tym punkcie. "Poleciał za kasą zamiast zostać u nas" gdy zawodnik X podejmuje racjonalną decyzję zarobkową, którą każdy random podejmuje kilka razy w życiu "Wymusił trade, a tyle zawdzięcza klubowi'' gdy w większości przypadków zawodnik X trafił do organizacji Y bo go wybrali w drafcie i normalnie nawet nie pomyślałby, żeby tam iść, ale w NBA panują jakieś quasi-komunistyczne zasady żeby to w ogóle mogło funkcjonować etc. I oczywiście jeszcze typowe ''od bohatera do zera'', patrz hejtowanie Haywarda przez fanów Jazz ''bo za późno podjął decyzję i nie mogliśmy podpisać nikogo dobrego w zamian'' (sic) czy klasyka z paleniem koszulek LeBrona. Ale generalnie tutaj jest progres, dekadę temu nawet jak ktoś grał w jakimś bieda-teamie to przeważającą (albo mocno przebijającą się) narracją było ''szmaciarz wymusza wymianę, pojebao go do końca'', teraz jakoś od dwóch lat gdy wiadomo że z Pels nic nie będzie ludzie tylko czekają aż w końcu Davis trafi do normalnej organizacji i zaraz podobnie będzie z Dżianisem. Poza skrajnymi przypadkami a'la Kawhi (któremu jednak coś odwaliło, ostatnio mi mignęło, że Kawhi ma najlepsze win ratio EVER w RS z graczy over kilkaset meczów) tak jakby więcej zrozumienia, że ci ludzie marnują sobie kariery w tych wszystkich Nowych Orleanach i już nie trzeba marnować prawie całego ~top15 alltime prime'u jak Garnett żeby dostać rozgrzeszenie za wymianę czy kontrakt w innym miejscu. Edytowane 19 Lipca 2018 przez BMF Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach
Gość eF. Napisano 19 Lipca 2018 Mi to wszystko hipokryzja zajezdza. Lebron odchodzi z Cleveland do Miami: palenie koszulek, gwizdy itp. Handluja Derozanem: placz, pi****lenie ze jak tak mozna itp. Ludzie, to jest biznes. Gracze odchodza bo chca wygrac mistrzostwo/wiecej zarobic albo sa trejdowani z roznych powodow. Wskazcie mi gracza NBA ktory byl "lojalny" dla jednego klubu przez cala swoja kariere. Wiekszosc albo dostala tlusty kontrakt albo zawsze byli w czolowce. Nawet Garnett siedzial w Minessocie tylko dlatego ze dali mu olbrzymi jak na tamte czasy kontrakt a i tak w koncu zdecydowal sie odejsc zeby powalczyc o tego misia. Biznes biznesem, ale legendy istnieją i mają się dobrze. Bez nich każda organizacja była by tylko biznesem i można by położyć na nich ch*j. Innymi słowy kto by kibicował wydmuszkom? Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach
Swiety_76 138 Napisano 19 Lipca 2018 Ciekawe że o lojalności mówi się głównie w kontekście all starów super starów. A nic nie wspomina się o lojalności rollsów czy gości siedzących na końcu ławki. Przecież taki gość też może mieć jakieś uczucia do klubu, miasta, lojalność, nadzieje, oczekiwania a to właśnie tacy przeciętniacy są najczęściej handlowani bez pardonu. I jak sprzedają takiego bolka (albo w drugą stronę jak koleś podpisuje z nowym klubem kontrakt) to pies z kulawą nogą nie interesuje się co on o tym myśli. No ale jak jesteś super starem to masz grać w jednym klubie do końca życia - nawet jak ty tego klubu nie wybierałeś tylko klub wybierał ciebie. Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach
Gość eF. Napisano 19 Lipca 2018 Wizytówką klubu Chicago Bulls był niejaki Michael Jordan, a nie Bill Wennington (z całym szacunkiem). Czemu to piszę? Bo sam sobie odpowiesz na własne pytanie względem tych "bolków", tadam Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach
Swiety_76 138 Napisano 19 Lipca 2018 Jak już wspominasz o Jordanie i całej tej starej ferajnie z czasów "lojalności" Jordan też miał akcje typu sprzedajcie mnie jeśli zrobicie/nie zrobicie tego. Jordan to miał dużo szczęścia że w drafcie jak magik z kapelusza Chicago wyciągnęli dobrych graczy bo inaczej losy mogłyby się inaczej potoczyć (Garnett w Minessocie, Barkley w 76ers) i raczej o 6 misiach mógłby zapomnieć w Chicago. Olajuwon swego czasu też żądał trade bo przez większość kariery robił wypad w pierwszej rundzie PO. Jeszcze jakieś lakersy czy Celci z lat 80-tych wspominali coś o lojalności. Fajnie jest grać w zespołach które mają bogatą tradycję wyruchania reszty ligi w drafcie, podpisywaniu wielkich FA, tworzenia super teamów. Łatwo jest mówić o lojalnośći jak grasz w przec***owym teamie. No ale jakby jeden z drugim wylądowali w takiej Minnesocie to pewnie inaczej by mówili. Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach
MA23 292 Napisano 19 Lipca 2018 Lojalność ... Idziesz tam gdzie: - masz lepsze perspektywy - lepszą atmosferę w pracy - lepszą kasę ( ten czynnik nie wiem jak bardzo istotny bo gdybym zarabiał nawet te 5mln USD na rok to bym nie płakał ale każdy ma swoje priorytety i dla niektórych to dużo a dla innych grosze). Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach
jack 1717 Napisano 19 Lipca 2018 Wizytówką klubu Chicago Bulls był niejaki Michael Jordan, a nie Bill Wennington (z całym szacunkiem). Czemu to piszę? Bo sam sobie odpowiesz na własne pytanie względem tych "bolków", tadam A jednak kibice z Oklahoma City będą szanować i długie lata wspominać takiego bolka jak Nick Collison. Lojalność gracza do klubu jest fajna i pewnie większość z zawodników wolałaby grać w jednym klubie i budować sobie historię w jednych barwach. Także dlatego, że NBA to biznes a lojalność też jest w cenie. Od zawsze byłem fanem Shaqa i naprawdę wolałbym by całą karierę siedział w Orlando albo został w Lakers do emerytury. Tak mam. Tyle, że czasem pojawią się czynniki, które powodują, że siedzenie w jednym klubie uwiera. Po pierwsze i najważniejsze - gracz zaczyna karierę nie tam gdzie sobie wymarzył tylko tam gdzie go los rzucił. Po drugie rozumiem zawodników, którzy odchodzą z klubów, których management nie daje z siebie wszystkiego - James (Cavs - tylko za pierwszym razem), Garnett (Min). Jakoś nigdy nie byłem fanem Paula Pierce'a ale szanuję, że gość siedział w tym marnym Bostonie tyle lat, pomimo, że pewnie wolałby zachodnie wybrzeże i czekał, aż jakiś cud się wydarzy. I nawet jak już na starość odszedł to Celtics tylko na tym skorzystali. Tyle, że gdyby Garnett nie znudził się Minnesotą to jego lojalność nie dałby mu nic poza lokalnym szacunkiem bo szeroki świat dostrzega lojalność gracza wtedy, gdy odnosi on sukces. Wtedy jest cmokanie i wspominanie lojalnej legendy klubu. Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach
karl 422 Napisano 19 Lipca 2018 (edytowane) Pytanie: czy zawodnik jest bardziej prawdopodobny do pozostania w drużynie do końca swojej kariery po 2/5/10 latach gry w tej samej drużynie?* wiLQ, nie robiłeś kiedyś analizy tego? *Nieprzypadkowo nie użyłem słowa lojalność bo przydałoby sie je najpierw zdefiniować. Edytowane 19 Lipca 2018 przez karl Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach
Elwood 2769 Napisano 19 Lipca 2018 Lojalność ... Idziesz tam gdzie: - masz lepsze perspektywy - lepszą atmosferę w pracy - lepszą kasę ( ten czynnik nie wiem jak bardzo istotny bo gdybym zarabiał nawet te 5mln USD na rok to bym nie płakał ale każdy ma swoje priorytety i dla niektórych to dużo a dla innych grosze). Bang mister, 100% prawdyGra w kosza to ich robota, a do roboty sie chodzi by hajs kosić Lojalność sprawdza się pod trzepakiem jak się za bajtla w kambojów bawisz Lojalność względem pracodawcy/pracownika jest podrzedna względem lojalności w rodzinie, wśród bliskich Wczoraj u Tonego Bourdaina jedna włoszka fajnie powiedziała My tworzymy idoli i my ich potem niszczymy Tyle, że to "my" w dwóch częściach zdania to zwykle dwie rozne strony barykady Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach
Gość eF. Napisano 19 Lipca 2018 Jedni grają tylko dla pieniędzy i są najemnikami, drudzy widzą w tym coś więcej. I jedno i drugie jest okej. Zależy kto ma jakie priorytety, wiadomo. Jak dla mnie lojalność to coś pięknego, bo rzadko występuje. Dlatego mam wielki szacunek do takiego Dirka chociażby. Dzięki takim graczom jak on i tym z przeszłości drużyny mają swoją tożsamość. Mają swoja markę. Mają swoich fanów. Tych prawdziwych - na dobre i na złe. To też lojalność. Takie rzeczy się ceni. Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach