Skocz do zawartości

Szósty gracz?


Dnc

Rekomendowane odpowiedzi

Myślę, że jak już kopiować czyjąś własność to trzeba robić to sensem. Małe promo dla 6G za dobre ruchy kadrowe, może kogoś przekona do nabycia subskrybcji. Przemek Kujawiński to dzisiaj chyba najlepiej piszący o koszu gościu. Poza  tym każdy z nas powinien znać tą historie.

 

 

 

To miały być „radosne zawody”. Igrzyska Olimpijskie w 1972 roku w Monachium miały być dla Niemiec okazją do pokazania światu, że nie mają już nic wspólnego z krajem, który, raptem 36 lat wcześniej, w cieniu swastyk rozdawał medale, by 3 lata później „zorganizować” Europie całkiem inny rodzaj gier. Niemcy robili wszystko, by zamazać pamiętne sceny z Berlina z 1936 roku i z przewrażliwienia specyficznie podeszli do kwestii ochrony wioski olimpijskiej, nie chcąc dopuścić, by „ludzie z bronią” przywołali jakiekolwiek złe skojarzenia.

To miał być beztroski koniec lata. Ta beztroska okazała się być ważniejsza od bezpieczeństwa zawodników.

Z początku wszystko szło po myśli gospodarzy, a Mark Spitz i Olga Korbut sprawili, że wydawało się, że będą to niezapomniane Igrzyska. Amerykański pływak zadziwił wszystkich, zdobywając siedem złotych medali. Białoruska gimnastyczka – „wróbelek z Mińska” – udowodniła, jak bardzo ekscytująca może być jej dyscyplina. O tak, to musiały być niezapomniane Igrzyska.

Były.

Z zupełnie innych powodów.

 

W nocy z 4 na 5 września ośmiu przebranych za sportowców członków ruchu Czarny Wrzesień, walczącego o niepodległość Palestyny, wtargnęło do wioski olimpijskiej i udało się na ulicę Conolly’ego 31, gdzie mieszkali sportowcy z Izraela. W trakcie gwałtownego ataku zamordowali dwie osoby, a kolejnych dziewięć wzięli do niewoli.

Po całodziennych negocjacjach Palestyńczycy zdecydowali się wraz z zakładnikami opuścić Monachium i poprosili o transport na lotnisko i samolot, który miałby wywieźć ich do Egiptu. Niemiecka policja postanowiła wykorzystać sytuację, by zastawić na nich pułapkę. Na skutek błędów w planowaniu i niekompetencji policjantów historia miała tragiczny finał. W strzelaninie na lotnisku zginęli wszyscy porwani sportowy.

Kilka godzin później legendarny amerykański komentator sportowy Jim McKay, który całkiem niespodziewanie dla siebie zmuszony został do przejęcia roli głównego reportera telewizji ABC z frontu wydarzeń i relacjonował „monachijski kryzys” bez przerwy przez 14 godzin, ze łzami w oczach wypowiedział jedne z najbardziej pamiętnych słów w historii amerykańskiego dziennikarstwa:

Kiedy byłem dzieckiem, mój ojciec mawiał, że nasze największe nadzieje i najgorsze obawy rzadko się spełniają. Nasze najgorsze obawy spełniły się dzisiaj. Dowiedzieliśmy się, że było 11 zakładników, dwóch zostało zabitych w swoich pokojach wczoraj rano, dziewięciu zostało zabitych dziś na lotnisku. Wszyscy nie żyją.

Przez chwilę świat stanął w miejscu. Ogromna grupa sportowców i dziennikarzy była przekonana, że kontynuowanie Igrzysk nie ma najmniejszego sensu, że w takiej sytuacji należy udać się do domów i pogrążyć w żałobie. Innego zdania był przewodniczący MKOL-u Avery Brundage, który zdecydował się na to, że „zawody muszą trwać”.

Decyzja Brundage’a nie przyniosła mu popularności, szczególnie, że w swojej mowie postawił obok siebie terroryzm Czarnego Września i wykluczenie z Igrzysk Rodezji (co zrobił z niechęcią pod naciskiem innych państw afrykańskich, które groziły bojkotem, jeśli rządzony przez białą mniejszość kraj pojawi się w Monachium). 85-letni już wtedy Brundage, w swoim mniemaniu, starał się walczyć o depolityzację i dekomercjalizację Igrzysk, ale jego krytycy sugerowali, że podstawy większości jego decyzji stanowiły jego własne uprzedzenia wobec Żydów i czarnych. Jeszcze w 1936 roku stał na czele frakcji MKOL-u, która popierała pomysł organizacji Igrzysk w nazistowskich Niemczech, a podczas Igrzysk w Mexico City w 1968 roku wydalił z wioski olimpijskiej złotego i brązowego medalistę biegu na 200 metrów, Tommiego Smitha i Johna Carlosa, którzy w czasie dekoracji weszli na podium na bosaka i z opuszczonymi głowami podnieśli w górę dłonie ubrane w czarne rękawiczki w geście solidarności z ruchem o prawa czarnoskórych Amerykanów.

Sportowcy byli podzieleni. Część z nich odbierała decyzję o kontynuowaniu Igrzysk jako brak szacunku dla zamordowanych kolegów. Inni, wręcz przeciwnie, twierdzili, że dokończenie zawodów udowodni wyższość sportu nad terroryzmem. W każdym wypadku nikt nie był obojętny. Ostatecznie dramatyczne wydarzenia miały miejsce właściwie na ich oczach.

Młodzi reprezentanci Stanów Zjednoczonych w koszykówce byli zakwaterowani w bezpośredniej bliskości z mieszkaniami Izraelczyków. Podobno część z nich widziała wszystko ze swoich okien. Napastników w maskach z karabinami. Zakładników wywlekanych za włosy do okien. Przez kilkanaście godzin koszykówka przestała się liczyć.

Przed przyjazdem do Monachium Amerykanie wygrali wszystkie możliwe mecze w swojej historii startów na Igrzyskach. Pomimo wysyłania na turnieje „amatorów” z NCAA zaliczyli 55 wygranych z rzędu i zdobyli wszystkie siedem dotychczasowych złotych medali. Do czasu masakry na ulicy Connolly’ego dołożyli do tego kolejnych siedem zwycięstw.

Zespół prowadzony był przez legendarnego Henry’ego Ibę, który już dwukrotnie wcześniej prowadził USA do złota. Tym razem jednak miano wątpliwości, czy to dobra decyzja. 68-letni już trener miał opinie konserwatysty, którego styl prowadzenia gry nie przystawał już do „nowych czasów”. Iba zmuszał swoich graczy do spowalniania gry i pomimo tego, że dysponował dwunastką rozbieganych młodzieńców, wolał, by gra toczyła się według „starych zasad”, gdzie przed oddaniem rzutu zalecano wykonanie przynajmniej siedmiu podań.

Nawet jeśli jednak ktokolwiek wyrażał swoje wątpliwości co do starego trenera, to nie przewidywano, żeby miał przegrać. Amerykanie wciąż dominowali nad innymi krajami wyszkoleniem technicznym, atletyzmem, a w 1972 roku dysponowali też bardzo wysokim składem. Byli faworytami nawet pomimo tego, że z gry w kadrze zrezygnował niekwestionowany król uniwersyteckich parkietów Bill Walton, który tłumaczył się kontuzjami, ale podejrzewano, że nie chciał grać dla swojego kraju z powodów ideologicznych (przyszły mistrz NBA w barwach Blazers i Celtics był wielkim przeciwnikiem wojny w Wietnamie).

Dzień po wznowieniu Igrzysk Amerykanie zmierzyli się w półfinale turnieju z Włochami, których rozbili różnicą 30 punktów. W finale czekać mieli na nich reprezentanci ZSRR. To miał być wymarzony rywal.

Przypomnijmy, był 1972 rok i choć kilka miesięcy wcześniej Richard Nixon jako pierwszy amerykański prezydent odwiedził Moskwę, to zimna wojna trwała w najlepsze, a żołnierze wciąż ginęli w lasach Wietnamu. W obu krajach pojedynek miał charakter prestiżowy, a fakt, że Sowieci wcale nie odstawali poziomem od „studentów” z USA dodawał rywalizacji jeszcze większego posmaku.

Reprezentacja ZSRR miała tę olbrzymią przewagę, że jej zawodnicy od lat już grali ze sobą we właściwie niezmienionym składzie. Ich największą gwiazdą był Siergiej Biełow. Obrońca, który o lata wyprzedził swoją epokę i gdy reszta jego kolegów wciąż zachowawczo kozłowała piłkę z rzadka, zazwyczaj starając się chronić ją ciałem, on wyglądał jak radziecka odpowiedź na Jerry’ego Westa, rzucając z wyskoku po koźle, prześlizgując się po zasłonach i trafiając z każdego miejsca na parkiecie. Najlepszą rekomendacją dla niego niech będzie fakt, że w 1991 roku FIBA wybrała go najlepszym graczem w całej historii europejskiej koszykówki, a rok później został pierwszym graczem spoza USA przyjętym do Koszykarskiej Galerii Sław w Springfield.

U jego boku dorastał raptem 20-letni skrzydłowy Aleksander Biełow. Nadzieja radzieckiej koszykówki i już wtedy jeden z najbardziej zaufanych ludzi trenera Władimira Kondraszyna. Do dziś jedna z największych co-by-było-gdyby historii europejskiej koszykówki. Biełow zmarł w wieku zaledwie 26 lat na rzadką odmianę raka krwi. To, czego dokonał do tego czasu wystarczyło, by znalazł się na liście 50 najlepszych graczy w historii FIBA.

Sowieci od pierwszych minut naskoczyli na Amerykanów i raz za razem wymuszali straty. Po drugiej stronie parkietu ich atak pozycyjny funkcjonował jak w dobrze naoliwionej maszynie. Nie było linii rzutów za trzy, gra toczona była na dużo mniejszej powierzchni, właściwie nie używano zasłon dla kozłującego i wszystko razem wyglądało to, jak jakieś dziwne, toczące się na kilku metrach kwadratowych rugby bez kontaktu, ale trzeba przyznać, że Sowieci wyglądali w tym wszystkim dużo lepiej od swoich rywali, którzy byli jedynie grupką chłopaków w śmiesznych spodenkach.

Siergiej Biełow był absolutnie on-fire, trafiając (jeśli się nie mylę) swoje pierwsze 5 rzutów,  w większości po koźle, wisząc w powietrzu ponad bezbronnymi obrońcami. ZSRR szybko odskoczyło na kilka punktów, a Amerykanie nie wyglądali jakby mieli jakikolwiek pomysł na grę w ataku. W bardzo sztywnej koncepcji Iby powoli przemieszczali się pod atakowany kosz, wymieniając podania, które nie prowadziły do czystych pozycji strzeleckich – nie mając jednocześnie indywidualności pokroju Biełowa, która potrafiłaby wykreować cokolwiek samemu.

Iba był przekonany, że musi wykorzystać wzrost swoich podkoszowych i zmuszał swój zespół do gry w ataku pozycyjnym, ale nie miał żadnej odpowiedzi na Biełowa, który wyglądał jak z innej koszykarskiej ligi. Od początku nie wyglądało na to, żeby w wolno toczonym meczu którykolwiek zespół miał zdobyć więcej niż 50 punktów w całym meczu. Sowieci odskoczyli już na 10 punktów i choć na koniec pierwszej połowy przewaga ta stopniała do pięciu oczek, to byli wyraźnie lepszym zespołem.

Komentujący to spotkanie dla stacji ABC Frank Gifford i Bill Russell nie mieli wiele do powiedzenia na temat tego, co takiego mogliby zrobić Amerykanie, by móc jeszcze zwyciężyć. Pomimo niskiego prowadzenia, nie wyglądało na to, by cokolwiek mogło się zmienić w tym nierównym pojedynku.

Inna sprawa, że Gifford, który jest jednym z najsłynniejszych komentatorów futbolu amerykańskiego (przez lata tworzył słynne trio z Howardem Cossellem i Donem Meredithem w programie Monday Football Nightktóry kładł podwaliny pod sportową potęgę telewizji ABC), nie czuł się dobrze, mówiąc o koszykówce i wyraźnie widać, że nie był przygotowany na to, co może go czekać w finale olimpijskim. Russell po prostu nigdy nie był dobrym komentatorem.

Druga połowa miała przynieść egzekucję i na to dokładnie się zapowiadało. W początkowych fragmentach w bójkę pod koszem wdali się Dwight Jones i Mishako Korkia. Sędziowie zadecydowali o usunięciu obu z parkietu. Dla Amerykanów był to cios. Jones był ich najlepszym strzelcem i zbierającym. Korkia dla odmiany właściwie nie pojawiał się wcześniej na parkiecie, co sprowokowało teorię o tym, że był to celowy ruch ze strony ławki trenerskiej ZSRR. Korkia miałby więc wejść na boisko tylko po to, by zainicjować wymianę ciosów z Jonesem.

Chwilę później na podopiecznych Henry’ego Iby spadł kolejny cios. Tym razem po niefortunnym upadku, ze wstrząśnieniem mózgu, parkiet opuścić musiał inny podstawowy podkoszowy Jim Brewer (prywatnie wujek Doca Riversa). Sowieci szybko powiększali przewagę i Amerykanie musieli coś zrobić, jeśli chcieli myśleć o nawiązaniu walki.

Iba, w desperacji, zdecydował się wreszcie na to, by pozwolić „swoim chłopcom” (jak ich nazywał) biegać, do tego ordynując pressing na całej długości parkietu. Rozgrywającym ZSRR życie uprzykrzać mieli dwaj niezmordowani, biali obrońcy: Kevin Joyce i Doug Collins. Obaj z pasją rzucili się na swoich rywali, nie pozwalając na swobodne rozgrywanie akcji i wymuszając przechwyty.

Amerykanie, goniąc w szaleńczym tempie, zdołali wrócić do gry. Na kilkadziesiąt sekund przed końcem meczu Siergiej Biełow miał jeszcze szansę odstawić mecz do „zamrażarki”,  ale spudłował rzut wolny, który dałby ZSRR bezpieczne 4-punktowe prowadzenie. W odpowiedzi Amerykanie trafili, ale wciąż tracili 1 punkt, a w posiadaniu piłki byli przeciwnicy, którzy teoretycznie mogli grać już do końca bez potrzeby oddawania rzutu. To, co stało się później przeszło już do legendy.

Radzieccy koszykarze wymieniają podania, oczekując niechybnego faulu. Amerykanie wciąż mają nadzieję na przechwyt i nie chcą jeszcze posyłać rywali na linię. W tym momencie błąd popełnia Aleksander Biełow, najpierw oddając niepotrzebny rzut, a następnie po swojej zbiórce próbując podać do któregoś ze swoich kolegów, stojących daleko od kosza. Do piłki dopada Collins i rusza z kontratakiem. Nie zastanawiając się długo z całym impetem wpada na czekającego na niego pod koszem obrońcę, po czym spada na parkiet i uderza głową o podstawę kosza.

Collins wyglądał przez chwilę, jakby stracił przytomność i na amerykańskiej ławce zaczęto się już zastanawiać, kto będzie wykonywał rzuty wolne za niego. Iba krótko uciął dyskusję, mówiąc, że jeśli Doug jest w stanie chodzić, to ma rzucać.

Doug Collins był w stanie chodzić. Podszedł na linię i bez mrugnięcia okiem wyrównał stan meczu pierwszym rzutem. Po chwili dostał piłkę po raz drugi i ponownie, nie zastanawiając się, umieścił ją w koszu.

Do końca meczu pozostały zaledwie 3 sekundy i kibice amerykańscy rozpoczęli już celebrację, bo Sowieci zmuszeni byli wyprowadzać piłkę spod własnego kosza. Robią to szybko i Siergiej Biełow w desperacji próbuje przebiec całą długość parkietu z piłką. Kiedy dobiega do linii środkowej, sędziowie nagle zatrzymują grę. Nikt do końca nie wie, co się stało.

Dojście do tego, co naprawdę wydarzyło się przez kolejnych kilka minut w Monachium jest niezwykle skomplikowaną sprawą, bo w różnych wspomnieniach scenariusz wydarzeń był kompletnie inny. Spróbujmy to jednak odtworzyć na podstawie najbardziej wiarygodnych źródeł.

Sędziowie zatrzymują grę, gdy Biełow próbuje oddać ostatni desperacki rzut na zwycięstwo, ponieważ – jeszcze gdy Collins wykonuje swój drugi rzut – do stolika sędziowskiego podbiega Siergiej Baszkin – asystent trenera Kondraszyna (w tym czasie słychać też syrenę, którą techniczni próbują zatrzymać grę). Baszkin gorączkowo próbuje wytłumaczyć sędziom technicznym, że Sowieci już wcześniej sygnalizowali, że będą brać czas na żądanie pomiędzy rzutami Collinsa. Natomiast z jakiegoś powodu nie został on im przyznany.

Brazylijski sędzia Renato Righetto słyszy syrenę i podbiega do stolika, żeby wyjaśnić całe zamieszanie, ale gra nie zostaje zatrzymana, więc zawodnicy myślą, że rozgrywają właśnie ostatnie sekundy meczu. Righetto zatrzymuję grę, kiedy na tablicy zostaje już tylko jedna sekunda i próbuje dowiedzieć się od obsługi stolika, co tak naprawdę zaszło. Problem polega na tym, że… przy stoliku wszyscy mówią po niemiecku, którego to języka Brazylijczyk nie potrafi zrozumieć.

Dopiero wiele godzin po meczu wyjaśniono, że Sowieci najprawdopodobniej zasygnalizowali przerwę na żądanie za pomocą specjalnego przycisku, który zapalał lampkę na stoliku sędziowskim, jeszcze zanim Collins podszedł do wykonywania rzutów wolnych. Zgodnie z regułami mogli to uczynić aż do momentu, kiedy zacznie wykonywać swój drugi rzut i mieli prawo wybrać, czy chcą przerwę przed rzutem numer 1 czy 2.

Kiedy Kondraszyn zasygnalizował przerwę, obsługa stolika miała kiwnąć do niego głową i na „migi” zapytać, czy chce ją wziąć jeszcze przed rzutami. Trener ZSRR miał kiwnąć głową, że nie – co miało w jego opinii świadczyć o tym, że „nie chcę jej teraz, ale przed drugim rzutem”. Stolik zrozumiał, że nie chce jej wcale… (zgodnie z mniej popularną wersją, za którą stoi jeden z Niemców obsługujących stolik – Sowieci mieli problem z obsługą przycisku do sygnalizowania przerw i zrobili to po prostu za późno).

Kiedy tylko Righetto zorientował się mniej więcej w sytuacji, zdecydował, że nie może przyznać Sowietom czasu (musiałby anulować jeden rzut Collinsa), więc po prostu gra zostanie wznowiona od momentu, kiedy ją zatrzymał – czyli na sekundę przed końcem. Jednocześnie nie ukarał faulem technicznym Baszkina – mimo że zgodnie z przepisami powinien był to zrobić, gdyż ten opuścił ławkę, w czasie gdy piłka była w grze.

Wszystko wydawało się jasne, ale w tym momencie doszło do kuriozalnej sytuacji. Z trybun na parkiet zbiegł sekretarz generalny FIBA Renato William Jones i… kazał sędziom zmienić decyzję i, zamiast jednej, przyznać ZSRR trzy sekundy na rozegranie akcji.

Ostateczna decyzja była więc taka, że ZSRR nie może wziąć przerwy na żądanie, ale pozostanie mu 3 sekundy na rozegranie akcji. W konsekwencji, zespoły nie miały prawa w tym momencie przeprowadzić zmiany, gdyż oficjalnie piłka była wciąż w grze. Mimo tego Kondraszyn wykorzystał zamieszanie i wprowadził na parkiet Ivana Edeszko, który w jego opinii miał większą szansę, by wykonać dokładne podanie przez całą długość parkietu (Sowieci zdecydowali, że tak właśnie wyglądać będzie ich ostatnia akcja).

Po długiej chwili chaosu zawodnicy wrócili na parkiet. Wprowadzanej do gry piłki bronić ma mający 211 centymetrów wzrostu – przyszły kongresmen – Tom McMillen. Iba uczula go, by nie pozwolił na dalekie podanie i ten wywiązuje się z zadania znakomicie, zmuszając Edeszko do podania do najbliższego kolegi. Chwilę później brzmi końcowa syrena i Amerykanie rzucają się sobie w ramiona. Frank Gifford, spokojnym – jak na okoliczności – głosem, ogłasza swoich rodaków mistrzami olimpijskimi. Wydaje się, że mecz wreszcie się skończył.

Nic z tych rzeczy.

Po pierwsze, syrena brzmi podejrzanie szybko – co większość obserwatorów interpretuje w ten sposób, że sędziowie jednak przyznali ZSRR jedynie sekundę. Po drugie, co świetnie widać w relacji telewizyjnej, na tablicy wyników wyświetla się… 50 sekund do końca. Jak się okazuje, sędziowie zbyt szybko wznawiają grę i stolik nie jest w stanie na czas nastawić zegara. Szybka syrena zaś jest jedynie znakiem, że to właśnie się stało i grę należy przerwać.

Amerykanie są wściekli i grożą bojkotem meczu, ale Renato William Jones – który całkiem już przejął władzę na parkiecie – grozi im dyskwalifikacją, jeśli nie wrócą na boisko.

Sowieci podchodzą do trzeciej próby rozegrania ostatnich 3 sekund spotkania. McMillen po raz kolejny ustawia się naprzeciwko Edeszki, chcąc przeszkadzać mu w dalekim podaniu. W tym momencie dzieje się jednak coś dziwnego, drugi sędzia Artenik Arabadijan… sygnalizuje mu, aby odsunął się od podającego. McMillen, jak później powie, bojąc się faulu technicznego, odsuwa się od Edeszki i od tej pory właściwie nie broni już nikogo. Arabadijan będzie się potem tłumaczył, że jego gesty nie były skierowane do McMillena i również nie rozumiał, dlaczego Amerykanin się odsunął.

W każdym razie Edeszko zostaje sam i rzuca piłkę przez całe boisko, w kierunku znajdującego się pod koszem Aleksandra Biełowa. Rosjanin jest kryty przez dwóch rywali, ale nieoczekiwanie obaj się przewracają i Biełow zostaje  - trochę zaskoczony – kompletnie sam pod koszem. Po chwili trafia łatwy rzut i tym razem to Sowieci padają sobie w ramiona.

Reklamacje Amerykanów nie zdadzą się już na nic. ZSRR zostaje mistrzem olimpijskim w koszykówce.

Amerykańska federacja złożyła oczywiście oficjalny protest, argumentując, że mecz trwał 40 minut i 3 sekundy, a więc o 3 sekundy za długo i ani sędziowie, ani nawet sam sekretarz FIBA nie mieli prawa anulować nawet sekundy z czasu trwania spotkania. Jury odrzuciło protest stosunkiem głosów 3-2, lecz wzbudziło to jeszcze więcej kontrowersji, gdy wyszło na jaw, że przeciwko USA głosowali przedstawiciele krajów socjalistycznych: Węgier, Kuby i Polski.

Amerykańscy zawodnicy szybko zdecydowali, że nie przyjmą srebrnych medali i wylecieli z Monachium pierwszym samolotem. Komitet Olimpijski do dziś nakłania ich do zmiany zdania (pod warunkiem, że wszyscy członkowie zespołu opowiedzą się za zaakceptowaniem wyniku meczu finałowego), ale nawet jeśli część graczy z wiekiem zaczęła być skłonna do przyjęcia medali, to niektórzy nie biorą pod uwagę takiej możliwości (rozgrywający Kenny Davis umieścił wręcz w swoim testamencie zapis, że żaden z członków jego rodziny nie będzie mógł się nigdy na to zgodzić).

Nawet po ponad 40 latach okoliczności tamtej porażki wciąż są dla Amerykanów trudne do przełknięcia. Pomijając fakt, że w przekroju całego spotkania byli słabszym zespołem, mają prawo czuć się potraktowani niesprawiedliwie – szczególnie, że winę za wszystko, co się wydarzyło, ponoszą przede wszystkim „stolikowi”, którzy nie przyznali Sowietom przerwy na żądanie i sędziowie, którzy nie potrafili zapanować nad chaosem. Oczywiście znajdują się też głosy, które mówią, że sędziowie niewiele więcej w tym całym zamieszaniu mogli zrobić. Ostatecznie w innej sytuacji oszukana czułaby się reprezentacja ZSRR.

Kilka dni po tym jak niewybaczalne błędy policji i niemieckich władz sprawiły, że odbicie izraelskich zakładników zakończyło się katastrofą, podobne „w sportowej skali” błędy doprowadziły do wydarzenia, które sprawiało dla wielu Amerykanów wrażenie nawet większej „tragedii”. Niestety, dużo częściej wspominanej „tragedii”.

Co ciekawe, ta porażka amerykańskiej koszykówki ostatecznie doprowadziła do tak dużej chęci rewanżu, że kto wie, czy nie była pierwszym krokiem na drodze do powstania Dream Teamu (taką opinię wyraził kiedyś Doug Collins). Może to nieodżałowany Aleksander Biełow poruszył skrzydłem motyla, który sprawił, że 20 lat później w innej części Europy po jednym parkiecie biegali Magic, Larry i Michael?

Dla zainteresowanych, obszerny skrót tamtego meczu z oryginalnym komentarzem i wspomnieniami jego uczestników:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Drogi Czytelniku,


W pierwszej kolejności chcieliśmy Ci serdecznie podziękować za to, że zdecydowałeś się choć na chwilę dołączyć do naszej społeczności i przekonać się na własne oczy, co robimy na portalu Szósty Gracz. Wiemy, że od jakiegoś czasu nie korzystasz już z subskrypcji, dlatego postanowiliśmy ułatwić Ci dostęp do strony i pokazać, jak zmieniliśmy się od czasu, gdy odszedłeś.


Wszystkie linki w tym mailu prowadzą do artykułów z ostatnich kilka miesięcy, które w nadchodzącym tygodniu będą dostępne dla Ciebie całkowicie za darmo. Usiądź więc wygodnie i korzystaj.


Nasza redakcja stara się być czujna 24 godziny na dobę, by nie przegapić żadnego z najważniejszych wydarzeń w najlepszej lidze świata. Wzruszaliśmy się, kiedy Kevin Durant wygrywał swoją pierwszą nagrodę MVPNie spaliśmy, gdy San Antonio Spurs wygrywali swoje piąte mistrzostwoNa żywo relacjonowaliśmy najlepszy draft od latByliśmy tam, gdy LeBron James wracał do ClevelandNie spuszczamy też ręki z pulsu tego, co dzieje się w NCAA (szczególnie, że mamy kogo tam śledzić).Staramy się pisać o wszystkim, co ważne.


 


Szósty Gracz to jednak przede wszystkim miejsce, dokoła którego skupiać chcemy prawdziwych fanów NBA. Naszym celem jest zbudowanie społeczności, która kocha koszykówkę, tak bardzo, jak kochamy ją my. Przyznajemy, bywamy często emocjonalni i odkrywamy przed Tobą naszą drugą twarz, licząc na to, że, przy Twojej pomocy, uda nam się zbudować w polskim Internecie coś większego niż po prostu kolejną stronę z newsami. Nie chcemy być jedynie źródłem informacji (choć dowiesz się od nas, że Marcin Gortat zagrał wielki mecz). Dlatego skupiamy się na przekazywaniu opiniizachęcamy was do dyskusji i dzielimy się naszymi przemyśleniami. Są rzeczy, których nie znajdziesz w żadnym innym zakątku Internetu, bo nasi redaktorzy uwielbiają dobre historieinteresują się przeszłością tej gry,czytają dobre książki (te złe również), oglądają koszykarskie filmygrzebią w statystykach i, może przede wszystkim, naprawdę interesują się tym, co dzieje się w NBA.


Pomijając stałe działy strony jak profile wszystkich graczy w NBAinformacje na temat Twojej ulubionej drużynyszczegółowe wiadomość z rynku wolnych agentów i jedyne tego typu podcasty w Polsce,jedynie w tym roku kalendarzowym napisaliśmy już ponad 1200 różnych artykułów Jak łatwo policzyć to przynajmniej 6 różnych tekstów dziennie.


Naszym celem jest, by Szósty Gracz był jeszcze lepszy niż dotychczas. Fantastycznie, gdybyś chciał współtworzyć go z nami.


Pozdrawiamy Serdecznie


Redakcja Portalu Szósty Gracz


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Przemek - kiedyś nawet próbowałem bronić Was tutaj, ale poniosłem porażkę i... się zniechęciłem. Sam miałem u Was wykupiony abonament i mogę potwierdzić - jakość "usługi" stoi na naprawdę dobrym poziomie i parę złotych można na Was wydać, to przecież nie jest majątek ;-).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

czasami sie zastanawialem czy te teksy nie byly tutaj wrzucane specjalnie przez kogos z 6g z powodow czysto marketingowych , czesto o arty prosili userzy z mala iloscia postow i generalnie nie udzielajacy sie i podobni im userzy usostepniali te texty. 

a tu, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu wpada owner i pisze o jakichs  kradziejstwach,  z marketingowego punktu - wielki fail ,forum ma zdecydowanie wiecej userow niz 6g , arty wrzucane stosunkowo rzadko  stanowiace darmowa reklame  i jakies wielkie oburzenie , mam nadzieje ze Borys zabroni wrzucania tu jakichkolwiek textow z 6 g po co dawac komus darmowa reklame skoro oni wola sobie strzelac po stopach i tego nie doceniaja.

Edytowane przez mistrzBeatka
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

czasami sie zastanawialem czy te teksy nie byly tutaj wrzucane specjalnie przez kogos z 6g z powodow czysto marketingowych , czesto o arty prosili userzy z mala iloscia postow i generalnie nie udzielajacy sie i podobni im userzy usostepniali te texty. 

a tu, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu wpada owner i pisze o jakichs  kradziejstwach,  z marketingowego punktu - wielki fail ,forum ma zdecydowanie wiecej userow niz 6g , arty wrzucane stosunkowo rzadko  stanowiace darmowa reklame  i jakies wielkie oburzenie , mam nadzieje ze Borys zabroni wrzucania tu jakichkolwiek textow z 6 g po co dawac komus darmowa reklame skoro oni wola sobie strzelac po stopach i tego nie doceniaja.

 

co za bujda... weź zobacz na początek ten strony

userzy którzy wrzucają prośby i arty to znane osoby na forum mające więcej postów od Ciebie - skoro to taki wyznacznik

 

 

Cześć,

 

Przede wszystkim, dziękuję tej części tego forum, która zdecydowała się na wykupienie u nas abonamentu. Mam nadzieję, że nie pożałowaliście. Bądźcie pewni, że ciężko pracujemy, żeby na stronie było tylko lepiej. 

 

Mam też kilka słów do "użytkowników" tego wątku, którzy są zainteresowani wynikami naszej pracy, ale nie zdecydowali się na wykupienie dostępu do strony. Mam nadzieję, że podobały wam się teksty moje i moich kolegów z redakcji. Nie mam wam za złe, że zdecydowaliście się zdobyć je "za darmo". Też przeszedłem ten etap, kiedy wierzyłem, że rzeczy, które pojawiają się Internecie "należą się" wszystkim za darmo. Ściągałem nielegalnie płyty, używałem pirackich programów i oglądałem pirackie kopie filmów. Potem zrozumiałem, że wszystkie te rzeczy, które mi tak bardzo się podobały ktoś musiał stworzyć. Ktoś, gdzieś tam, poświęcał godziny swojego życia, żebym mógł przeczytać/posłuchać/obejrzeć coś wartego uwagi. To był taki mały przełom w moim życiu, kiedy dominującym poczuciem był wstyd. Ostatecznie, kiedy ja sam pracuję, wymagam, żeby ktoś mi za to zapłacił. Dlaczego w takim razie sam nie chciałem tego robić? Ostatecznie, nie szedłem do sklepu i nie brałem sobie stamtąd rzeczy za darmo. Producent ustalił jakąś cenę, a ja dostałem wybór: zapłacić lub zrezygnować z produktu. Wy macie dokładnie taki sam wybór.

 

Możecie nadal zdobywać nasze płatne teksty "na lewo". Naprawdę nie mam żadnego interesu w tym, żeby wam w tym przeszkadzać. Zawsze wierzyłem w to, że należy wykonywać dobrze swoją pracę, a owoce same się pojawią. Cieszę się, że "podbieracie" rzeczy, akurat w naszym sklepie. Wychodzi na to, że mamy świeże produkty. Może kiedyś będziecie mieli ochotę dorosnąć, wejść głównym wejściem i z podniesioną głową, wybrać rzeczy, które najbardziej wam się podobają, a potem z uśmiechem na ustach pójść do kasy. 

 

Pozdrawiam,

Przemek

 

btw czekam z utęsknieniem na jakąś Przerwę na Żądanie ;)

tylko o futbolu już nie gadajcie ok? :P

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja tak wtrącę tylko swoje trzy grosze, absolutnie nie będąc po żadnej stronie ale...

Może ludzie nie wykupują abonamentu dlatego, że interesuje ich tylko jeden tekst na 100 napisanych przez redakcję 6g? Po co mają płacić abonament za całość, jak nie będą z tego w pełni korzystać?

Ludzie tutaj proszą o pojedyncze artykuły, a nie każdy nowy, który się ukazuje.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

co za bujda... weź zobacz na początek ten strony

userzy którzy wrzucają prośby i arty to znane osoby na forum mające więcej postów od Ciebie - skoro to taki wyznacznik

 

 

po 1 nie jest to zaden wyznacznik tylko moje przypuszczenie

 

po 2  az taki jestes leniwy zeby przejrzec temat od poczatku- wlasciwie wszystkie texty wrzucil kolega ziejek ktory ma postow w tej chwili 27 z czego 11-12 to wrzucone arty,  

 

reasumujac texty sa wrzucane rzadko a kujawinski sie pruje i zaczyna moralizowac za ok 11-12 artow . NICE

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

łazi człowiek po jakiś spelunach coby się odstresować a trzeba było zostać w domu - VIPy są na forum ;]

 

Witaj Przemku, fajnie, że wpadłeś

 

Czuję się trochę wywołany do tablicy gdyż to ja wkleiłem ostatni art Twojego autorstwa nt. igrzysk w Monachium, poprzedzając go takową refleksją:

 

 

 

( ... ) Małe promo dla 6G za dobre ruchy kadrowe, może kogoś przekona do nabycia subskrypcji ( ... )

 

Jak widać nie było moim zamiarem podkopywanie Waszego autorytetu ani tym bardziej okradanie Was z twórczości. Powód jest prozaiczny - płacę u Was abonament. W poście na górze, który dał leeewy jest napisane, że płodzicie jako redakcja 1,2 tys. artów rocznie. W takim razie serio to jest taki wielki problem jeśli wrzucę tekst, który w mojej opinii był na tyle dobry aby się z nim tutaj z ludźmi podzielić? Być może czegoś do końca nie pojmuję, ale ja nie widzę w czymś takim niczego złego - ot darmowa reklama w bardzo odpowiednim miejscu.  Nie była ona moim celem, była nim natomiast gloryfikacja artykułu.

 

 

 

 Ostatecznie, nie szedłem do sklepu i nie brałem sobie stamtąd rzeczy za darmo. Producent ustalił jakąś cenę, a ja dostałem wybór: zapłacić lub zrezygnować z produktu. Wy macie dokładnie taki sam wybór.

 

Wytłumacz mi w takim razie dlaczego teoretycznie na jednym abonamencie może siedzieć po kilka osób i z tym nie walczycie, a wkurza Was za to wklejanie pojedynczego tekstu, który jest 1/1200 całości? Może trzeba było zagadać do Borysa i sprawa pewnie szybko zostałaby załatwiona, a temat ma już dwa lata prawie, trochę nie w porę  ta cała reprymenda.

 

 

 

Możecie nadal zdobywać nasze płatne teksty "na lewo"

 

jakie "lewo"? to najprawdziwsze PLNy, z zasiłku

 

 

 

 Naprawdę nie mam żadnego interesu w tym, żeby wam w tym przeszkadzać.

 

rozumiem, tylko w takim razie po co to wszystko? skoro już założyłeś konto to może zaczniesz pisać?

 

 

 

Może kiedyś będziecie mieli ochotę dorosnąć, wejść głównym wejściem i z podniesioną głową, wybrać rzeczy, które najbardziej wam się podobają, a potem z uśmiechem na ustach pójść do kasy. 

 

to może pozwól każdemu dorastać w swoim tempie, sam stwierdziłeś, że kiedyś też podbierałeś "tu i ówdzie"... zresztą ja na przykład nie chcę jeszcze dorastać, może się wtedy okazać, że nie znajdę już chęci i czasu do siedzenia na forum i 6g, a chcę jeszcze rozszyfrować zagadkę mitycznego już w tutejszych kręgach supportu LBJa ;)

 

pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

czasami sie zastanawialem czy te teksy nie byly tutaj wrzucane specjalnie przez kogos z 6g z powodow czysto marketingowych , czesto o arty prosili userzy z mala iloscia postow i generalnie nie udzielajacy sie i podobni im userzy usostepniali te texty. 

a tu, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu wpada owner i pisze o jakichs  kradziejstwach,  z marketingowego punktu - wielki fail ,forum ma zdecydowanie wiecej userow niz 6g , arty wrzucane stosunkowo rzadko  stanowiace darmowa reklame  i jakies wielkie oburzenie , mam nadzieje ze Borys zabroni wrzucania tu jakichkolwiek textow z 6 g po co dawac komus darmowa reklame skoro oni wola sobie strzelac po stopach i tego nie doceniaja.

 

 

Dokładnie. Prowadzicie swoją "firmę" tak jak ja ale chyba nie bardzo rozumiecie na czym polega reklama, marketing i dotarcie do potencjalnego odbiorcy wszelkimi dostępnymi metodami, bo najważniejsze aby klient do Was dotarł a jak już dotrze to trzeba go tak pokierować aby coś nabył.

Jakbyście zamiast być - zaraz zaraz, jak to określiliście wrzucających tutaj od Was arty - CHCIWI, to w ramach promo, wrzuciłby ktoś od Was na każde dostępne forum o koszu czy w ogóle traktujące o sporcie - bo przeciez Wasze arty traktują nie tylko o koszykówce ale też o sprawach około sportowych wybrany, najlepszy art tygodnia. I myślicie, że źle byście na tym wyszli?

 

I jeszcze jedno skoro takie weszło.com przy rozmachu i zasięgu, którego jesteście moi drodzy w syberyjskiej tajdze zrezygnowało z abonamentu to czy i Wy nie możecie tego zrobić zarabiając na reklamach i bookach? Tylko, że tutaj kłania się Wasz zasięg, którego jak widzę nie chcecie zwiększyć.

 

Skoro etap Tour de France oglądało w Polsce prawie milion osób to zakładam, że Gortata zacznie oglądać tyle samo a przynajmniej oglądałoby gdyby miało taką możliwość i odpowiednią porę czyli powiedzmy 19 w niedzielę. Co znaczy , że taki jest Wasz potencjalny target i to minimum.

Powodzenia mimo wszystko, bo teksty macie na wysokim poziomie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bogut jaka kradzież?

Przychodzi kumpel do kumpla i pyta

- Masz te gazetę? daj, przeczytam sobie artykuł.

- Jasne nie ma sprawy, kupiłem i już dawno przeczytałem, całkiem ok.

Dokładnie to się działo w tym temacie.

Co najwyżej dalsza treść rozmowy mogłaby wyglądać tak:

- Niezły artykuł, a jak reszta materiału, warto kupować?
- Hmm, według mnie tak.

Lub:
- Słaby artykuł, reszta też na takim poziomie?

- To zależy raz jest lepiej raz gorzej, ale ja uważam, że warto wydać tę parę złotych i kupić.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ostatecznie, nie szedłem do sklepu i nie brałem sobie stamtąd rzeczy za darmo.

To porównanie ma pewne wady. Czy jak kupiłbyś w sklepie chleb i potrafił go bardzo łatwo skopiować i finalny produkt były dokładnie tej samej wartości-jakości, to byś tego nie zrobił? W historii jest taki przypadek:

http://pl.wikipedia.org/wiki/Cudowne_rozmno%C5%BCenie_chleba

a ten który go tego dokonał ma poparcie ponad miliarda osób.

 

Kradniecie czyjąś pracę jak cyganie

A może jak Robin Hood? Kradzież według obecnych przepisów, a może to system jest zły :grin: W latach 70tych czy 80tych spore grono osób dość mocno łamało ówczesne prawo, za co szła nawet do więzienia. Niewielki czas póżniej te same grono dostało za te same czyny medale, odznaczenia i możliwość tworzenia nowego prawa. Więc jak zwykle, punkt widzenia zależy od punktu widzenia, czyli moje poglądy, priorytety, rozumowanie są tymi jedynie słusznymi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bogut jaka kradzież?

 

Przychodzi kumpel do kumpla i pyta

- Masz te gazetę? daj, przeczytam sobie artykuł.

- Jasne nie ma sprawy, kupiłem i już dawno przeczytałem, całkiem ok.

 

Dokładnie to się działo w tym temacie.

 

Co najwyżej dalsza treść rozmowy mogłaby wyglądać tak:

 

- Niezły artykuł, a jak reszta materiału, warto kupować?

- Hmm, według mnie tak.

 

Lub:

- Słaby artykuł, reszta też na takim poziomie?

- To zależy raz jest lepiej raz gorzej, ale ja uważam, że warto wydać tę parę złotych i kupić.

 

Bardzo słaby przykład. Płytę, film itp wg. praw autorskich możesz udostępnić swoim znajomym, rodzinie. Tutaj to nielegalnie masowo rozpowszechniasz.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.