Skocz do zawartości

VI zlot e-nba.pl - kraków 2010


jazzmen

Rekomendowane odpowiedzi

Ok,

 

PIĄTEK

 

Dotarliśmy z Fartmanem boskim klimatyzowanym Ferrari wśród pociągów w Polsce wagonem drugiej klasy InterCity. Na dworcu odebrał nas Jazzie i Kily a naszym oczom ukazała się Galeria Krakowska którą wykonawcy zrobili w postać kopiuj/wklej z Galerii Bałtyckiej z Gdańska. Who does that? Potem w autobus i zaraz byliśmy w Alfie i Omedze wśród hotelów. Pani na recepcji zrobiła szybką inwigilację dokumentów i byliśmy już w apartamencie, w którego okna przez większość dnia świeciło słońce :D Poczekaliśmy na resztę ekipy, która miała zaraz się zjawić i w ten sposób w składzie: Fartman, Jazzie, Kily, Borys, Karl poszliśmy na Ryneczek zjeść pizzę z 40% zniżką (thx Jazzie) gdzie dołączył do nas Gimmie. Po szamie postanowiliśmy odwiedzić jak to Greg wcześniej powiedział The Polish Hall of Fame i zejść w katakumby zobaczyć Leszka. Ludzie przejeżdżający po grobowcu ręką na całej jego długości trochę mnie zmiażdżyli. Bo, who does that? Potem trzeba było przez 10 minut słuchać jak Jazzie na zmianę z Gimmie naprowadzają Red Kie na ośrodek Alfa... W każdym bądź razie zrobiliśmy powrót do Apartamentów i już przed zobaczyliśmy WIELKI odblask od blach czerwonej maszyny. Widok pokoju Greg'a osobiście mnie nie zaskoczył ... czyli łycha na stole :D i powitalny text "jak się komuś szklanka skończy to sobie umyj i napij się" lol. Posiedzieliśmy wspólnie i potem uderzyliśmy w stronę Żydowskiej Dzielnicy na piwkowanie. Tam czekał już Gregorius, o którym krążyły wcześniej różne ploty, że to może być syn Greg'a który przywiezie go w foteliku na tylnym siedzeniu :o Pubik spoko, trochę gorąco, ale to stało się już klasykiem w KRK. Po paru piwkach walneliśmy po dwie łychy z Gregiem i Ka eS Pe eR eM, który rozdziewiczył w tym dniu ten znakomity trunek. A potem taxówkami w rytmach muzyki disco polo wróciliśmy do Alfy na przebranie ciuchów i butów (nigdy więcej grania z tenisówkach/trampkach tak jak w Toruniu bo do tej pory mnie po nim kostka boli ...) i ruszyliśmy do getta na nocne granie. Osobiście jestem pod mega wrażeniem tego miejsca. Pierwszy raz widziałem takie skupienie ludzi w tego typu miejscu, którzy nie byli dresami i nie mieli psów na łańcuchach. Gierka bardzo przyjemna na niższym koszu. Podania w drzewa i krzami też rox. Dobrze, że był Coach Fart bo inaczej byłby taki burdel, że masakra. A tak mega wszystko zorganizowane, tak jak lubię :P Fakt, że raz wprowadził zamiast w dwóch drużynach po jednym zawodniku to do jednej 2 za 1, nie gra roli lol.

 

SOBOTA

 

Spanie ile wlezie ... potem śniadanio-obiad w barze mlecznym gdzie mnie ojebali i nie dali zupy za którą zapłaciłem :( A potem nie pamiętam w sumie co się działo i byliśmy na hali rozgrzewając się przed main eventem. Mi osobiście na rozgrzewce częściej wpadały rzuty z 3/4 boiska na początku niż z pół dystansu. Ciężko było w każdym bądź razie mi się przyzwyczaić do tych miękkich obręczy na początku. Więc jak nie było swwwiszzzz to nie było kosza w moim wypadku ;)

 

Osobiście byłem też za grą w 2 drużyny ze zmianami ale po tym jak zdecydowaliście na 3 po 5 też byłem zadowolony mając praktycznie taką samą Starting Five jak w nocy w getto. Pierwsze dwa mecze były totalnie na dogranie się, a potem jak poleciał sweep na Jazz 16-0 to już byliśmy na pełnych obrotach. Każdy miał swoją rolę na boisku i to mi się najbardziej podobało. Bo nic bardziej mnie nie wkurwia w graniu jak to, że każdy chce robić wszystko po trochu ;)Ka eS Pe eR świetnie znajdował się tam gdzie była niczyja piłka albo niezauważony pod koszem przeciwnika kończył wszystko od tablicy. Kily miotał wszystko z czystych pozycji, choć powinien więcej ustawiać się na trójce i próbować stamtąd rzutów, bo trafić potrafi i to widzieliśmy w konkursie trójek. Kfadrat a raczej 30kg mniej Kfadrata w tym roku robiło kapitalną robotę na deskach, zbierając po obu stronach wszystko co się dało i trafiał ważne rzuty. Tak jak ten za 3 vs. Jazz na 15-14, dający kolejne zwycięstwo. Gregorius bardzo dobrze się ustawiał i stawiał świetne picki, których ciągle mi brakowało, ponieważ uwielbiam po nich grać. Tak samo jak zwalniać grę, żeby nie było co chwila run'n'gun. Sam jakoś czułem się bardzo słabo rzutowo, więc starałem się w miarę możliwości nabić jakiś asyst i przechwytów.

 

Jeśli chodzi o pozostałych graczy:

Greg - widać, że lepiej już z jego zdrowiem i więcej mógł sobie pozwolić. Parę trójek i mega post-upów. Szkoda, że nie mogliśmy zagrać trochę w jednym teamie.

Monty - nauczył się trafiać layupy, nauczył się podawać w drabinki, drzewa, krzaki, trybuny, ściany, kotary, bramki do piłki nożnej za koszami, nauczył się blokować, nauczył się nie przyjmować dalej krytyki a tak już całkiem poważnie to bardzo, bardzo dobra gra w porównaniu do poprzednich zlotów duży progres.

Borys - flagrant foul na El'u, solidna gra jak zawsze, kondycja też dobra dzięki sali w wwa

El - flagrant foul od Borys'a, niewytrzymywanie presji trash talku

Szak - flagrant foul na Greg'u, dobra wytrzymałość i wykończenie akcji

Master - flagrant foul na Qbie, a poza tym świetne trójki i twarda obrona, nawet kiedy charge to od razu próbował nie pozwolić na to by przeciwnik wrócił na jego połowę w następnej akcji

Michalik - pojawił się i znikł, ale koszulkę Yi zapamiętałem

eremdżej - bardzo solidna i dobra gra po obu stronach taki silent assassin

Jazzie - jak zawsze blisko kosza, skutecznie i twardo.

Gimmie - szybki jak ja pi****le i oczywiście ja musiałem za nim biegać, choć raz bloczka wyłapał ;)

Karl - bardzo dobre uzupełnienie składu Jazz, solidny jak każdy mormon

Fartman - camera guy jak się patrzy. filmujący nogi zawodników siedzących na ławce, kiedy trafiam z 3/4 boiska ;)

 

Po graniu mega odpoczynek w Alfie i wieczorem udaliśmy się taxówkami (opowieść pana kierowcy jak to wiózł angola za 100zł w bagazniku bo już nie było miejsca i włączył na całą pizdę tubę a ten wyszedl potem jak pijany zmiażdżyła naszą podroż lol) z którymi był cyrk, żeby ja w ogóle zamówić do Sports Clubu na fantastyczne picie łychy i lecącym w tle meczu. Potem niesamowity run po piwnicach gdzie w każdej można było upiec sobie ciasto na udach i gdzie z każdym wejściem portfel stawał się o parę gram lżejszy ... Ale "what happens in Cracov, stay in Cracow" lol. Ekipa kruszyła się z godziny na godzinę, aż w końcu z Gregiem wróciłem taxówką między 4 a 5 i dołączyliśmy na chwilę na hippis party w ogródku przed Alfą, gdzie jak sobie właśnie przypomniałem wyrzuciłem Greg'a w krzaki :| Who does that?

 

NIEDZIELA

 

Jak otworzyłem oczy to czułem się jak gówno...Potem power shower i znaleźliśmy się na hali gdzie gierka już w dwóch zespołach ze zmianami była mega przyjemna i wcale nie taka lajtowa, coś tam sobie potrafiałem tym razem. Fajna była wymiana trójek z Masterem w pewnym momencie. Ekipy bardzo wyrównane i dlatego tak szybko czas zleciał bez żadnych spięć i flagrantów.

 

Cała ekipa zaczęła się rozjeżdżać po sali i doszło do tego, że po obiedzie w China Town zostaliśmy z Fartmanem i Killym w hotelu na odpoczynku, ponieważ Goombaj nie miał dla nas czasu i załatwiał milion spraw na mieście :) W pewny momencie zadzwonił do Fartmana telefon i Borys wpadł do nas w odwiedziny, bo czekał do wieczora na ustawkę ze znajomymi.

 

I właśnie w poniższy sposób spędził z nami 4-5h :)

Dołączona grafika

 

Potem wieczorem uderzyliśmy na Finał stojąc 3h na rynku przy jakiejś knajpie ratuszowej o suchym pysku oglądając w tłumie ludzi festiwal faulów. Hiszpanki co chwila krzyczące Eeeeeeeeeeeeeesssspaaaaaaniaaaa umilały wieczór.

 

Potem szybki drink i powrót na noc do Alfy, tam znów drink i spanie lol.

 

PONIEDZIAŁEK

 

Zleciał mega szybko na chodzeniu sobie po ryneczku i pobliskich uliczkach.

Potem 8h w IC z azjatką i azjatą w przedziale non fuckin stop rozmawiającymi bez nabrania powietrza.

 

Dzięki wszystkim za kolejny (już 5) zlot i mam nadzieję do zobaczenia w takiej samej lub większej ekipie za rok!

 

A i jeszcze znalazłem coś takiego na telu.

 

Kraków zachęca do pozostania:

Dołączona grafika

 

He's back!

Dołączona grafika

 

Darmowy poczęstunek w IC:

Dołączona grafika

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4:50 - Dworzec w Gdansku Wrzeszczu, miasto jeszcze sennie oczekujace na nadejscie kolejnego upalnego dnia. I w tym wszystkim ja i Qba oczekujacy na pociag Inter City relacji Gdynia - Krakow. Oczekujacy lekko na nadchodzaca miazge, ktora to nigdy nas nie opuszczala podczas wczesniejszych wojaży po miastach naszego pieknego kraju.

 

Rozpoczelismy od ciekawej konwersacji na temat zycia polskich golebi jak to w kulturze fast-foodu rozrosly sie do takich rozmiarow ze nie potrafia juz latac. Na potwierdzenie prawie kopniety przez nas golab tylko glucho spojrzal sie na nas i poszedl dalej wyjadac resztki tego co pozostawia mu nasza cywilizacja.

 

Tak wlasnie rozpoczelismy 5th Zlot in a Row czyli jak narazie najdluzszy streak zlotowy, zatoczylismy koło od Krakowa w A.D. 2005 roku az do dnia dzisiejszego.

 

Podroz zaczynalismy spokojnie, tym razem nauczeni poprzednimi porazkami, nocnymi jazdami i dlugim staniem i spaniem na korytarzach postanowilismy pojechac jak szlachta. Klimatyzowany przedzial w ktorym koles mial otwarte okno a pozniej rodzina dwoch babć, chudego jak zapalka dzieciaka i typiary wygladajacej jak pogodynka Dorota Gardias umilali nam podroz niezmiernie. Darmowa kawa i ciastka postawily nas w stan euforii i juz nie moglismy sie doczekac ile niesamowitych wrazen bedzie na nas czekalo po wjezdzie do Krolewskiego Krakowa.

 

Na miejscu czekali na nas Jazzmen i Kily, dla ktorego jedynym polaczeniem byla jazda bodajze 13 godzin, za co wielki szacunek dla tego wytrwalego forumowicza. Co prawda zanim ich znalezlismy pojawily sie pierwsze Krakowskie naprowadzania typu "Szukaj zoltego budynku" ale jakims cudem sie pojawilismy na miejscu. Szybko Jazzie musial podjac decyzje czy czekac na ojca zalozyciela naszego pieknego forum, Borysa czy jechac z nami do akademika. Szybka decyzja i juz bylismy w pieknym krakowskim autobusie z Telebimami (lol) i automatami biletowymi i zmierzalismy ku naszemu miejscu spoczynku (nie wawel)... Na miejsce doszlismy jak to nadmienil po drodze Qba: "Droga jest dwa razy dluzsza jak idziemy z torbami" a dla niego to i chyba z 5 razy dluzsza bo w ta podroz zabral torbe w ktora zmiescilby kontrabas. Na miejscu powiedzielismy pani ze "Arraving shortly will be TOM KLIMOWICZ" wazne bylo zeby przypadkiem nie napisala Tomasz bo to by Goom-Baya bardzo zdenerwowalo. Chwile posiedzielismy w naszych niesamowitych pokojach gdzie szybko znalezlismy Krakowskie nowinki techniczne tak jak np schowanie smietnika za drzwiami lodowki, bardzo szybko rowniez Qba wyczul zapach chmielu i juz bylo wiadomo ze pod oknem mamy imprezownie do ktorej trzeba uderzyc.

 

Spragnieni wrazen postanowilismy zobaczyc okolic naszego przepieknego akademika Alfa. Jednak na dole ku naszemu zdziwieniu pojawil sie najbardziej oczekiwany zlotowicz, byl to Gumbi we wlasnej osobie ktory postanowil zostawic torby przed swoim "Dentist Appointment" swoja droga z jego opowiesci wynikalo ze w swiecie koniczyny 10 razy drozsze jest naprawianie zebow. Dlatego tez na 4 dni zlotu mial zaplanowane tak intensywne wizyty ze ludzi takich jak Szak czy Master to chyba w ogole nie widzial? Wracajac do tematu, odstawilismy Gumbiego do czekajacej taksowki ( :shock: ) uprzednio uprzedzajac go o tym ze jesli to Przewoz ludzi to mozliwe ze bedzie musial przy placeniu oddac nerke. Chwile poszukalismy sklepu z alkoholem, nie znajdujac zadnego w promieniu wielu mil od hotelu ( :lol: ) uderzylismy do Karlika (?) gdzie ku mojemu zdziwniu nastalo Deja-Vu. Okazalo sie ze na pierwszym zlocie Krakowskim juz jakims cudem sie tam znalezlismy wiec moglismy tam sie czuc jak u siebie. Browarek pod parasolem razem z Kilym rozmowy o tym jak to Matka Lebrona zarobila na transferze do Heat i dwa piwa pozniej bylismy gotowi do kontynuacji naszych przygod.

 

Jedzenie w Dominium bylo niesamowicie przyjemne po tym jak sie okazalo ze Jazzie ma tam niesamowita znizke i ze kazdy moze z niej skorzystac. Nalezy tutaj pochwalic ludzi z Dominium za to ze tak jak caly Krakow maja manie zimna i w swoich niesamowicie przestronnych toalteach koedykacyjnych mieli wlaczony kaloryfer na 5, who does that? :? Nastepnym punktem naszego planu dnia bylo odwiedzenie upadlego meza stanu, o dziwno nie musielismy zaplacic. Tutaj oprocz ludzi ktorzy zdazyli w miesiac swoimi palcami wyrzlobic w "sarkofagu" dziury zmiazdzyla mnie babcia ktora pukala do Gen. Piłsudskiego Smh (:roll: ). Chwile spojrzelismy na Wisle a w tym czasie Jazzie i Gimmie probowali na prozno wytlumaczyc Gregowi stojacemu na parkingu za akademikiem gdzie ma jechac. Od poczatku bylo wiadomo ze czerwony pocisk na bank bedzie musial nadrobic trasy i ze do wieczora pewnie chlopakow nie zobaczymy. Jednak udalo im sie jakims cudem dojechac nie widzac miejsca znanego jako "No tam jest taka sciana z Graffitti!".

 

Gdy Greg i jego ekipa przyjechala to slonce jakos zaczelo mocniej swiecic, tak jakby ten Warszawski promyk nad lejacym sie upalem z nieba Krakowskiego dodal jeszcze splendoru temu spotkaniu. Oczywiscie wielki wklad miala w to tez Whisky dzieki ktorej powitanie stalo sie jakies wyrazniejsze i ciekawsze. Nastepnym punktem planu bylo dojscie "tu blisko" do tramwaju ktorym mielismy dojechac na dzielnice Kazimierz. Greg oczywiscie musial zadzwonic tutaj do Gumbiego, ktory w tym czasie lezal na stole dentystycznym, tu rowniez wymiana czulosci na tematy krolikow, kobiet i dentystow byly nieskoczone. Po drodze na Kazimierz miala miejsce akcja wyprowadzania blondynow z tramwaju, ktora ja jakos lekko przespalem siedzac sobie spokojnie. Na miejscu juz uderzyl nas specyficzny wyglad dzielnicy o ktorej chwile nam opowiedzieli organizatorzy. Pubik w ktorym zajelismy miejsca byl calkiem ciekawy, napisy na scianach po hebrajsku, dodatkowo jakies stare zdjecia i przyciemnione swiatlo dawaly dobry klimat tego goracego wieczora. Tutaj to wlansie poznalismy Gregorius badz jak powiedzial Gumbi Dziwnego Grega (who does that?) i rozpoczely sie rozmowy na tematy sportowe. Rozmawialismy i o zespole mlodziezowym, o tym jak wyglada w Polsce siatkowka, pilka reczna. Trzeba przyznac ze Gregorius ma wszechstronna wiedze i w naszym konciku stolu byly prowadzone bardzo ciekawe dyskusje. Po pewnym czasie na scene wszedl jeden i jedyny najbardziej wyczekiwany przez wszystkich Gumbi.

 

Dla mnie kolejnym punktem planu byla podroz razem z Gimmie, Gumbim i Gregoriusem (ktos tam jeszcze byl, ale nie pamietam zbytnio?) na zapiekanki. Gdzie odrazu nas Gimmie ostrzegl ze jak pojdziemy w najdluzsza kolejke to poczekamy dwie godziny. Dlatego postanowilismy uderzyc w okienko przy ktorym nie bylo naklejonego logo "zamkniete przez sanepid" i zamowilismy niesamowite zapiekanki. W zwiazku z brakiem pomyslu postanowilem wjechac w ser goralski co nie wiem czemu ale rozsmieszylo troche kolegow ;-) Gimmie troche mnie zaskoczyl mowiac ze w czasie gdy jadlem zapiekanke jakas kobiete za mna zabrala karetka. Nie wiem do dzisiaj czy robil sobie ze mnie jaja czy naprawde bylem tak pochloniety serem góralskim ze nie widzialem jak ktos zemdlal z wrazenia.

 

Nastepnym punktem wieczoru mial byc mecz forumowiczow by Night. Bylo mi dosc smutno ze nie moglem tym razem brac udzialu w tych potyczkach tytanow betonowych boisk. W zeszlym roku razem z Kfadratem gralismy do switu a nastepnego dnia bylismy tak polamani ze nie dalo rady chodzic. W drodze na betonowy Eden zobaczylem wielkie hordy ludzi i jak wiekszosc pomyslalem sobie "No tak idzie z nami Gumbi to na bank nam wpierdola" a okazalo sie ze to normalni ludzie tacy jak my, ktorzy tylko chca sie dobrze bawic. Niesamowicie dobre uczucie ze jeszcze gdzies w polsce ludzie tancza po nocach w parkach, rozpalaja grille, graja w kosza a inny wyciagaja ze smietnikow resztki niedopalonych papierosow mowiac "milej gry panowie". Tak jak mowilem koszykarski Eden powinien Krakow napawac radoscia i tym ze mogli goscic najlepszych z najlepszych. Na poczatku powmyslalem sobie ze pewnie zasne na lawce skoro przyszedlem w klapkach i nie bede gral, jednak zupelnie jak Zen Master w pewniej chwili mnie oswiecilo i postanowilem zajac sie rotacja obu zespolow tak zeby zawodnicy mogli rownomiernie dzierzyc pierwszenstwo picia z vodkowego-bidonu sily. Z samego meczu pamietam duzo podan w drzewa, duzo krzykow ale i doskonala atmosfere, ktora nie opuszcza naszych zlotow od lat. Bylo naprawde swietnie i ciesze sie ze rok temu jakas mala cegielke dodalem do tych niesamowitych nocnych potyczek.

 

Dzien - 10 Lipca roku Panskiego 2010 - Krakow - Alfa

 

Jakby ktos mnie mlotkiem budzi to po podrozy pociagiem, browarach i siedzeniu do nocy by mnie nie dobudzil. Zreszta jak i moich wspolokatorow. Wstalismy mega pozno jak to na wczasach, mielismy uderzyc gdzies na jedzenie. Pierwszym krokiem byl lunch bar w ktorym Qba szybko zauwazyl ze normalnie za musli z jogurtem z biedronki placimy jakies 64gr za porcje a nie 12zl wiec szybko z grupka osob wynieslismy sie do baru mlecznego. Niesamowicie skomplikowane menu przez ktore sam Qba stracil zupe a ja wypytalem Pania dokladnie co to kotlet z platkami przyspozylo nam troche klopotow. Jednak obiad za 10 zl z mizeria w ktorej nie bylo ani grama smietany i z cieplym kompotem w 35 stopniach mozna okreslic jedynie amerykanskim slowem Priceless. Trzeba nadmienic ze upal dominowal na tym zlocie w sposob tak niesamowity ze bedac pod prysznicem czlowiek sie pocil jak na saunie. Niesamowita pogoda, chyba pierwszy raz tak upalny zlot sie trafil.

 

Po jedzeniu Greg oznajmil ze nawet jak ma 5 kursow zrobic to i tak nie bedzie szedl na piechote bo wszedzie jest za daleko. Jak dojechalismy do hali znowu ucieszyl nas wyglad kompleksu sportowego na najwyzszym poziomie i widac bylo ze nasi organizatorzy staraja sie na kazdym kroku zeby nam dogodzic. Trapiony przez kontuzje chciaem sie przyspozyc w jakis sposob pomagajac zlotowo. Jazzie mial ze soba kamere to postanowilem pomimo prawdopodobnie nadchodzacych bluzgow o uciete nogi i niewidoczne obrecze ponagrywac walke naszych gladiatorow forumowych. O samej grze nie moge powiedziec za duzo bo skupialem sie na robieniu zdjec i nagrywaniu, potem probowalem troche pomoc w statystykach (pewnie stad te wypaczenia). 3 Point shootout byl bardzo ciekawy w tym roku, Kfadrat byl bardzo blisko zwyciestwa jesli dobrze pamietam ale i tak jak co roku krolowal Greg.

 

Po meczu odpoczywalismy w hotelu w pokoju Grega, ktory opowiadal o tym jak bal sie o swoje zycie kiedy o 30 kilo mniejszy Kfadrat spal nad nim. Zreszta tak samo u nas 20 kilo grubszy Qba spal na takich samych plytach ze skejki ktore tylko sie prosily o to zeby caly ciezar bedacy na gorze z impetem zwalic na dol. W pokoju Grega dzialo sie bardzo wiele, zarty sytuacyjne typu telefon po taksowke "ale prosze Pani my na rynek bedziemy szli 10 minut a El to 15nascie" pozostana w pamieci obecnych w tamtym miejscu na pewno na dlugo.

 

Tym razem podroz taksowka byla o wiele lepsza niz ta z dnia wczesniejszego, nie dosc ze tanio to i taksowkach lajtowy ktory odrazu zaczal opowiadac rozne historie. Dla kontrastu dzien wczesniej jak powiedzialem do taksiarza "dobra ma pan muze" to juz sie do mnie nie odezwal, o co chodzi z tymi fanami disco polo? Na miejscu w Sports Pubie poczulismy sie jak w domu, sciany zdobily sylwetki Michaela Jordana, Damona Stoudemire'a, jakiegos kolesia z NFL i mozna bylo poczuc ducha sportowego w pelni. Tu kolejny raz czlowiekiem o niespozytej energii byl Greg ktory w ciagu 90 minut powiedzial 220 razy Forlan, obojetnie czy przy pilce byli niemcy czy urugwaj. Tutaj tez rozpoczelismy whisky run i Grega "Jas na lodzie w coli" czy cos w tym stylu. Pieknie do meczu kilka takich whisky zamknelismy i powoli trzeba bylo sie zbierac na niesamowicie intensywny i goracy clubbing. Co prawda nie jestem wielkim fanem takiego lazenia po zadymionych i goracych miejsach ale tym razem bylo calkiem ciekawie. Pub ktory zostal wytapetowany rzeczami z PRLU prezentowal sie ciekawie, widac ze w Krakowie ludzie nie robia betonowych jump-otek gdzie dresy dra morde przy piosenkach jak Riverside motherfucker... Szybkosc byla niesamowita tych naszych zmian klubow, w kazdym trzeba bylo cos szybko wypic i tak zmienialismy. Jeden byl tak goracy ze nie mozna bylo wytrzymac, potem na dluzej zostalismy w Pieknym Psie (who does that?) gdzie Greg znalazl typiare ktora skakala szybciej niz kroliczki Duracella. Tam tez spilem sobie piwko z Karspem ktory szybkim i mocnym TRZY TYSKIE obudzil lekko przy tuszy barmana...

 

Nastepnym etapem naszych nocnych wycieczek bylo odlaczenie sie od grupy Grega i podazenie wlasnymi szlakami, tak tez trafilismy na Kebaba przy ktorym jak rozmawialem o Gruzji z Borysem to Karsp nam powiedzial ze nie mozemy prowadzic tej konwersacji jak prawdziwy radziecki cenzor ( ;) ). Jeszcze szybka wizyta w kiblu w McDonalds'ie gdzie musielismy z Borysem udawac gejow zeby 70-letnia pani cieciowa nas przepuscila na 1 paragonie i bylismy gotowi do drogi powrotnej na akademickie rejony. Po drodze jeszcze szybkie zaopatrzenie w browary i bylismy gotowi do Krakowskiego odpoczynku na trawce pod golym niebem. Bardzo fajnie sobie siedzielismy w koleczku a nikt nie dzwonil po policje czy nie darl sie ze mamy sie zamknac. Po powrocie dwoch Panow What happens in Cracow stays in Cracow poszedlem w kime i tak zakonczyl sie nad ranem dzien drugi zlotu.

 

Dzien - 11 Lipca roku Panskiego 2010 - Krakow - Alfa

 

Poranek uderzyl mnie swoja trzezwoscia i moim bolem glowy, juz wiedzialem ze jest to typowy dzien "Nie pije wiecej" ktory i tak bylo wiadomo ze zakonczy sie jakims trunkiem. Szybka wizyta w sklepie zabka z Qba wygladalismy jak Zombie powoli posuwajac sie o przodu aby zakupic wode na mecz. Szybkie zapakowanie sie w samochod, zjedzona pospiesznie pizzerka ktora pamietala jeszcze upaly z poprzedniego czwartku i bylismy gotowi do drogi. Na hali okazalo sie ze woda ktora kupilismy oczywiscie zostala w holu bo mam pamiec jak wielblad. Widzac Qby mine i slyszac "Przeciez ja tu zdechne" wiedzialem ze zwykle "sorry" nie ukroci jego mekki i problemow z odwodnieniem. Tak wiec pytajac dziewczyne Jazziego o droge dowiedzialem sie ze nieopodal plynie strumyk o nazwie biedronka tak czesto uczeszczany przez polakow wodopoj. I tak szedlem sobie w klapeczkach i spodenkach jeansowych (debil) i szedlem i szedlem i myslalem ze mnie k****ica strzeli w pewnym momencie, ale jak pokazala sie biedronka bylem zadowolony, jednak jak zwykle to przeciez na kacu by bylo za piekne zebym odrazu odnalazl otwarty sklep, akurat w niedziele musieli remontowac biedronke. Dalsza droga byla tragiczna, najpierw jakies malzenstwo mi powiedzialo ze mam isc do carrefoura potem w ogole w zla ulice wszedlem az na koniec znalalzem jakis maly sklep gdzie byla woda i musialem wracac. Caly trip zajal mi jakas godzine, niesamowite jak daleko od hali moze byc sklep kiedy czlowiek mija co chwile sklepy z felgami, fryzjerow, punkty xero ale ani jednego sklepu. Bez biedronki ten narod by zginal.

 

Po powrocie na hale przywital mnie Qba ktory chyba jako jedyny zauwazyl ze mnie nie bylo (chyba z powodu tej wody ktorej tak potrzebowal) no i juz moglem... odpoczywac. Chwile ponagrywalem jeszcze tyle ile zostalo miejsca na kamerze i w sumie tyle sie dzialo na sali.

 

Po wyjsciu znalazlem Borysa lezacego na lawce i Elwariato ktory powiedzial dwa monologi ktore mnie doszczetnie zmiazdzyly.

 

"Jednak trzy browary na sniadanie to nie jest dobry pomysl"

"A ja tu k***a zasnalem na lawce"

 

Po hali ogolnie juz towarzystwo przymieralo, ludzie sie powoli zegnali, pierwszy placz i smutek dalo sie odczuc wsrod wszystkich pozostalych zlotowiczow. Powrocilismy na chwile do hotelu a potem do niesamowitej Azjatyckiej knajpki gdzie ladna Pani kelnerka polecila mi kurczaka, ktory byl podany na skwierczacej patelni, niesamowity obiad. Po browarku z Qba i bylismy gotowi do kolejnych pozegnan. Odjezdzali zasluzeni zlotowo Warszawiacy, niektorzy rowniez sie zegnali i juz bylo czuc nostalgie porownywalna do tej ktora odczuwa sie tuz po Swietach Bozego Narodzenia. Greg byl jeszcze na tyle milym taksowkarzem (lol) ze podrzucil nas do hotelu gdzie juz czulismy nadchodzace zmulenie i odpoczynek. Rowno 11 minut po pozegnaniu z Borysem otrzymalem od niego telefon, najpierw niechcialem odbierac bo myslalem ze moze wisze mu jakies pieniadze z nocy kebabowej. Jednak po chwili okazalo sie ze biedak nie ma gdzie sie podziac i musimy go przygarnac. Do jego przyjscia brylowaly zarty o tym ze bedzie mial taka specjalna ortalionowa torbe w ktorej przyniesie kocyk i rzeczy z bazaru. Zamulenie siegnelo zenitu gdzies po 10 minutach, Borys wyciagnal z torby recznik i myslelismy ze naduzywajac naszej goscinnosci bedzie chcial sie wykapac on jednak rozlozyl go w najbardziej oswietlonym miejscu pokoju. Zdjawszy buty i przewrociwszy sie na bok obaj z Qba zaczeli chrapac jak oddzial zolnierzy po nocnej warcie tak ze nie moglem zasnac przez jakies 67 sekund. Kily w czasie naszego 4 godzinnego snu zdazyl zwiedzic Krakow i pewnie jeszcze i Wieliczke udaloby mu sie uderzyc bo spalismy jak zabici.

 

Po godzinie 19 Power-shower i na miasto gdzie czekal na nas Goom-bay, ktory to przez godziny byl u stomatologa a potem zwiedzal Krakow. Na miejscu postanowilismy cos zjesc i skonczylo sie na najgorszym kebabie ever. Tak jak wczesniej nie dostalem smietany do mizerii to tutaj sosu do tony gumowego miesa. Qba i Kily ogladali mecz przed budka z kebabami a my z Gumbim podziwilismy Krakowskie kamienice i gadalismy o pierdolach. Nastepnym punktem wycieczki bylo ogladanie finalu przy ogrodku, gdzie zgromadzily sie rzesze fanow, mlode hiszpanki spowodowaly u nas zachwyt swoimi okrzykami. Szczegolnie gdy Kuba nadmienil ze w polsce krzyczy sie "pepsi cola cola pepsi nasi chlopcy sa najlepsi co ma sie ni jak przy spiewach tamtych hiszpanek. Jedna nawet chciala Gumbiego poderwac na "komu kibicujesz" jednak biedak nie doslyszal i odpowiedzial Poland, ot ci Irlandczycy.

 

W czasie meczu jeszcze zobaczylem pokaz akrobatyczny zrobiony niesamowicie dobrze, ludzie z bebnami pozniej jeszcze uderzyli pod ogrodek piwny i grali w czasie meczu, niesamowity klimat. W dalszej czesci naszych przygod zostalismy oszukani przez Pania pod parasolami bo dala nam karte z deserami po czym powiedziala ze nie da rady nam nic zrobic juz. Walnelismy driny, potem do hotelu gdzie po drodze Qbai Gumbi przesadzili totalnie kupujac hot-dogi rozmiarow shotgun'a z gry Duke Nukem. I tak zakonczylismy ten niesamowicie barwny dzien zlotowy.

 

Dzien - 12 Lipca roku Panskiego 2010 - Krakow - Alfa

 

Wstalismy rano po tym jak ludzie darli morde na dole, nikomu niechcialo sie wychodzic bo wiedzielismy ze to juz koniec naszego zlotu. Jednak jak mus to mus, szybko sie wymeldowalismy uprzednio zabierajac zawartosc lodowki, uzywajac recznikow do mycia butow i tym podobnych ekscesow ktore kazdy robi opuszczajac takie miejsce (lol).

 

W drodze na dworzec prawie sie nie zabilem w autobusie ale na szczescie Gumbi jakims cudem i swoimi mocami powstrzymal mnie. Reszta dnia przebiegala pod znakiem zwiedzania, jedzenia i odwiedzin w galerii krakowskiej gdzie Gumbi otrzymal darmowa kawe z mojej kart z 2007 bo pani powiedziala "Daj mu, widac ze z Irlandii". Na rynku jeszcze zdazylismy pokopac golebie, zadziwic sie facetem ktory mial wytatulowane na lysej glowie napisy WISLA i jeszcze grupa Meneli w KFC bluzgajacych na anglika. Multum wrazen ktore nas otaczaly byla niesamowita, tak samo jak Panowie z NSZZ Solidarnosc ktorzy wywalczyli wolnosc i przez 45 minut nam nad uchem Pod Krzyzykiem opowiadali.

 

Na koniec Kily odprowadzil nas na pociag, Gumbi odszedl do stomatologa i tak zakonczyl sie zlot. Dodatkowo podroz pociagiem byla meczaca, nie pomyslalbym ze Azjaci moga czlowieka tak niesamowicie wymeczyc poprostu samym gadaniem.

 

Rozpisalem sie jak nigdy wiec nie bede po kolei pisal co komu zawdzieczam na tym zlocie. Chcialbym podziekowac wszystkim, ktorzy przyjezdzaja na te nasze spotkania. Naprawde dobrze jest sie co roku spotkac w podobnym gronie i porozmawiac o Nba, posmiac sie lub poprostu pozamulac.

 

Dzieki wielkie raz jeszcze i na koniec jedno foto zlotowe ktore chyba wszyscy znaja:

 

Dołączona grafika

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na zlot dostałem zaproszenie od Gimmiego, bo oczywiście nie czytam wszystkich działów forum tylko jestem mega maniakiem fantasy.

Ucieszyłem się, że salka jest zaklepana na AGH gdzie graliśmy z Gimmiem wielokrotnie i gdzie mam rzut beretem od domu.

Więc przydrałowałem do Was w sobotę. Gdy pod halą zobaczyłem czerwoną strzałę z rejestracją UTAH od razu zrozumiałem, że niezłe z Was enbijejowskie świry.

Na salce byłem „zajebisty” zdobyłem 2 pointsy, 8 reb, 3as i 6 strat!!! Prawdziwy air Jordan :wink:

Kfadrat którego sobie wybrałem do krycia okazał się prawdziwą bestią! Niczym Sir Charles, po prostu nie do zatrzymania pod koszem, świetny rzut z dystansu i great vision.

Greg00 niczym KG w obronie rozdawał czapę za czapą w tym ze 2 na mnie i trafiał na świetnej skuteczności z dystansu.

Qba po kilku trafieniach z 20 metrów zaczął latać niczym D-Wade po całej Sali i był nie do zatrzymania ………….do 5 nad ranem.

Kily spokojnie punktował przy każdej okazji niczym Reggie Killer Miller i wskoczył do finału Foot locker 3pt shootout z pool position.

I tu muszę wyjaśnić, że w finale Gimmie postawił na Grega, a ja na Kfadrata, który był dla mnie MVP All-star weekend. W dogrywce Greg trafił 10 co było świetnym wynikiem, lecz Kfadrat wystartował niczym Larry Bird trafiając 7 z 9 pierwszych rzutów i już zastanawiałem się na co wydam ten miliom $ lecz niestety skończyło się na 9 trafieniach i teraz będę musiał spłacać Gimmiego do końca życia…

Ogólnie All-star weekend był na wysokim poziomie i nie zabrakło prawdziwych gwiazd (może poza MJ z plant) był Karl Malone, Szak, oraz wybrany największą liczbą głosów Yi.

Wrócił też Rodman w osobie Elvariato.

Wszyscy robili swoje nawet obecny był profesjonalny fotoreporter w postaci Fartmana.

Ja byłem Rookie więc nie udzielałem się zbyt wiele, ale przynajmniej nauczyłem się waszych ksywek oraz zamieniłem kilka zdań prawie z każdym z Was.

 

Rozbawiliście mnie z tym miasteczkowym Gettem, ja się tam od przedszkolaka wychowałem i gram tam basket-beera do dzisiaj. Musicie wpaść w juwenalia na basket-grilla wtedy zaznacie prawdziwego getta :evil:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ty masz 1 in row po ostatnio rocznej absencji :D

Ja mam tez 5 in a row w tym pierwszy najlepszy zlot na którym nie byliście. Więc mnie dogoniliście, a nie wyprzedziliście. Teraz zacząłem nową serię, biaaatch!

łotewa, anyłej (lol) za rok cie zjemy bo bedzie juz 6 in a row ;-) Repeat 3-peat :]

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to teraz moja pora na wpis . Sorki ze tak późno jednak dopiero teraz znalazłem chwile czasu aby napisać zdań parę. Przede wszystkim był to jak dla mnie najlepszy zlot w historii (co oczywiste skoro jednocześnie to mój pierwszy zlot) .

 

Piątek

 

Zlot zaczął się dla mnie od knajpy Ulica Krokodyli gdzie dotarłem parę minut przed 20. Ponieważ nikogo jeszcze nie było intuicyjnie zająłem zarezerwowane stoły popijając Browarka. Jakoś przy drugim (tj 10-15 min pożniej) postawiłem przedzwonić do Jazzmana gdzie jesteście. Uspokojony informacja czekałem na was popijając, gdy po waszym wejściu spotkała mnie pierwsza wielka niespodzianka. Gimmie okazał się kolegą z drużyny z KNBA oraz (co jeszcze zwiększyło zaskoczenie) sąsiadem. Pierwsza grupa poszła po kultowe zapiekanki „u Kędziora” natomiast reszta mogła oddać się dyskusji. Dyskusji mogło nie być końca biorąc pod uwagę wiedzę zgromadzonych. Na szczęście rozmowy nie zostały zdominowane tylko przez NBA. Następnie z kolejną grupą głodnych zlotowiczów udałem się po mniej kultowe(a właściwie całkiem zwyczajne) zapiekanki na placu nowym. Fart zamówił z serem od górala jednak ja i Monty woleliśmy bardziej tradycyjne przysmaki. Gimmie tym razem tylko nam towarzyszył. Podczas szamy karetka kogoś zabrała ale kto by się tym przejmował. Po powrocie szybka decyzja : zamawiamy transport (mimo że przecież blisko było) i jedziemy pograć w kosza. Przed grą jeszcze szybka wizyta w sklepie bo przecież „cza się pokrzepić troszku”. Miasteczko studenckie jak zwykle zyło w nocy. Grille, śpiewy i alkohol. Klimatyczne miejsce. Pierwsze boisko miało nową nawierzchnie (szklana) więc przenieśliśmy się na drugie i po szybkim podzielę na dwie drużyny pograliśmy z 3h.

 

Sobota

 

Rano po wstaniu szybkie sprawdzenie co się stało na świecie ,dwa śniadania i szybki transport razem z Gimmie na sale. Tam podział na trzy drużyny(mi taki podział pasował tym bardziej ze graliśmy w składach zbliżonych do tych z nocy) . Gra naprawdę na niezłym poziomie i szkoda że następna szansa na wspólną grę będzie dopiero na następnym zjeździe. Po grze kilku godzinna przerwa na obiad i ponowne spotkanie w knajpie aby oglądnąć mecz o trzecie miejsce na MS miedzy drużyną 11 Forlanów a Niemcami (w składzie których sądząc po okrzykach Greg00’a było również paru Her Forlanów). Miłe rozmowy podczas oglądania meczu ,a następnie wyjście na bounsy. Po drodze jeszcze krótka rozmowa z dziewczyna rozdającą ulotki i zniżki na alkohole (Między innymi o warunkach jej pracy) i znaleźliśmy się na placu Szczepańskim w „Społem”. Lokal przypominający o PRL ,bez klimatyzacji ale za to dosyć zatoczony. Dla mnie tam zakończyło się wyjście w tym dniu.

 

Niedziela

 

Zaczęła się od afery kluczowej na Sali jednak po chwili kiedy wszystko się wyjaśniło mogliśmy przystąpić do gry. Tym razem graliśmy w dwóch zespołach i pomimo pewnych braków kondycyjnych po nocy gra wyglądała naprawdę dobrze. Żałuję tylko ze tak słabo mi siedziała 3. Gdyby zebrać wszytskie moje cegły z tych dwóch dni myślę ze solidny mur moglibyśmy zbudować. Po meczu pojechaliśmy na obiad do chinskiej knajpki gdzie nastąpiło smutne pożegnanie. Łzy lały się mocno i tylko myśl o kolejnym zlocie ratowała nas o depresji.

Podsumowując naprawdę zlot uważam za bardzo udany. Stanowicie świetną grupę ludzi wśród których dobrze się czułem i bawiłem. Już nie mogę doczekać się kolejnego zlotu mając nadzieję że uda mi się na nim pojawić.

Na zakończenie kilka słów o każdym:

 

Karl malone – sprawia wrażenie bardzo sympatycznego. Bardzo rozsądna gra z wielka korzyścią dla zespołu w którym grał

Monty - Hodowca królików. Zawsze uśmiechnięty z siła spokoju znosił kolejne żarty ze swojej osoby. Podczas gry robił wszystko: rzucał, podawał, blokował. Raz po raz wbijał się pod kosz skutecznie punktując. Dodatkowo zdobył 3 bramki podając do bramek znajdujących się za koszem.

Fartman – Spokojny i inteligentny. Pokazał swoje powołanie do trenowania trzymając nas za mordę podczas nocnego grania .

Elwariato – twardy zawodnik. Oddany fan Utah co możną było zobaczyć po jego dziarach.

Kily - niesamowicie spokojny człowiek. Po sposobie pisania wyobrażałem go sobie jako starszego niż jest w rzeczywistości. Olbrzymia wiedza o NBA i nie tylko. Swietny kumpel do rozmowy. Mam nadzieje że będzie okazja w zbliżającym się roku akademickim.

Kfadrat – jego gra była połączeniem Harlem Globtroters z twardością którą pokazał walcząc o każdą zbiórkę. Człowiek skała który sprawia wrażenie że zawsze można na nim polegać.

Borys – Mega pozytywny człowiek. Bardzo zrównoważony zarówno podczas gry jak również podczas rozmowy. Należą mu się wielkie podziękowania za stworzenie strony dzieki której mogliśmy się zebrać

Szak – niestety nie udało nam się porozmawiać. W kosza bardzo ruchliwy i twardy przeciwnik. Aż dziw bierze że miał takie statystyki bo wyglądało to w grze zdecydowanie lepiej.

Michalik - za to że się pojawił, fajna koszulka Yi

Greg00 – Fooooorlan :D . Bardzo małomówny. Praktycznie nic nie mówił cały zlot. Nic a nic;-). W grze trudny przeciwnik co już wiedziałem jak na wstępie trafił pod rząd kilka razy za trzy na miasteczku studenckim. Straszył blokiem niczym Mutombo blokując czasem po dwa razy w jednej akcji. W ataku wolał konstruować akcje niż wykończać jednak pare razy pokazał ballhandling najwyższych lotów.

air_mj – Cieszę się ze była okazaja poznać. Miło się rozmawiało jak również grało przeciw niemu. Do minusów zaliczyłbym ze za szybko biega co zdecydowanie utrudnia krycie go(i męczy)

Master – Cichy morderca podczas gry w kosza. Bardzo pozytywny koleś.

KarSp - Udowadnia swoją gra na boisku że w koszu nie liczy się wzrost ,a serce które posiadamy do tej gry.

Qba – El profesor . Rewelacyjnie mi się z nim grało w jednej drużynie. Rewelacyjnie kontrolował tempo gry. Wielki szacuj za to jakim jest człowiekiem nie tylko na boisku a przede wszystkim poza nim.

Jazzman – Wielkie brawa za ogarnięcie całego zlotu i organizacje w która włożył masę pracy. To dzieki niemu i Gimmie zlot był tak udany.

Gimmie – dla mnie wielkie zaskoczenie i to podwójne. Raz że się znaliśmy wcześniej dwa że mieszkamy 100m od siebie. To że jest kapitalnym człowiekiem wiedziałem już wcześniej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ty masz 1 in row po ostatnio rocznej absencji :D

Ja mam tez 5 in a row w tym pierwszy najlepszy zlot na którym nie byliście. Więc mnie dogoniliście, a nie wyprzedziliście. Teraz zacząłem nową serię, biaaatch!

jak możesz mieć Monty serię 5 in a row skoro było 6 zlotów, a na zeszłorocznym Cię nie było? :] widzę, że przejmujesz od anglosasów problemy arytmetyczne :wink:

 

Dodatkowo podroz pociagiem byla meczaca, nie pomyslalbym ze Azjaci moga czlowieka tak niesamowicie wymeczyc poprostu samym gadaniem.

na przyszłość pamiętajcie, że w pociągach IC w ramach tej samej klasy można dowolnie zmieniać miejsca (nikt nie sprawdza jaki nr masz na bilecie) :lol:
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem, czy Monty nie zaliczył do zlotów także jakiegoś/jakichś pomniejszych spotkań grupowych, które wiem, że kiedyś miały miejsce, np. chyba przy okazji ASG. Zależy jak policzyć, dla jednych to był kanon, dla innych raczej nieoficjalny "odprysk" :wink:

 

Wszystkie transfery już przekroczone, cokolwiek chciałem ściągnąć :(

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.